-Właśnie chciałam wam
zakomunikować, że, po Nowym Roku jedziemy we trzy do NY po sukienkę i
oczywiście, jeśli twoja mama będzie mogła i będzie chciała - zwróciła się do
Gemmy- to ona też jedzie. Musicie mi pomóc, bo Harry’ego nie wezmę on nie jest
obiektywny, a poza tym, jak narzeczony widzi przyszłą żonę przed ślubem w sukni
to wróży to nieszczęście. A i to ja funduje wam wszystko…
Zaśmiałam się.
-Ok.- powiedziała Gemma.
-A w końcu gdzie
organizujecie ślub? Miały być Hawaje…
-… ale nie będą, w Denver jest
taki przepiękny dworek, gdzie są przepiękne ogrody itd. Jest pałacyk, gdzie
jest ponad 100 sypialni. Będzie tam ślub i poprawiny, a potem Harry powiedział,
że prosto z poprawin wyjeżdżamy w podróż poślubną.
-A gdzie?
-Nie chce mi powiedzieć…
Powiedział jedynie, że to będzie niezapomniane przeżycie i że wszystko jest
zaplanowane.
-Na pewno przygotuje coś
bardzo romantycznego.
Cara uśmiechnęła się.
-To jest najromantyczniejszy
facet na ziemi…- powiedziała Gemma.
Przytaknęłam.
-To prawda.
-Gemma, ty wiedziałaś o
zaręczynach przed ślubem twojej mamy?- spytała Cara.
-Nie i miałam to Harry’emu
za złe. Dowiedziałam się, gdy Cal poleciał do samochodu po kwiaty, a Harry
sprawdził w marynarce, czy ma pierścionek…
-Awww… Jak sobie to
przypomnę… Boże, jak ja wtedy płakałam.- powiedziałam.
-Tyle się zmieniło od tego,
nie?- powiedziała Gemma.
-Tak, rozkręciłam się jako
projektantka…
- A ja mam dziecko…-
powiedziałam.
-Może teraz czas na ślub…-
powiedziała Cara, a ja zakrztusiłam się kawą.
-Ślub? Jak mogę się związać
z Louisem „bardziej”… Dziś np. oznajmiłam mu, że chcę wrócić do śpiewania…
-… to bardzo dobrze…-
oznajmiły dziewczyny.
-… wg Louisa nie, bo muszę
siedzieć z Lily i się nią opiekować, mówię wam, czuję się uwięziona w tym domu,
kura domowa się ze mnie zrobiła, a ja chcę się rozwijać. Chciał ze mną pogadać,
ale musiał iść na próbę…
Dziewczyny myślały.
-A ty nie możesz wziąć Lily
w trasę?
-Oczywiście, że mogę, ale
wolałabym nie, bo nie miałabym dla niej czasu i siedziałaby z obcą opiekunką…
-… więc co zrobisz?
-Zawiozę Lily do H.CH.
-To jest dobry pomysł.
Ostatnio twoja mama mi mówiła, jak tęskni za małą, że jej się nudzi, bo Liz
poszła do szkoły…- zauważyła Gemma.
-No widzicie… A wracając do
tematu ślubu, to ja wolę nie…
-Ale czemu? Same
przygotowania są fajne i takie podniecające…- powiedziała Cara uśmiechając się
od ucha do ucha.
-Nie, to nie moja bajka, te
wszystkie przysięgi i tak dalej, nie…- wzdrygnęłam się.
-Jeszcze będziesz panią
Tomlinson.
-Jak na razie wystarczy mi
Panna Montrose.
Zaśmiały się.
-Zrobiłam zapiekankę,
zjecie?
-Czemu nie.- odpowiedziały.
W czasie, gdy przygotowałam
jedzenie Cara opisywała nam wymarzoną sukienkę, opowiadała nam jak sobie ją
wyobraża, jak byłaby uczesana, jakie miałaby buty, makijaż itd.
Nałożyłam dziewczynom ciepłą
zapiekankę i pałaszowałyśmy wspólnie, potem skusiły się na herbatę.
-A wy jakie sukienki
ubierzecie?
-Ja jeszcze nie wiem,
musiałabym pójść i pooglądać, może wtedy będę miała jakąś wizję…- powiedziała
Gemma.
-W NY będzie dużo czasu…-
oznajmiła Cara.
-Ty mi wybierzesz sukienkę…
-Czemu?
-Żeby pasowała do twojej…
Uśmiechnęła się.
-Perfekcyjna druhna.
-Cara?- spytałam- A co z
wieczorem panieńskim?
-O to ty się nie martw
kochana, zrobię taką grubą imprę, że szyby wywali i usłyszą nas w NY…
-Ale będzie w Denver?
-Tak, jest tam cały oszklony
hotel i na ostatnim piętrze jest klub, wszystkie bagaże zostawimy w dworku, a
na wieczorek pojedziemy do tego hotelu.
Zaczęłyśmy się śmiać.
-Będziesz się przebierała
podczas ślubu?
-Tak, jedną sukienkę muszę
mieć, bo to będzie można dostać świra, jak się będę potykać o tren.
Nagle Lily zaczęła płakać i
pobiegłam do niej. Mała trzymała się rączkami poręczy od łóżeczka i koniecznie
chciała wyjść.
-No już, słoneczko, mamusia
jest z Tobą…
Wtuliła główkę w wgłębienie
przy szyi. Otuliłam małą kocykiem i zeszłam z nią na dół. Zrobiłam jej zupkę i
Gemma spytała, czy może ją nakarmić, zgodziłam się. Mała zjadła, a ja
spojrzałam na zegarek, 17:30… Gemma podała mi małą i ona przytuliła się do
mnie.
- O której mieli wrócić
chłopcy?
-O 15:00.- odpowiedziałam.
Usłyszałam dźwięk kluczy w
zamku.
-Boże, to po co będziesz
jechał skoro nie ma jej w domu…- mówił Louis.
-A może coś się stało…-
odpowiedział Harry.
-Ona nie jest małą
dziewczynką…
-Dla mnie jest…
-Chyba lepiej, żeby nie
słyszała, że to mówisz…
-Dobra, ale zostanę tylko na
chwilkę…
Harry wszedł do środka i
ściągnął kurtkę i wszedł do kuchni. Spojrzał zdezorientowany na wpatrującą się
w niego naszą czwórkę, mnie, Carę, Gemmę i Lily, która momentalnie uśmiechnęła
się i wyciągnęła rączki ku Harry’emu.
-Co… jak… wy… tu… Gemma…
Cara… Cam… herbata…
-Harry przestań dukać…-
odezwała się Gemma.
-Gemma co ty tu robisz?
-Przyjechałam do was, bo
Cara mnie zaprosiła, ale jej nie było w domu, więc przyszłam do Cam na herbatę,
a potem przyszła tu Cara, i tak sobie siedzimy…
-Nic nie wiedziałem…
-Niespodzianka.- powiedziała
Cara.
Lou wszedł do kuchni, miał
czerwone oczy, chciałam podejść i go pocałować, ale coś mnie powstrzymywało…
Pragnęłam do niego podejść i go pocałować, albo chociażby przytulić… Moja dłoń
zaczęła się trząść…
-To my będziemy się
zbierać…- powiedziała Cara.
Gemma i Cara wstały z
miejsc. Razem z Harrym zaczęły się ubierać. Po pożegnaniu zapanowała w domu
cisza.
-Możemy pogadać?- spytał Lou
przyciszonym głosem.
-Tak.- szepnęłam.
Lily bawiła się na huśtawce
i trzęsła grzechotką. Usiadłam na sofie w salonie, Lou nie wiedział, czy usiąść
obok mnie, czy na fotelu naprzeciwko. Posunęłam się, pokazując, żeby usiadł
obok.
Moja prawa dłoń leżała na
prawym udzie. Chłopak dotknął jej zimną dłonią i przeszedł mnie dreszcz.
Przełknęłam lekko ślinę.
-Cam, kocham cię najbardziej
na świecie i nic nie zburzy tego, co jest między nami, a na pewno nie
sprzeczki…
Moje oczy zaszły łzami. Ja
też nie chciałam się z nim kłócić, absolutnie. Ale chciałam być szczęśliwa.
-… pragnę, żebyś była
szczęśliwa, dbam o to, by cię rozpieszczać, jak tylko mogę…
Jedna łza poleciała, chociaż
walczyłam by nie wypłynęła z rogówki. Otarł ją kciukiem.
-… i ja dziś przemyślałem
to, co powiedziałaś rano…
Popatrzyłam na niego z
nadzieją.
-… chciałbym byś wróciła do
śpiewania… jeśli z tego powodu masz być szczęśliwsza, to chcę…
Przytuliłam się do niego.
-Dziękuję.
Ujęłam jego twarz w dłonie i
mocno pocałowałam. Spojrzałam na Lily, która miała na twarzy wielkiego banana i
zasłaniała jedną rączką oczko, a drugą patrzyła.
-Podgląda nas.- szepnęłam.
Lou się zaśmiał.
-Chodź, pójdziemy ją
wykąpać.
Wstałam z sofy. Nalewałam
wodę do małej wanienki, gdy Louis rozbierał ją. Przyniósł moją małą, nagą
kruszynkę i włożył ją do wody. Poleciałam po kamerę, by nagrać. Lou gadał
pieszczotliwe do niej, patrzyła się raz na mnie, raz na Louisa. Uśmiechała się,
gaworzyła, od czasu mówiła mama, di-di… Tak, bo Louis to di-di. Potem ja musiałam
umyć jej główkę, więc Lou wziął kamerę.
-Co robisz?- spytał.
-Jakbyś nie wiedział…
-Powiedz to swoim widzom…
-Więc drodzy widzowie, kąpię
moją małą córeczkę…
-A co możesz powiedzieć
Lily?
-Mogę powiedzieć, że bardzo
ją kocham…
-A mnie?
-Ciebie też równie mocno.
-Pokaż to…
Westchnęłam głośno.
-Wstydzisz się kamery?
-Nie…
-No to proszę zademonstruj,
jak bardzo mnie kochasz…
Podeszłam do Louisa i
pocałowałam go namiętnie w usta.
-Ok., teraz ci wierzę.
Nałożyłam Lily szampon na
główkę i chwilkę potem spłukałam.
Mała robiła różne miny,
śmiałam się głośno. Lou wszystko nagrywał. Wyłączyłam wodę i owinęłam małą
ręcznikiem. Wytarłam ją i nałożyłam jej czystą pieluszkę, ubrałam jej ciepłe
spodenki i bluzeczkę z długim rękawem. Miała już ciężkie powieki. Lou położył
ją, a ja szczelnie okryłam kołderką, Lou objął mnie w biodrach i położył twarz
w zagłębieniu w szyi. Lily patrzyła się na nas, ale za chwilkę zamknęła oczy i
słychać było tylko nasze szepty.
-Nasza mała…- szepnął.
-Nasza…- powiedziałam.
-Mała…- dokończył.
Odwrócił mnie do siebie,
dalej trzymał mocno w biodrach. Nasze usta złączyły w nieziemskim pocałunku,
ciepło ust Louisa wręcz paraliżowało mnie. Wspięłam się na palcach, by być choć
trochę na jego poziomie. Przeniósł się na szyję. Wyszliśmy z pokoju Lily, nie
przerywając pieszczot, weszliśmy do naszego pokoju. Oderwałam się od niego i
wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Pocałował mnie w czoło.
Położyliśmy się do łóżka.
Położyłam głowę na jego żebrach. Wplótł palce w moje włosy, poruszałam palcem
wskazującym wzdłuż litery v, przy jego pasie, co go łaskotało. Spojrzałam w
górę, by dojrzeć jego twarz, niebieskie oczy Louisa wpatrywały się w moje blado
niebieskie z zaciekawieniem. Zamknęłam oczy i powróciły do mnie dawne
wspomnienia, gdy nie byliśmy parą, poleciała łza, ciepła kropelka poleciała w
dół jego ciała. Zadałam sobie pytanie…
Co by było, gdybyśmy nie
wrócili do siebie?
Nie byłoby tego, co jest
teraz, nas, Lily, naszego wspólnego życia, choć wydarzyło się to tak dawno, to
od czasu do czasu takie wspomnienia powracają.
Lou usiadł i podniósł moją
twarz mokrą od łez, który musiały nieustannie lecieć, gdy przypominałam sobie
to wszystko.
-Ej, czemu płaczesz?
-Tak jakoś…- szepnęłam, odgarnął
mi włosy z oczu.
-Naprawdę nie musisz płakać…
Bez potrzeby się odwadniasz…
Próbował żartować, ale łzy
cały czas leciały po moich policzkach.
Położyliśmy się, a po
piętnastu minutach słyszałam miarowe oddechy Louisa. Mnie w ogóle nie chciało
się spać, wstałam, tak, żeby nie budzić go. Zeszłam na dół i usiadłam na
podłodze, zaraz przy drzwiach balkonowych. Wodziłam palcem po szybie, kreśląc
różnorodne kształty.
Kropelki wody odbijały się w
latarni na ogródku. Kolejne łzy spływały miarowo.
Właściwie, to czemu ja
płaczę…
Powinnam być szczęśliwa, a
nie ryczeć po nocach, ale co ja robię, jak słony płyn wypływa mi z oczu
bezustannie. Ale miałam wrażenie pustki…
Siedziałam tam całą noc, a
do łóżka wróciłam, gdy latarnia wyłączyła się, co wróżyło nadejście świtu. Wstałam jęcząc cicho, biedna kość ogonowa…
Poszłam do łazienki, obmyłam twarz i położyłam się do łóżka. Lou spał jak
zabity. Przykryłam się kołdrą. Zamknęłam oczy i zasnęłam.
No, mamy czwartek, jutro piąteczek Wooo-Hoooo!!! Miłego czytania!
No, mamy czwartek, jutro piąteczek Wooo-Hoooo!!! Miłego czytania!
Jejku zawsze jak czytam te rozdziały to mam ogromnego banana na twarzy <3
OdpowiedzUsuńNo tak. Płakać nad myślami: co by było gdyby… choć już nie ma się nad czym zastanawiać. Rozdział zajebisty jak zawsze
OdpowiedzUsuń