piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 96.



Następnego dnia obudziłam się około 8:30. Otworzyłam lekko oczy i przewróciłam się na drugi bok. Harry spał mocno, a jeden z jego uroczych loczków opadł mu na czoło. Poprawiłam go i uśmiechnęłam do siebie. Podobało mi się wczoraj… bardzo…
Wstałam z łóżka i ubrałam bieliznę. Czarny stanik i koronkowe majtki. Zrobiłam śniadanie i weszłam z powrotem do sypialni. Usiadłam okrakiem na chłopaku i pocałowałam go lekko.
-Kotku, śniadanie…- zamruczałam.
Mimowolnie uśmiechnął się i otworzył lekko oczy. Za chwilkę to on siedział na mnie, a nie ja na nim.
-Taki obrót sytuacji też mi się podoba…- powiedziałam i przygryzłam wargę.
Harry uniósł lekko brew.
-Fajny stanik, lubię takie.
-A jakich ty nie lubisz…
-Racja… Chociaż nie lubię gładkich, wolę koronki…
-Wszystkie jakie mam są koronkowe…
-Dobrze…
Musnął mi usta i wstał z łóżka. Stanął koło walizki i zaczął w niej szperać. Klepnęłam go w nagi tyłek i uciekłam do kuchni.
-Nie wiem, czy to było dobre posunięcie…- powiedział Harry.
-Czemu?
-Bo zaraz znowu wylądujemy w łóżku…
-Nie…
-Czemu?
-Bo idziemy na plażę…
-Zapomniałem.
Zjedliśmy na tarasie, Harry chciał mnie wrzucić do basenu, ale uciekłam do łazienki, przebrałam się w strój i założyłam króciutką zwiewną sukienkę i japonki. Harry założył kąpielówki i krótkie spodenki. Wzięliśmy kocyk i parawan, spakowałam jeszcze do torby nasze telefony i Harry włożył tam jeszcze swój portfel.
Wyszliśmy z domku. Zeszliśmy schodami w dół i skierowaliśmy się ku plaży. Było tam może 10 osób, małe dzieci w wodoodpornych pampersach chlapało się w wodzie pod opieką rodziców. Od razu pomyślałam o Lily. Rozłożyliśmy parawan i kocyk. Byliśmy na plaży publicznej, ale szliśmy chyba kilometr, by być w miejscu, gdzie nikogo nie będzie.
Słyszałam tylko odgłosy wydawane przez mewy i nasze głosy.
-Matko, jak przyjemnie…- gdy położyłam się na słońcu.
Harry poprawił czapkę na głowie i odwrócił ją daszkiem do tyłu.
-Cara, czy ty chcesz mi coś powiedzieć?- spytał i wskazał palcem na mój brzuch.
-Eee… Nie.
-Ćwiczyłaś?
-Nie…
-Skąd te mięśnie…
-To przez ciebie…- uśmiechnęłam się.
-Jak przeze mnie?
-No, w nocy…
Zaśmiał się.
-Ok., rozumiem.
-Chodź do wody…
Podał mi dłoń i poszliśmy w stronę morza.
Zamoczyłam nogę, woda była strasznie ciepła i przy okazji cholernie słona.   Weszliśmy do połowy, Hazz złapał mnie za rękę i poszliśmy jeszcze głębiej. Nagle zauważyliśmy nadlatującego pelikana. Harry wskazał na niego palcem, gdy ja dochodziłam do niego.

Przytuliłam się do Harry’ego i poszliśmy jeszcze głębiej. Stałam na placach, Harry wziął mnie na ręce i oplotłam nogi wokół jego pasa, byłam bardzo blisko chłopaka.
-Coraz bardziej mi się tu podoba…- powiedział.
-Mi też.
-Ale wiesz, że nie będziemy siedzieć tu 2 miesiące…
-Harry ja nic nie wiem…
-Racja.- uśmiechnął się szeroko- za tydzień zmieniamy miejsce, na dwa tygodnie. A potem zobaczymy… Co ty na to, żebyśmy zaszyli się w dżungli…
-…jak Tarzan…- przerwałam chłopakowi i musnęłam jego usta.
-… pamiętaj, że byłabyś Jane…
-Taaa… A ty facetem wychowanym przez małpy…
Harry chciał coś powiedzieć, gdy dodałam.
-Coś masz z Tarzana…
-Chodzi ci o włosy?
-Może…
-Ale śmieszne…
-Nie śmieszne, seksowne… nawet bardzo…
Poczułam dłonie Harry’ego na pośladkach, lekko je ścisnął, a ja delikatnie przymknęłam oczy i przygryzłam wargę.
-Wracamy na plażę?- spytał.
-Tak.- odpowiedziałam.
Po chwili byliśmy na plaży i wylegiwaliśmy się. Harry’emu zadzwonił telefon, był to Louis.
-Halo?- spytał i włączył głośnik.
-Jak tam Hazz?
-Fajnie…
-Spodobało jej się?
-Bardzo.
Harry przypatrywał mi się, a ja przez cały czas się śmiałam.
-Pierwsza nocka zaliczona?
-Yhym.
-Seszele chyba dobrze działają na…
-… Lou skończ…- powiedziałam.
-Cara?! Myślałem, że nie słyszysz… ale wtopa…
-Co u Camille i Lily?
-Dobrze, ale zimno tu u nas… Cam właśnie ją kąpie, a ja zaraz muszę jej pomóc.
-Powiedz jej, że zadzwonię wieczorem…
-Przekażę. Dobra, cieszcie się sobą… Na razie.
-Pa.
-Chcesz coś do picia?
-Yhym.
-Zaraz wracam, kochanie.
-Czekam.
Dał mi buziaka i wstał z koca. Czułam dalej zapach jego perfum. Włożyłam sobie słuchawki do uszu. Harry przyszedł za jakieś 30 minut z dwiema butelkami zimnej wody i truskawkami w plastikowym pudełku.
Zdjęłam okulary i spojrzałam na owoce.
-Byłem aż na rynku, żeby je kupić…
-Awww…
Wzięłam jedną truskawkę w dłoń i przybliżyłam Harry’emu do ust, ugryzł ją i uśmiechnął się. Zjadłam drugą połówkę, napiłam się wody.
-Co dziś robimy, kotku?
-Dziś posiedzimy sobie nad basenem. Jeśli chcesz to jutro możemy iść do klubu.
-Chyba dzisiejszy dzień zapiszę sobie w kalendarzu. Harold Styles sam proponuje imprezę w klubie.
-Harry.
-Harold Edward Milward…
-Nie lubię swoich imion.
-Czemu?- spytałam.
-Bo są dziwaczne. Harold, Edward, Milward…
-Harold to najpiękniejsze imię męskie na świecie, Edward kojarzy mi się ze „Zmierzchem”, a Milward jest no, takie z deka pociągające.
-Serio?- spytał zdziwiony.
-Jak miałbyś na imię Milward od razu bym za ciebie wyszła.
-Ale nazywam się Harry.
-I to jeszcze bardziej mi pasuje.
Chłopak położył się obok i musnął moje usta. Chwilkę później położył głowę zaraz obok mojej i zaczął podśpiewywać Free Fallin Johna Mayera, naszą ulubioną piosenkę, nuciłam melodię, a chłopak wypełniał ją słowami. Poczułam jak Harry kładzie dłoń na moim brzuchu. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Poczułam zimne coś na moim udzie, otworzyłam oczy i usiadłam. Harry rozsmarowywał mi krem po opalaniu na nodze.. Uśmiechnął się do mnie pięknie.
Napiłam się łyka wody. Słońce miało zaraz dotknąć horyzontu.
-Ile spałam?
-3 godziny…
-Boże, dlaczego mnie nie obudziłeś…
-Miałem się budzić? Przynajmniej wycałowałem cię od góry do dołu…- uśmiechnął się triumfalnie.
-Czasami mam sobie za złe, że mam tak mocny sen.
-Mi to pasuje.
Chłopak położył się obok.
-Co ty we mnie widzisz?- szepnęłam wpatrując się w jego zielone oczy.
-Moje życie.- odpowiedział.
-Mógłbyś sobie wybrać jakąś dziewczynę 10000 razy ładniejszą ode mnie, mądrzejszą… Nie jestem ciebie warta, Harry…
-Dlaczego tak mówisz?- usiadł po turecku, ja zrobiłam tak samo.
-Bo taka jest prawda, masz powodzenie u każdej mądrej i zauważającej twoje piękno kobiety…
-Właśnie, wszystkie lecą na sławę, albo na wygląd, a ty zakochałaś się we mnie w takim jakim jestem, nie na scenie, a w domu…
Odgarnęłam włosy na bok.
-Na scenie też jesteś prawdziwy…
Przysunął się do mnie i siedziałam pomiędzy jego nogami. Oparłam głowę o jego obojczyk.
-Tak, na scenie czuję się jak ryba w wodzie, ale jak mam wracać do ciebie, dostaję głupawki, planuję każdą minutę, chłopaki mają wtedy ze mnie wielką bekę…- zaśmiał się- Cara posłuchaj, jesteś wyjątkowa, nigdy nie spotkałem dziewczyny takiej jak ty, dlatego też jestem z Tobą, ożeniłem się z Tobą i zamierzam żyć z tobą do końca, a nawet w przyszłości mieć z Tobą dzieci…
Objął mnie i pocałował w czoło.
-I proszę nigdy więcej nie mów, że nie jesteś mnie warta i inne głupoty, to ja powinienem powiedzieć, że nie jestem ciebie warty.
-Nie mów tak.
Podniósł moją głowę i ujął ją w dłonie.
-Jesteś moim słonkiem na niebie.- szepnął.
Chyba wtedy poleciała mi łza, która opadła chłopakowi na dłoń.
Uśmiechnął się lekko i sam uronił jedną.
-Dlaczego płaczesz?- spytałam przełykając wielką gulę w gardle.
-Bo ja wiem…- zaśmiał się i przytuliłam się do niego.
Słońce zaszło, oziębiło się lekko, a poza tym byliśmy głodni, więc postanowiliśmy zwijać się. Po jakimś czasie byliśmy w domku, wzięłam prysznic, a Harry w tym czasie zrobił kolację. Założyłam granatową krótką koszulkę i kremowe szorty, nałożyłam japonki i związałam włosy w warkocza dobieranego na boku. Zgodnie z obietnicą zadzwoniłam do Camille. Rozmawiałam z nią o pierdołach około 30 minut, Harry wszedł do naszej sypialni i powiedział, że kolacja gotowa. Odłożyłam telefon i weszłam do saloniku, unosił się piękny zapach ziół. Na tarasie przy basenie jedynym światłem było świeczki, które rozłożone były dosłownie wszędzie. Piękna poświata dodawała romantyczności. Harry posadził mnie przy stoliku i zabrałam się do pałaszowania grillowanego fileta z kurczaka w sosie ziołowym, do tego były upieczone ziemniaki.
-Podziwiam cię…- powiedziałam i upiłam łyk czerwonego wina.
-Czemu?
-Bo zrobiłeś to w godzinę.
-Wszystko dla ciebie.
Uśmiechnęłam się.
Wstałam z miejsca i usiadłam Harry’emu okrakiem na jego kolanach. Przeczesałam palcami jego grzywkę i przygryzłam lekko wargę.
-Kolacja była przepyszna…- powiedziałam.
Harry spojrzał mi głęboko w oczy i zahipnotyzował mnie. Pocałował namiętnie moje usta i dopiero wtedy wyrwał mnie z odrętwienia. Wplotłam moje palce w jego gęste kręcone włosy. Oderwałam się od niego.
-Jestem zmęczona, idziemy spać?
Uśmiechnął się i wziął mnie na ręce, zaniósł do sypialni i położył na łóżku. Uśmiechnął się pięknie, wziął do ręki czyste bokserki i poszedł się wykąpać. Ja przebrałam się w moje piżamę, którą stanowiła czysta bielizna. Przykryłam się cienką kołdrą i czekałam na powrót loczka, położył się obok, pogłaskał po policzku i złapał moje biodro jednocześnie przyciągając mnie do siebie. Czułam jak jego loczki łaskotały mnie w nos, zaśmiałam się i ucałowałam jego klatkę piersiową. Za chwilkę zasnęłam.

Takie na dobranoc... :) Do jutra!

1 komentarz: