niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 91.



Usłyszałam śmiech jak podejrzewałam jednego z jego kolegów, Ryan’a.  Weszłam po schodach na pierwsze piętro. Spojrzałam na drzwi po lewej i zobaczyłam jak Justin tyłem biegnie w moją stronę, a gdy Chris zobaczył mnie, krzyknął Justin uważaj, ale on już leżał na mnie.
Ryan zaczął się śmiać, a Justin pomógł mi wstać.
-Cara!- wykrzyknął szczęśliwy.
-Justin!- wykrzyknęłam.
Przytulił mnie.
-Chodź.
Pociągnął mnie za rękę do studia, siedział tam Kenny, Ryan (który ocierał łezki z kącików oczu), Chris i Scooter, który się zbierał. Przywitali się ze mną, Jus pomógł mi ściągnąć kurtkę i zrobił miejsce na skórzanej kanapie pełnej pustych pudełek od pizzy, zresztą jej woń unosiła się w powietrzu, trochę tu waliło…
-Jus proszę cię skup się, ostatni raz…- powiedział technik od nagrywania.
-Dobra, dobra…- uniósł ręce w geście obronnym.
Chłopak wszedł do pomieszczenia i zaczął śpiewać, wsłuchałam się bardzo, a Ryan zagadywał do mnie co chwilkę. Jus nagrał wszystko i mógł iść. Technik odetchnął.
-Cara musisz częściej przychodzić, siedzimy tu od szóstej i nagrywamy jedną piosenkę, a jak przyszłaś? 20 minut i gotowe.- powiedział Scooter.
-Jutro wracam do Londynu.
-Ma ślub.- powiedział Chris.
-Za niecały miesiąc…- spojrzałam się na chłopaka.
-Gratulacje.- powiedział Scooter- kto jest wybrankiem?
-Harry Styles.
-One Direction?
Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się do siebie.
-Fajny z niego chłopak, bardzo miły, rozmawiałem z nim jakiś czas temu…
-Tak…
-Dobra, nie będę wam zawracał gitary, na razie chłopaki- pożegnał się Justinem, Chrisem i Ryan’em- do zobaczenia Cara.
-Na razie.- odpowiedziałam.
Ubrałam kurtkę, Justin też. Wzięłam torebkę i wyszliśmy ze studia. Wsiadłam do jego samochodu.
-Gdzie jedziemy?
-Na mecz koszykówki…
-Serio?!
-Tak finał NBA.

-Nie no jaja sobie robisz…
-Wiedziałem, że ci się spodoba, nawet mam coś dla ciebie…
Wyciągnął ze schowka czapkę taką jak ma on. Nałożył mi ją na głowę. Byłam szczęśliwa, bo od zawsze chciałam zobaczyć mecz NBA, a finał… Boże… Jestem wielką fanką koszykówki… Gdy tylko mam czas oglądam wszelkie rozgrywki.
Justin zaparkował na tyłach. Otworzył mi drzwi. Przywitał się z ochroniarzem, przeszliśmy korytarzem i weszliśmy na halę. Harry napisał co robię, więc odpisałam mu, że jestem na meczu kosza z Justinem… Napisał uśmiechniętą buźkę i życzył miłych wrażeń. Za 20 minut rozpoczął się mecz. Chicago Bulls- New York Knicks. Założyliśmy się, która drużyna wygra. Po około godzinie i 10 minut moja drużyna wygrała, cieszyłam się jak małe dziecko, a Jus śmiał się ze mnie. Wisi mi czekoladę orzechową. Potem pojechaliśmy na drinka do klubu. Pogadaliśmy o teraźniejszych rzeczach, powiedziałam, że niedługo wyślę mu oficjalne zaproszenie na ślub :)
Opowiedział mi trochę o swoim związku, wywnioskowałam, że jest bardzo szczęśliwy. Pytał mnie o kolejne projekty garniturów. Z uśmiechem powiedziałam, że zadedykuję mu następną kolekcję. Zarumienił się, a ja wybuchnęłam śmiechem. Około 24:00 kierowca Justina zawiózł mnie pod hotel, podziękowałam przyjacielowi za ten przemiły wieczór, dałam mu całuska w policzek i wysiadłam z samochodu. Wjechałam windą na górę i weszłam do pokoju. Wzięłam szybki prysznic. Dziewczyny chyba spały, z resztą sama byłam zmęczona. Spięłam włosy w warkocza i położyłam się do łóżka. Nastawiłam budzik na 10:00.
Następnego dnia wstałam przed alarmem, załatwiłam poranną toaletę i pomalowałam się. Ubrałam się i zamówiłam śniadanie. Dziewczyny wypoczęte i rześkie przyszły na posiłek, opowiadałam im o wczorajszym wieczorze. Gdy zjadłyśmy była 11:00 dałam Camille ochraniacz, w którym była suknia i schowała ją do swojej walizki. Spakowałam się i około 12:10 wymeldowałyśmy się z hotelu. Taksówka zawiozła nas na lotnisko. Oddałyśmy bagaże, poszłyśmy do odprawy i za chwilkę siedziałyśmy w samolocie. O 21:00 wylądowałyśmy na Heathrow, Cam pojechała taksówką do domu, a Harry przyjechał po mnie i Gemmę.
-Jak było?- spytał.
-Fajnie, nie Cara?- powiedziała Gemma.
-Było ekstra.- powiedziałam.
-To dobrze, że chociaż się wyszalałyście.
Dojechaliśmy do domu. Rozpakowałam rzeczy i zrobiłam pranie, Gemma poszła do swojego tymczasowego pokoju, bo jutro wraca do H.CH. Harry wszedł do łazienki, gdy ja segregowałam ubrania, białe- czarne- kolorowe. Złapał mnie za biodra i położył twarz w zagłębieniu szyi, lekko muskał moją skórę. Czułam motylki w brzuchu…
-Zostaw to…- mruczał- chodź ze mną… do sypialni… do łóżka…
-Muszę zrobić pranie…- szepnęłam otulona jego głosem, wiedział, że tak na mnie działa.
-Jutro… teraz chodź…
Nie mogłam się oprzeć tej chrypce… Odłożyłam szybko na bok ciuchy, a pierwszą partię wpakowałam do pralki.
Harry poszedł pierwszy, a ja za nim. Zamknęłam drzwi na klucz. Ściągnęłam bluzkę i spodnie, Harry był już w samych bokserkach. Podszedł do mnie i pocałował namiętnie, przeszliśmy na łóżko, po chwili nie mieliśmy na sobie żadnej odzieży…

19 stycznia, 8:47
Podniosłam głowę z klatki piersiowej Harry’ego, wstałam z łóżka. Loczek spał jak zabity, przykryłam go, ubrałam bieliznę i założyłam dresy, zeszłam na dół i zrobiłam śniadanie dla naszej trójki. Zjadłam swoją porcję i poszłam na górę kończyć robić pranie. Zapakowałam wczorajsze ubrania do suszarki, a do pralki włożyłam rzeczy czarne. Wzięłam szybki prysznic i z powrotem ubrałam się w rzeczy. Gemma wyszła z pokoju, miała potargane włosy, szła w stronę łazienki, uśmiechnęła się do mnie, a na jej twarzy pojawiły się dobrze mi znane dołeczki.
-Jak już skończysz to przyjdź na śniadanie…- powiedziałam.
-Ok.- odpowiedziała.
Zeszłam na dół i zaparzyłam kawę, Gemma za 20 minut zeszła i usiadła w kuchni. Wypiłyśmy po kubku kawy, Harry za godzinę zszedł na dół zjadł i wypił kawę, był nieprzytomny… Ciekawe czemu… Po posiłku poszedł na górę, by wziąć prysznic. Gemma spakowała się. Hary po chwili wyszedł, woda kapała mu z włosów, więc wzięłam ręcznik i wytarłam mu je. Uśmiechnął się.
-Jadę zawieźć Gemmę…
-Do H.CH?
-Tak…
-Ej to ja jadę z wami…
-Masz mokre włosy, przeziębisz się…
-Założę czapkę…
-Nie, Harry zostań w domu, ja wrócę za 3 godziny… Możesz posprzątać w tym czasie…
Harry popatrzył się na mnie zdziwiony.
-Właśnie takie są uroki posiadania narzeczonego…- powiedziałam do Gemmy, zaśmiała się.
-Powycieraj kurze z szafek i odkurz dom.
Harry podniósł brwi z niedowierzaniem.
Gemma pożegnała się z bratem, a ja pocałowałam go w nos i wyszłyśmy z Gemmą z domu. Wsiadłyśmy do Range Rovera i ruszyłyśmy, droga była odśnieżona, więc dobrze się jechało. Za godzinę byłyśmy w Holmes Chapel. Moja przyszła teściowa wyszła nam na powitanie, przytuliłam ją, a potem kobieta przytuliła córkę.
-Cara chodź na herbatę… Porozmawiamy…
-Muszę wracać do Londynu…
-Nie, zostań choć na herbatę, Harry sobie poradzi…- powiedziała Gemma.
-Nie jestem pewna…
-Da radę…- uśmiechnęła się Anne.
-No dobrze.
Wyjęłam torebkę z samochodu i zamknęłam.
-Mamo, żebyś ty wiedziała co teraz Harry robi?
-Zaskocz mnie.
-Sprząta…
-CO?!
-No Harry sprząta, odkurza…
-Cara czy to twoja sprawa?
-Tak, muszę go do tego przyzwyczaić… Wystarczy, że ja muszę dbać o dom, gdy go nie ma miesiącami…
-Racja.
Rozebrałam się z kurtki i kozaków usiadłam w uwielbianym przeze mnie salonie, Anne podała kubki z herbatą. Gemma pobiegła na górę szybko się rozpakować. Usiadłam na fotelu.
-Masz już suknię?
-Tak… Jest piękna, zakochałam się w niej, zresztą Camille i Gemmie też się bardzo podobała…
-A jak to będzie wyglądało? Ślub, dojazd, wesele…
-Ustaliłam z Harrym, że wszyscy zaproszeni polecą samolotami do Denver, tam będą podstawione autokary i goście zostaną przewiezieni do dworku.
-A wieczór panieński?- uśmiechnęła się znacząco.
-Co do wieczoru panieńskiego to na pewno żadna kobieta tego nie zapomni…
Anne zaśmiała się melodyjnie.
-Co z podróżą poślubną?
-Z tego co mówił Harry to wszystko jest zorganizowane, czekać tylko aż skończą się poprawiny…
-Czyli będą jeszcze poprawiny…
-Tak. Wieczór panieński, ślub, wesele, poprawiny, podróż poślubna.
-Zapowiada się naprawdę piękny ślub…
-Jak zobaczy pani dworek, na którym będzie ślub, to zakocha się pani…
-Dziwnie się czuję jak mówisz do mnie pani… Niedługo będziemy już oficjalnie prawdziwą rodziną…
-Nie mogę się doczekać, w końcu nigdy nie miałam prawdziwej rodziny…- zakończyłam po cichu- a poza tym jak mam do pani mówić?
-Na pewno nie pani, bo czuję się staro… Albo Anne, albo mamo…
-Mamo…- szepnęłam.
-Tak bardziej mi pasuje…- uśmiechnęła się.
Gemma po chwili przyszła, a ja po wypiciu herbaty postanowiłam wracać. Ubrałam się, pożegnałam i wsiadłam do samochodu, wyjechałam z podjazdu i ruszyłam. Przejechałam koło mojego dawnego sierocińca. Zaparkowałam niedaleko i poszłam zobaczyć, jak teraz wygląda życie małych sierot takich jak ja. Weszłam do środka, nic tu się nie zmieniło, tak samo białe pokryte wilgocią ściany, stare zielone linoleum na podłodze i rysunki dzieci w ręcznie wykonanych ramkach. Otworzyłam plastikowe białe drzwi. Grupa 15 dzieci w wieku 5-15 siedziało przed małym telewizorem, oglądali bajki. Dwie starsze kobiety siedziały za biurkiem i nieustannie coś liczyły. Weszłam do sali i powiedziałam cicho: dzień dobry. Siwa kobieta z włosami upiętymi w kok podniosła głowę i ściągnęła okulary, druga blondynka z krótko ściętymi włosami zrobiła tak samo. Od razu je poznałam moje dwie kochane „ciocie” Ella i Libby.
-Cara…- szepnęła Libby i podeszła mocno ściskając mnie.
-Ciocia Libby.- chyba zachciało mi się płakać.
-Matko, jak ty wyrosłaś, nie widziałam ciebie z 5 lat…
-Libby, w końcu to dorosła kobieta.- odezwała się Ella. Wstała z miejsca i także mnie przytuliła.
-Co u ciebie słychać?
-Nic takiego…
-Jesteś projektantką, bardzo cenioną…- powiedziała Ella.
Kiwnęłam głową i założyłam kosmyk włosów za prawe ucho.
-I wychodzisz za mąż… Za Harry’ego… Pamiętam jak opowiadałaś mi, jaki on jest przystojny…
Zarumieniłam się.
-Nie rozmawiajmy o mnie, opowiedzcie mi, jak sobie radzicie…
Z ich twarzy zniknął uśmiech.
-Jest aż tak źle?- spytałam.
-Jest tragicznie, nie mamy co włożyć do garnka, burmistrz pomaga jak może, ale on sam już nie ma funduszy, dzieci nie chodzą do szkoły, bo nie mamy materiałów, a poza tym warunki są tu fatalne…
-Gdy ja tu mieszkałam nie było aż tak źle…
-Było tak samo kochana…- odezwała się Libby- tyle, że wtedy ludzie organizowali zbiórki i dochody z nich wystarczyły na miesiąc, potem znowu były problemy.
-A państwo? Jakieś dotacje?
-Dostajemy 1000 funtów miesięcznie… To nie starcza nawet na dwa tygodnie, a poza tym jest zima, palimy węglem, bo w nocy temperatura spada nawet do 10 stopni.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Jak oni sobie radzą?- popatrzyłam się na dzieci.
-Dają radę, wspierają się nawzajem, wiedzą, że jest ciężko.
-A te maluchy?
-Razem z Libby dbamy o nie jak możemy, a poza tym te dwie starsze- spojrzałam na dwie krótko ścięte blondynki, które siedziały przykryte kocem przy szafce- pomagają nam gotować, prać, opiekować się.
-Bardzo ładnie z ich strony… A jak było ze świętami?
-Była taka akcja w Cheshire i niektóre rodziny zapraszały dzieci do siebie na kolację wigilijną, ale potem wracały tu.
-A prezenty?
-Nic prócz czekolady od rady miasteczka.
Westchnęłam ciężko.
-Nie wiecie, co chcieliby dostać?
-Na pewno ciepłe rzeczy, więcej jedzenia… Chciałyśmy z Libby trochę ogarnąć wnętrze sali, ale jest zawsze ten sam problem…
-Zaraz wrócę…- powiedziałam.
Naprzeciwko sierocińca był bank. Siedziała tam rudowłosa kobieta w średnim wieku.
-Proszę panią chciałabym wykonać przelew…
-Tak?
-Na konto tego sierocińca.
Kiwnęła głową.
-Na sumę 100.000 funtów.
Kobieta wytrzeszczyła oczy.
-100.000 funtów?!
-Tak. Proszę to załatwić szybko.
Podałam jej dane i moją kartę płatniczą wykonała przelew, podziękowałam jej i wyszłam. Poszłam do sklepu i kupiłam tyle słodyczy ile tylko mogłam unieść, weszłam z siedmioma torbami pełnymi czekolad, chrupków, lizaków itp. Itd. Libby i Ella nie mogły uwierzyć.
-To taki prezent ode mnie, a i na koncie macie niespodziankę.
Libby odpaliła komputer z monitorem takim wielkim i starym, że dziwiłam się, że działa, nie mogła złapać oddechu, gdy zobaczyła kwotę, jaką przeznaczyłam na sierociniec.
-Cara, ale to za dużo…- wzruszyła się.
-Póki mam pieniądze, będę wam pomagała. A i postaram się znaleźć wam nowy budynek, albo chociaż wyremontować gruntownie ten.
Dzieci rzuciły się na smakołyki, podziękowały mi.
Poczułam wibracje w torbie i wyciągnęłam telefon. Harry.
-Tak kotku?
-Gdzie jesteś?
-Jestem w Holmes Chapel…
-Jeszcze? Myślałem, że niedługo wrócisz, a tu już 17:00 dochodzi…
-Przepraszam, ale zatrzymałam się w moim dawnym sierocińcu, chciałam pogadać chwilkę z opiekunkami…
-Ok., a zbierasz się już?
-Za godzinę stąd wyjadę… Ok.?
-Czekam, kocham cię.
-Ja ciebie też. Papa.
-Pa.
-Czy to prawda, że jesteś z Harrym z One Direction?- spytała mnie czarnowłosa dwunastolatka.
Kiwnęłam głową.
-Fajnie masz, bardzo go lubię.
-Jak następnym razem przyjadę tu z nim, to odwiedzimy to miejsce, ok.?
Uśmiechnęła się.
Pograłam chwilkę z dzieciakami w piłkę na sali, gdy Libby i Ella schowały smakołyki na później. Tak jak zapowiedziałam po godzinie wyszłam z przytułku i ruszyłam do Londynu. Oczywiście przy wsiadaniu do samochodu, ktoś zrobił mi całą serię zdjęć. O 19:30 byłam w domu. Harry siedział w salonie przy telewizorze, oglądał mecz.
-Wróciłam…- powiedziałam. Ściągnęłam kurtkę i buty, w domu było cieplutko. Usiadłam koło Harry’ego, podniósł puszkę z piwem i wziął łyka. Usiadłam obok niego, spojrzał się na mnie, a ja go pocałowałam.
-Jak było?
-Zależy gdzie…
-U mnie w domu i w twoim dawnym domu.
-Porozmawiałam trochę z twoją mamą, a w sierocińcu…- nie wiedziałam co powiedzieć, a właściwie od czego zacząć…
-Warunki mają tragiczne, nie mają co włożyć do garnka, a te kobiety zaharowują się na śmierć… Postanowiłam im pomóc finansowo, więc przekazałam 100.000 funtów na ich konto, a poza tym dopilnuję, żeby budynek został odnowiony, zafunduję dzieciom wakacje nad morzem… Ja muszę im pomóc, nie chcę, żeby miały takie wspomnienia z tego miejsca, jak ja mam. Kupię im trochę ciuchów na zimę, trochę na lato, nowe koce, poduszki, kołdry itd.
-Pięknie się zachowałaś…
Harry pocałował mnie w policzek.
-Posprzątałeś?
-Tak…
-To chodź, wykąpiemy się.
Wstałam z miejsca i poszłam nalać wody do wanny. Rozebrałam się i weszłam do niej, Harry doszedł za 10 minut, bo mecz miał się skończyć właśnie za tyle. Zmoczyłam włosy i wygrzewałam odmarznięte nogi. Chłopak wszedł do wanny i przysunął się do mnie. Objęłam szyję Harry’ego i przytuliłam się do niego. Chłopak wziął słuchawkę prysznica i zaczął lać gorącą wodę na moje plecy, jestem pewna, że pojawiła się na nich gęsia skórka. Pocałował mnie w czoło.
-Ja też ich wesprę, jeżeli to dla ciebie takie ważne miejsce… Załatwimy tym dzieciom najlepszy dom w Holmes Chapel.- powiedział.
-Naprawdę?
Kiwnął głową i uśmiechnął się.
-Dziękuję ci w imieniu tych dzieci.
Po jakiejś godzinie wyszliśmy z wody. Ubrałam piżamy i zeszłam na dół, by zrobić kolację. Zrobiłam sałatkę i pieczywo czosnkowe. Harry wszedł do kuchni w samych bokserkach i usiadł przy wyspie.
-Ładnie pachnie, co to?
-Pieczywo czosnkowe i sałatka.
Zjedliśmy wspólnie, a potem zaczęliśmy oglądać film, Harry przykrył nas kocem, a ja wtulona w jego nagą klatkę piersiową zasnęłam.
Obudziłam się w momencie, gdy Harry kładł mnie do łóżka, przyciągnęłam go za szyję i pocałowałam, a potem puściłam i zasnęłam.


No i weekend zleciał... Jutro znów do szkoły. Czy Wam też się tak nie chce?
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba. :)

5 komentarzy:

  1. Awww... to było takie cudowne ! Chce więcej !!! Czekam na kolejny.. Bosz co to wczoraj było.. To było piękne i wgl. W chłopakach zakochałam się od nowa. I nie mogę się doczekać czwartku oraz 14 grudnia o 15;00 <3. To będzie niesamowite. A będzie trzeba kupić chusteczki, bo podejrzewam, że bedą mi potrzebna <333.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego, my tego razem nie oglądałyśmy... Ja musiałam siedzieć u tych YOLO-wców. Czwartek to będzie rozruba, ja się chyba poryczę, jak będę ją mieć... A 14 grudnia godzina 15:00... boże nie dobijaj mnie, bo ja mam motyle w brzuchu... wykupię wszystkie chusteczki z biedronki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba wszystkie chusteczki z Biedronki wykupie. Dobrze, że koło mnie jest ich aż trzy. Potem jeszcze wykupie wszystkie chusteczki z Tesco. Ciekawa jestem, czy mamy w Tesco nie które takie same produkty, jak oni w Londynie ? To jest interesujące. Bo jak ja byłam w Anglii w Tesco to zbytnio nic takiego co my mamy nie było. Oprócz niektórych słodyczy, bo mamy takie same, ale to nie które.. A szkoda, bo ta woda z witaminami co jest w Anglii jest przepyszna i mogłaby być taka w PL. Jak następnym razem pojadę do Anglii to chyba jej 2 zgrzewki kupię. Ciekawy temat Camille, co nie ? Ciekawa jestem też czy mają te same ubrania w tych samych sklepach co kupujemy. Czy w Zara, albo River Island, H&M itp. .. Chyba tak, co nie ? <3333

      Usuń
    2. Alice... Kocham ciebie po prostu, chyba nikt tak długiego komentarza mi nie napisał <3

      Usuń
  3. Cara ma naprawdę ogromne serce. <3 Boski rozdział jak wszystkie :* Czekam na następny. ♥

    OdpowiedzUsuń