sobota, 21 grudnia 2013

Epilog.



13 lat później…
-Cholera jasna, znów mi na nic nie pozwalasz…- krzyknęłam ojcu w twarz.
-Pozwalam ci na wszystko…
-Jaja sobie robisz?!  Wydajesz kasę na Eleanor i swoje nowe dziecko…- powiedziałam z sarkazmem- a mi nie pozwalasz iść na imprezę z moim chłopakiem.
-Nie będziesz się szwędała po klubach.- wrzeszczał.
Zrzuciłam talerz ze stołu i poszłam ubrać buty.
-Gdzie się wybierasz?- spytał wnerwiony na maxa.
-Nigdzie, nie twoja sprawa.
Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
-Powiem ci jedno…- syknęłam- mama by mnie zrozumiała.
Puścił mnie, a ja założyłam botki i wzięłam płaszcz, sięgnęłam torebkę i wyszłam z domu.
Nienawidzę cię- powiedziałam jeszcze, gdy wychodziłam.
Jechała taksówka, pomachałam ręką, pojazd zatrzymał się. Podałam adres i kierowca ruszył, po 20 minutach zaparkował i wręczyłam mu 30 funtów. Zapukałam do drzwi.
-Lily, co ty tu robisz?
-Jest ciocia Cara?
-Nie ma, wyszła z Valentiną i Rosie na spacer, Nathan uczy się na górze, a Elliot bawi się.
-Mogę z tobą pogadać?
-Tak, wejdź.
Zimowy powiew wiatru jeszcze bardziej zachęcił do wejścia do środka. Usiadłam na kanapie.
-Co się stało?
-Czy wy też wszystko zabraniacie Nathanowi, czy Rosie. O Valentinę i Elliota się nie pytam, bo to jeszcze dzieci…
-Co masz na myśli?
-Na przykład: Wyjścia do kina, do klubu itp.
-Ja pozwalam im, ale z umiarem.
-No widzisz, a mój ojciec na nic mi nie pozwala, nawet wyjść ze swoim chłopakiem na spacer.
-Oj Lily zrozum go, jesteś jego oczkiem w głowie…
-…ale czy on musi być tak nadopiekuńczy?
-… bardzo cierpiał po stracie twojej mamy, być może przypominasz mu ją…
-… ma teraz Eleanor, zrobił sobie z nią dzieciaka…
-Nie mów tak to jest twój brat…
-… żaden brat, bachor, który drze ryja po nocach… No i Eleanor… To jest dopiero...
-Nie możesz tak mówić o niej, wychowała cię…
-Nie wujku, to ciocia i ty mnie wychowaliście, on sobie znalazł ją…- zaakcentowałam ostatnie słowo.
-Lily, zrozum go, może nie pozwala ci chodzić do klubów z jakiegoś określonego powodu…
-… co masz na myśli…
-Nie wiem, może twojego chłopaka…
-Nie rozumiem…
-Co jak co Lily, ale masz już 17 lat…
-… no właśnie… jestem prawie dorosła…
-… a ten twój chłopak do najgrzeczniejszych nie należy, tatuaże itd. 
-Zapomniałeś, że sam też jesteś wytatuowany?
-Nie, nie zapomniałem, ale ten chłopak jest nieodpowiedni dla ciebie…
-MÓWISZ JAK OJCIEC!- krzyknęłam i sięgnęłam po torebkę. -Myślałam, że jesteś po mojej stronie…- powiedziałam do wujka i wyszłam.
Byłam tak cholernie wkurzona, że myślałam, że rozrypie jakiś samochód, który stanie mi na drodze. Nie wiedziałam, gdzie mam się podziać, mogę iść do wujka Nialla, Zayna, Liama… Ale oni zadzwonią do ojca, a jego w tym momencie nie chciałam widzieć… Na myśl przyszło mi miejsce, które znam dobrze, bo nie raz przesiadywałam tam latem… Pobiegłam na przystanek autobusowy. Usiadłam z tyłu. Po godzinie jazdy jako ostatni pasażer wysiadłam. Weszłam przez wielką metalową bramę, dookoła w ziemi leżały same trupy, albo kości pozostałe po nich. Kupiłam dwa czerwone znicze na bazarku. Schowałam je do torebki i przeszłam alejką pełną drzew po bokach pozbawionych liści. Wielkie góry śniegu leżały po bokach, a ścieżka błyszczała się od lodu, na szczęście ktoś posypał ją piaskiem. Po 10 minutach drogi doszłam do najdalszego zakątka cmentarza. Przeszłam przez otwór w żywopłocie. Odgarnęłam śnieg z białego nagrobka mamy. Zapaliłam znicze, odgarnęłam śnieg z ławeczki. Podparłam brodę ręką i wtedy cała złość ustąpiła. Poleciały mi łzy, byłam bezsilna i brakowało mi obecności osoby, z którą mogłabym pogadać do najintymniejszych problemach. Ojciec nie wchodzi w grę…

W tym samym czasie…
Narracja trzecioosobowa
Dom Harry’ego i Cary
Cara wróciła ze spaceru z córkami. Zamyślony Harry siedział na kanapie i rozmawiał ze zdenerwowanym Louisem.
-Co się stało?- spytała Cara i kazała iść dziewczynkom na górę.
-Nic, pokłóciłem się z Lily.
-O co znowu?- spytała.
-Nie pozwoliłem jej iść do klubu z jej chłopakiem…
Westchnęła poddenerwowana.
-Louis, kurde, ona ma siedemnaście lat, daj jej trochę życia prywatnego…
-Ona jest moją córką…
-Ale to nie jest powód… Gdzie ona teraz jest?
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?!
-Przyjechała tu, a potem wyszła.- powiedział Harry
-Czemu jej nie zatrzymałeś…- zwróciła się do męża.
-Wkurzyła się na mnie…- powiedział Hazz.
-Dlaczego?
-No bo poparłem Louisa i powiedziałem co myślę o jej chłopaku.
-Ja pierdziele. Jesteście beznadziejni.
Cara wstała z miejsca. Ubrała buty i sięgnęła po kluczyki.
-Gdzie jedziesz?- spytał Harry.
-Wiem, gdzie jest. Jadę do niej.
-Jadę z Tobą…- powiedział Louis.
-NIE… Jadę sama, już zbyt wiele dziś zrobiliście źle.

Narracja Lily
Otarłam łzy i otrzepałam buty ze śniegu, gdy za moimi plecami usłyszałam charakterystyczne skrzypienie białego puchu. Odwróciłam się i moim oczom ukazała się piękna i dziwnie znajoma kobieta, miała białą sukienkę na ramiączkach i bose stopy. Jej blond włosy unosiły się na wietrze, powoli kroczyła do przodu.
-Lily…- szepnęła.
Wszędzie rozpoznam ten głos, sprawił, że na sercu zrobiło ciepło, dotknęła zimną dłonią mojego zaróżowionego od mrozu policzka.
-Mamo…- powiedziałam, a z moich oczu wypłynęły łzy.
-Dlaczego płaczesz?- spytała mnie i usiadła obok.
-Bo nie ma cię przy mnie…
Uśmiechnęła się pogłaskała mnie po policzku.
-Jestem w każdej chwili, kiedy śpisz, kiedy idziesz do szkoły, kiedy jesz, w każdym momencie czuwam przy tobie.
-Ale ja ciebie nie czuję, nie czuję twojej obecności…
-Lily, ja zawsze będę przy tobie choćby nie wiem co by się stało…
-To dlaczego nie zrobisz tak, by tata był bardziej dla mnie wyrozumiały…
-Bo nie mogę tak zrobić, tylko ty możesz z nim porozmawiać…
-Ale on mnie nie słucha… Zajmuje się tylko tą…- mama dotknęła palcem moich ust uciszając mnie.
-Nie myśl tak o niej, ani o swoim bracie, bo ona jest osobą, którą pokochał tata.
-To ciebie kochał mamo…
-Tak…- uśmiechnęła się- ale mnie już nie ma, jestem wspomnieniem.
-Dla mnie nie jesteś…
-Ale dla innych tak… bo… ja nie żyję… Wiele osób o mnie zapomniało…
-Ja nie, ja nigdy o tobie nie zapomnę…
Pocałowała mnie w czoło.
-To dobrze, jeśli ty nie zapomnisz o mnie, ja nie zapomnę o Tobie…
Uśmiechnęłam się i przytuliłam się do niej. Chociaż była duchem, to objęłam ją jak człowieka. Zaczęła nucić piosenkę. Po jakichś 15 minutach…
-Jak mam z nim porozmawiać?
-Nie z nim, tylko z tatą…- powiedziała.
-Przepraszam, jak mam porozmawiać z tatą…
-Powiedz mu, że chcesz być dalej jego ukochaną córką, ale jesteś już prawie dorosła i chcesz się bawić… Że boli cię jak mówi o twoim chłopaku złe rzeczy…
Kiwnęłam głową. Byłam cały czas przytulona do mamy…
-Ktoś zaraz do ciebie przyjdzie, słoneczko…
-Kto?
Mama wstała i stanęła po prawej stronie swojego nagrobka, usiadła na nim.
Zza żywopłotu wyszła ciocia Cara.
-Lily, co ty tu robisz, przeziębisz się…- powiedziała i otuliła mnie ramieniem.
-Ciociu…- mówiłam podekscytowana- zobacz, tam jest mama.
Wskazałam palcem.
-Nie Lily, tam nikogo nie ma…
-Ale ciociu, ona przed chwilką ze mną rozmawiała i przytulała.
-Lily, chyba naprawdę zmarzłaś, chodź…
-Nie ciociu, proszę…- szepnęłam- jeśli stąd pójdę nigdy więcej jej nie zobaczę…
-Ale posłuchaj…
-Ciociu…
-Dobrze… Posiedzimy chwilkę.
Usiadła na miejscu, gdzie przed chwilką siedziała mama.
-Jeśli naprawdę widzisz mamę, to jak wygląda?
-Ma białą sukienkę, bose stopy i rozpuszczone włosy.
Ciocia uśmiechnęła się.
Mama szepnęła: Powiedz, że będzie miała w przyszłości piąte dziecko.
-Mama mówi, że będziesz miała piąte dziecko…
-Skąd ona to wie?
Mama się uśmiechnęła: To jest jej marzenie, jej i Harry’ego…
-To jest twoje i wujka marzenie…
-Ty ją chyba rzeczywiście widzisz…
-No tak…
-Ale nie mogę sobie tego wyobrazić…
Mama wstała z miejsca i pocałowała ciocię w policzek, ta znieruchomiała i dotknęła tego miejsca.
-Dziękuję…- powiedziałam do mamy- za wszystko.
-Nie ma za co, Lily… Powiedz Carze, że nad nią też czuwam…
Powtórzyłam cioci, a ona spytała mnie: Gdzie ona stoi?
Wskazałam palcem miejsce 3 metry od nas.
-Dziękuję…- szepnęła.
Mama uśmiechnęła się i podeszła jeszcze na chwilkę, pocałowała mnie w czoło i ciocię jeszcze raz w policzek. Potem zniknęła.
-Chodźmy już…- powiedziałam i przytuliłam się do cioci.
Wstałyśmy i w milczeniu poszłyśmy do zaparkowanego samochodu. Poprosiłam, żeby ciocia wysadziła mnie pod domem, chciałam pobyć sama, bo wiedziałam, że ojca nie ma.
-Jesteś pewna, że chcesz być sama w domu?
-Tak, dziękuję, że do mnie przyjechałaś…
-Nie ma za co… Jakby co to dzwoń…- powiedziała.
-Obiecuję…
Wyszłam z samochodu i weszłam do domu. Ściągnęłam buty i poszłam do swojego pokoju, tam spod łóżka wyciągnęłam płyty z filmami i włączyłam je do odtwarzacza. Położyłam się na brzuchu na łóżko i podparłam brodę rękoma.
Usłyszałam pierwsze słowa, a na ekranie ukazała się mama i ja jako niemowlę.
-Co robisz?- spytał.
-Jakbyś nie wiedział…
-Powiedz to swoim widzom…
-Więc drodzy widzowie, kąpię moją małą córeczkę…
-A co możesz powiedzieć Lily?
-Mogę powiedzieć, że bardzo ją kocham…
-A mnie?
-Ciebie też równie mocno.
-Pokaż to…
Mama westchnęła głośno.
-Wstydzisz się kamery?
-Nie…
-No to proszę zademonstruj, jak bardzo mnie kochasz…
Podeszła do taty i pocałowała go namiętnie w usta.
-Ok., teraz ci wierzę.
Usłyszałam głos za sobą.
-Miałaś wtedy 10 miesięcy… Był z ciebie niezły urwis…
Popatrzyłam się na tatę, właściwie na nagraniach był młodszy, a teraz przybyły mu zmarszczki.
-Pewnie dawałam wam kopa w nocy…
-Czasami, najgorzej było jak była burza, nie mogliśmy cię uspokoić, pamiętam raz aż musiałaś z nami spać…
Tata położył się obok i oglądnęliśmy kolejne nagranie z koncertu One Direction w 2013 roku. Właściwie zza kulis. Siedziałam na kolanach łysego mięśniaka, a Josh rozmawiał ze mną.
-Lily…- powiedział po chwili.
-Tak?
-Chciałem cię bardzo przeprosić…
-Nie, to ja cie chciałam przeprosić i powiedzieć, że wcale cię nie nienawidzę… Tylko cię kocham…
Usiadłam tacie na kolanach.
-Moja mała dziewczynka…- powiedział i pocałował mnie w czoło.
-Rozmawiałam dziś z mamą…- szepnęłam.
-To dobrze, mam nadzieję, że dała ci jakieś dobre kobiece rady…
-Dała…
Usłyszeliśmy głos Eleanor z dołu. Wołała tatę, ale ten siedział dalej ze mną, nie odchodził. Moja macocha weszła na górę, ale gdy zobaczyła nas zamknęła po prostu drzwi, by nam nie przeszkadzać.
-Jak Teddy?- spytałam.
-Dobrze, to było tylko lekkie przeziębienie.
-Może pomogę El zrobić obiad…- zaproponowałam- muszę jej jakoś wynagrodzić te nieprzyjemności, które jej mówiłam.
-Ta rozmowa z mamą zmieniła cię…
Kiwnęłam głową.
-Lily, nie chcę się z Tobą kłócić, dlatego możesz iść na tę imprezę, ale obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać…
-Obiecuję, tatku…
 -No i jeszcze możesz przyprowadzać swojego chłopaka, jak mu tam było…
-… Daniel…
-… właśnie, chętnie go poznam…
-Dziękuję…
Przytuliłam ojca i razem zeszliśmy na dół.
Mój trzyletni brat siedział na dole i oglądał bajki. Usiadłam koło niego i przytuliłam malca. Zobaczyłam w rogu stojącą mamę, patrzyła na mnie i uśmiechała się szeroko. Wysłała mi całuska, którego udałam, że łapię w dłoń. Uśmiechnęłam się i wróciłam do oglądania bajek z bratem.

Tak w woli wyjaśnienia…
Louis po 4 latach od śmierci Camille związał się z Eleanor, starali się o dziecko, ale były z tym problemy, dopiero po kilku latach okazało się, że jest w ciąży. Harry i Cara mają na razie czwórkę dzieci Nathana, Rosie, Elliota i Valentinę… Liam i Danielle rok po śmierci Cam wzięli ślub i teraz wychowują 9 letnie bliźniaczki, Zayn i Perrie mają jedno dziecko 5 letnią dziewczynkę, Perrie dalej śpiewa, ale okazyjnie. Niall po dwóch latach zerwał z Allison po jej zdradzie, ale długo nie cierpiał bo zakochał się ze wzajemnością w Selenie Gomez, jarzycie?!
Harry prowadzi z Carą własny dom mody, on tam tylko daje rady, a Cara jest szefową. Louis założył swoją szkołę teatralną, Eleanor była jego pracownicą, Zayn otworzył galerię, a Liam prowadzi z Danielle szkołę tańca. Nialler otworzył własną sieć restauracji, a jego narzeczona dalej jest aktorką. Kristen i Eric mają syna Willa, ale jego pamiętacie i 7 letnią córkę Phoebe.



Pomyśleć, że wszystko zaczęło się dokładnie 13 kwietnia br., a skończyło 21 grudnia. Moje opowiadanie... Smile is a cure for everything, właściwie nie wiem, dlaczego je tak nazwałam: Uśmiech jest lekiem na wszystko. Gdy zakładałam bloga w domu mojej przyjaciółki, miałam mnóstwo pomysłów. Publikacja pierwszego rozdziału, była dla mnie przerażająca. Myślałam, że się ośmieszę, że nikt tego nie będzie czytać... Ale dałam radę... Teraz piszę to pod Epilogiem mojego opowiadania i zajmuje się już kolejną historią. Na koncie mam ponad 32000 wyświetleń, 350 komentarzy i te liczby sprawiają, że jestem dumna z siebie.

Muszę podziękować z głębi serca dziewczynie, która jest dla mnie jak siostra, bo 13 lat znajomości to nie tak mało... Alice, bo taki masz pseudonim... Dziękuję ci za wszystko, za wszelkie pomysły, które mi podsuwałaś, za to jak mnie poganiałaś i pisałaś na fejsie: Piszesz?
Nie mogę w dalszym ciągu z tego jak bardzo przypominasz mi Carę, a może to Cara przypominała mi ciebie...?
Dalej wierzę, że Harry zostanie moim szwagrem i będziesz mieć z nim piątkę dzieci. 

Ważną osobą, której także muszę podziękować, jest Nicole, która jest ileś rozdziałów do tyłu. Mimo tego, że nie nadążała z czytaniem to była ze mną.

Co do was dziewczyny, moich czytelniczek...

Marzena nie wiem, jak dziękować ci za długie komentarze, w których mówiłaś mi jak się czujesz po przeczytaniu moich wypocin.

Sindi Cherry ty też byłaś długo ze mną tobie także dziękuję.

 Dziękuję także:

Julce Marcjoniak
Satify dreams
Kindze Piotrowskiej
Caroline Horan
aguu
Alexandrze
Elizie Kloc
Misi Rosik
Jasmine
Nusi
Pauli Paulinie
Werze Wiater
Elizabeth Lestar
agata###
KREMOWA WOWA xd

i wielu innym anonimom, którzy pozostawiali podpowiedzi dla mnie i miłe słowa. 

Dziękuję jeszcze raz za te 9 miesięcy z opowiadaniem o Camille, Carze i One Direction. Zapraszam na mojego drugiego bloga: http://onedirection-and-my-history.blogspot.com/

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! 

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 118.



Narracja trzecioosobowa
Lekarze walczyli o Camille, ale dziewczyna odeszła. Lekarka wyszła smutna z sali, wręcz płakała. Wszyscy zerwali się z miejsc.
-I jak?- spytał Harry.
-Bardzo mi przykro…
Cara spojrzała na kobietę i rzuciła się na nią…
-Jak!!! Ona musi żyć!- krzyczała.
-Naprawdę robiliśmy wszystko co w naszej mocy…

Harry odciągnął ją i zaczął uspokajać. Louis siedział w bezruchu. Tłumił w sobie krzyk. Przerażający krzyk. Mała Lily siedziała na kolanach Nialla i wpatrywała się w ojca.
-Co się stało?- przerwała ciszę.
Louis wstał z miejsca i skierował się do sali, ale lekarze stamtąd go wyprowadzili. Pielęgniarka dała mu dwie rzeczy, które Camille trzymała w dłoniach. Czuł jej zapach na pogniecionym zdjęciu i porcelanowym słoniku. Pocałował ciepłego jeszcze słonika i włożył go sobie do kieszeni. Chłopak nie wierzył, że jego narzeczona zniknęła. Lily zdenerwowała się i wstała z miejsca, krótkimi kroczkami skierowała się do ojca, ciągnąc go za marynarkę.
-Tatusiu, chodźmy stąd.
-Tak, chodźmy.
Matka Camille siedziała i łkała, Cara płakała wniebogłosy.
Louis wziął małą na ręce i pojechali taksówką do domu. Tam dziewczynka przesiedziała całą noc z ojcem na łóżku tuląc się. Louis nie dopuszczał do siebie myśli, że Cam nie żyje. A Lily? Czuła, że ktoś ważny w jej życiu odszedł. Gdy następnego dnia przyjechała matka Louisa zajęła się dziewczynką, a chłopak całymi dniami przesiadywał na ubraniami Camille, spał z nimi przytulał je. Czuł jej obecność. Wszyscy chcieli pomagać Louisowi, ale on się nie zgadzał, chciał wszystko robić sam. Pozwalał tylko matce chodzić po domu, nikomu innemu.
Drugiego dnia po śmierci Camille. Przepłakał cały dzień oglądając zdjęcia jej, nie jadł nic od śmierci dziewczyny i powoli zaczynało być z nim źle.
-Synku, ja rozumiem, że jesteś w głębokiej żałobie, ale nie możesz się zagłodzić…- powiedziała Johanna.
-Nie ja po prostu nie mam ochoty, na nic...  Nie mam dla kogo żyć...
Kobieta usiadła obok niego.
-A twoja córka?
Opuścił głowę.
-Kochasz ją tak samo mocno, ona cię będzie teraz potrzebować…
-Mamo ja nie umiem żyć bez niej…
Kobieta przytuliła Louisa, a ten wybuchł głośnym płaczem. Płakał przez kilka godzin i wrócił do oglądania zdjęć.
Z kolei tydzień później miał być zorganizowany pogrzeb. Trumna z Camille leżała w domu, bo tak sobie zażyczył Lou. Odczytał sms-a od Camille i zrobił tak jak chciała.
Na tablicy pojawił się napis: Camille Tomlinson zmarła 17 sierpnia i pozostanie na zawsze w naszych sercach.
Louis ubrał się w czarny garnitur, mała Lily miała nałożoną czarną sukienkę, włosy miała rozpuszczone i trzymała w rączce lalkę od matki. Konwój z trumną wyjechał z domu około 12:00. Wszyscy czekali na cmentarzu, a zebrało się tam około 0,5 miliona ludzi. Fani, rodzina, znajomi, przyjaciele… Cara stała z boku przytulona do Harry’ego. Miała okulary spod których wypływały łzy. Camille w szklanej trumnie wyglądała jak anioł. Miała długą białą sukienkę, białe szpilki, delikatny makijaż wykonany przez Carę. Gdy ksiądz odmówił modlitwę, fani zaczęli śpiewać jedną z najbardziej znanych piosenek Camille: Blind of Feelings. Rozległo się to jak hymn i szło echem daleko. Louis patrzył na trumnę, a mała Lily uczepiła się nogi ojca i spoglądała na matkę. Poleciała jej łezka, a Lou wziął ją na ręce.
Gdy piosenka się skończyła, trumna z Camille wylądowała w ziemnym dole i została zasypana ziemią. Postawiono krzyż i poukładano kwiaty, których uzbierała się cała góra. Poza tym większość cmentarza po zakończonej uroczystości była oświetlona zniczami. Odbyła się tzw. Stypa w jednej z eleganckich restauracji, Louis nie pojawił się na niej. Pojechał prosto do domu, nie miał ochoty rozmawiać o tym co ma być dalej… Wrócił do oglądania ubrań Camille i zdjęć. Lily siedziała razem z nim, a Louis opowiadał jej gdzie jakie zdjęcie zostało zrobione. Gdy skończyła się wielka góra fotografii. Córka przytuliła się do niego szepnęła.
-Tatusiu, jak teraz wygląda mama?
-Pamiętasz tego gołąbka z okna, jak siedziałaś u mamy?
-Tak.
-Mama jest takim gołąbkiem… Pamiętaj zawsze jak zobaczysz stado białych gołębi, to jednym z nich będzie mama.
Przytuliła się do piersi ojca i szepnęła.
-Tak bardzo cię kocham tatusiu…
-Ja ciebie też kocham córciu…


Ostatni rozdział, został tylko epilog... Miłego czytania!

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 117.



Został tydzień do ślubu, w garderobie wiszą nasze stroje w ochroniaczach. Moja mała Lily na kupioną sukienkę. Cara odwiedza mnie codziennie, gdy Louis gdzieś wychodzi załatwiać kolejne sprawy związane ze ślubem.  Jest już w szóstym miesiącu ciąży, chodzi z dużym brzuszkiem, Harry każe jej odpoczywać jak najwięcej, ale ona ma zbyt dużo energii, żeby leżeć plackiem. Uwielbia biegać za swoim synkiem.
Jeżeli chodzi o mnie to... Czuję się dobrze... Nie mam tak częstych bólów głowy jak kiedyś, ale od pewnego czasu znów wróciły mdłości. Usiadłam na leżaku, a słońce wygrzewało moją skórę. Nathan biegał za Lily dookoła piaskownicy. Cara usiadła obok, założyła na nos okulary. Rozmawiałyśmy o nadchodzącym wydarzeniu. Louis wrócił z Urzędu Stanu Cywilnego.
-Załatwiłeś wszystko?- spytałam.
-Tak.
-To dobrze..- pocałowałam go.
Poczułam nagłe zmęczenie i przeprosiłam przyjaciółkę. Weszłam na pierwszy stopień i poczułam silny uścisk w głowie, przeszłam kolejne dwa stopnie i jeszcze dwa, gdy ból stał się tak mocny, że straciłam panowanie nad ciałem. Spadłam w dół.

Kilka godzin później...
Słyszałam, nic nie mogłam powiedzieć, nie czułam swojego ciała, ale byłam świadoma...
Nie, ale przecież ona się dobrze czuła, my mieliśmy mieć w przyszłym tygodniu ślub... Nie, pani sobie żartuje...
Proszę pana, nie wiem dlaczego jej stan tak gwałtownie się pogorszył… Robimy badania przez cały czas…
Czy ona wyjdzie z tego?
Obawiam się, że nie…
Co mogę zrobić…- spytał łamiącym głosem.
Czekać, aż się obudzi.
Usłyszałam cichy dźwięk przysuwanego krzesła. Poczułam lekki dotyk na mojej dłoni i pocałunek w nią.
Wszystko będzie dobrze, bez względu jak bardzo miałoby być źle.
Te słowa utkwiły mi w pamięci i odbijały się echem. Próbowałam otworzyć powieki, ale zwyczajnie nie miałam siły, a poza tym głowa mi kołatała jak cholera, a ból wypalał mózg. Zasnęłam.
Ale to już 28 godzin, jak się nie obudziła…
Widocznie organizm walczy… Podamy jej leki…
Po chuj te leki, one nic nie dają…- mówił podniesionym tonem.
Robimy co możemy, naprawdę…
Macie w dupie ją, już dawno by się wybudziła.
Nie, ma podane silne leki, to bardzo dobrze, że śpi, leki działają, nie boli ją przynajmniej.
Jasne- pomyślałam- głowa mi pulsuje, czuje jak skroń ma już temperaturę około 50 stopni. Pozdro…
To jest nie do pomyślenia…- mówił głos mojej mamy.
Nie rozumiem czemu ona się nie budzi- mówił Louis
Lekarze mówią, że dobrze że śpi…- odezwała się Cara
Proszę państwa, mam dla państwa dobrą wiadomość… Po skonsultowaniu się z Nowojorskim Instytutem Onkologicznym, Camille przejdzie operację wycięcia guza, będzie to bardzo skomplikowane, ale mam nadzieję, że nam się uda. Operacja planowo ma się odbyć dziś w godzinach wieczornych.
Nagle zaczęła mnie rozpierać energia, po usłyszeniu tego pragnęłam jak najszybciej zobaczyć moją rodzinę. Otworzyłam oczy i oślepiły mnie światła jarzeniowe. Pielęgniarka zawołała lekarkę, która wnet przybiegła.
Camille, jak się czujesz?
Dobrze.- szepnęłam.
Będziesz miała operację wieczorem.
Kiwnęłam lekko głową.
Kto jest na korytarzu?- spytałam.
Twój narzeczony, przyjaciółka z mężem, rodzice, brat z żoną, czterej mężczyźni, twoja córka i jakiś mały chłopiec.
Która jest godzina?
17:35.
Może pani poprosić moją mamę.
Tak.
Mama weszła do środka.
-Córciu, jak się czujesz?
-Dobrze…
Porozmawiałam z nią i w pewnym sensie pożegnałam, poprosiłam, że gdyby co, żeby pomagała Louisowi z Lily.
Potem do sali wszedł Niall. Następnie Liam z Dani. Zayn z Perrie. Little mix. Przyjechał James. I mój brat z Kristen. Wszyscy płakali…
Nie wiem, czemu…
Potem wszedł Harry. Złapałam go za dłoń.
-Pamiętaj, że masz się opiekować Carą i waszymi dziećmi, dbaj o nie…
Uśmiechnęłam się lekko, ale miał tak strasznie zapłakane oczy.
-Dlaczego moja siostra mnie zostawia…- powiedział.
-Twoja siostra to Gemma.
-Ty jesteś moją drugą siostrą.
Poleciała mi łza.
-Nie możesz mnie zostawiać, kto będzie mnie godził z Carą…
-Dacie sobie rade.
-Cam… Nie wiem jak ci podziękować za te wszystkie 24 lata…
-To ja nie wiem, jak ci dziękować…
Pocałował moją dłoń.
-Zawsze cię kochałem jako siostrę i zawsze kochać będę.
-Ja ciebie też kocham braciszku…
Harry przytulił moją dłoń do jego policzka, pogłaskałam go kciukiem. Do sali weszła Cara.
-Kotku, zostawisz nas same?- spytała.
-Tak…- pocałował mnie w policzek i wyszedł.
Usiadła obok, mój wzrok powędrował na jej brzuch.
-Wiesz już jaka płeć?
-Tak…- mówiła przez łzy.
-Jaka?- spytałam.
-Będziemy mieć córkę.
-Już wiecie jak będzie miała na imię?
-Tak…
-Jak?
-Rosie.
Popatrzyłam w jej czarne oczy, z których wypłynęła kolejna porcja łez.
-Czemu nie chcesz zostać ze mną? Tu…
-Chcę, ale nie mogę…
Złapała za moją dłoń.
-Obiecaj mi coś…- powiedziałam.
-Tak?
-Obiecaj mi, że moja córka nigdy o mnie nie zapomni, choćby Louis znalazł sobie inną, to ona nigdy nie zapomni swojej prawdziwej matki…
-Obiecuję…
Włożyła mi w dłoń słonika, którego jakiś czas temu zwróciła mi.
-Miej go podczas operacji Camille.
Kiwnęłam głową.
-Obiecuję.
Pocałowała mnie w czoło i w policzek.
Wyszła.
Usadowiłam się bardziej w łóżku.
Louis i Lily weszli do środka.
-Mama…- dziewczynka usiadła mi na łóżku i dała mi całuska. Lou usiadł na stołku.
Nic nie mówił. Patrzył mi w oczy. Wypalał w nich dziurę bólu, tęsknoty i cierpienia. Lily usiadła Louisowi na kolanie. Ujął moją dłoń w swoją dłoń i poczułam ciepłe kropelki łez z jego oczu. Lily przyglądała nam się. Nagle w oknie ujrzała białego gołąbka, który oparł główkę.
Mała zeskoczyła z krzesła i podeszła do niego, lekko pukając w szybkę. Zaśmiała się melodyjnie. Ptak odleciał, a na salę weszła pielęgniarka, która oświadczyła, że muszą mnie przygotować do operacji.
Poprosiłam o minutę. Pocałowałam małą w główkę, a potem w ustka.
-Nie zostawiaj mnie… Proszę…
Płakał.
-Zawsze będę z Tobą, bez względu na to, czy będę na ziemi, czy nie… Zawsze będę chroniła ciebie i Lily, choćby nie wiem co…
-Kocham cię tak mocno…
-Ja ciebie też.
Pocałował mnie namiętnie w usta.
-Obiecuję ci, że jeśli operacja się uda, to będziemy tyle dzieci ile będziesz chciał…
Zaśmiał się…
-Nie wytrzymasz napięcia…- powiedział.
Uśmiechnęłam się.
Usiadłam z trudem i położyłam nogi na podłodze.
-Pomóż mi…- poprosiłam.
Stanęłam na prostych nogach trzymana przez Louisa.
Położył mi ręce na biodrach, a ja swoimi dłońmi dotknęłam jego policzków. Pocałowaliśmy się tak jak kiedyś. Pielęgniarka weszła i kazała mi się położyć. Jeszcze raz go ucałowałam, a potem pożegnałam się z córką. Bo wiem, że nie przeżyję…

Mój narzeczony wyszedł, ale wszystko widział przez szybę. Pomachałam do niego, a kobieta przewiozła mnie przez tylni korytarz. W prawej dłoni trzymałam zdjęcie Louisa i Lily, a w lewej słonika od Cary, byłam gotowa, ale miałam jeszcze minutkę. Poprosiłam o przyniesienie telefonu. Napisałam sms-a do Harry’ego, Cary i Louisa.
Chciałabym, aby na moim nagrobku było nazwisko Tomlinson. Kocham Was. C.
Pielęgniarka odebrała mi telefon i zawiozła na salę operacyjną, nałożyła maskę, z substancją usypiającą. Zacisnęłam dłonie ze słonikiem i zdjęciem. Zamknęłam oczy. Wypowiedziałam w myślach słowo.
Zawsze będę z Tobą, bez względu na to, czy będę na ziemi, czy nie… Zawsze będę chroniła ciebie i Lily, choćby nie wiem co…
I zasnęłam na wieki.


Historia 117 rozdziałów, która rozpoczęła się sesją modelki, a skończyła jej śmiercią. Za każdym razem, gdy czytam ten rozdział, szczególnie w momencie Cary i Harry'ego to płaczę jak bóbr. Miłego czytania kochane!