poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 113.



Wszyscy już wiedzą, o mojej chorobie, rodzice nie mogą się z tym pogodzić, tak jak Louis, który całymi dniami chodzi zapłakany, chłopaki zaoferowali mi pomoc we wszelkich możliwych sposobach, tyle, że dla mnie nie ma ratunku. Cara, mam wrażenie, że ona przyjęła to najgorzej, gdy dowiedziała się wpadła w szał, Harry nie mógł jej uspokoić, teraz moja przyjaciółka od miesiąca się do mnie nie odzywa, bo nie powiedziałam jej tego osobiście. Jestem tchórzem i poprosiłam Harry’ego, żeby jej powiedział. Z Quincy’m jest także coraz gorzej, biorę to coraz mocniejsze leki. Lily widzi jak wygląda teraz wszystko w domu. Nie jest aż tak mała, żeby nie rozumieć. 
Któregoś dnia, usiadła mi na kolanach i dotknęła rączką mojej lewej skroni.
-Jak się masz Quincy?- spytała wtedy, a ja rozryczałam się na całego. Ona też zaczęła płakać. To było okropne.
Co tydzień chodzę na kontrole, ale lekarze nie mają zbyt pozytywnych wiadomości. Co do koncertów, wydałam specjalne oświadczenie, które zostało opublikowane na mojej oficjalnej stronie internetowej, mangament przygotował mi tekst, ale ja i tak mówiłam wszystko swoimi słowami od serca.

Cześć Wszystkim tutaj Rosie, chciałabym wam przekazać ważną, a jednocześnie smutną dla mnie wiadomość. Niestety w przyszłości nie będę już nagrywała płyt, grała koncertów, udzielała wywiadów, z powodów zdrowotnych muszę zakończyć swoją karierę. Jest mi z tego powodu okropnie przykro i mam nadzieję, że najwierniejsi fani pozostaną ze mną do końca i że moje piosenki zostaną przy was.

Usiadłam na brzegu łóżka i podparłam brodę rękoma. Louis spał, ale słyszałam, że w nocy czuwał i przewracał się z boku na bok.
Wstałam do szafy i osunęłam się na ziemię z bólu.
-Quincy, cholera…
Doczłapałam się do torebki z tabletkami, łyknęłam jedną i położyłam głowę na zimnych panelach. Ból zmniejszył się, stanęłam na nogi i ubrałam się w jeansy i bluzę dresową. Nałożyłam stopki i zeszłam na dół, Lily spała jak aniołek u siebie w pokoju. Zaparzyłam wodę na herbatę i zalałam kubek. Zrobiłam jajecznicę i nałożyłam ją na trzy talerze. Lily zeszła na dół w różowej piżamce.
-Jesteś głodna?
-Tak.- usiadła na jednym z krzeseł.
Wzięła do ręki różowy widelec i nałożyła na niego porcję jajecznicy.
-Mamo?- spytała po chwili-Kim jest Quincy?
Louis stanął na schodach, wyglądał okropnie, miałam wrażenie, że przeżywa to bardziej ode mnie.
Wzięłam jej ciepłą rączkę i dotknęłam lewej skroni.
-Widzisz córciu, Quincy to takie coś co rośnie w mojej głowie…
-Ale czemu on tam rośnie?
-Nie wiem, wybrał sobie moją głowę i chyba dobrze się tam czuje…
Wzięła kolejną porcję do ust.
-A czemu ma na imię Quincy?
-Bo spodobało mi się to imię.
Louis zszedł po schodach na dół i usiadł koło Lily. Pocałował ją w policzek, a ja podałam mu talerz z jajecznicą.
-Cam?- spytał mnie.
-Tak?
-Może pojechalibyśmy gdzieś we trójkę…
-A ty nie wyjeżdżasz?- spytałam zdezorientowana.
-Gdzie?- spytał zdziwiony.
-W trasę…
-Nie… Zawiesiliśmy z chłopakami One Direction…
Zamurowało mnie.
-Ale dlaczego?- spytałam.
-Liam nie chce, aby z Danielle wyszło tak jak ostatnio, Zayn planuje ślub z Perrie, Harry chce być przy Carze, Niall ma Allison, a ty musisz odpoczywać… Wszyscy mamy już swoje życie itd.
-Ale ten zespół tak wiele dla was znaczy…
-Dalej znaczy, ale teraz nasze rodziny są najważniejsze…
Zamyśliłam się.
-Powróćmy do twojego pytania…
- Może pojechalibyśmy gdzieś we trójkę…
-Np.?- uśmiechnęłam się.
-El Hierro?- spytał z szerokim uśmiechem na twarzy, którego mi brakowało.
-Co to jest?- spytała Lily.
-Taka zielona wyspa, gdzie mama i tata byli razem…
-Ja też chcę tam jechać…- podskoczyła na krześle.
-To co zamawiamy bilety lotnicze?- spytał podekscytowany Lou.
-Tak, tylko muszę wykonać jeden telefon…- powiedziałam i pobiegłam na górę.
-Gabinet doktor Jennifer Johnson, słucham?
-Dzień dobry, tutaj Camille Montrose, czy może mnie pani z nią połączyć?
-Tak, proszę chwilę poczekać…
Zaczęła grać jakaś muzyczka, a potem odezwała się moja doktor prowadząca.
-Witaj Camille, coś nie tak?
-Nie, wszystko w porządku, tylko mam pytanie…
-Jakie?
-Widzi pani, chciałabym wyjechać z Louisem i córką na krótkie wakacje…
Zapanowała krótka chwila ciszy po drugiej.
-A gdzie byście pojechali?
-Na El Hierro…
-Trochę daleko i tam nie ma odpowiednich lekarzy, nie jestem pewna, czy to dobry pomysł…
-Pani doktor proszę mnie zrozumieć, muszę spędzić z rodziną jak najwięcej czasu…
-W pełni to rozumiem… Hmmm…
Znów zapanowała chwila ciszy.
-No dobrze…- powiedziała.
-Dziękuję pani bardzo…- powiedziałam przeszczęśliwa.
-Tylko dbaj o siebie, nie przemęczaj się…
-Obiecuję…
-…a jak wrócisz to od razu zapiszę cię na kontrolę, napisz mi tylko sms-a.
-Obiecuję…
-No dobrze, przepraszam cię, ale muszę iść na obchód, do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Krzyknęłam z góry do Louisa.
-Rezerwuj bilety.
Chłopak zaśmiał się. Miałam wrażenie, że powoli wraca mój dawny Louis. Zaczęłam się pakować, włożyłam do walizki letnie rzeczy i buty, potem spakowałam walizkę dla Lily. Louis zarezerwował bilety na Teneryfę, z której udamy się małym samolotem na El Hierro. Lou przyszedł na górę i zajrzał do szafy, wybierając kolejne letnie rzeczy, objęłam go od tyłu i przytuliłam. Odwrócił się i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
-Spałeś w nocy?- spytałam.
-Nie…
-Dlaczego?
-Miewam teraz koszmary…
-Jakie?- spytałam z przejęciem.
-Śni mi się, że umierasz…- powiedział, a jego oczy zaszkliły się.
-Ej…- otarłam mu łzę z kącika oka- przecież wszystko jest na razie ok.
-Na razie Camille, ja… ja… nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, albo bez Lily…
-Może wszystko się ułoży…
Uśmiechnął się. Musnęłam jego usta, a on pogłębił go. Objęłam go rękoma wokół szyi, a on położył swoje na moich biodrach. Stanęłam na placach, by być równego wzrostu z nim.
-Wiesz, jak bardzo cię kocham?
-Yhym…
Oderwałam się od niego.
-Pakuj się Lou…- poklepałam go po policzku i dałam buziaka w nos. Zeszłam na dół, Lily siedziała przy stole.
-Zjadłaś?
-Tak…
-Chodź, pójdziemy się ubrać i pójdziemy na zakupy…
Pobiegła na górę, a ja za nią. Ubrałam się w jeansy, koszulkę i narzuciłam sweterek. Lily ubrałam czarne spodnie i niebieską bluzeczkę. Ubrałam jej płaszczyk i czapkę. Ja narzuciłam na siebie kurtkę i botki na wysokim obcasie. Złapałam ją za rączkę i wyszłyśmy z domu, po 10 minutach dreptania zaczęła jęczeć, że ją nogi bolą, wzięłam ją na ręce i po chwili doszłyśmy do Tesco.
-Mogę chrupki?- spytała.
-Tak, wiesz, gdzie są?
-Tak.
-No to biegnij, tylko się nie przewróć.
Mała pobiegła, a ja kupiłam trochę sera żółtego, kilka plasterków szynki, słoiczek dżemu porzeczkowego i pudełko herbaty malinowej. Weszłam w długą alejkę z chrupkami i moim oczom ukazała się Lily przytulająca się do Cary. Moja córka oderwała się od niej i wskazała na mnie paluszkiem. Cara stanęła na nogi i wpatrywała się we mnie.
Zza regału wszedł Harry idący za małym Nathanem.
-Oooo… Camille…- Hazz uśmiechnął się szeroko.
-Hej…- powiedziałam.
-Jak się czujesz?- spytał.
-W miarę…
Lily podeszła do Nathana i pocałowała go w policzek, potem zaczęła iść w moją stronę niosąc w rączce chrupki cynamonowe.
Cara spojrzała się na Harry’ego, złapała za koszyk i wyszła z alejki. Harry popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem.
-Musimy iść…- powiedział.
-Rozumiem, na razie…
Lily pomachała do wujka i złapała mnie za rękę.
-Chodź, mamo…
-Już…
Popchnęłam wózek z zakupami i ruszyłyśmy w stronę kasy. Tam zapłaciłam za zakupy i wyszłyśmy ze sklepu. Zaczęła mnie boleć głowa, doszłyśmy do domu.
-Bilety zarezerwowane… Wylatujemy jutro z rana…- powiedział Louis.

Miesiąc później…
Po dwutygodniowym wypoczynku na El Hierro, wróciliśmy, z Quincy’m jest dobrze. Tylko raz miałam taki mocny ból głowy na początku lotu. Ale potem morska bryza działała kojąco… Lily nabawiła się w piasku za wszystkie czasy, budowle jakie zrobiliśmy były gigantyczne.
Wypoczęłam i mam siłę dalej walczyć z chorobą. Chociaż nie wiem właściwie ile zostało mi czasu…
Jestem teraz w galerii handlowej i robię zakupy takie ubraniowe. Weszłam do TopShopu i przymierzyłam długą białą sukienkę, a potem dwie bluzki i jedną parę spodni. Wyszłam z przymierzalni, by zapłacić za zakupy, gdy nagle opadłam bezwiednie na podłogę tracąc przytomność.



Dziękuję, za wszystkie ostatnie komentarze... Miłego czytania!!! 

4 komentarze:

  1. Znakomite ... ale smutne :( ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy to jest real ? Czy ona naprawdę umrze ?
    Jak wracałam ze szkoły myślałam nad poprzednim rozdziałem i nadal nie wieże, że ona niedługo umrze...

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział! Ogromnie się martwię o przyjaźń Cary i Cam! Przecież jak Cam umrze to potem Cara będzie żałować, że się z nią nie pogodziła! Ciesze się, że z Cam trochę lepiej i, że mogła pojechać na te wakacje, trochę odpoczęła, kompletnie nie wiem co się stało w tym sklepie, przecież było już dobrze! Dlaczego wogule Cam musiała zachorować?! Why?! Nie wyobrażam sobie nawet jej śmierci! Nie mogę uwierzyć, że tylko tyle rozdziałów zostało do końca!
    Marzena ze Śląska

    OdpowiedzUsuń
  4. znowu mnie doprowadziłaś do płaczu tym rozdziałem :cc </3
    proszę Cię jeszcze raz nie uśmiercaj Cam BŁAGAAAAAAM NOO :( :( czemu chcesz to tak zakończyć? Przecież wszystko było super. Ja wiem że moze masz już taki pomysł na to opowiadanie ale nie kończ go w ten sposób :( może nie wszystko musi się kończyć happy endem ale no nie możesz tego jakoś odkręcić?? :((( :'((

    OdpowiedzUsuń