wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 47




Pokazał mi się nieznany numer… Usiadłam na łóżku i po cichu odebrałam:
- Halo?- spytałam półszeptem.
-Dzień dobry, czy ja rozmawiam z panią Camille Montrose?
-Tak, a kto mówi…
-Nie wiem, czy mnie pani pamięta, ale jakiś czas temu podczas wakacji w San Diego wręczyłem pani wizytówkę z namiarem na mnie, jestem prezesem Columbia Records.
-Rick Robbin?
-Dokładnie, dzwonię do pani, ponieważ tak po prostu chciałem się spytać, czy nie zmieniła pani decyzji i nie chce zmierzać w kierunku wokalnym?
-W najbliższych dniach miałam zamiar do pana dzwonić, ale ubiegł mnie pan. Otóż, postanowiłam spróbować.
-To fantastycznie!- facet chyba podskoczył z radości- czy moglibyśmy umówić się na spotkanie w wytwórni?
-Tak, ale ja jestem obecnie w Nowym Jorku…
-…to jeszcze lepiej, jeżeli może pani to proszę przyjechać o 17:00 do wytwórni.
-Dobrze, chciałam jeszcze nadmienić, że nie jestem 100% pewna, więc proszę się przygotować, że mogę nie podpisać kontraktu.
-W pełni rozumiem i bardzo mi się podoba pani podejście do tego. Dobrze, więc spotykamy się o 17:00, do zobaczenia.
-Do widzenia.
-Kto dzwonił?- spytał Louis z zamkniętymi oczami.
-Facet z Columbia Records, umówiłam się z nim na spotkanie.
-Jesteś pewna swojego wyboru?- otworzył lekko swoje patrzałki.
Skinęłam głową i założyłam kosmyk moich blond włosów za ucho. Chłopak ziewnął.
-Jesteś głodna?
-Może trochę, ale nie aż tak bardzo.
Zapadła krótka cisza, którą przerwało zaśmianie się Louisa.
-Co się stało?- zapytałam zdezorientowana.
-Fajnie było…
-Kied… Aaaa… Racja, było bardzo fajnie.
Wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać. Wyciągnęłam z szafki bordowe spodnie i czarną bluzkę.
Chłopak leżał i przyglądał mi się.
-A ty zamierzasz dzisiaj wstać?
-Tak, ale jeszcze nie teraz. Dobranoc!- chłopak przykrył się kołdrą i odwrócił się w prawo.
Wyszłam z pokoju. Nialler siedział z Liamem na kanapie i gadali o jakichś duperelach.
-Hej, chłopaki.
-Hejka Camille. Co słychać?- spytał Liam.
-Spoko.
-Nudzi mi się.- powiedział blondyn.
-Mi też.- odpowiedział Li.
-Mam ochotę na kawę, ale taką ze Starbucksa.
-To co, idziemy?- powiedział szatyn.
Zerwaliśmy się z kanapy, ubraliśmy kurtki i buty i wyszliśmy z apartamentu. Do najbliższej kafejki musieliśmy przejść chyba z 6 przecznic. Ale było bardzo przyjemnie, na ulicy widniały pozostałości po fajerwerkach, papierki itd.
Kupiliśmy sobie po kawie, a także wzięliśmy po jednej dla placków, którzy zostali w apartamencie. Po jakiejś godzinie wróciliśmy do apartamentu. Pezza już nie spała, wychodziła z łazienki, ale widząc, że mamy kawy zabrała dwie i zamknęła się znowu w pokoju z Zaynem, pozostałe napoje położyliśmy na stole, a swoje wypiliśmy. Nagle Liamowi zadzwonił telefon, chłopak uśmiechnięty wziął go do ręki i zakrztusił się, gdy zobaczył kto to. Położył swoją kawę i pobiegł do łazienki. Niall spojrzał na mnie wzruszył ramionami i włączył TV. Na MTV Live leciała właśnie piosenka Mirrors Justina Timberlake’a, podśpiewywaliśmy sobie z żarłoczkiem, coraz głośniej i jeszcze głośniej. Teraz leciała piosenka Seleny Gomez- Love You Like A Love Song.
Gdy Liam wyszedł z łazienki, miał dziwną minę, jakby się śmiał i jakby miał zaraz zacząć płakać, nie mogłam nic odczytać z wyrazu jego twarzy.
-Li, co się stało?- spytał z lekka zaniepokojona.
-Poprosiła mnie o spotkanie.
-Kto?
-No, Danielle.
Uśmiechnęłam się szeroko.
-No to świetnie.- powiedziałam- a kiedy?
-Dzisiaj wieczorem.
-To może to będzie spotkanie ze śniadaniem…- powiedział Niall i zaraz zaczął się rechotać.
Dołączyłam do blondaska, a Liam zrobił facepalma.
Usiedliśmy wszyscy. Była godzina 15:00. Postanowiłam wszystkich zbierać z łóżek razem z żarłoczkiem i Liamem.
Niall poszedł do pokoju Zayna i Perrie, którzy nie spali, ale leżeli. Liam poszedł do Louisa, a ja do Cary i Hazzy. Zapukałam, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Weszłam po cichu, obydwoje spali wtuleni w siebie, zrobić im tylko zdjęcie. Odsłoniłam gwałtownie rolety, Cara podniosła głowę i mało nie krzyknęła, że oślepła.
-Wstawać ludzie, kawa czeka…
-Kobieto, ty jesteś jakaś porąbana?!- powiedziała ze złością Cara- wróciliśmy o 5:00, a położyliśmy się o 7:00… Ty już dawno spałaś…
-…nie spałam…
-…tak? Jakoś nie widziałam cię w salonie…
-…bo byłam u siebie…
-…jasne. Nie ważne, daj mi spokój, chcemy spać.
Wyszłam stamtąd i zamknęłam drzwi, Lou wstał z łóżka w samych bokserkach, BARDZO zresztą opiętych, szedł w stronę łazienki, a ja oparta o ścianę przyglądałam się jego czterem literom…
Weszłam do naszej sypialni i zaczęłam czesać włosy, uplotłam sobie warkocza dobieranego. Chłopaki oglądali jakiś film, a ja do nich dołączyłam. Około 16:20 wyszłam z apartamentu i skierowałam się ku postojowi taksówek. Poprosiłam kierowcę, żeby zawiózł mnie do gmachu Columbia Records. Po 40 minutach jazdy zaparkował przed szklanym budynkiem. Zapłaciłam mu i weszłam do środka. Podeszłam do sekretarki i spytałam:
-Dzień dobry, nazywam się Camille Montrose i byłam umówiona na 17:00 z Rickiem Robbinem.
-Dobrze, proszę za mną.
Blondynka wstała i poprawiła kusą sukienkę. Weszłyśmy do windy, która zawiozła nas na 22 piętro, wyszłyśmy stamtąd i dziewczyna zapukała do wielkich brzozowych drzwi.
-Proszę pana, panna Montrose do pana.
-Wpuść ją.- odezwał się niski głos.
Dziewczyna otworzyła drzwi i wpuściła mnie do środka.
-Usiądź.- powiedział mężczyzna, który siedział na wielkim fotelu przy dębowym biurku.
-Dziękuję.
-Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na krok w stronę wokalu.
-Ja również.- odpowiedziałam.
-Posłuchaj, chciałbym z Tobą załatwić dzisiaj jak najwięcej formalności, bo wkrótce możemy po prostu nie mieć czasu…
Facet wyjął z czarnej teczki plik dokumentów.
-To jest twój kontrakt, jeżeli spodoba ci się to, co oferujemy mam nadzieję, że go podpiszesz.
Podał mi je. Skrupulatnie przeczytałam cały kontrakt, zajęło mi to ponad dwie godziny i trzy wypite herbaty.
W wielkim skrócie: Od dzisiaj jako piosenkarka mam pseudonim Rosie (wzięło się to głównie z końcówki mojego nazwiska: Montrose), kontrakt obejmuje dwie płyty, moim managerem będzie Edward Miller (nawet nie wiem kto to), płyty nagrywać będę głównie w Londynie, ale co do teledysków to prawdopodobnie będę jeździć po świecie, mimo że, moje życie i tak zostaje w Anglii, dostaje mieszkanie w NYC. I to tyle.
Na moją pierwszą płytę tekściarze napisali mi już 13 utworów, ale na płycie Deluxe będzie ich 16. Rick, bo kazał mi mówić do siebie po imieniu, powiedział, że jak wrócę do Londynu mam się zgłosić do wytwórni Syco Music (są oni partnerami Columbia Records) i tam będę ćwiczyła i powoli nagrywała wszystko. Do apartamentu wróciłam około 21:30, wzięłam prysznic i poszłam spać. Wszyscy się pytali, gdzie byłam, ja odpowiadałam, że na spotkaniu, a resztę opowiem jutro.
2 stycznia, 10:02, sobota
Obudziłam się, obok mnie leżała tylko zmiętolona kołdra, Louisa nie było. Zaburczało mi w brzuchu, ubrałam się i wstałam mój chłopak prawdopodobnie brał prysznic. Napiłam się wody. Cara z Hazzą wyszli z sypialni.
-Hej.- powiedzieli do mnie.
-Hejka.
-Idziesz z nami na śniadanie? Bo ja umieram…- powiedziała brunetka.
-Jasne.
Ubrałam moje beżowe emu i zeszliśmy na dół. Podali nam naleśniki i świeżo parzoną kawę. Zjadłam ze smakiem. Za jakieś pół godziny wróciliśmy do pokoju. Niall darł się, że nie może znaleźć spodni, a Zayn siedział z Perrie na kanapie i krótko mówiąc obściskiwali się…
Louis siedział na blacie stołu od bilarda i śmiał z blondyna w niebogłosy.
-Dzisiaj wyjeżdżamy.- westchnęła Cara.
-Niestety.- odpowiedziałam.
-Oj nie przejmujcie się, na pewno tu wrócimy.- odpowiedział Hazza i pocałował Carę w czoło.
Obydwie poszłyśmy do swoich pokojów, żeby się spakować, za dwie godziny mieliśmy mieć samolot do Londynu. Około 11:30 byłam gotowa do odlotu. Chłopaki tak samo. Kazali mi opowiadać co mi powiedział Rick.
-Do jakiego mangamentu należysz?
-Modest.
Louis odetchnął, a pozostali wraz z Perrie skrzywili się.
-Co się stało?- zapytałam skrzywionych.
-Nie będziesz miała życia, tak jak my…- powiedziała Pezza.
-…ale przynajmniej nie będą jej kazali ze mną zrywać, jej związek ze mną nie będzie im przeszkadzał.- powiedział Lou.
Przytuliłam się do niego.
-To dobrze.- powiedziałam.
-Kiedy zaczynasz?- spytał blondyn.
-Właściwie od jutra, mam spotkanie w Syco, zaprezentują mi piosenki i będą mnie przygotowywać do nagrania.
-Fajnie.- powiedział Liam.
Około 13:30 wymeldowaliśmy się i pojechaliśmy na lotnisko. Stamtąd wylecieliśmy około 14:10, a po 8 godzinach lotu znowu byliśmy w tym CHOLERNIE zimnym Londynie. Każdy pojechał w swoją stronę, oczywiście my we czwórkę do nas. Wrzuciłam górę ciuchów do prania, wzięłam prysznic i położyłam się. 

Rozdział ze SPECJALNĄ DEDYKACJĄ dla kochanej włoszki- Alice :)

2 komentarze:

  1. Super czekam na następny :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój blog jest świetny ! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń