wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział 107.




Obudziłam się następnego poranka wypoczęta jak już dawno nie byłam. Spojrzałam na moją małą, która równomiernie oddychała, z tyłu Louis łaskotał mnie swoim zarostem w rękę. Lily przewróciła się z boczku na plecy, Lou zrobił tak samo. Spojrzałam na małą jej usta były czerwoniutkie, a nosek miała zimny, choć przykryta była po szyję kołdrą. Podparłam ręką głowę. Długie blond włoski Lily opadały jej na czoło, a te dłuższe łaskotały nos. Nagle ni stąd ni zowąd kichnęła. Otworzyła oczka, aby je za chwilkę zamknąć. Po kilku minutach byłam pewna, że Lily znów śpi. Wstałam po cichu i ubrałam koszulkę z Bobem Marley’em, normalnie uwielbiam tego gościa. Nałożyłam czarne luźne spodnie i błękitną bluzę. Zeszłam na dół, by przygotować śniadanie. Zaparzyłam kawy dla mnie i Louisa, a także kanapeczki z miodem dla Lily, herbatka czekała na nią w różowym plastikowym kubeczku, jak zawsze. Zrobiłam grzanki z szynką i serem, zjadłam swoją porcję. Wzięłam do ręki telefon Louisa, były tam zdjęcia Harry’ego i Lily z basenu.
Uwielbiają się nawzajem… :)
Usłyszałam nawoływania z góry.
-Mama.
Weszłam po schodach na piętro.
Moja księżniczka stała i poprawiała włoski, tak, żeby nie spadały jej na oczy. Wyciągnęła rączki, wzięłam ją i zamknęłam drzwi do sypialni.
-Jak ty się wydostałaś?
-Hop!- powiedziała.
-Przeskoczyłaś?
-Nie.
-To jak.
-Hop!- uśmiechnęła się i dała mi całuska w policzek.
Zjadła śniadanie, przy mojej małej pomocy, Louis zszedł na dół około godziny 9:30, przywitał się z nami i usiadł do jedzenia.
-O której masz samolot?
-O 14:30.
-A to masz jeszcze czas.
Przytaknęłam.
Po wczorajszej burzy na niebie nie było żadnej chmury, słońce świeciło.
-Może pójdziemy na spacer we troje do sklepu muzycznego, chciałam kupić nową płytę Lorde.

-Ok.
Lou poszedł się ubrać, a ja w tym czasie ubrałam Lily w białą sukienkę, a na jej nóżki nałożyłam żółte crocsy. Lou zszedł na dół, sięgnęłam po torebkę i wyszliśmy. Lou prowadził wózek, ja szłam obok.  Lily szła obok wózka i trzymała się go. Przechodzące obok dziewczyny chichotały i gadały coś do siebie. Żadna z nich nie miała odwagi podejść. Po 20 minutach dreptania, Lily zmęczyła się i wsiadła do wózka, doszliśmy do sklepu, kupiłam co chciałam i poszliśmy w stronę parku. Tam Lily zajadała dużego lizaka w kształcie serca, a my rozmawialiśmy siedząc przy fontannie w centrum parku. Po zjedzeniu, a właściwie oddaniu mi swojego lizaka Lily goniła gołębie. Od czasu do czasu, albo ja, albo Louis mówiliśmy do niej Uważaj, bo się przewrócisz.
Ale ona biegała dalej. Około 13:00 wróciliśmy do domu. Spakowałam ostatnie rzeczy. Lily weszła do sypialni. Louis w tym czasie brał prysznic. Ukucnęłam i wyciągnęłam ku niej ręce. Podbiegła i dała mi buziaczka.
-Będziesz za mną tęskniła?
-Tak, bardzo.
-Kocham cię, kwiatuszku.
-Ja ciebie też.
Przytuliła się do mnie, a ja ją pocałowałam ją w główkę, z trudem powstrzymywałam łzy.
-Mogę się do was dołączyć?- spytał Louis.
-Tata, chodź.
Lou podszedł i przytulił nas obie, najpierw całując w główkę Lily, a potem w usta mnie.
-Muszę się zbierać…- powiedziałam, Lily otarła niezręcznie paluszkiem łezkę w kąciku mojego oka.
Dała mi jeszcze jednego całuska.
-Będziesz grzeczna u babci?
-Nie.
-Dlaczego?- spytałam.
-Bo Lizzie mi dokucza.
-Jak ci dokucza?
-Zabiera mi słonia od wujka Zayna.
-A co z jej słoniem?
-Ja go mam.
-No to już musicie się dogadać.- westchnęłam.
Louis nałożył czarne rurki i szarą koszulkę. Zniósł moją walizkę na dół. Nie chciałam, żeby Louis z Lily jechali ze mną na lotnisko, bo może wyjść z tego tak, że nie pojadę. Kierowca zapakował moją walizkę do bagażnika. Lily dała mi mocnego buziaczka, Louis tak samo, aż mnie przechylił do tyłu.
-Do zobaczenia…- powiedział.
-Papa.- pomachała mi Lily.
-Papa.- szepnęłam i pomachałam im przez szybę w samochodzie.
Po 20 minutach lekko podłamana znalazłam się na lotnisku, ale widok mojej ekipy uszczęśliwił mnie. Przytuliłam wszystkich. Eddie był zaskoczony moją reakcją.
-Myślałem, że po ostatnim koncercie, mnie znienawidzisz…
-Ja? Znienawidzić ciebie? Chciałbyś…
Uśmiechnął się szeroko.
Wsiadłam do samolotu i oświadczyłam, że Rosie rusza na podbój USA…

Dzisiaj trochę później niż zwykle... Dziękuję, za tyle wyświetleń i komentarzy, których jest coraz więcej!!!  Do jutra!!! :)

1 komentarz:

  1. Wiesz jest później, a ja i tak dopiero teraz go czytam, głupio mi!
    Jest świetny! Piękny! Dlaczego Cam musi jechać w ta trasę, teraz kiedy pogodzili się z Lou! Mam nadzieje ze szybko się ponownie zobaczą!
    Marzena ze Sląska

    OdpowiedzUsuń