poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział 106.



-Co ty tu robisz?- spytałam szeptem.
-Mam przerwę…
-Ale, co, jak…
-Wpuścisz mnie?- uśmiechnął się.
Kiwnęłam głową.
Nie widziałam go na żywo od około połowy marca. Zarost na jego twarzy był bardziej wyrazisty, zmienił fryzurę, grzywka nie była postawiona do góry, ale leżała swobodnie na boku.
Louis wszedł do środka.
-Czemu jesteś mokra?- spytał.
-Dług...- nie dokończyłam, bo do salonu wszedł Eric i widocznie się ucieszył na widok drugiego faceta.
-Lou!
-Eric?! Co ty tu robisz?
-Jestem z Kris i Willem na krótkich wakacjach u siostry.
Do salonu weszła Kris i trzymała Lily na rękach. Will szedł i chował się za mamą. Lily, gdy zobaczyła tatę zerwała się, a ciocia postawiła ją na ziemi.
Mała pobiegła, a Louis wycałował ją mocno.
-Matko, jak się stęskniłem za wami…- powiedział Lou, a ja momentalnie poczułam wzrok Kristen na sobie.
Nie wiem czemu, ale uśmiechnęłam się na widok chłopaka, bo prawda jest taka, że za nim tęskniłam.
-Eric, chodź na górę przebierzesz się.- zarządziła Kris, wzięła Lily na ręce, a Willa złapała za rączkę.
-Lily, pokażesz Willowi swój pokój?
-Tak.
Ruszyli na górę. Eric za nimi zostawiał mokre ślady. Lou odłożył torbę i złapał mnie za rękę.
-Teraz się widzimy… Co mi powiesz…- spytał zawadiacko.
-Że tęskniłam…- odparłam po chwili z deka nieśmiało.
Zostałam przyciśnięta do ściany, a na ustach poczułam miękkie wargi mojego chłopaka. Jego dłonie błądziły po moich plecach. Chłopak oderwał się.
-Czyli co, znów jesteśmy parą?
Uśmiechnęłam się i musnęłam jego usta.
-Jesteś mokra…- powiedział i spojrzał na mokrą plamę na ścianie oraz jego mokrą koszulkę.
-Ups. Chodź na górę.
Wziął torbę i weszliśmy do naszej sypialni. Ja szybko przebrałam się, a Lou poszedł się odświeżyć po locie. Kristen wyszła z jednego z pokoi gościnnych.
-I?- spytała.
-Dobrze.- uśmiechnęłam się szeroko i zajrzałam do dzieci. Lily siedziała i tłumaczyła Willowi, jak stylowo ubrać lalkę. Chłopak, gdy zrobił coś źle został skrzyczany i poprawiony przez moją córkę. Ubrana w krótkie materiałowe spodenki i czarną koszulkę. Powycierałam schody z wody, którą wniosłam z basenu razem z bratem. Zabrałam się za robienie Lasagne.
Po 40 minutach była gotowa, a cała zgraja siedziała w jadalni i zjadała. Po zjedzeniu posiłku do końca dnia przesiedzieliśmy na tarasie.

Tydzień później…
Eric z Kris i Willem pojechali na kilka dni do H.Ch. Ja natomiast razem z Lily i Louisem dzielimy wspólnie wolny czas. Jutro z rana wylatuję do Ameryki na 2- miesięczną trasę. Lou zresztą za kilka dni także wraca do śpiewania, chłopcy kończą trasę po Europie. Spakowałam się i podczas gdy Louis pojechał do Liama na chwilkę postanowiłam nakręcić filmik dla Lily, mała bawiła się w ogrodzie i zjadała truskawki z bitą śmietaną. Przysiadłam na leżaku i włączyłam kamerę.
-Lily co teraz robisz?- spytałam.
-Jem.
-A co jesz?
-Tfuskawki…
-A smakują ci?
Pokiwała głową i wsunęła do buźki kolejną porcję.
-Mama?- spytała po przełknięciu.
-Tak?
-A co ty lobis?
-Kręcę jak jesz.
-Ale ja bzydko jem.
-Jesz ślicznie.
Uśmiechnęłam się do siebie. Moja mała całą twarz miała pełną bitej śmietany.
Odsunęła miseczkę.
-Koniec…- rozłożyła rączki.
-Najadłaś się?
-Tak.
Lily skrzyżowała rączki na klatce piersiowej.
-Zaśpiewam coś.- powiedziała.
-No to słucham…
Zaczęła nucić OWOA i śmiesznie ruszała bioderkami. Śmiałam się głośno. Potem zaczęłam głośno wiwatować, a ona ukłoniła się i wróciła do piaskownicy. Skierowałam kamerę na siebie, mrugnęłam do obiektywu okiem i uśmiechnęłam się. Wyłączyłam nagrywanie. Odłożyłam kamerę na stolik i położyłam się na trawie dwa metry od piaskownicy. Podparłam głowę ręką i patrzyłam się na bawiącą małą. Dochodziła 17:00, Lily na białym talerzyku podała mi piaskową babkę.
Udałam, że ją zjadam, a ona wówczas śmiała się. Zrobiło się trochę chłodno, a na mój nos spadła kropla deszczu, sine chmury opatuliły niebo = burza.
-Lily, idziemy do domku, muszę cię spakować do babci.
-Ja chcie źośtać w domu.- popatrzyła na mnie spod brwi.
-Ale będziesz musiała pojechać do babci…
Wzięłam kamerę ze stolika i talerzyk Lily. Złapała mnie za rączkę i weszłyśmy do domu. Zamknęłam szklane drzwi od tarasu. Wzięłam małą na ręce i weszłyśmy na piętro. Tam spakowałam małej różową walizeczkę, pełną różnorakich ubrań. Po 1,5 godzinie usłyszałam grzmoty i zobaczyłam błyski na dworze, a Lily przytuliła się do mnie. Panicznie boi się burzy. Wzięłam ją na ręce i wtuliła się.
Głaskałam ją po głowie, a ona popłakiwała. Usiadłam z nią na łóżku. Zamknęłam okna. Wykąpałam Lily, która spoglądała na okno i wzdrygała się gdy błyskało.
Potem bawiłam się z nią lalkami. O 21:00 zasnęła, a ja wzięłam szybki prysznic. Deszcz lał się hektolitrami z nieba.
Ubrałam piżamy i około 22:00 położyłam się do łóżka. Obudziłam się jakoś za chwilkę, bo Louis musnął moje czoło. Z jego włosów kapały pojedyncze krople, jak podejrzewałam deszczu.
-Zaraz przyjdę.- powiedział, gdy ściągał koszulkę. Przesunęłam się na swoje miejsce.
Po 5 minutach usłyszałam szum wody z prysznica. Za kilka minut szum ucichł, Lou wszedł do sypialni. Położył się obok.
-Dalej pada?- spytałam.
-Tak, zaraz znowu zacznie błyskać.
Wszedł pod kołdrę i przytuliłam się do niego. Uniosłam głowę i musnęłam mu usta. Złapał mnie za biodra i uniósł je, tak żebym usiadła na nim okrakiem.
Odgarnęłam do tyłu włosy. Przejechałam palcem po jego nagiej klatce piersiowej. Uśmiechnął się.
-Wiesz, chciałbym się znów poczuć…
 -Tak jak kiedyś…- dokończyłam.
-Właśnie…
Zniżyłam twarz i namiętnie pocałowałam go w usta, Lou usiadł. Chłopak ściągnął mi koszulkę i spodenki. Zabraliśmy się do wiecie czego…
Około 1 obudziłam się, zachciało mi się do toalety, więc ubrałam się w piżamy, a gdy przechodziłam koło Louisa, chłopak obudził się i założył bokserki. Przewrócił się na prawy bok i spał dalej. Załatwiłam potrzeby i wróciłam do chłopaka i zasnęłam.
W nocy obudził mnie płacz Lily, zerwałam się i pobiegłam. Zapaliłam światło. Wyciągnęła do mnie rączki, a z jej oczu poleciały kolejne łzy.
-Czemu płaczesz?- spytałam.
-Buzia (tzn. Burza)
Uspokoiłam ją, ale gdy tylko chciałam ją położyć do łóżeczka, zrywała się i znów zaczynała płakać. Lou przyszedł.
-Co jest?
-Boi się burzy.
-To weź ją do nas…
Zgasiłam światło i położyłam małą przy ścianie, ja spałam na środku, a Lou na brzegu. Mała wtuliła się w moją klatkę piersiową, a Louis objął od tyłu. Tak spaliśmy do rana.


Mam nadzieję, że się wam podoba, miłego czytania i do jutra!

3 komentarze:

  1. super ! czekam na nexa ! love xx

    OdpowiedzUsuń
  2. spk kolejny szynko ubustwiam tego bloga znów są razem :) fajnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogromnie się ciesze, że Cam pogodziła siè z Lou! Moja intuicja mnie nie zawiodła i to Lou do niej przeszedł! Wlielka szkoda, że się miną, właśnie teraz gdy się pogodzili! Uczcili to czymś bardzo miłym i przyjemnym!
    Dziękuje Ci za ten rozdział i wyczekuje następnego!
    Marzena ze Śląska

    OdpowiedzUsuń