czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 88



-Właśnie chciałam wam zakomunikować, że, po Nowym Roku jedziemy we trzy do NY po sukienkę i oczywiście, jeśli twoja mama będzie mogła i będzie chciała - zwróciła się do Gemmy- to ona też jedzie. Musicie mi pomóc, bo Harry’ego nie wezmę on nie jest obiektywny, a poza tym, jak narzeczony widzi przyszłą żonę przed ślubem w sukni to wróży to nieszczęście. A i to ja funduje wam wszystko…
Zaśmiałam się.
-Ok.- powiedziała Gemma.
-A w końcu gdzie organizujecie ślub? Miały być Hawaje…
-… ale nie będą, w Denver jest taki przepiękny dworek, gdzie są przepiękne ogrody itd. Jest pałacyk, gdzie jest ponad 100 sypialni. Będzie tam ślub i poprawiny, a potem Harry powiedział, że prosto z poprawin wyjeżdżamy w podróż poślubną.
-A gdzie?
-Nie chce mi powiedzieć… Powiedział jedynie, że to będzie niezapomniane przeżycie i że wszystko jest zaplanowane.
-Na pewno przygotuje coś bardzo romantycznego.
Cara uśmiechnęła się.
-To jest najromantyczniejszy facet na ziemi…- powiedziała Gemma.
Przytaknęłam.
-To prawda.
-Gemma, ty wiedziałaś o zaręczynach przed ślubem twojej mamy?- spytała Cara.
-Nie i miałam to Harry’emu za złe. Dowiedziałam się, gdy Cal poleciał do samochodu po kwiaty, a Harry sprawdził w marynarce, czy ma pierścionek…
-Awww… Jak sobie to przypomnę… Boże, jak ja wtedy płakałam.- powiedziałam.
-Tyle się zmieniło od tego, nie?- powiedziała Gemma.
-Tak, rozkręciłam się jako projektantka…
- A ja mam dziecko…- powiedziałam.
-Może teraz czas na ślub…- powiedziała Cara, a ja zakrztusiłam się kawą.
-Ślub? Jak mogę się związać z Louisem „bardziej”… Dziś np. oznajmiłam mu, że chcę wrócić do śpiewania…
-… to bardzo dobrze…- oznajmiły dziewczyny.
-… wg Louisa nie, bo muszę siedzieć z Lily i się nią opiekować, mówię wam, czuję się uwięziona w tym domu, kura domowa się ze mnie zrobiła, a ja chcę się rozwijać. Chciał ze mną pogadać, ale musiał iść na próbę…
Dziewczyny myślały.
-A ty nie możesz wziąć Lily w trasę?
-Oczywiście, że mogę, ale wolałabym nie, bo nie miałabym dla niej czasu i siedziałaby z obcą opiekunką…
-… więc co zrobisz?
-Zawiozę Lily do H.CH.
-To jest dobry pomysł. Ostatnio twoja mama mi mówiła, jak tęskni za małą, że jej się nudzi, bo Liz poszła do szkoły…- zauważyła Gemma.
-No widzicie… A wracając do tematu ślubu, to ja wolę nie…
-Ale czemu? Same przygotowania są fajne i takie podniecające…- powiedziała Cara uśmiechając się od ucha do ucha.
-Nie, to nie moja bajka, te wszystkie przysięgi i tak dalej, nie…- wzdrygnęłam się.
-Jeszcze będziesz panią Tomlinson.
-Jak na razie wystarczy mi Panna Montrose.
Zaśmiały się.
-Zrobiłam zapiekankę, zjecie?
-Czemu nie.- odpowiedziały.
W czasie, gdy przygotowałam jedzenie Cara opisywała nam wymarzoną sukienkę, opowiadała nam jak sobie ją wyobraża, jak byłaby uczesana, jakie miałaby buty, makijaż itd.
Nałożyłam dziewczynom ciepłą zapiekankę i pałaszowałyśmy wspólnie, potem skusiły się na herbatę.
-A wy jakie sukienki ubierzecie?
-Ja jeszcze nie wiem, musiałabym pójść i pooglądać, może wtedy będę miała jakąś wizję…- powiedziała Gemma.
-W NY będzie dużo czasu…- oznajmiła Cara.
-Ty mi wybierzesz sukienkę…
-Czemu?
-Żeby pasowała do twojej…
Uśmiechnęła się.
-Perfekcyjna druhna.
-Cara?- spytałam- A co z wieczorem panieńskim?
-O to ty się nie martw kochana, zrobię taką grubą imprę, że szyby wywali i usłyszą nas w NY…
-Ale będzie w Denver?
-Tak, jest tam cały oszklony hotel i na ostatnim piętrze jest klub, wszystkie bagaże zostawimy w dworku, a na wieczorek pojedziemy do tego hotelu.
Zaczęłyśmy się śmiać.
-Będziesz się przebierała podczas ślubu?
-Tak, jedną sukienkę muszę mieć, bo to będzie można dostać świra, jak się będę potykać o tren.
Nagle Lily zaczęła płakać i pobiegłam do niej. Mała trzymała się rączkami poręczy od łóżeczka i koniecznie chciała wyjść.
-No już, słoneczko, mamusia jest z Tobą…
Wtuliła główkę w wgłębienie przy szyi. Otuliłam małą kocykiem i zeszłam z nią na dół. Zrobiłam jej zupkę i Gemma spytała, czy może ją nakarmić, zgodziłam się. Mała zjadła, a ja spojrzałam na zegarek, 17:30… Gemma podała mi małą i ona przytuliła się do mnie.
- O której mieli wrócić chłopcy?
-O 15:00.- odpowiedziałam.
Usłyszałam dźwięk kluczy w zamku.
-Boże, to po co będziesz jechał skoro nie ma jej w domu…- mówił Louis.
-A może coś się stało…- odpowiedział Harry.
-Ona nie jest małą dziewczynką…
-Dla mnie jest…
-Chyba lepiej, żeby nie słyszała, że to mówisz…
-Dobra, ale zostanę tylko na chwilkę…
Harry wszedł do środka i ściągnął kurtkę i wszedł do kuchni. Spojrzał zdezorientowany na wpatrującą się w niego naszą czwórkę, mnie, Carę, Gemmę i Lily, która momentalnie uśmiechnęła się i wyciągnęła rączki ku Harry’emu.
-Co… jak… wy… tu… Gemma… Cara… Cam… herbata…
-Harry przestań dukać…- odezwała się Gemma.
-Gemma co ty tu robisz?
-Przyjechałam do was, bo Cara mnie zaprosiła, ale jej nie było w domu, więc przyszłam do Cam na herbatę, a potem przyszła tu Cara, i tak sobie siedzimy…
-Nic nie wiedziałem…
-Niespodzianka.- powiedziała Cara.
Lou wszedł do kuchni, miał czerwone oczy, chciałam podejść i go pocałować, ale coś mnie powstrzymywało… Pragnęłam do niego podejść i go pocałować, albo chociażby przytulić… Moja dłoń zaczęła się trząść…
-To my będziemy się zbierać…- powiedziała Cara.
Gemma i Cara wstały z miejsc. Razem z Harrym zaczęły się ubierać. Po pożegnaniu zapanowała w domu cisza.
-Możemy pogadać?- spytał Lou przyciszonym głosem.
-Tak.- szepnęłam.
Lily bawiła się na huśtawce i trzęsła grzechotką. Usiadłam na sofie w salonie, Lou nie wiedział, czy usiąść obok mnie, czy na fotelu naprzeciwko. Posunęłam się, pokazując, żeby usiadł obok.
Moja prawa dłoń leżała na prawym udzie. Chłopak dotknął jej zimną dłonią i przeszedł mnie dreszcz. Przełknęłam lekko ślinę.
-Cam, kocham cię najbardziej na świecie i nic nie zburzy tego, co jest między nami, a na pewno nie sprzeczki…
Moje oczy zaszły łzami. Ja też nie chciałam się z nim kłócić, absolutnie. Ale chciałam być szczęśliwa.
-… pragnę, żebyś była szczęśliwa, dbam o to, by cię rozpieszczać, jak tylko mogę…
Jedna łza poleciała, chociaż walczyłam by nie wypłynęła z rogówki. Otarł ją kciukiem.
-… i ja dziś przemyślałem to, co powiedziałaś rano…
Popatrzyłam na niego z nadzieją.
-… chciałbym byś wróciła do śpiewania… jeśli z tego powodu masz być szczęśliwsza, to chcę…
Przytuliłam się do niego.
-Dziękuję.
Ujęłam jego twarz w dłonie i mocno pocałowałam. Spojrzałam na Lily, która miała na twarzy wielkiego banana i zasłaniała jedną rączką oczko, a drugą patrzyła.
-Podgląda nas.- szepnęłam.
Lou się zaśmiał.
-Chodź, pójdziemy ją wykąpać.
Wstałam z sofy. Nalewałam wodę do małej wanienki, gdy Louis rozbierał ją. Przyniósł moją małą, nagą kruszynkę i włożył ją do wody. Poleciałam po kamerę, by nagrać. Lou gadał pieszczotliwe do niej, patrzyła się raz na mnie, raz na Louisa. Uśmiechała się, gaworzyła, od czasu mówiła mama, di-di… Tak, bo Louis to di-di. Potem ja musiałam umyć jej główkę, więc Lou wziął kamerę.
-Co robisz?- spytał.
-Jakbyś nie wiedział…
-Powiedz to swoim widzom…
-Więc drodzy widzowie, kąpię moją małą córeczkę…
-A co możesz powiedzieć Lily?
-Mogę powiedzieć, że bardzo ją kocham…
-A mnie?
-Ciebie też równie mocno.
-Pokaż to…
Westchnęłam głośno.
-Wstydzisz się kamery?
-Nie…
-No to proszę zademonstruj, jak bardzo mnie kochasz…
Podeszłam do Louisa i pocałowałam go namiętnie w usta.
-Ok., teraz ci wierzę.
Nałożyłam Lily szampon na główkę i chwilkę potem spłukałam.
Mała robiła różne miny, śmiałam się głośno. Lou wszystko nagrywał. Wyłączyłam wodę i owinęłam małą ręcznikiem. Wytarłam ją i nałożyłam jej czystą pieluszkę, ubrałam jej ciepłe spodenki i bluzeczkę z długim rękawem. Miała już ciężkie powieki. Lou położył ją, a ja szczelnie okryłam kołderką, Lou objął mnie w biodrach i położył twarz w zagłębieniu w szyi. Lily patrzyła się na nas, ale za chwilkę zamknęła oczy i słychać było tylko nasze szepty.
-Nasza mała…- szepnął.
-Nasza…- powiedziałam.
-Mała…- dokończył.
Odwrócił mnie do siebie, dalej trzymał mocno w biodrach. Nasze usta złączyły w nieziemskim pocałunku, ciepło ust Louisa wręcz paraliżowało mnie. Wspięłam się na palcach, by być choć trochę na jego poziomie. Przeniósł się na szyję. Wyszliśmy z pokoju Lily, nie przerywając pieszczot, weszliśmy do naszego pokoju. Oderwałam się od niego i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Pocałował mnie w czoło.
Położyliśmy się do łóżka. Położyłam głowę na jego żebrach. Wplótł palce w moje włosy, poruszałam palcem wskazującym wzdłuż litery v, przy jego pasie, co go łaskotało. Spojrzałam w górę, by dojrzeć jego twarz, niebieskie oczy Louisa wpatrywały się w moje blado niebieskie z zaciekawieniem. Zamknęłam oczy i powróciły do mnie dawne wspomnienia, gdy nie byliśmy parą, poleciała łza, ciepła kropelka poleciała w dół jego ciała. Zadałam sobie pytanie…
Co by było, gdybyśmy nie wrócili do siebie?
Nie byłoby tego, co jest teraz, nas, Lily, naszego wspólnego życia, choć wydarzyło się to tak dawno, to od czasu do czasu takie wspomnienia powracają.
Lou usiadł i podniósł moją twarz mokrą od łez, który musiały nieustannie lecieć, gdy przypominałam sobie to wszystko.
-Ej, czemu płaczesz?
-Tak jakoś…- szepnęłam, odgarnął mi włosy z oczu.
-Naprawdę nie musisz płakać… Bez potrzeby się odwadniasz…
Próbował żartować, ale łzy cały czas leciały po moich policzkach.
Położyliśmy się, a po piętnastu minutach słyszałam miarowe oddechy Louisa. Mnie w ogóle nie chciało się spać, wstałam, tak, żeby nie budzić go. Zeszłam na dół i usiadłam na podłodze, zaraz przy drzwiach balkonowych. Wodziłam palcem po szybie, kreśląc różnorodne kształty.
Kropelki wody odbijały się w latarni na ogródku. Kolejne łzy spływały miarowo.
Właściwie, to czemu ja płaczę…
Powinnam być szczęśliwa, a nie ryczeć po nocach, ale co ja robię, jak słony płyn wypływa mi z oczu bezustannie. Ale miałam wrażenie pustki…
Siedziałam tam całą noc, a do łóżka wróciłam, gdy latarnia wyłączyła się, co wróżyło nadejście świtu.  Wstałam jęcząc cicho, biedna kość ogonowa… Poszłam do łazienki, obmyłam twarz i położyłam się do łóżka. Lou spał jak zabity. Przykryłam się kołdrą. Zamknęłam oczy i zasnęłam.


No, mamy czwartek, jutro piąteczek Wooo-Hoooo!!! Miłego czytania!

2 komentarze:

  1. Jejku zawsze jak czytam te rozdziały to mam ogromnego banana na twarzy <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak. Płakać nad myślami: co by było gdyby… choć już nie ma się nad czym zastanawiać. Rozdział zajebisty jak zawsze

    OdpowiedzUsuń