niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 27



5 października, środa, 08:40.
~Dalej narracja Cary~
Obudziłam się za dwadzieścia ósma, wstałam pospiesznie, wzięłam prysznic, ubrałam się, zjadłam bułkę z jogurtem i pojechałam na spotkanie. Na miejscu byłam 10 minut przed 10:00, kobieta była zadowolona, że czekam na nią. Usiadłam w jej gabinecie, dopadł mnie niepokój.
-Nie wiesz, czemu cię tu zaprosiłam, prawda?
-Niestety nie.
-Jak oceniasz swoją pracę w naszym domu mody?
-Sądzę, że sprawuję się dobrze, klienci są zadowoleni i to mnie satysfakcjonuje.
-Mam dla ciebie ważną propozycję, którą, jak mówiłam może ci pomóc w wybiciu się.
-Jaka to propozycja?
-W Nowym Jorku potrzebują kogoś takiego jak ty, ze świeżymi pomysłami, kogoś kto eksperymentuje z trendami. Zarabiałabyś cztery razy tyle co teraz, dostałabyś tam apartament, samochód. Wiele projektantek, które są na samym starcie, marzą o takiej propozycji. Więc, co sądzisz o tym?
-To dla mnie ogromne zaskoczenie, bardzo się cieszę, że mnie doceniono, ale ja mam tu przyjaciół, chłopaka, taka przeprowadzka wymagałaby ode mnie wielkiego poświęcenia.
-Dla kariery trzeba wiele rzeczy poświęcić…
-Chciałabym to jeszcze przemyśleć.
-Dobrze, masz czas do przyszłego tygodnia, poinformuj mnie o swojej decyzji.
-Nie ma sprawy, gdy tylko się zdecyduję zadzwonię do pani od razu.
Wstałam z miejsca, podałam jej rękę i wyszłam. Skierowałam się do taksówki, która czekała na mnie. Mam teraz dwie drogi: pierwsza- Harry, Camille, czyli londyńskie życie i druga: wielka kariera w NY. Którą mam podążyć, Camille dzwoniła do mnie kilkakrotnie, ale miałam wyciszony telefon. Napisałam jej sms-a, że zaraz będę z powrotem. Weszłam do domu zamyślona, Camille, gdy mnie zobaczyła, zaczęła coś do mnie mówić, ale moją głowę zaprzątały myśli…
-Czy ty mnie słuchasz?- zbulwersowała się.
-Co?
-Dzięki.
-Nie, przepraszam, zamyśliłam się.
-Co się stało?
-Byłam na spotkaniu z szefową…
-…i…
-…dała mi wspaniałą propozycję pracy…
-…to fantastycznie…
-… w Nowym Jorku…
-…o cholera.
-Nie wiem, co zrobić. Nie wiem, jak powiedzieć to Harry’emu, tutaj jest mi dobrze, ale tam mogę zostać jedną z najbardziej znanych projektantek Gucci.
-Zamurowało mnie.
-A mnie wbiło w fotel jak to usłyszałam.
-A ty co o tym sądzisz?
-Nie chcę stąd wyjeżdżać…
-…ale…
-… to może być moja szansa.
-Do kiedy musisz podać odpowiedź?
-Do przyszłej środy.
-Mało czasu…
-Wiem. A Harry wrócił?
-Nie, Louis pojechał na próbę i powiedział, że potem z nim przyjedzie.
-On coś przede mną ukrywał, Harry wyleciał jak z procy wczoraj wieczorem, a Lou kręcił, że nie wie.
-Ja też nic nie wiem. Jesteś głodna, właśnie zrobiłam jajecznicę.
-Tak, kiszki mi marsza grają.
-To chodź.
Około 17:00 chłopcy wrócili, jakby nigdy nic. Zamierzałam się dowiedzieć, gdzie i po co Hazza pojechał wczoraj. Gdy chciał mnie pocałować odsuwałam się, nie odzywałam się… Wreszcie loczek nie wytrzymał.
-O co ci chodzi?!
-Możesz mi powiedzieć, gdzie byłeś wczoraj?- Cam i Lou wyszli pospiesznie z kuchni.
-Po co? Mam ci się spowiadać?
-Ja tobie muszę.
-Nie ważne po co.
-Nie mój drogi, to jest bardzo ważne i chcę się dowiedzieć teraz.
-Nie mogę ci na razie powiedzieć, sam muszę to przemyśleć.
-Ale co?
-Nic.
-Nic?! Jeśli nic, to wyjdź!
-Jak wyjść?
-Normalnie, tam masz drzwi wyjściowe, możesz przez nie przejść, takie to trudne?
-Proszę bardzo.- chwycił kurtkę i wyszedł.
Usiadłam na sofę, po co tak na niego naskoczyłam, źle zrobiłam. Powinnam go przeprosić. Chwyciłam za telefon i już zaczęłam wykręcać jego numer, gdy oprzytomniałam, przecież nie chciał mi wyjawić prawdy, gdzie był, czy to tak trudno powiedzieć? Jeśli nie ma nic do ukrycia, to co za problem. Jadę na zakupy do centrum handlowego.
-Camille?
-Tak?
-Jedziesz ze mną na zakupy?
-Przepraszam, ale idę z Louisem do kina.
-Aha.
Samej mi się nie chce iść, poszłam do pracowni, gdzie zaczęłam szyć kolejną sukienkę tą dla Cam. Louis z Camille za jakieś pół godziny wyszli, zostałam sama. Siedziałam sama do późna. Zjadłam pizzę, wypiłam kawę i około 22:00 poszłam spać. Gdy brałam prysznic, Louis z Cam wrócili, ale siedzieli na dole.
***Następny dzień***
Obudziłam się koło 9:00, pokój obok spał, poszłam zrobić śniadanie, zalewałam kawę, gdy ktoś zadzwonił do drzwi, podeszłam i otworzyłam je, stał za nimi Hazza z bukietem kwiatów, uśmiechnął się nieśmiało.
-Wiedziałem, że już nie śpisz.
-Co cię sprowadza?
-To dla ciebie.- podał mi kwiaty- A poza tym musimy porozmawiać.
-O czym chcesz rozmawiać?
-O tym, czego wczoraj nie chciałem ci powiedzieć.
-Dobra, wejdź.
Ściągnął buty i poszedł do kuchni, ja wstawiłam kwiaty do wazonu i poszłam za nim. Chodził w tę i z powrotem, bardzo się denerwował. Usiadłam na krześle, wzięłam do ręki kubek i czekałam, aż zacznie.
-Więc?- zapytałam.
-Posłuchaj, nie chciałem ci o tym mówić, ale doszedłem do wniosku, że powinnaś wiedzieć o wszystkim. Gdy dwa dni temu gadałem z Simonem, powiedział mi, że Modest…- zająkał się.
-Co Modest?
Wziął głęboki oddech.
-Że Modest sądzi, że mój związek z Tobą źle działa na sprzedaż płyt itp., kazali mi z Tobą zerwać…
Przeszedł mnie dreszcz, zamknęłam oczy, a z nich popłynęły pojedyncze łzy. Przełknęłam gulę, którą miałam w gardle.
-Więc to koniec…- szepnęłam.
Odwrócił się gwałtownie.
-Co?
-Zrywasz ze mną…
-Nie! Cara powiedziałem im, że dla ciebie mógłbym odejść z zespołu, nigdy nie zerwę z tobą, nigdy cię nie zranię.- podniosłam głowę, wstałam z krzesła i wpiłam się w usta Hazzy- kocham cię, Cara!
-Ja ciebie też Harry.- wtuliłam się w jego koszulę, miała ona zapach jego ulubionych perfum. Pocałował mnie w czoło.
-Chodź zrobimy coś do jedzenia.
-Dobrze.- poszłam do łazienki, wytarłam łzy i wróciłam do niego. Uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam. Po pół godzinie śpiochy wstały. Zjedliśmy wspólne śniadanie we czwórkę, a potem Harry zaprosił mnie na kolację. Louis wraz z Camille pojechali do centrum handlowego. Postanowiłam, że pojadę z nimi, bo chcę kupić sukienkę. Hazza pojechał zobaczyć się z Ed’em Sheeran’em, który jest akurat w Londynie. Około 11:30 byliśmy na miejscu, Louis zaparkował samochód i ruszyliśmy na shopping. Do szatyna podchodziły fanki, robiły sobie z nim zdjęcia, on rozdawał autografy, my natomiast buszowałyśmy po sklepach. Camille kupiła sobie śliczną dżinsową koszulę, kremowe koturny i czarne spodnie. Ja szukałam odzienia na randkę. Cam pomagała mi. Do Camille fanki też podchodziły, zagadywały ją, mnie także. Poszliśmy coś zjeść, tam myślałyśmy w co mam się ubrać. Louis pisał sms-y i od czasu do czasu włączał się do rozmów. Zjedliśmy i około 16:30 byliśmy w domu. Wzięłam prysznic, Hazza miał przyjść po mnie około 19:00. Umyłam włosy, wysuszyłam je i końcówki podkręciłam lokówką, lekki makijaż. Ubrałam sukienkę i buty, sięgnęłam po torebkę. Usta pomalowałam szminką. Wyglądałam bardzo ładnie. Moje przygotowania przerwał telefon. Numer nieznany.
-Halo?
-Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Carą Galderman?
-Tak, a co chodzi?
-Mam dla pani złą wiadomość…


Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale wiecie ostatni tydzień roku szkolnego, uczyłam się i uczyłam, ale opłaciło się jest czerwony pasek.
Pojawiła się także nowa zakładka: Ty pytasz, ja odpowiadam :)

 

3 komentarze:

  1. Super rozdział jak zwykle. Gratulacje czerwonego paska xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń