niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 112.


-Nie, to nie ciąża…- Cam odetchnęła i złapała się za skroń. Syknęła z bólu.
-Ale dalej cię boli…
-Nie wiem, co to za gówno…
Lekarz wszedł do środka, tym razem z zupełnie innym wyrazem twarzy. Neutralnym.
-Zaraz zostanie pobrana pani krew, jeżeli wyniki będą dobre to wypuścimy panią.
Pielęgniarka weszła i zrobiła co miała zrobić.
-Wyniki będą za 1,5 godziny…
Camille kiwnęła głową.
-Idźcie się przespać…- powiedziała do mnie do Eddiego.
-Nie, będziemy z tobą.
-Naprawdę nie trzeba, jest ok.
-Ale na pewno?
-Tak, idźcie, tylko Dani zostaw proszę mi torebkę, muszę zadzwonić do Louisa i wszystko mu powiedzieć, do Cary tak samo.
Kiwnęłam głową, podałam jej torbę i wyszłam z sali. Gdy dojechaliśmy do hotelu, wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać. Obudziłam się koło 14:00, przebrałam się i upięłam włosy w wysoką kitkę. Pojechałam do szpitala, Camille rozmawiała z lekarzem.
-Ma pani fatalne wyniki krwi, obecność erytrocytów została zmniejszona o 4%, a to jest bardzo groźne, nie wiem co jest przyczyną tego, ale się dowiem, proszę na razie się nie martwić.
Lekarz minął mnie, a Camille leżała plecami do drzwi i popłakiwała. Obróciła się, podeszłam do niej i przytuliłam ją.
-Chcę wracać do Londynu…- pochlipywała.
-Wrócisz niedługo…
-Dziękuję, że ze mną jesteś…
-Cam, jesteś moją przyjaciółką…
Odsunęła się ode mnie i położyła głowę na poduszce, przymykając oczy z bólu.
-Dzwoniłaś do Louisa?
-Tak, zmartwił się bardzo, chciał przyjechać, ale wybiłam mu to z głowy…
Uśmiechnęła się.
-A Cara?
-Wkurzyła się, że nie dzwoniłam wcześniej, powiedziała, że niedługo będzie w NY, ale jej też to wybiłam z głowy…
Zaśmiałam się. Do sali weszła cała ekipa z balonami, kwiatami itp. Gadaliśmy wszyscy, po jakichś 40 minutach Camille pulsowała cała skroń, wygoniłam wszystkich i powiedziałam, że mają iść na imprezę czy coś :)
Około północy przyszedł lekarz i powiedział, że przemyślał sprawę, pozwolił jej wyjść ze szpitala, jeżeli tak bardzo tego chce i wrócić do Londynu, ale ma być pod stałą opieką lekarza, do mnie zwrócił się, że mam jej pilnować. Powiedział, że wypis będzie rano. Pożegnałam się z Camille i pojechałam do hotelu, zadzwoniłam do Liama, a potem wzięłam prysznic, zjadłam zamówionego kurczaka i zasnęłam.
Około 10:50, zaraz po zjedzeniu śniadania pojechałam do szpitala, jednak gdy weszłam do sali zastało mnie tylko pięknie zaścielone łóżko. Zdenerwowałam się, że coś się stało… Zaczęłam biegać po całym szpitalu, szukając jakiejkolwiek pielęgniarki lub lekarza prowadzącego.

Camille w tym samym czasie, gabinet lekarza…  [LINK]
Mężczyzna miał grobową minę, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć… Zatkało mnie i jego słowa nie przechodziły mi nawet przez myśl. Po jakichś 10 minutach odezwał się.
-Po zrobieniu tomografii to jest pewne, można brać leki, ale prawda jest taka, że jest w zbyt wysokim stadium by można by było wyleczyć go…
Patrzyłam się w blat bladoniebieskiego biurka.
-Ile mi zostało czasu?- spytałam ze łzami w oczach.
-Niecały rok…
-Ale ja mam dziecko…- mój głos łamał się- rodzinę, ja…
-Przykro mi…- powiedział ze smutkiem- wypiszę pani leki i proszę się zgłosić do kliniki w Londynie, ja się jeszcze z nimi skontaktuję i opowiem wszystko…
Mężczyzna wstał z miejsca i wyciągnął do mnie rękę, ja wstałam z miejsca i wyszłam z gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi. Weszłam do łazienki i usiadłam na muszli. Zaczęłam gorzko płakać. Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że coś takiego wydarzy się w moim życiu, że to tak ma się skończyć… Że to cholerstwo, które rośnie mi w głowie… Zamknęłam oczy i popłynęły z nich kolejne łzy.
Świadomość, że niedługo będę musiała rozstać się z Lily i Louisem i ze wszystkimi, których kocham była odrażająco straszna i bolała mnie. Nagle poczułam wielką potrzebę wyjścia na świeże powietrze, wybiegłam ze szpitala i wsiadłam do taksówki.
-Nad Zatokę Nowojorską…- powiedziałam, a samochód gwałtownie ruszył. Po jakichś 15 minutach samochód stanął, wręczyłam mężczyźnie 100 dolarów i wybiegłam z samochodu. Moim oczom ukazała się Statua Wolności, usiadłam na ławce przed nią i zaczęłam płakać. Zamknęłam oczy i otarłam łzy. Nie wiedziałam, do kogo mam zadzwonić, chciałam z kimś porozmawiać. Od serca, ale wszyscy byli w Londynie, prócz… Danielle. Napisałam jej sms-a. Zanurzyłam twarz w swoich dłoniach. Moim oczom ukazał się widok Louisa trzymającego Lily. Zaczęłam płakać jeszcze rzewniej… Zobaczyłam błyski fleszy kilka metrów ode mnie. Jeszcze tego brakowało… Wstałam z miejsca, a moim oczom ukazała się zmachana Dani. Podbiegłam do niej, a ona do mnie, podała mi okulary i włożyłam je na nos. Wsiadłyśmy do samochodu. Dziewczyna nic nie mówiła, siedziałam przytulona do niej, patrzyłam w jeden punkt. Po chwili pojazd stanął przed naszym hotelem, roiło się tam od paparazzich, Eddie wynajął mi ochronę, która robiła mi przejście do hotelu.
Weszłam do pokoju, Danielle położyła moją torebkę na fotelu.
-Chcesz żebym została, czy wyszła?- spytała cicho.
-Chciałabym zostać sama, ale mam do ciebie prośbę.
-Jaką?
-Jeśli nie chcesz, możesz zostać tu, ale jeśli chcesz to proszę zamów dla mnie i dla siebie bilety na najbliższy lot do Londynu.
-Oczywiście, że polecę z Tobą…
-Dziękuję…
-Czy potrzebujesz czegoś…
-Nie chcę, żeby ktokolwiek przychodził do mnie i pytał o mnie…
Kiwnęła głową.
-Jakby co, to dzwoń…
-Dziękuję ci.
Dani wyszła. Ja wstałam z łóżka i weszła do łazienki, spojrzałam na lewą skroń.
-Zepsułeś wszystko…- powiedziałam do guza.
Napuściłam wody do wanny. Rozebrałam się do naga i weszłam do gorącej wody. Przysunęłam brodę do kolan i znów poleciały mi łzy, teraz mojemu płaczu towarzyszył przeokropny ból w lewej skroni.
-Proszę, przestań i tak już próbujesz mnie uśmiercić…- powiedziałam z łamiącym się głosem.
Siedziałam w takiej pozycji przez kolejne 4 godziny. Potem wstałam z wanny wypełnionej zimną już wodą. Owinęłam się ręcznikiem. Godzinę temu dostałam wiadomość od Danielle.
Kochana, samolot mamy o 4:40 rano, ok.?
Tak.- odpisałam jej.
Była aktualnie 5 minut po dwudziestej pierwszej. Ubrałam się w jeansy i ulubioną koszulkę próbując zapomnieć o Quincy’m. Tak nazwę mojego guza. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, byłam blada jak kreda, miałam fioletowe wory pod oczami. Louis dzwonił do mnie kilkanaście razy, ale napisałam mu, że śpię, więc dał mi spokój. Położyłam się na łóżku, ale w rezultacie nie zmrużyłam oka choćby na sekundę. O 3:00 wstałam i zaczęłam pakować rzeczy. Napisałam tweeta z przeprosinami.
Za 10 czwarta do pokoju zapukała Danielle, weszła do środka z lekkim uśmiechem na ustach.
-Gotowa?
-Tak.
Obsługa wzięła nasze bagaże, samochód został podstawiony, w holu hotelu czekali wszyscy z ekipy, tancerki, instrumentaliści, ekipa przygotowawcza itp.
Każdy przytulił mnie, większość dziewczyn miała podkrążone oczy. Wsiadłyśmy. Eddie szepnął coś Dani na ucho. Po 40 minutach znalazłyśmy na nowojorskim lotnisku, oddałyśmy walizki i udałyśmy się do odprawy, sprawdzono nam bilety i po chwili byłyśmy w samolocie. Byłyśmy same w pierwszej klasie, Eddie tak zrobił, by nikt mi nie przeszkadzał. Położyłam się i pierwszy raz od kilkunastu godzin zasnęłam. Dani zasnęła na drugim łóżku.
Obudził mnie cholerny ból głowy, poprosiłam stewardessę, żeby podała mi szklankę wody. Łyknęłam tabletki przeciwbólowe, po 40 minutach ucisk w czaszce zmniejszył się. Zjadłam podane przez obsługę kanapki. Potem położyłam się znów. Dani rozmawiała z Liamem przez telefon. Kilka godzin później obudziła mnie Dani, że lądujemy. Wstałam powoli. Samolot wylądował. Odebrałyśmy bagaże, Louis i Liam stali na lotnisku i czekali na nas. Przytuliłam się do Louisa i nie mogłam, a wręcz nie chciałam się od niego odrywać…
-Ej, aż tak się stęskniłaś?
-Bardzo…- łamał mi się głos.
-Oj słonko, ja za tobą też… Jak się czujesz?- odsunęłam się od niego i spojrzał mi prosto w oczy.
Jestem beznadziejna w kłamaniu…
-Dobrze…- uśmiechnęłam się- a gdzie Lily?
-U Cary i Harry’ego, pojedziemy po nią…
-Chodź.
Pożegnałam się z Liamem i Danielle, której szepnęłam na ucho, dziękuję ci za wszystko.
Uśmiechnęła się i poszła do samochodu.
Po kilkunastu minutach zaparkowaliśmy pod domem mojej przyjaciółki… Weszliśmy do środka. Lily krzyknęła: Mama! Podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję. Uklęknęłam i ją mocno przytuliłam. Wycałowałam jej czoło i policzki. Była cała gorąca. Nathan biegał za Harrym.
-Gdzie Cara?- spytałam.
-Na górze, źle się czuje.
Przytuliłam Hazzę i małego. Poszłam na górę. Cara leżała na łóżku z okładami na czole.
-Hej…- powiedziałam cicho.
-O Cam, hej…
Wstała z miejsca i podeszła do mnie.
-Widzę, że też masz problemy…- powiedziałam.
-Nie, nie, ale coś brzuch mnie boli, pewnie się zatrułam…
Nagle moja przyjaciółka pobiegła do toalety i zwymiotowała. Wypłukała usta.
-Cały dzień tak mam…
-Biedna, a może ty jesteś w ciąży…
-Jasne…- odburknęła- jak na razie jedno dziecko mi wystarczy… a poza tym uważamy…
-Ostatnio też tak mówiłaś i masz teraz Nathana.
Spojrzała na mnie badawczo i poleciała na dół, zaraz wróciła z dwoma testami ciążowymi.
-Cholera boję się…- powiedziała.
-Lepiej sprawdzić.
Po 20 minutach zapukałam, a Cara otworzyła mi w zlewie były dwa testy z dwiema kreseczkami.
-O mój boże!- wykrzyknęłam i momentalnie, zabolała mnie głowa.
-Ja nie mogę, ja nie chcę…
Przytuliłam ją mocno.
-Chodź, powiedz Harry’emu.
-CO?! Nie…
-Tak. Chodź.
Zeszłyśmy na dół.
-Ty powiesz, czy ja mam powiedzieć?- spytałam po cichu.
-Ale tak przy wszystkich…
-A co? Dawaj, to wspaniała nowina.
-Harry…- powiedziała, chłopak podniósł wzrok z śmiejącego się Nathana.
W salonie panował harmider, dzieci się śmiały, Louis z Haroldem też.
-Tak?
-Jestem w ciąży.- powiedziałam cicho
-Co powiedziałaś?- spytał niedosłysząc.
-Mówię, że jestem w ciąży…
Harry aż usiadł.
-Ale, o mój boże! Woooooo-Hooooooo…
No takiej reakcji Cara na pewno się nie spodziewała…

Kilka dni później…
Louis dalej nie wie, że jest chora, Dani powiedziała, że muszę mu powiedzieć w pierwszej kolejności. Lily pojechała dziś rano z Niallem i Allison do Aqua-Parku.
Nie mogłam się zebrać na odwagę, by oznajmić mu. Siedzieliśmy na kanapie przytuleni i oglądaliśmy kończący się już film.
Wyłączyłam telewizor. Była godzina 16:00.
-Louis, musimy porozmawiać…- powiedziałam.
-Brzmi poważnie…- powiedział z uśmiechem.
Poczułam gigantyczną gulę w gardle.
-O co chodzi?- spytał zaniepokojony moją przerwą w mówieniu.
-Pamiętasz, jak straciłam przytomność na koncercie?
-Oczywiście, że pamiętam.
-Podczas pobytu w szpitalu zrobiono mi specjalistyczne badania, ponieważ od dłuższego czasu miałam nudności i bóle głowy, lekarze podejrzewali, że jestem w ciąży, ale to jest coś poważniejszego…
-O czym mówisz?- spytał zdezorientowany.
-Mm…m…m…m… mam złośliwego guza mózgu…
-Camille, prima aprilis jest za dwa tygodnie…- zaśmiał się.
-Ja mówię prawdę, został mi niecały rok życia…
Po kilku minutach odezwał się.
-Dlaczego robisz sobie ze mnie żarty…- był zdenerwowany- przecież jesteś zdrowa, jak rydz, żadne gówno ci nie dolega, nie rób sobie jaj, bo to nie jest śmieszne.
-Jestem śmiertelnie chora.
-Ale przecież… ty…. Nie… jesteś… nie… nie… możesz… przecież… ty… ja… nie… możesz… przecież… jesteś…
-Już niedługo nie będę.
Rozpłakałam się na dobre… Chłopak wstał ze skórzanej kanapy i poszedł na górę. Do drzwi zapukał ktoś, otarłam łzy i poszłam otworzyć, był to Niall trzymał za rączkę Lily. Chłopak spojrzał zaniepokojony.
-Stało się coś?
-Poza tym, że jestem śmiertelnie chora, to nic…- odpowiedziałam.
-Co?- spytał Niall.
-Mam guza, nazywa się Quincy i jest złośliwy, zostało mi kilka miesięcy życia.
Uśmiechnęłam się i wpuściłam ich do środka.

Nie wiem, co napisać pod tym rozdziałem...
Mam jedynie prośbę do was, jeśli ten rozdział wywołał u was płacz, to proszę napiszcie to w komentarzach... To jest dla mnie cholernie ważne... Dziękuję! 


5 komentarzy:

  1. Hej:)
    Jak! Co! Cam nie może być tak chora! Nie może mieć guza! Nie teraz przecież jest Lily i Louis! I jej kariera, rodzina! Wszystko! A ja tu się dowiaduje, że został jej rok życia, rok?! Nie! Tak nie może być! Tak, oczywiście, że cały rozdział płakałam, jak! Cam nie może umrzeć! Nie może! Nie wiem, może stanie się jakiś cud, alba cud madycyny, nie wiem cokolwiek!
    Marzena ze Śląska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Nie dziwie się, że Louis tak zareagował! Też bym tak zareagowała! Niall też pewnie tak samo zareaguje! Prosze jeszcze raz! Nie uśmiercaj Cam, ona nie może umrzeć!
      Marzena ze Śląska

      Usuń
  2. O Boże to nie może być prawda.. :( Czy ja dobrze przeczytałam ? Ona ma złośliwego guza ? ;(( Nie widzę normalnych liter na klawiaturze mam wszystko zamazane... Tak płaczę. Ona nie może tak skończyć ! Nie może ! Zgadzam się z Marzeną ona nie może umrzeć ! Nie teraz ! Tyle osiągnęła i to wszystko pójdzie.. Ja myślałam, że jest w ciąży i będą mieli drugie dziecko... A tu... Za rok umrze.. Nadal nie mogę w to uwierzyć.. Ja nie chcę, żeby te opowiadanie się tak skończyło ! Proszę nie rób nam tego. Niech się okaże, że te wyniki są błędne co kol wiek.. Ona tak niedawno była szczęśliwa... :( Aż nie chcę wiedzieć jak się to skończy myślałam, że wszystko skończy się happy.. Nie zawsze tak jest, ale...

    OdpowiedzUsuń
  3. boże popłakałam się strasznie :(( nie mogę się opanować. Czemu chcesz uśmiercić Camille?? To się nie może tak skończyć przecież Louis! On ją tak bardzo kocha było tak cudownie!! Przecież muszą wynaleźć jakieś lekarstwa !!! operacje! no nie można jej tak zostawić!!! Niech ją ratują a nie!! Przecież no było tak pięknie wszystko się układało!!! To jest NIEMOŻLIWE !!!!Nie wiem no niech się okaże że to był tylko jakiś zły sen koszmar czy coś. BŁAGAM!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. ja popłakałam sie to jest nie tak nie może byc nie teraz jak sie pododzili :(.......

    OdpowiedzUsuń