czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 117.



Został tydzień do ślubu, w garderobie wiszą nasze stroje w ochroniaczach. Moja mała Lily na kupioną sukienkę. Cara odwiedza mnie codziennie, gdy Louis gdzieś wychodzi załatwiać kolejne sprawy związane ze ślubem.  Jest już w szóstym miesiącu ciąży, chodzi z dużym brzuszkiem, Harry każe jej odpoczywać jak najwięcej, ale ona ma zbyt dużo energii, żeby leżeć plackiem. Uwielbia biegać za swoim synkiem.
Jeżeli chodzi o mnie to... Czuję się dobrze... Nie mam tak częstych bólów głowy jak kiedyś, ale od pewnego czasu znów wróciły mdłości. Usiadłam na leżaku, a słońce wygrzewało moją skórę. Nathan biegał za Lily dookoła piaskownicy. Cara usiadła obok, założyła na nos okulary. Rozmawiałyśmy o nadchodzącym wydarzeniu. Louis wrócił z Urzędu Stanu Cywilnego.
-Załatwiłeś wszystko?- spytałam.
-Tak.
-To dobrze..- pocałowałam go.
Poczułam nagłe zmęczenie i przeprosiłam przyjaciółkę. Weszłam na pierwszy stopień i poczułam silny uścisk w głowie, przeszłam kolejne dwa stopnie i jeszcze dwa, gdy ból stał się tak mocny, że straciłam panowanie nad ciałem. Spadłam w dół.

Kilka godzin później...
Słyszałam, nic nie mogłam powiedzieć, nie czułam swojego ciała, ale byłam świadoma...
Nie, ale przecież ona się dobrze czuła, my mieliśmy mieć w przyszłym tygodniu ślub... Nie, pani sobie żartuje...
Proszę pana, nie wiem dlaczego jej stan tak gwałtownie się pogorszył… Robimy badania przez cały czas…
Czy ona wyjdzie z tego?
Obawiam się, że nie…
Co mogę zrobić…- spytał łamiącym głosem.
Czekać, aż się obudzi.
Usłyszałam cichy dźwięk przysuwanego krzesła. Poczułam lekki dotyk na mojej dłoni i pocałunek w nią.
Wszystko będzie dobrze, bez względu jak bardzo miałoby być źle.
Te słowa utkwiły mi w pamięci i odbijały się echem. Próbowałam otworzyć powieki, ale zwyczajnie nie miałam siły, a poza tym głowa mi kołatała jak cholera, a ból wypalał mózg. Zasnęłam.
Ale to już 28 godzin, jak się nie obudziła…
Widocznie organizm walczy… Podamy jej leki…
Po chuj te leki, one nic nie dają…- mówił podniesionym tonem.
Robimy co możemy, naprawdę…
Macie w dupie ją, już dawno by się wybudziła.
Nie, ma podane silne leki, to bardzo dobrze, że śpi, leki działają, nie boli ją przynajmniej.
Jasne- pomyślałam- głowa mi pulsuje, czuje jak skroń ma już temperaturę około 50 stopni. Pozdro…
To jest nie do pomyślenia…- mówił głos mojej mamy.
Nie rozumiem czemu ona się nie budzi- mówił Louis
Lekarze mówią, że dobrze że śpi…- odezwała się Cara
Proszę państwa, mam dla państwa dobrą wiadomość… Po skonsultowaniu się z Nowojorskim Instytutem Onkologicznym, Camille przejdzie operację wycięcia guza, będzie to bardzo skomplikowane, ale mam nadzieję, że nam się uda. Operacja planowo ma się odbyć dziś w godzinach wieczornych.
Nagle zaczęła mnie rozpierać energia, po usłyszeniu tego pragnęłam jak najszybciej zobaczyć moją rodzinę. Otworzyłam oczy i oślepiły mnie światła jarzeniowe. Pielęgniarka zawołała lekarkę, która wnet przybiegła.
Camille, jak się czujesz?
Dobrze.- szepnęłam.
Będziesz miała operację wieczorem.
Kiwnęłam lekko głową.
Kto jest na korytarzu?- spytałam.
Twój narzeczony, przyjaciółka z mężem, rodzice, brat z żoną, czterej mężczyźni, twoja córka i jakiś mały chłopiec.
Która jest godzina?
17:35.
Może pani poprosić moją mamę.
Tak.
Mama weszła do środka.
-Córciu, jak się czujesz?
-Dobrze…
Porozmawiałam z nią i w pewnym sensie pożegnałam, poprosiłam, że gdyby co, żeby pomagała Louisowi z Lily.
Potem do sali wszedł Niall. Następnie Liam z Dani. Zayn z Perrie. Little mix. Przyjechał James. I mój brat z Kristen. Wszyscy płakali…
Nie wiem, czemu…
Potem wszedł Harry. Złapałam go za dłoń.
-Pamiętaj, że masz się opiekować Carą i waszymi dziećmi, dbaj o nie…
Uśmiechnęłam się lekko, ale miał tak strasznie zapłakane oczy.
-Dlaczego moja siostra mnie zostawia…- powiedział.
-Twoja siostra to Gemma.
-Ty jesteś moją drugą siostrą.
Poleciała mi łza.
-Nie możesz mnie zostawiać, kto będzie mnie godził z Carą…
-Dacie sobie rade.
-Cam… Nie wiem jak ci podziękować za te wszystkie 24 lata…
-To ja nie wiem, jak ci dziękować…
Pocałował moją dłoń.
-Zawsze cię kochałem jako siostrę i zawsze kochać będę.
-Ja ciebie też kocham braciszku…
Harry przytulił moją dłoń do jego policzka, pogłaskałam go kciukiem. Do sali weszła Cara.
-Kotku, zostawisz nas same?- spytała.
-Tak…- pocałował mnie w policzek i wyszedł.
Usiadła obok, mój wzrok powędrował na jej brzuch.
-Wiesz już jaka płeć?
-Tak…- mówiła przez łzy.
-Jaka?- spytałam.
-Będziemy mieć córkę.
-Już wiecie jak będzie miała na imię?
-Tak…
-Jak?
-Rosie.
Popatrzyłam w jej czarne oczy, z których wypłynęła kolejna porcja łez.
-Czemu nie chcesz zostać ze mną? Tu…
-Chcę, ale nie mogę…
Złapała za moją dłoń.
-Obiecaj mi coś…- powiedziałam.
-Tak?
-Obiecaj mi, że moja córka nigdy o mnie nie zapomni, choćby Louis znalazł sobie inną, to ona nigdy nie zapomni swojej prawdziwej matki…
-Obiecuję…
Włożyła mi w dłoń słonika, którego jakiś czas temu zwróciła mi.
-Miej go podczas operacji Camille.
Kiwnęłam głową.
-Obiecuję.
Pocałowała mnie w czoło i w policzek.
Wyszła.
Usadowiłam się bardziej w łóżku.
Louis i Lily weszli do środka.
-Mama…- dziewczynka usiadła mi na łóżku i dała mi całuska. Lou usiadł na stołku.
Nic nie mówił. Patrzył mi w oczy. Wypalał w nich dziurę bólu, tęsknoty i cierpienia. Lily usiadła Louisowi na kolanie. Ujął moją dłoń w swoją dłoń i poczułam ciepłe kropelki łez z jego oczu. Lily przyglądała nam się. Nagle w oknie ujrzała białego gołąbka, który oparł główkę.
Mała zeskoczyła z krzesła i podeszła do niego, lekko pukając w szybkę. Zaśmiała się melodyjnie. Ptak odleciał, a na salę weszła pielęgniarka, która oświadczyła, że muszą mnie przygotować do operacji.
Poprosiłam o minutę. Pocałowałam małą w główkę, a potem w ustka.
-Nie zostawiaj mnie… Proszę…
Płakał.
-Zawsze będę z Tobą, bez względu na to, czy będę na ziemi, czy nie… Zawsze będę chroniła ciebie i Lily, choćby nie wiem co…
-Kocham cię tak mocno…
-Ja ciebie też.
Pocałował mnie namiętnie w usta.
-Obiecuję ci, że jeśli operacja się uda, to będziemy tyle dzieci ile będziesz chciał…
Zaśmiał się…
-Nie wytrzymasz napięcia…- powiedział.
Uśmiechnęłam się.
Usiadłam z trudem i położyłam nogi na podłodze.
-Pomóż mi…- poprosiłam.
Stanęłam na prostych nogach trzymana przez Louisa.
Położył mi ręce na biodrach, a ja swoimi dłońmi dotknęłam jego policzków. Pocałowaliśmy się tak jak kiedyś. Pielęgniarka weszła i kazała mi się położyć. Jeszcze raz go ucałowałam, a potem pożegnałam się z córką. Bo wiem, że nie przeżyję…

Mój narzeczony wyszedł, ale wszystko widział przez szybę. Pomachałam do niego, a kobieta przewiozła mnie przez tylni korytarz. W prawej dłoni trzymałam zdjęcie Louisa i Lily, a w lewej słonika od Cary, byłam gotowa, ale miałam jeszcze minutkę. Poprosiłam o przyniesienie telefonu. Napisałam sms-a do Harry’ego, Cary i Louisa.
Chciałabym, aby na moim nagrobku było nazwisko Tomlinson. Kocham Was. C.
Pielęgniarka odebrała mi telefon i zawiozła na salę operacyjną, nałożyła maskę, z substancją usypiającą. Zacisnęłam dłonie ze słonikiem i zdjęciem. Zamknęłam oczy. Wypowiedziałam w myślach słowo.
Zawsze będę z Tobą, bez względu na to, czy będę na ziemi, czy nie… Zawsze będę chroniła ciebie i Lily, choćby nie wiem co…
I zasnęłam na wieki.


Historia 117 rozdziałów, która rozpoczęła się sesją modelki, a skończyła jej śmiercią. Za każdym razem, gdy czytam ten rozdział, szczególnie w momencie Cary i Harry'ego to płaczę jak bóbr. Miłego czytania kochane!

3 komentarze:

  1. boże czemu to zrobiłaś????? Czemu ją jednak zabiłaś :'(((
    a co będzie dalej no?? Nie to jest niemożliwe!!!!!!!!! ONA SIE KURWA OBUDZI!!!!!!!!!!! SŁYSZYCIE TO WSZYSCY????!!!!!!1 OBUDZI SIĘ I WSZYSCY BĘDĄ ŻYLI DŁUGO I KURNA SZCZĘŚLIWI!!!!! ONA TYLKO MYŚLI ŻE NIE ŻYJE ALE TAK NA PRAWDE TO JEST TYLKO SEN JA TO WIEM!!!!!!! SĄ JESZCZE TRZY ROZDZIAŁY DO KOŃCA!!!!!! ONA UMRZE ALE Z LOUISEM!!!!! ZA 1000 LAT NIE TERAZ!!!!!!! MATKO CAMILLE OBUDŹ SIĘ DO CHOLERY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak!?!Co!?!? Nie!!!!Ona nie może umrzeć! Co zrobi Lou!? On sobie nie poradzi!! Tak nie może być! Chociarz wiem, że tak musiało być to i tak nie mogę się z tym pogodzić! Nie wiem co tu jeszcze napisać! Jestem zbyt zdruzgotana tym rozdziałem! Chyba to, że bardzo Ci dziękuje za poświęcony czas temu opowiadaniu!
    Marzena ze Śląska

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurwa ? Co ? Ona nie żyje ? Serio ? Naprawdę ? Nie wierzę !
    Znów płacze..
    Ona nie może...

    OdpowiedzUsuń