niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 23



Postanowiliśmy wrócić do domu na piechotę, deszcz przestał padać, byłam mokra, moje buty stały się potwornie śliskie, chciałam iść na boso, ale Lou powiedział, że się przeziębię, wziął mnie na ręce, wtuliłam się w niego, mimo tego, że temperatura powietrza była niska, odczuwałam to ciepło, które od niego buchało, podśpiewywał mi, a ja zamknęłam oczy, rozkoszowałam się chwilą…
Doszliśmy do mojego domu, znaczy mojego i Cary. Na dole było ciemno, ale w łazience i pokoju Cary paliło się światło. Weszliśmy po cichu do środka, zaniosłam mokre kurtki na kaloryfer, a Lou zaparzył wodę na coś ciepłego, nakazałam mojemu chłopakowi, żeby się rozebrał, chciałam wysuszyć nasze ciuchy w suszarce. Włożyłam ubrania do urządzenia i założyłam szlafrok, Lou akurat zalewał kubki gorącą czekoladą, której zapach roznosił się po całym pomieszczeniu. Usiedliśmy na kanapie, przytuliliśmy się do siebie.
-Dziękuję ci.- powiedziałam.
-Za co, kochanie?
-Za to, że mogłam usłyszeć jak bardzo mnie kochasz…
-Nie mówiłem ci tego?
-Mówiłeś i to wielokrotnie, ale ta piosenka uświadomiła mi, o rzeczach, które widzisz ty, a ja nie.
Przytulił mnie mocniej, siedzieliśmy tak jeszcze chwilę.
-Camille, chodź pójdziemy już na górę.
-Dobrze.- odłożyłam kubki i powędrowałam do pokoju, Lou poszedł wziąć prysznic, a ja wyszperałam dla niego koszulkę i dresy, widocznie musiałam je przez przypadek spakować. Wyszedł w bokserkach, teraz moja kolej, umyłam włosy, zmazałam makijaż, przebrana w ciepłe piżamy weszłam do pokoju.
Louis rozmawiał z kimś przez telefon, był trochę podenerwowany. Odłożył telefon.
-Co się stało?- zapytałam zamykając drzwi od pokoju.
-Ktoś nas widział, zrobił zdjęcie i wstawił na Twittera, a najgorsze jest to, że cię poznał…
-To bardzo niedobrze!- włączyłam komputer, weszłam na dailymail.com. Na pierwszej stronie ukazało się nasze zdjęcie, kiedy się całujemy, na kolejnym gdy przyczepiamy kłódkę, na następnym jak wracamy razem do domu, trzymając się za ręce. Przeczytałam komentarz: Louis Tomlinson z One Direction znalazł wreszcie swą bratnią duszę. Co ciekawe, jest to modelka Camille Montrose, wieloletnia przyjaciółka Harry’ego Stylesa. Para wybrała się na romantyczny spacer po Tower Bridge, gdzie przyczepiła kłódkę ze swoimi inicjałami. Czekamy na rozwój wydarzeń, wszelkie nowe informacje znajdziecie na naszym portalu.
-To było wiadome, że kiedyś się wyda.- powiedziałam
-Mogliśmy nie iść, teraz dziewczyny będą cię hejtować na Twitterze…
-Nawet jeśli będą mnie hejtować, to mam to gdzieś, były fantastycznie. Nie przejmujmy się tym. Chodź, idziemy spać.
-Ok.
Położyliśmy się i wtuleni siebie zasnęliśmy.
***Następny dzień***
Obudziłam się koło 10:00, Lou jeszcze spał, trochę bolała mnie głowa, słońce próbowało wydostać się zza chmur. Powoli wstałam i poszłam do łazienki zrobić poranną toaletę, włosy uczesałam w warkocza, lekki makijaż. Wróciłam do pokoju, wzięłam ciuchy i zaczęłam się ubierać. Zeszłam na dół i spojrzałam do lodówki, która była pusta. Postanowiłam zrobić kanapki. Ubrałam się żakiet, wzięłam torebkę i okulary. Wsiadłam do samochodu i po pięciu minutach byłam pod Tesco. Wysiadłam z samochodu i powędrowałam do środka. Gdy zebrałam potrzebne rzeczy poszłam do kasy. Przed wejściem do sklepu stała grupka dziewczyn. Po zapłaceniu, wyszłam z wózkiem na dwór, skierowałam się ku samochodowi. Otworzyłam go, wpakowałam zakupy. Gdy jedna z nich podeszła do mnie.

-Czy ty jesteś Camille Montrose?
-Tak, to ja.
-Mogę zrobić sobie z Tobą zdjęcie?
-Tak, nie ma sprawy.- pstryk.
-Chodzisz z Louisem z 1D?
-Nie, a o co chodzi?- odpowiedziałam spokojnie.
-Jeżeli chodziłabyś z nim, to życzę wam szczęścia. Pasujecie do siebie.
-Fajnie.
-No to nie przeszkadzam, a i dzięki za zdjęcie.
-Nie ma za co.
Wsiadłam i ruszyłam. Za kolejne 5 minut byłam z powrotem w domu. Cara wstała, piła wodę, gdy weszłam do domu.
-Cześć.- powiedziała.
-Hej.
-Widzę, że już na zakupach byłaś.
-No, zaraz coś zrobię.
-Ok., ja idę się ubrać.- poszła na górę.
Wyjęłam pieczywo, szynkę, ser i warzywa. Włączyłam radio i podśpiewując zagrzałam wodę na kawę. Zaczęłam kroić produkty, woda zagotowała się, a ja zalałam kawy i herbatę. Kanapki po 5 minutach były gotowe, Cara zeszła ubrana, sięgnęła po kanapkę z serem. Chwilę później zszedł Lou, w ubraniach, które mu dałam wczoraj wieczorem. Dał mi całusa w czoło i wziął do ręki kubek. Usiedliśmy w trójkę.
- A gdzie Harry?- zapytałam przyjaciółkę.
-Bierze prysznic.
-Aha.
-Widziałam wasze zdjęcia na Internecie.
-Wiem.
-Co teraz?
-Życie toczy się dalej, dzisiaj, w sklepie podeszła do mnie dziewczyna i wyobraźcie sobie, że życzyła mi szczęścia w związku. Bardzo miła, ale pozostałe patrzyły na mnie złowrogo.
-To dobrze.- odpowiedziała Cara.
-Musicie uważać z Hazzą.
-No wiem, ale w Internecie pojawiły się nasze zdjęcia, np. jak jechaliśmy do H.Ch.- odpowiedziała Cara, gdy loczek wszedł do kuchni.
Po zjedzonym śniadaniu chłopaki musieli jechać na nagranie, a Cara miała spotkanie w biurze. Czyli dzisiaj, samotny dzień. Nagle zadzwonił telefon. Odebrałam.
-Halo?
-Cześć córciu, jak tam?
-Dobrze tatku. A u was?
-No właśnie, jest problem…
-Co się stało?
-Wiesz, chcieliśmy z mamą pojechać na krótkie wakacje we dwoje, ale nie ma kto zostać z Lizzie. No i chciałem zapytać,  czy nie zajęłabyś się nią przez 6 dni?
-Właściwie, to będzie dla mnie przyjemność, ale ja za 2 dni też wyjeżdżam, do Birmingham.
-Aha, no to szkoda, pojedziemy innym razem.
-Ale tato, ja ją wezmę ze sobą, będzie mi bardzo miło, bo Louis wyjeżdża do USA na kilka dni.
-Ale naprawdę, to nie będzie problem?
-Tatku, zawsze będę miała czas na przyjazd siostrzyczki.
-To bardzo dobrze. Jutro przywieziemy Liz koło 9:00.
-Znacie adres?
-Tak, byłem przecież u was.
-Zapomniałam. A gdzie jedziecie?
-Lecimy do Włoch, a dokładnie do Rzymu.
-Ale wam zazdroszczę…
-Ty byłaś w San Diego. Oj, przepraszam, ale Linda mnie woła. No to do zobaczenia.
-Pa.
Spojrzałam na zegarek 15:00, postanowiłam zrobić zapiekankę. Wyjęłam potrzebne składniki z lodówki i za 1,5 godziny ciepła zapiekanka wylądowała na stole, w międzyczasie przyszła Cara. Musi zaprojektować trzy suknie wieczorowe. Dużo roboty przed nią. Zjadłyśmy i moja przyjaciółka wzięła się do roboty. Nudziło mi się, więc siedziałam z nią i wymyślałam co rusz to nowe propozycje, bo 2 godzinach paplania, podeszłam do barku i wyciągnęłam czerwone wino. Cara popatrzyła na mnie pytająco.
-Chcesz?
-Jeszcze się pytasz…
Wzięłam dwa kieliszki i nalałam wina do połowy. Siedziałyśmy sobie, Cara miała już zaprojektowaną pierwszą sukienkę, jeszcze dwie. Nagle mojej przyjaciółce coś się przypomniało.
-Co jest?- powiedziałam, gdy ta pobiegła do swojej pracowni.
-Muszę ci coś pokazać.
Przyniosła kartkę, na której była namalowana sukienka, zielona. Bardzo ładna.
-Bardzo ładna sukienka, dla kogo jest?
-Dla ciebie, na mój pokaz…
-Naprawdę?
-Tak, bardzo długo nad nią myślałam i doszłam do wniosku, że twoja budowa ciała, będzie idealna.
-Śliczna.
-Wiem.
-Cara, jutro z rana przyjedzie Lizzie, ale ona pojedzie ze mną do Birmingham, więc wiesz.
-Bardzo się cieszę, szkoda tylko, że będę siedziała sama, no ale niestety, ja mam tu dużo pracy.
Do 22:00 siedziałyśmy w salonie i gadałyśmy o mało ważnych rzeczach. Potem wzięłam prysznic i poszłam spać.
***Kolejny dzień***
Obudziłam się przed 9:00. Ubrałam się pośpiesznie, uczesałam się w koka. Zamknęłam drzwi do pokoju Cary, zeszłam na dół i zaczęłam robić tosty, gdy zadzwonił dzwonek. Podbiegłam do drzwi, zobaczyłam uśmiechniętą mamę i tatę z Liz na rękach. Miała na sobie różowy płaszczyk z kapturem. Mama trzymała w ręku hulajnogę. Przywitałam się, tata wniósł walizeczkę małej, chciałam ich zaprosić do środka, ale o 10:30 mieli samolot, więc pożegnali się ze mną i Lizzie i pojechali. Mała przytuliła się i dała całuska w policzek, ściągnęła płaszczyk i balerinki.
-Jesteś głodna?
-Tak.- odpowiedziała.
-To chodź, lubisz tosty?- wzięłam ją za rękę i poszłyśmy do kuchni.
-Bardzo, a najbardziej z serem.
Posadziłam ją na krześle i podałam talerzyk z jedzeniem, do kubeczka nalałam herbatki. Sama nałożyłam również sobie. Po zjedzeniu podziękowała i odeszła od stołu.
-Co będziemy robić?
-A co byś chciała?
-Pooglądać bajki.
Weszłyśmy do salonu, włączyłam TV i usiadłam z Lizzie. Wkrótce na dół zeszła Cara, przywitała się z małą i poszła jeść, potem postanowiłam iść z małą na spacer,  wzięłam ze sobą hulajnogę. Wyszłyśmy poszłyśmy na plac zabaw, który był niedaleko domu. Jakiś paparazzi nas dorwał i zrobił zdjęcie. Usiadłam na ławce i zadzwoniłam do Jamesa, który dobijał się od rana.
-Halo?- odezwał się.
-Hejka, tu Cam, coś się stało że dzwoniłeś?
-Nie, ale dzisiaj mam samolot przyjeżdżam do UK, na trzy dni, więc myślałem, że się spotkamy.
-Bardzo bym chciała, ale, jutro wyjeżdżam do Birmingham, więc nie zobaczymy się.
-Czyli jedziesz do Birmingham?
-No, tak.
-To się jednak zobaczymy.
-Ty też tam jedziesz?
-Tak, o której będziesz na lotnisku?
-Z tego co wiem, to koło 15:00.
-Przyjadę po ciebie z chłopakami.
-Fajnie. To do zobaczenia.
-Pa Camille.
Chwilę później mój telefon wydał z siebie dźwięk sms-a.
-Cześć słoneczko! Jak ci leci życie beze mnie?
Na co ja mu odpisałam:
Jakoś sobie radzę, Liz dotrzymuje mi towarzystwa…
Jesteś H.CH?
Nie, ale przyjechała do mnie na tydzień i biorę ją ze sobą do Birmingham :)
Ale masz fajnie…
Tęsknię… <3>
Ja za tobą też :)
Schowałam telefon do torebki. Lizzie powiedziała, że zgłodniała, więc postanowiłam pójść z nią do restauracji na obiad. Po zjedzeniu, wróciłyśmy do domu. Koło 20:00 Liz zaczęła ziewać więc poszłam ją umyć i przebrać, uplotłam jej warkoczyki, wyciągnęła z walizki Lou. Uśmiechnęłam się do siebie. Przed położeniem do łóżka dostała głupawki. Latała po całym domu, Cara się śmiała, ja ganiałam za siostrą. Wreszcie ją złapałam i zaniosłam do łóżka w pokoju gościnnym. Położyłam się obok niej i wzięłam aparat, Liz zrobiła wyszczerza i potem zasnęła. Zdjęcie wstawiłam na instagrama. Wyszłam z jej pokoju zamykając drzwi, poszłam do siebie i włączyłam komputer, weszłam na dailymail.com. Na stronie głównej, było moje zdjęcie z Lizzie, jak trzymam hulajnogę. Pod zdjęciem podpis: Camille Montrose z małą dziewczynką, czyżby to córka jej i Louisa Tomlinsona z 1D? Z ciekawości przeczytałam komentarze:
@Georgia.Love.1D: Dajcie spokój Camille, a poza tym to jest jej młodsza siostra
@I’m London Eye: Mi tam nie przeszkadza, że ona chodzi z Louisem, tylko niech wie, że jak się przeprowadzę do Londynu, to wtedy rozkocham w sobie go… :)
@JulieSparkinson:Nienawidzę tej s*ki.
Wiele, wiele innych. Pojawiały się te miłe, które przyprawiały mnie o uśmiech, ale również takie, które mnie przerażały. Zeszłam na dół do Cary, ale ta gadała z Hazzą i Niallerem na skypie. 
-O Cam przyszła.- powiedziała Cara.
-Hej Camille!- powiedział Hazza z Niallem.
-Hej chłopaki.
-Dobrze, to my już będziemy kończyć za godzinę jedziemy do Centrum Handlowego na spotkanie z fanami. Kocham cię!
-Ja ciebie też.
-A mnie?- zawołał Niall
-Ciebie też, a i macie całuski od Cam.
-Dzięki, pa.
Cara wyłączyła. Napiłam się wody i poszłam się pakować. Wzięłam dużą walizkę. Po 2 godzinach byłam zwarta i gotowa do wyjazdu, przyszykowałam ciuszki dla Lizzie i poszłam spać. Samolot nazajutrz miałyśmy o 13:25.

2 komentarze:

  1. Super rozdział! ! !
    Czekam na nexta :)
    Miło że Camille zgodziła się przypilnować Lizzie
    i jeszcze zabiera ją ze sobą słodko <3

    OdpowiedzUsuń
  2. super piszesz. Przy okazji zapraszam na mojego pierwszego bloga http://opo-o-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń