1
grudnia, 4:45
Otworzyłam oczy i usiadłam. Leżałam na trawie pokrytej
śniegiem, miałam bose stopy, ale nie czułam zimna, wstałam z ziemi i ruszyła
wąską alejką do przodu, miałam na sobie białą sukienkę do kolan. Zaczęłam się
przedzierać przez drzewa, które nagle stanęły mi na drodze i osaczyły.
Próbowałam uciekać przed czarną chmurą, która nadchodziła. Krzyczałam, jednak
gdy mnie wciągnęła, czułam przerażający ból w głowie, ale był tak okropny, że
powoli traciłam panowanie nad ciałem, zamknęłam oczy i nastała ciemność…
Poczułam jak ktoś mocno mną trzęsie. Otworzyłam oczy to
był Lou, pomógł mi usiąść i przytulił mnie.
-Kochanie, dlaczego krzyczałaś?
-Ja… nie wiem…
Moje całe ciało się trzęsło, pocałował mnie w czoło i
mocniej przytulił. Odetchnęłam na widok naszej sypialni.
-Przynieść ci coś do picia?- spytał.
-Nie, ja… nie odchodź…
-Nie odejdę…
Schowaliśmy się pod kołdrę. Chłopak otulił mnie ją i
pocałował w czoło. Dopiero teraz poczułam jak łzy spływają mi po policzku.
Otarł je i wtuliłam się w jego nagą klatkę piersiową.
Od jakichś dwóch tygodni jesteśmy w domu w Londynie.
8:59
Obudziłam się wypoczęta, a przede wszystkim było mi
strasznie gorąco. Spałam w tej samej pozycji, wtulona w Louisa, który lekko
głaskał mnie po głowie. Nucił coś, znałam tę melodię. Bardzo dobrze ją znałam.
Była to melodia z „Dzwonnika z Notre Dame”, tak… Otworzyłam oczy i spojrzałam
na chłopaka, który uśmiechnął się.
-Dzień dobry…- powiedział.
-Dzień dobry…- odpowiedziałam.
-Wyspałaś się?
-Nie wiem… chyba tak…
-Co śniło ci się w nocy?- spytał marszcząc brwi, w jego
oczach dojrzałam miłość.
-Ja… to było dziwne…- opowiedziałam mu wszystko.
-Rzeczywiście jakiś dziwny sen, zapomnij o nim…
Kiwnęłam głową.
-Chodź, pójdziemy coś zjeść.- powiedział i musnął mój
policzek.
-Patrzyłeś, czy Lily śpi?
-Patrzyłem i nie spała, ale bawiła się.
-Zrobię jej jedzenie.
Wstałam z łóżka i wzięłam na ręce Lily, jej już troszkę
przydługie włoski opadły jej na czoło i połaskotały nosek. Odgarnęłam je. Lily
trzymała w rączce pieska od Zayn’a. Włączyłam wodę w czajniku i zaczęłam jej
robić kaszkę. Gdy była gotowa, nakarmiłam ją, a Lou w tym czasie robił
śniadanie. Gdy mała była najedzona przystąpiliśmy z Louisem do jedzenia.
-Lou, ja chciałabym wrócić do śpiewania…- oznajmiłam.
Zapanowała dłuższa chwila ciszy.
-Nie mogę już wytrzymać w domu, chcę wrócić do takiego
tempa tak jak dwa lata temu... Chcę nagrywać płyty, koncertować, poświęcać się
ludziom…
-Pierwszorzędnie powinnaś poświęcić się Lily…- był zły.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Myślałam, że będziesz mnie wspierał w tym, co lubię
robić…- powiedziałam poddenerwowana.
-Nie to, że ja nie chcę cię wspierać, ale…
-Ale co?
-… sądzę, że powinnaś zostać jeszcze w domu z Lily…
-Ja już nie mogę, nie daję rady, a jak ciebie nie ma to
już w ogóle, dni wyglądają tak samo, od czasu do czasu pojadę do rodziców
moich, albo twoich, albo odwiedzę Carę… Zostałam kurą domową.
-Nie mów tak, opiekowałaś się dzieckiem.
-Wiem, ale już nie chcę tak żyć…
-Jesteś matką…
-To, że jestem matką, nie oznacza, że mam całkowicie
poświęcić się dziecku, nie uważasz, że moje potrzeby też są ważne…
-Są ważne, ale opieka nad Lily jest ważniejsza…
-Ok.
Wstałam od stołu i poszłam na górę. Zamknęłam się w
łazience i weszłam pod gorący prysznic. Byłam strasznie zła. Myślałam, że Lou
będzie sam mnie zachęcał do powrotu na scenę, a tu wyszło szydło z worka.
Przecież kocham Lily nad życie, ale ja też chcę się wykazywać. Louis śpiewa,
większość roku nie ma go w domu i tak naprawdę mam cały dom na głowie. Nie mam
mu tego za złe, ale uważam, że powinien mnie wspierać. Przecież jest wiele
gwiazd, które po ciąży wróciły do pracy, już po tygodniu. A ja siedziałam w
domu, od 5 miesiąca ciąży, aż do teraz, gdy Lily ma 11 miesięcy. KONIEC.
KROPKA.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Cam, otwórz.- mówił znowu kojącym głosem.
-Po co?- spytałam.
-Chcę pogadać.
-Ale o czym? Ja skończyłam tę rozmowę, jak chcesz to mogę
siedzieć z Lily, aż skończy 16 lat, zadowolony?
-Nie, Camille proszę cię otwórz.
Nie odezwałam się i wyszłam spod prysznica. Wytarłam się
i wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem omijając Louisa. Nałożyłam czystą
bieliznę i dresy, które spodobały mi się, odkąd zaszłam w ciążę. Trzeba będzie
się przyzwyczaić do noszenia spódniczek. No bo zaczynam znów śpiewać. Wszedł do
sypialni stał za mną jakieś 5 metrów. Nic nie mówił.
-Powiedz, że w ogóle wisi ci to, że chciałabym być
szczęśliwa.
-Nie mów tak… Bardzo mi na tym zależy…
-To to pokaż.
Odwróciłam się w stronę Louisa. Podszedł do mnie i
namiętnie pocałował. Ja jednak byłam nieugięta, oderwałam się i wyszłam z
sypialni. Zeszłam na dół i zaczęłam zmywać naczynia. Lily bawiła się.
Spojrzałam na nią. Mój mały aniołek patrzył się na mnie i co chwilkę szczerzył.
Wyciągnęła ku mnie rączki, więc wzięłam ją w ramiona. Położyła dłoń na moim
policzku i uśmiechnęła się. Położyła główkę na ramieniu, pocałowałam ją w
główkę. Lou zszedł na dół i usiadł na schodach.
-Cam, nawet jeśli poparłbym cię w tym, to co z Lily?
-Albo brałabym ją w trasę, albo zostałaby u mojej mamy.
Ona teraz nie pracuje, a bardzo za nią tęskni, na pewno się zgodzi.
-A nie chciałabyś widzieć jak stawia pierwsze kroki sama?
Chciał mnie od tego odwieźć psychologicznie. Głupia nie
jestem.
-Naprawdę chcesz sprawić, żebym miała poczucie winy?
-Nie…
-Do tego zmierzasz…- powiedziałam.
Dzwonek do drzwi. Louis wstał i otworzył. Harry.
-Ty jeszcze nie gotowy? Jedziemy na próbę… Cześć
Camille.- powiedział.
-Hej.- odpowiedziałam.
-Zaraz się przebiorę i jedziemy.
Hazz wziął Lily ode mnie i zaczął robić do niej głupie
miny. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Po dwóch minutach Lou zszedł, a ja wzięłam
małą od Harry’ego. Usiadłam w salonie na kanapie. Lou podszedł, żeby mnie
pocałować, ale odwróciłam twarz, westchnął cicho i pocałował Lily. Harry
zauważył zmianę w moim zachowaniu w stosunku do Louisa, czasem nie dawałam rady
go wypuścić, tak długo się z nim żegnałam.
-Wrócę koło 15:00.- powiedział.
-Na razie Cam.- powiedział Harry.
-Pa.
Zamknęły się drzwi.
Postanowiłam pójść z małą na spacer. Ubrałam długie
spodnie, grubą kurtkę, emu nałożyłam czapkę na głowę i owinęłam się szalikiem.
Lily ubrałam kombinezon, grube skarpetki i śniegowce, na głowę nałożyłam
czapeczkę i nałożyłam jej rękawiczki. Wzięłam tylko telefon i klucze. Wyjęłam
ze schowka sanki. Wyłożyłam je kocykiem i posadziłam Lily, oparła się i
uśmiechała, chociaż mroźne powietrze sprawiało, że jej policzki stały się
momentalnie czerwone. Poszłyśmy do parku, gdzie wszystkie ścieżki zasypane były
śniegiem, ciągnęłam Lily na sankach, mówiła: Ma-ma, ma-ma, ta-ta, go-go.
Obeszłam cały park. Lily chciała wysiąść, więc złapałam ją za dłonie i
pomogłam. Chodziła w te i z powrotem. Ulepiłam śnieżkę i podałam jej do rączki.
Nagle Lily puściła moje ręce i trzymając się pobliskiej ławki stała
samodzielnie.
-Pięknie, słonko…- powiedziałam.
Puściła się, zrobiła jeden krok i bach.
Zjadła chyba trochę śniegu. Podniosłam ją i dałam
buziaczka w czerwony nosek. Posadziłam ją w sankach. Zaczął dzwonić telefon.
-Halo?-
spytałam.
-Cam?
-Tak,
a kto mówi?
-Tu
Gemma.
-O
hej…
-Mam
pytanie, nie wiesz, gdzie jest Cara? Bo nie ma jej w domu…
-Nie
mam pojęcia, może pojechała do biura…
-A
Harry?
-Na
próbie.
-Cholera,
chyba będę musiała na niego poczekać.
-A
jesteś pod ich domem?
-Tak.
-No
to wpadnij do mnie, ja jestem teraz w Richmond Park z Lily. Jesteśmy
naprzeciwko Starbucksa. To niedaleko od domu Cary…
-Dobra,
to ja za chwilkę będę.
-Czekamy.
Lily znowu zeszła z sanek i próbowała chodzić, ale za
każdym razem, gdy się chwiała łapałam ją. Za 10 minut Gemma pojawiła się po
drugiej stronie jezdni. Pomachała mi. Przeszła. Miała na sobie granatową
kurtkę, beżowy komin i beżową czapkę, czarne rurki oraz czarne długie emu.
Wyciągnęłam ręce i przytuliła się do mnie.
-Ooooo… Jak ja się za wami stęskniłam?- powiedziała
melodyjnym głosem.
-A jak ja za tobą…
Gemma oderwała się i spojrzałam na stojąco przy sankach
Lily.
-A jaka ta dziewczynka jest duża… Nie widziałam was ze 3
miesiące, jeszcze wtedy nie chodziłaś…- zwróciła się do małej.
Wzięła ją na ręce i dała buziaczka w policzek.
-Masz ochotę na kawę u mnie w domu?- spytałam.
-Chętnie.
Posadziłam Lily na sankach. Gemma zapytała, czy może
ciągnąć je. Z przyjemnością oddałam jej sznurek.
Mała śmiała się, a Gemma opowiadała mi co słychać w domu.
Zaczęłyśmy gadać o ślubie Cary i Harry’ego. Mówiła mi, że popłakała się wraz z
jej mamą na tę wieść.
Doszłyśmy do domu, rozebrałyśmy się z kurtek, czapek i
szalików. Rozebrałam także Lily. Posadziłam ją w huśtawce w kuchni i zaparzyłam
wodę na kawę. Zalałam dwa kubki i zrobiłam papkę z marchewki i jabłka dla Lily.
Zjadła i położyłam ją w łóżeczku. Rozmawiałyśmy o różnych rzeczach. Przerwał
nam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Cara. Przywitałam się z nią, była
cholernie zaskoczona wizytą Gemmy, ale była bardzo szczęśliwa, że widzi
przyszłą szwagierkę.
Zrobiłam kawę także Carze i zaczęłyśmy gadać o ślubie.
-Jak z sukienką?- spytałam.
-Właśnie chciałam wam zakomunikować, że…
Miłego czytania!
Miłego czytania!
GRRRR! -,- czemu przerwaałaś w tym momencie???!!!! :)
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ ZAJEBISTY! <3
I ZNOWU JESTEM PIERWSZA. YEAAAAHHH :D
PRZEPRASZAM ŻE PISZE CAPS LOCKIEM :D
mrrrr, dawaj nextaa. :)
żeee ? Now tym momencie :D Ale świetny rozdział. Cam ma rację, że postawiła się Louisowi. :*
OdpowiedzUsuńMotywacja do dalszego czytania? Ciekawe. Jeszcze to w ciągu zdania. Niesamowite hahaha. Ale tak serio to rozdział jak zawsze superaśny. Jeszcze ta kłótnia- ciekawa jestem co z niej wyniknie.
OdpowiedzUsuńCsekam na nexta