wtorek, 30 lipca 2013

IMAGIN Z HARRYM Z DEDYKACJĄ DLA ALICE

Idziesz właśnie do studia nagraniowego swojego starszego brata, ubrałaś się i taksówką podjechała pod sam gmach studia. Wjechałaś na drugie piętro i skierowałaś się ku drzwiom studia. Otworzyłaś je, spotkałaś się ze wzrokiem twojego brata, który od razu uśmiechnął się do siebie. Położyłaś torbę na parapecie i usiadłaś na krześle obok twojego brata, swoje nogi położyłaś na jego nogach. Szepnęłaś mu coś na ucho, a ten lekko się uśmiechnął. Spojrzałaś na pięciu chłopaków stojących za szybą, szczególnie jeden zwrócił twoją uwagę, on też się patrzył na ciebie. Podobałaś mu się i to bardzo. Przygryzłaś lekko wargę i wzięłaś swoje brązowe włosy na bok. Uniósł leciutko brew, zaczął swoją solówkę, cały czas właściwie wzrok miał na twoich piersiach, czułaś na sobie jego wzrok. Nagle twój brat, kliknął przycisk.
-Dobra chłopaki to było naprawdę świetne, 15 minut przerwy. Cała piątka wyszła. Trójka z nich usiadła na kanapie, a pozostali dwaj na fotelach. W tym był również piękniś. Jak można być tak przystojnym. 
-Alice, przyniosłabyś nam po kawie?- powiedział Sean.
-Jasne. 
Wyszłaś z pokoju.
-Fajną masz dziewczynę...- powiedział Hazza do Seana (brat) patrząc się na drzwi.
-To nie była moja dziewczyna, to moja siostra, a tak poza tym cieszę się, że ci się podoba.
Przy drzwiach ogarnęłaś, że nie wzięłaś portfela, wróciłaś się, a wzrok loczka cały czas czułaś na sobie.
-Zapomniałam portfela.
-Może ci pomogę?- zaoferował się loczek.
-Zależy w czym...- spojrzałaś się na niego.
Jego koledzy zachichotali.
-W doniesieniu kawy.
-Ok. 
Wyszłaś pierwsza, czułaś jego wzrok na każdym centymetrze mojego ciała. Aż cię dreszcz przeszedł... Dobiegł do ciebie.
-Właściwie ci się nie przedstawiłem...
-Wiem, jak masz na imię Harry...
-Ok, a ty jesteś Alice, tak?
-Tak. 
-Myślałem, że jesteś dziewczyną Seana...
-On jest moim kochanym bratem. Nie mam chłopaka... 
Zlustrowałaś go od góry do dołu, zauważył to...
-Ja też jestem singlem...
-Czyli jesteśmy we dwoje...
-Tak.
Wyszliście na dwór i szliście kilka przecznic do Starbucksa po 7 kaw. Rozmawialiście o wszystkim, nawet przeszło do waszych dawnych związkach.
-Ilu miałaś chłopaków?
-Nie miałam, nigdy.
-Jaja sobie robisz.
-Nie.- uśmiechnęłaś się do siebie.
-Nie wierzę ci, jesteś taka śliczna i...
-...i...
-Bardzo dobrze się z Tobą rozmawia...
-Nawzajem.
-Co robisz dziś wieczorem?
-Nic, a co?
-Może poszlibyśmy do kina, albo gdzieś? Chociażby na kawę...
-Ok.
-Zgadzasz się.
-Tak. Ale wolę kino od kawy...
-Zgoda.
Wróciliście do studia. Liam nagle krzyknął:
-Ha, przegraliście, miałem rację...- chłopak odtańczył swój taniec szczęścia i przybił żółwika twojemu bratu.
-Ale z czym?- spytał zdezorientowany loczek.
-Jak wyszliście założyliśmy się ja i Sean kontra reszta...
-Coś więcej?- spytałaś.
-Reszta powiedziała, że Harry albo przyjedzie pomazany czerwoną szminką, albo będziecie trzymali się za ręce, z kolei ja i Sean powiedzieliśmy, że nic takiego się nie stanie. 
-Nawet, gdybym całowała się z Hazzą, wytarłby się chusteczką, a za ręce nie mogliśmy się trzymać, nieśliśmy siedem kaw. Ale jak tak bardzo chcecie...
Wyjęłaś z torebki swoją czerwoną szminkę i wysmarowałaś całe usta Hazzy.
-Tyle, że te usta nie wyglądają jak po pocałunku.
-Czepiacie się szczegółów.- odłożył dwie tacki z kawami na stolik i pocałował cię. Nie skończyło się jednak na jednym całusie, on to przekształcił w coś fajnego... Złapał za twoje udo i przyciągnął cię bardziej do siebie.
Któryś zagwizdał.
-O jprdl.- powiedziałaś.
Zaśmiali się.
-No to teraz my wygraliśmy.- powiedział Zayn, przybijając żółwika Louisowi i Niallowi.
-Wiecie co, ja muszę już iść.- sięgnęłaś po torebkę i wyszłaś ze studia
Poszłaś do łazienki i wytarłaś się. Loczek stał na korytarzu przed.
-Nie dałaś mi swojego numeru.
-Zapomniałam 6**********6.
-Przyjadę o 20:00.
-Ok. 
Pół roku później...
Harry jest twoim najlepszym przyjacielem, od tego pocałunku i wyjścia do kina, postanowiliście zostać jedynie przyjaciółmi, tyle, że ty nie możesz, zbyt bardzo go kochasz. Próbujesz tak jakby do niego zarywać, ale on to odbiera głównie jako żarty. Jesteś w jego mieszkaniu. 
Chłopak jest w kuchni i robi wam coś do picia.Weszłaś do kuchni, zauważyłaś, że nalewa soku pomarańczowego. Podeszłaś do niego, chłopak gwałtownie się poruszył i wylał na ciebie zawartość dwóch kubków. 
-Boże, przepraszam, taka ze mnie niezdara.- powiedział i zaczął ci wycierać bluzkę i spodnie.
-Harry, to ja przepraszam, podeszłam do ciebie i nie zauważyłeś mnie.
-Zaraz dam ci czystą koszulkę. Daj włożę twoje rzeczy do pralki, a potem włożę je do suszarki.
Chłopak poszedł do swojej sypialni, a ty posłusznie ściągnęłaś bluzkę i spodnie. Pozostałaś tylko w bieliźnie i skarpetkach. Zabijałaś się od środka, bo założyłaś dzisiaj czerwony koronkowy stanik i majtki. Gdy chłopak wszedł z powrotem do kuchni oniemiał. Zlustrował cię od góry do dołu z 10 razy. 
-Nawet w bieliźnie nie stałam przed własnym bratem...
-Tyle, że ja nie jestem twoim bratem...
Chłopak rzucił na podłogę swoją koszulkę, którą ty miałaś ubrać, podszedł do ciebie i pocałował najpierw delikatnie, a potem coraz drapieżniej.
-Nie wiedziałam, że coś do mnie czujesz...
-A ja nie wiedziałam, że ty coś do mnie...
Uśmiechnęłaś się i znowu dorwałaś się do jego ust. Wasze języki ruszyły w tan. Chłopak przycisnął cię do blatu, a ty jęknęłaś z bólu. Wplątałaś swoje dłonie w jego bujne loki. Złapałaś za nie mocno i odchyliłaś jego głowę lekko do tyłu. 
Szepnęłaś mu do ucha: To co teraz jesteśmy razem?
A on odpowiedział: Forever.
Chłopak zaniósł cię na rękach do swojej sypialni. Rzucił cię na łóżko, szybko ściągnął odzienie i chwilkę później stał przed tobą nagi. Przygryzłaś wargę,a on rzucił się na ciebie, jeden ruch ręki i nie miałaś na sobie czegokolwiek.
-Że ja byłem taki głupi, żeby myśleć, że ty mnie nie chcesz...- mówił pomiędzy całusami.
-Byłeś głupi. 

Minął już rok od tamtego wydarzenia, jesteś z Harrym i jesteś szczęśliwa. Po prostu...

Love you all :)

Rozdział 47




Pokazał mi się nieznany numer… Usiadłam na łóżku i po cichu odebrałam:
- Halo?- spytałam półszeptem.
-Dzień dobry, czy ja rozmawiam z panią Camille Montrose?
-Tak, a kto mówi…
-Nie wiem, czy mnie pani pamięta, ale jakiś czas temu podczas wakacji w San Diego wręczyłem pani wizytówkę z namiarem na mnie, jestem prezesem Columbia Records.
-Rick Robbin?
-Dokładnie, dzwonię do pani, ponieważ tak po prostu chciałem się spytać, czy nie zmieniła pani decyzji i nie chce zmierzać w kierunku wokalnym?
-W najbliższych dniach miałam zamiar do pana dzwonić, ale ubiegł mnie pan. Otóż, postanowiłam spróbować.
-To fantastycznie!- facet chyba podskoczył z radości- czy moglibyśmy umówić się na spotkanie w wytwórni?
-Tak, ale ja jestem obecnie w Nowym Jorku…
-…to jeszcze lepiej, jeżeli może pani to proszę przyjechać o 17:00 do wytwórni.
-Dobrze, chciałam jeszcze nadmienić, że nie jestem 100% pewna, więc proszę się przygotować, że mogę nie podpisać kontraktu.
-W pełni rozumiem i bardzo mi się podoba pani podejście do tego. Dobrze, więc spotykamy się o 17:00, do zobaczenia.
-Do widzenia.
-Kto dzwonił?- spytał Louis z zamkniętymi oczami.
-Facet z Columbia Records, umówiłam się z nim na spotkanie.
-Jesteś pewna swojego wyboru?- otworzył lekko swoje patrzałki.
Skinęłam głową i założyłam kosmyk moich blond włosów za ucho. Chłopak ziewnął.
-Jesteś głodna?
-Może trochę, ale nie aż tak bardzo.
Zapadła krótka cisza, którą przerwało zaśmianie się Louisa.
-Co się stało?- zapytałam zdezorientowana.
-Fajnie było…
-Kied… Aaaa… Racja, było bardzo fajnie.
Wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać. Wyciągnęłam z szafki bordowe spodnie i czarną bluzkę.
Chłopak leżał i przyglądał mi się.
-A ty zamierzasz dzisiaj wstać?
-Tak, ale jeszcze nie teraz. Dobranoc!- chłopak przykrył się kołdrą i odwrócił się w prawo.
Wyszłam z pokoju. Nialler siedział z Liamem na kanapie i gadali o jakichś duperelach.
-Hej, chłopaki.
-Hejka Camille. Co słychać?- spytał Liam.
-Spoko.
-Nudzi mi się.- powiedział blondyn.
-Mi też.- odpowiedział Li.
-Mam ochotę na kawę, ale taką ze Starbucksa.
-To co, idziemy?- powiedział szatyn.
Zerwaliśmy się z kanapy, ubraliśmy kurtki i buty i wyszliśmy z apartamentu. Do najbliższej kafejki musieliśmy przejść chyba z 6 przecznic. Ale było bardzo przyjemnie, na ulicy widniały pozostałości po fajerwerkach, papierki itd.
Kupiliśmy sobie po kawie, a także wzięliśmy po jednej dla placków, którzy zostali w apartamencie. Po jakiejś godzinie wróciliśmy do apartamentu. Pezza już nie spała, wychodziła z łazienki, ale widząc, że mamy kawy zabrała dwie i zamknęła się znowu w pokoju z Zaynem, pozostałe napoje położyliśmy na stole, a swoje wypiliśmy. Nagle Liamowi zadzwonił telefon, chłopak uśmiechnięty wziął go do ręki i zakrztusił się, gdy zobaczył kto to. Położył swoją kawę i pobiegł do łazienki. Niall spojrzał na mnie wzruszył ramionami i włączył TV. Na MTV Live leciała właśnie piosenka Mirrors Justina Timberlake’a, podśpiewywaliśmy sobie z żarłoczkiem, coraz głośniej i jeszcze głośniej. Teraz leciała piosenka Seleny Gomez- Love You Like A Love Song.
Gdy Liam wyszedł z łazienki, miał dziwną minę, jakby się śmiał i jakby miał zaraz zacząć płakać, nie mogłam nic odczytać z wyrazu jego twarzy.
-Li, co się stało?- spytał z lekka zaniepokojona.
-Poprosiła mnie o spotkanie.
-Kto?
-No, Danielle.
Uśmiechnęłam się szeroko.
-No to świetnie.- powiedziałam- a kiedy?
-Dzisiaj wieczorem.
-To może to będzie spotkanie ze śniadaniem…- powiedział Niall i zaraz zaczął się rechotać.
Dołączyłam do blondaska, a Liam zrobił facepalma.
Usiedliśmy wszyscy. Była godzina 15:00. Postanowiłam wszystkich zbierać z łóżek razem z żarłoczkiem i Liamem.
Niall poszedł do pokoju Zayna i Perrie, którzy nie spali, ale leżeli. Liam poszedł do Louisa, a ja do Cary i Hazzy. Zapukałam, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Weszłam po cichu, obydwoje spali wtuleni w siebie, zrobić im tylko zdjęcie. Odsłoniłam gwałtownie rolety, Cara podniosła głowę i mało nie krzyknęła, że oślepła.
-Wstawać ludzie, kawa czeka…
-Kobieto, ty jesteś jakaś porąbana?!- powiedziała ze złością Cara- wróciliśmy o 5:00, a położyliśmy się o 7:00… Ty już dawno spałaś…
-…nie spałam…
-…tak? Jakoś nie widziałam cię w salonie…
-…bo byłam u siebie…
-…jasne. Nie ważne, daj mi spokój, chcemy spać.
Wyszłam stamtąd i zamknęłam drzwi, Lou wstał z łóżka w samych bokserkach, BARDZO zresztą opiętych, szedł w stronę łazienki, a ja oparta o ścianę przyglądałam się jego czterem literom…
Weszłam do naszej sypialni i zaczęłam czesać włosy, uplotłam sobie warkocza dobieranego. Chłopaki oglądali jakiś film, a ja do nich dołączyłam. Około 16:20 wyszłam z apartamentu i skierowałam się ku postojowi taksówek. Poprosiłam kierowcę, żeby zawiózł mnie do gmachu Columbia Records. Po 40 minutach jazdy zaparkował przed szklanym budynkiem. Zapłaciłam mu i weszłam do środka. Podeszłam do sekretarki i spytałam:
-Dzień dobry, nazywam się Camille Montrose i byłam umówiona na 17:00 z Rickiem Robbinem.
-Dobrze, proszę za mną.
Blondynka wstała i poprawiła kusą sukienkę. Weszłyśmy do windy, która zawiozła nas na 22 piętro, wyszłyśmy stamtąd i dziewczyna zapukała do wielkich brzozowych drzwi.
-Proszę pana, panna Montrose do pana.
-Wpuść ją.- odezwał się niski głos.
Dziewczyna otworzyła drzwi i wpuściła mnie do środka.
-Usiądź.- powiedział mężczyzna, który siedział na wielkim fotelu przy dębowym biurku.
-Dziękuję.
-Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na krok w stronę wokalu.
-Ja również.- odpowiedziałam.
-Posłuchaj, chciałbym z Tobą załatwić dzisiaj jak najwięcej formalności, bo wkrótce możemy po prostu nie mieć czasu…
Facet wyjął z czarnej teczki plik dokumentów.
-To jest twój kontrakt, jeżeli spodoba ci się to, co oferujemy mam nadzieję, że go podpiszesz.
Podał mi je. Skrupulatnie przeczytałam cały kontrakt, zajęło mi to ponad dwie godziny i trzy wypite herbaty.
W wielkim skrócie: Od dzisiaj jako piosenkarka mam pseudonim Rosie (wzięło się to głównie z końcówki mojego nazwiska: Montrose), kontrakt obejmuje dwie płyty, moim managerem będzie Edward Miller (nawet nie wiem kto to), płyty nagrywać będę głównie w Londynie, ale co do teledysków to prawdopodobnie będę jeździć po świecie, mimo że, moje życie i tak zostaje w Anglii, dostaje mieszkanie w NYC. I to tyle.
Na moją pierwszą płytę tekściarze napisali mi już 13 utworów, ale na płycie Deluxe będzie ich 16. Rick, bo kazał mi mówić do siebie po imieniu, powiedział, że jak wrócę do Londynu mam się zgłosić do wytwórni Syco Music (są oni partnerami Columbia Records) i tam będę ćwiczyła i powoli nagrywała wszystko. Do apartamentu wróciłam około 21:30, wzięłam prysznic i poszłam spać. Wszyscy się pytali, gdzie byłam, ja odpowiadałam, że na spotkaniu, a resztę opowiem jutro.
2 stycznia, 10:02, sobota
Obudziłam się, obok mnie leżała tylko zmiętolona kołdra, Louisa nie było. Zaburczało mi w brzuchu, ubrałam się i wstałam mój chłopak prawdopodobnie brał prysznic. Napiłam się wody. Cara z Hazzą wyszli z sypialni.
-Hej.- powiedzieli do mnie.
-Hejka.
-Idziesz z nami na śniadanie? Bo ja umieram…- powiedziała brunetka.
-Jasne.
Ubrałam moje beżowe emu i zeszliśmy na dół. Podali nam naleśniki i świeżo parzoną kawę. Zjadłam ze smakiem. Za jakieś pół godziny wróciliśmy do pokoju. Niall darł się, że nie może znaleźć spodni, a Zayn siedział z Perrie na kanapie i krótko mówiąc obściskiwali się…
Louis siedział na blacie stołu od bilarda i śmiał z blondyna w niebogłosy.
-Dzisiaj wyjeżdżamy.- westchnęła Cara.
-Niestety.- odpowiedziałam.
-Oj nie przejmujcie się, na pewno tu wrócimy.- odpowiedział Hazza i pocałował Carę w czoło.
Obydwie poszłyśmy do swoich pokojów, żeby się spakować, za dwie godziny mieliśmy mieć samolot do Londynu. Około 11:30 byłam gotowa do odlotu. Chłopaki tak samo. Kazali mi opowiadać co mi powiedział Rick.
-Do jakiego mangamentu należysz?
-Modest.
Louis odetchnął, a pozostali wraz z Perrie skrzywili się.
-Co się stało?- zapytałam skrzywionych.
-Nie będziesz miała życia, tak jak my…- powiedziała Pezza.
-…ale przynajmniej nie będą jej kazali ze mną zrywać, jej związek ze mną nie będzie im przeszkadzał.- powiedział Lou.
Przytuliłam się do niego.
-To dobrze.- powiedziałam.
-Kiedy zaczynasz?- spytał blondyn.
-Właściwie od jutra, mam spotkanie w Syco, zaprezentują mi piosenki i będą mnie przygotowywać do nagrania.
-Fajnie.- powiedział Liam.
Około 13:30 wymeldowaliśmy się i pojechaliśmy na lotnisko. Stamtąd wylecieliśmy około 14:10, a po 8 godzinach lotu znowu byliśmy w tym CHOLERNIE zimnym Londynie. Każdy pojechał w swoją stronę, oczywiście my we czwórkę do nas. Wrzuciłam górę ciuchów do prania, wzięłam prysznic i położyłam się. 

Rozdział ze SPECJALNĄ DEDYKACJĄ dla kochanej włoszki- Alice :)

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 46



Zatkało mnie.
-SERIO?!- spytałam niedowierzając.
-Serio.
-Myślałam, że nie lubisz dzieci…
-Oczywiście, że lubię, a już posiadanie własnego to moje marzenie.
-Nie wiedziałam.
-A ty chcesz mieć dzieci w ogóle?
-Oczywiście, że chcę, ale jeszcze nie teraz, nie jestem przygotowana na macierzyństwo.
-Byłabyś wspaniałą mamusią…
-…a ty tatusiem.
Wyszliśmy trzymając się za rękę. Wsiedliśmy do samochodu, gdy chłopak westchnął:
-Chciałbym mieć syna…
-… a ja córkę.
-Bliźniaki!- zasugerował ucieszony.
-Jasne…
Zaczęłam się śmiać. Ból minął, tylko od czasu do czasu kręciło mi się w głowie.
-I co Camille? Będę babcią?
-Jeszcze nie teraz, mamo. Wnuka będziesz miała Niedługo, do tego będzie podobny do Erica.
-Szkoda.
O godzinie 15:00 wyjechaliśmy z Louisem do Londynu. Spakowaliśmy wszystkie walizki i ruszyliśmy w stronę stolicy Wielkiej Brytanii. Cara z Harrym wyjechali jakieś pół godziny po nas, bo Hazza nie mógł znaleźć ładowarki, ponoć pół domu przewertowali i okazało się, że była w walizce. Około 17:00 byliśmy w domu. Na dworze było już ciemno, Louis zaniósł walizki do pokoju, a ja zrobiłam pranie. Potem dojechała Cara z loczkiem i dołożyli mi kolejną górę ciuchów. Chłopaki zarezerwowali bilety na samolot na 12:30 jutro. Zjedliśmy wszyscy wspólną kolację i poszliśmy się pakować. Chłopaki właściwie przeprowadzili się już do nas, mają tu wszystkie rzeczy, a w ich starym domu zostały jakieś drobne rzeczy. Około 1 nad ranem byłam gotowa do wyjazdu na sylwestra do NY.
30 grudnia, środa, 9:55
Obudziło mnie delikatnie muskanie moich ust. Otworzyłam oczy. Chłopak, który mnie całował widząc, że się obudziłam, chciał się ode mnie oderwać, ale przytrzymałam jego głowę swoją dłonią. Delikatne pocałunki przekształciły się w coś bardzo drapieżnego…
Około 11:00 zjedliśmy wszyscy śniadanie, a z mojej twarzy nie schodził uśmiech, gdy tylko Lou popatrzył się na mnie gębą sama układała się do uśmiechu.
-Co wy dzisiaj zrobiliście, że się tak śmiejecie?- spytał poirytowany Hazza.
-Harry, po co się pytasz, domyśl się.- powiedziała moja przyjaciółka.
Spojrzał się na nas i zaczął się śmiać.
-Jak tu z wami wytrzymać?- westchnął loczek.
-Harry, ja pół nocy nie spałem, zgadnij czemu…- powiedział Louis z udawaną powagą.
Cara zaczęła się śmiać.
-Mówiłam ci, żebyś był ciszej.- powiedziała Cara i wybuchnęła śmiechem.
-Sorry, ale wiecie w domu H.CH, to nie wypada, jeszcze ktoś usłyszy…
-A my to co? Głusi nie jesteśmy…- powiedziałam.
-No sorry, od dzisiaj będę już ciszej…
-Jak zamieszkacie razem to będziecie mogli krzyczeć do woli…- powiedział Louis.
A ja zachłysnęłam się kawą, zaczęłam kaszleć, Lou poklepał mnie po plecach. Około 11:45 wyjechaliśmy z domu, Liam i Niall oddali już bagaż, a Zayn z Pezzą siedzieli na krzesełkach.
-Dłużej nie można było?!- zbulwersował się blondyn.
-Sorry.- powiedziałam równocześnie z Carą.
Perrie podbiegła do nas i przytuliłyśmy się. Oddaliśmy już wszyscy bagaże i podążyliśmy ku odprawie. Za 5 minut siedzieliśmy już w samolocie. Po 8 godzinach lotu wylądowaliśmy na lotnisku w Nowym Jorku. Było zimno, ale nie tak bardzo jak w Londynie. Dwiema taksówkami pojechaliśmy do hotelu. Tam zameldowaliśmy się i poszliśmy w ósemkę do apartamentu. Był śliczny, duży salon, stół do bilarda, stół do piłkarzyków, bar. Ściany pomalowane na czerwono z elementami czerni, czarne skórzane sofy i fotele, szklany stolik przed 50 calową plazmą, a przede wszystkim jedna ze ścian była cała szklana i mieliśmy widok cały Nowy Jork. Bajka. Poszliśmy do swoich pokoi, który wchodziły w skład apartamentu. Rozpakowaliśmy się. Poszliśmy coś zjeść, bo Hazza z Niallem marudzili, że są głodni. Poszliśmy wszyscy na kolację, serwowali kraby. Boże jaką my sobie wiochę zrobiliśmy, w pale się nie mieści… Biorąc po uwagę, że nikt z nas nie umiał jeść krabów, chłopaki postanowili, że będą rzucać części na talerz na następnym stoliku. Na początku wszystko lądowało na podłodze, ale potem przyszedł właściciel hotelu i Niall przez przypadek rzucił szczypca kraba prosto na siwe włosy faceta. Na szczęście nie ogarnął się, a my zwialiśmy do pokoju.
-Harruś jesteś jeszcze głodny?- spytała Cara.
-Nie, słonko, już nie.
-To dobrze- powiedziała spokojnie- BO WIĘCEJ JUŻ Z WAMI NIGDZIE NIE IDĘ!!!- krzyknęła.
-I tak pójdziesz…- powiedziałam klepiąc ją po ramieniu.
Pezza usiadła przy TV, leciał Dirty Dancing. Akurat się zaczynał, zawołała nas i oglądałyśmy. Z Carą uwielbiamy ten film. Chłopaki grali w piłkarzyki i darli mordy. Na początku prosiłam, żeby byli cicho, ale po 8 razach dostałam szału. Pokazałam dziewczynom, żeby zamknęły uszy, te posłusznie zrobiły to co kazałam.
-Możecie już k***a zamknąć się!!!!!- wydarłam się na cały głos.
-Sorki.- powiedzieli zmieszani.
-Camille?- zapytał Louis.
-Słucham.
-Taką cię lubię najbardziej.- uśmiechnęłam się do siebie unosząc brew.
Około północy skończył się film, Cara zrobiła nam drinki i piłyśmy sobie we trójkę, całe One Direction jęczało, że chce im się spać.
-Perrie, chodź już…- powiedział Zayn, przecierając oko.
-Możesz iść, ja zaraz dojdę.- odpowiedziała blondynka.
-Cara!- zaryczał loczek.
-Co ty znowu chcesz?!- spytała poirytowana brunetka.
-Chcę iść spać.
-Droga wolna.
-Z tobą.
-Boshhhh…
Wnerwiłyśmy się, ale powiedziałyśmy, że jak zasną to usiądziemy i będziemy dalej gadać. Wzięłam prysznic i położyłam się koło Louisa. Ten zasnął w mgnieniu oka, wyszłam z pokoju. Perrie przyszła za 10 minut, bo gdy chciała wyjść Zayn się budził. Na Carę czekałyśmy godzinę.
-Wy wiecie co on zrobił?- powiedziała brunetka poprawiając rozczochrane włosy.
-No nie wiemy.
-Złapał mnie w biodrach i trzymał tak mocno, że wyjść nie mogłam. Musiałam się nieźle wygimnastykować, żeby się od niego uwolnić.
-Biedna ty.- powiedziałam.
Włączyłyśmy sobie „Pamiętnik” i oczywiście my z Carą ryczałyśmy jak nie wiem co, Pezza to twarda baba. Około 4 nad ranem położyłyśmy się.
31 grudnia, czwartek, 13:27
Obudziłam się wyspana jak nigdy, ubrałam dresy i wyszłam z pokoju, wszyscy chłopcy siedzieli na kanapie. Dziewczyn nie było, pewnie spały.
-Która wyszła?- odezwał się Louis.
-Twoja.- powiedział Niall.
-Ładnie to ode mnie uciekać w nocy?- spytał.
-No.
-Wiesz co.
-Sorki.
Napiłam się wody i poszłam wziąć prysznic, umyłam włosy i ubrałam się w jeansy, bluzkę z napisem LAST CLEAN T-SHIRT. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, żeby szybciej mi wyschły. Usiadłam z chłopakami na kanapie, każdy robił coś na telefonie.
Włączyłam telewizor leciał jakiś banalny serial meksykański. Śmiałam się z głupoty bohaterów. Z pokoju wyszła Pezza.
-Która teraz?- spytał Harry.
-Perrie.- odpowiedziałam.
-Co wyście zrobiły Carze, że się dobudzić nie może…
-My nic.- powiedziałam.
Nagle mój telefon zawibrował, sms od Cary.
Na co ja jej odpisałam. Dostałam sms-a zwrotnego. Wstałam i poszłam do niej.
-Gdzie idziesz?- zapytał Hazza widząc, że kieruję się do jego pokoju.
-Nie ważne.
Weszłam do jej pokoju.
-Nareszcie.- powiedziała.
-Mogłaś tam przyjść.
-Mogłam, ale mi się nie chce.
-Boshhhh…
-O której rozpoczyna się impreza?
-O 20:00.
-Dużo czasu.
-No tak, ale nim my się wyrobimy, to będzie po 24:00.
-Masz rację, ale najpierw musimy zjeść śniadanie.
-Idziemy?
-Tak.
Moja przyjaciółka ubrała się w jeansy i koszulkę Hazzy z Star Wars. Nałożyła okulary i obydwie wyszłyśmy z pokoju. Hazza był w łazience, po cichu założyłyśmy buty i wyszłyśmy z apartamentu. Zjadłyśmy sobie śniadanie i wróciłyśmy uśmiechnięte do pokoju.
-Gdzie wy byłyście, chciałem dzwonić na policję…- powiedział zdenerwowany loczek.
-Spoko Harry, byłyśmy na śniadaniu.- powiedziała ze spokojem Cara.
-Ale dlaczego mi nic nie powiedziałaś, zestresowałem się, że gdzieś uciekłaś.
-Czy ty się słyszysz, dlaczego miałabym od ciebie uciekać? Jak mnie nie było w pokoju i Camille też nie było, to mogłeś pomyśleć, że gdzieś z nią poszłam…
-Bałem się o ciebie.
-Oj Harry, musisz mi bardziej ufać.
-Przepraszam.
W pokoju Cary zaczęłyśmy się w trójkę malować, czesać, ubierać. Około 15:00 z wałkami na włosach i pomalowanymi paznokciami zadzwonił mi telefon. James. Odebrałam.
-Yoł, Jay!
-Yoł, Cam!
-What’s up Man?
-Camille piłaś coś?
-Nie.
-So, what’s up?
-Nic, przygotowuję się na imprezę.
-Ja też idę dzisiaj z chłopakami.
-Fajnie.
-Weź, w ogóle to jest jakiś hotel, widok na NY. Ale jest fajnie.
-Ja mam identycznie, hotel przy samym Times Square, zimno jak cholera, ale będzie spoko.
-Gdzie jesteś?
-NYC.
-Ja też.
-Grand hotel?
-Ty chyba sobie jaja robisz…
-Grand hotel?!
-No.
-Ja pierdziele. Wbijaj do apartamentu na samej górze, jak wyjdziesz z windy to po lewej stronie na końcu korytarza.
-Spoko zaraz będę.
Odłożyłam telefon.
-Kto to był? –spytała Cara.
-James.- aż pisnęłam z radości.
-On tu jest?!
-W TYM SAMYM HOTELU!!!!
Ktoś zapukał, Niall ruszył w kierunku drzwi. Wyprzedziłam go, otworzyłam i krzyknęłam: Jay!
Przytuliłam bruneta, a wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni.
-Chyba wszyscy znacie Jamesa…
-Tak, hej!- odpowiedzieli.
Usiedliśmy razem w moim pokoju i gadaliśmy. Było tak fajnie, ale około 17:00 musiałam wracać do przygotowań, on też poszedł do siebie, bo chłopaki mieli do niego jakąś sprawę. Pezza ściągnęła mi wałki, a moje włosy ułożyły się w piękną falę. Założyłam, natomiast Cara, a Perrie.  
Chłopaki też ubrali się fajnie, ale to my wyglądałyśmy zjawiskowo, zjechaliśmy na dół. W korytarzu był tłum ludzi meldowali się w hotelu, a także niektórzy wchodzili już do wielkiej Sali. Był zarezerwowany dla nas stolik. Usiedliśmy przy nim, podano nam drinki. Popijaliśmy je. W ogóle do środka weszła Cara Delevigne usiadła z nami, wkręciła się na tę imprezę przez jej koleżankę, która jest tu organizatorką. Zaczęła się zabawa, DJ zaczął od typowo klubowych numerów takich jak Icona pop- I Love it. Koło 3 godzin później zaczął zwalniać tempo. Siedziałam przy stoliku i patrzyłam jak Cara tańczy z Hazzą, gdy podszedł do mnie Louis, wyciągnął rękę i spytał:
-Czy poświęci mi pani chwilę na taniec?
-Dla pana zawsze.
Podałam mu dłoń i tańczyliśmy, wtuliłam się w niego, czułam się tak swobodnie w jego objęciach, a jednocześnie bezpiecznie. Podniosłam głowę z jego ramion i objęłam jego szyję. Swoimi ustami dotknęłam jego ciepłych i miękkich warg, pogłębiał pocałunek, złapał w biodrach mocno, stanęliśmy w miejscu na samym środku parkietu, staliśmy i całowaliśmy się, czułam, że on w ogóle nie chce się oderwać ode mnie, zbliżała się godzina 24:00, wszyscy pojechali na Times Square, na Sali zostaliśmy sami, poszliśmy do pokoju stamtąd mieliśmy widok na panoramę Nowego Jorku, usiedliśmy razem na sofie, było wyraźnie słychać odliczanie ludzi. 5… 4… 3… 2… 1… HAPPY NEW YEAR!!!
-Wszystkiego najlepszego w nowym roku, kotku…
-Dziękuję ci, też ci tego życzę.
Louis podał mi kieliszek z szampanem, upiłam łyka, odstawiłam go na stolik i pocałowałam go, tym razem, chłopak był brutalny, nigdy tak nie był, było dla mnie nie małym szokiem takie jego zachowanie, wziął mnie na ręce i pognaliśmy do sypialni, od której to zamknęliśmy drzwi na klucz…
***Oczami Cary***
(moment odliczania)
Staliśmy wszyscy na Times Square, takiego momentu nie można było przegapić, 3… 2… 1… HAPPY NEW YEAR!!!
Hazza spojrzał na mnie i  pocałował mnie tak słodko i delikatnie, nie chciałam tego psuć, objęłam go i chłopak oderwał się ode mnie, miał przymknięte oczy, oparł czoło o moje, przygryzł lekko wargę i uśmiechnął się, chwilkę później przyłożył usta do mojego ucha i szepnął:
-Szczęśliwego Nowego roku, kotku!
-Wystarczy, że jesteś ze mną, a świat jest piękniejszy, Harry kocham cię najbardziej na świecie!
Tym razem to ja go pocałowałam tak jak lubię…
Złożyliśmy sobie wszyscy życzenia i po koncertach około godziny piątej wróciliśmy wszyscy do domu, panowała cisza, przebrałam się i położyłam się spać.
***Oczami Camille***
1 stycznia 2013, 11:22, piątek
Obudziłam się, Lou spał jeszcze, a że mi bardzo chciało się do toalety, nałożyłam piżamy i podążyłam ku łazience, wszyscy spali, załatwiłam swoje potrzeby i ochlapałam twarz zimną wodą dla oprzytomnienia, koło sofy leżała szklanka z wodą, wzięłam ją do ust i łapczywie wypiłam, otworzyłam okno i spojrzałam na Nowy Jork. Było mroźno i wietrznie, dlatego po minucie cała zmarznięta zamknęłam okno i wróciłam do mojego lovelaska. Położyłam się obok niego, ten objął mnie w biodrach i jęknął:
-Czemu, ty jesteś taka zimna?
-Zmarzłam.
-Chodź tu do mnie, przytulę cię.
Przykrył mnie kołdrą, a swoją twarz położył koło szyi tak, aby lekko dmuchać na moją zmarzniętą skórę, momentalnie zasnęłam.
Z kolei za drugim razem obudziłam się, gdy usłyszałam dźwięk mojego telefonu, podniosłam się i wzięłam go z szafki nocnej. Pokazał mi się nieznany numer…