środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 32



26 października, 22:47.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Mało nie zemdlałam. Osoba, która stała przed nimi, chyba też mało zawału nie dostała. Louis stał przestraszony, nic nie mówił, tylko się patrzył.
-Aż tak źle wyglądam?- zapytałam półszeptem.
-Wyglądasz olśniewająco.- powiedział i uśmiechnął się najładniej jak umiał.
Chyba dostanę gorączki.
-Mogę wejść?- dodał.
-Tak, proszę.
-Dzięki.
Cara weszła do salonu.
-… zaraz ci poprawię tę sukie…- nie dokończyła, bo zobaczyła Louisa- sprawdzę czy mnie nie ma w sypialni.- pognała schodami do siebie.
-W jakiej sprawie przyszedłeś?- zapytałam.
-W naszej sprawie.
-To znaczy?
-Chciałem porozmawiać, a właściwie się w czymś upewnić.- wskazałam ręką sofę, na której usiedliśmy.
-Słucham.
-To co się wtedy wydarzyło w szpitalu, przepraszam…
-Ale nie masz mnie za co przepraszać.
-Ale sama mówiłaś…
-Wiem co mówiłam, jednak teraz strasznie tego żałuję. Bez sensu się na ciebie wydarłam, zachowałeś się jak przyjaciel w stosunku do Hazzy, zrobiłabym tak samo. To ja cię przepraszam za moje zachowanie.- odgarnęłam grzywkę z czoła.
-Czyli wnioskuje, że między nami jest zgoda.
-Jak najbardziej.
-To dobrze.
-Lou, na tym koncercie…
-Nie rozmawiajmy o tym…
-Dobrze.
-Camille?
-Tak?
-Ale teraz nie jesteśmy ze sobą, prawda?
-Wiesz Louis, nie wiem, co mam ci odpowiedzieć, to co stało się wtedy w szpitalu, było niedorzeczne, nie wiem jak ci to powiedzieć…
-Dasz radę, najlepiej prosto z mostu.
-Więc ja chciałabym znowu poczuć ten pociąg do ciebie…
-Nic nie mów, rozumiem.
-Dajmy sobie na razie czas.
-Masz rację. Wracamy do rangi przyjaciel.
-Tak, na razie, tak, ale kto wie, co będzie w przyszłości…
-Tego nikt nie wie- Lou wstał- to ja się będę zbierał, nie będę przeszkadzać.
Pożegnał się i wyszedł. Cara zbiegła na dół, mało nie spadła ze schodów.
-I jak?
-Dobrze, cieszę się, że wyjaśniliśmy sobie wszystko.
Cara poprawiła sukienkę i poszłam ją zdjąć. Moja przyjaciółka, schowała sukienkę do folii ochronnej, a ja poszłam wziąć prysznic. Około 1 nad ranem położyłam się.
*** 3 dni później, poniedziałek***
Obudziłam się około 11:00. Jutro Cara wyjeżdża do Nowego Jorku na okrągły tydzień. Teraz to ja będę sama siedzieć w domu. Z chłopakami dogaduję się normalnie, tak jak kiedyś, z wyjątkiem Louisa, który nie jest już moim chłopakiem. Jednak jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Z kwiatów, które KTOŚ przysyłał codziennie Carze, wyszła wiadomość I’M SORRY. Wiadomo chyba kto nadsyłał jej mojej przyjaciółce… Cara jednak nie odzywała się do niego, zero kontaktu, on pisze do niej sms-y, ona je od razu kasuje, nawet ich nie czyta, odpisuje za to pozostałej czwórce. Co zrobić? Szczerze mówiąc chciałabym, aby Cara i Hazza znowu się zeszli, byli najpiękniejszą parą pod słońcem. Żadna z nas, nie mówiła chłopakom, że Cara jednak zdecydowała się zostać w Londynie i jak na razie tak to zostawiamy.
Wstałam i w piżamach zeszłam na dół. Cara spożywała kanapkę i oglądała TV. Zrobiłam sobie płatki i usiadłam obok niej.
-Kiedy do mnie przyjedziesz?- spytała.
-W piątek.
-Dopiero?
-No.
-Czemu?
-Bo mi się nie chce jechać…
-No wiesz?
-Tak serio, to jadę na dwa dni do H.CH. Jak tylko odlecisz do NY, ja wsiadam do samochodu i jadę.
-Masz fajnie.
-Ty też.
-Nieprawda…
-Prawda.
-Jedziemy na zakupy?
-W sensie jedzeniowe czy ciuchowe?
-Te i te.
-Dobra.
Przebrałam się, wyszłyśmy z domu, zaczął padać śnieg. Wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do galerii, tam zrobiłyśmy zakupy- jedzeniowe, a potem poszłyśmy na shopping.
Potem zamówiłyśmy sobie coś w Nandos. Wypiłyśmy colę i około 18:00 byłyśmy w domu. Rozpakowałyśmy zakupy, i te i te. Następnie ruszyłyśmy do pokoi, aby się spakować. Po jakichś 2 godzinach Cara była gotowa, ja spakowałam małą torbę, w końcu jadę do rodziców na dwie noce.
Moja przyjaciółka do osobnej torby spakowała laptopa, swoje projekty i jakieś jeszcze rzeczy. Około 23:00 obydwie położyłyśmy się spać.
***30 października, wtorek, 10:00***
Cara krzątała się już od godziny, brała prysznic, malowała się, przebierała, ubierała, w końcu ja wstałam i poszłam coś zjeść, samolot mojej przyjaciółki wylatuje z Londynu o 12:30, następnie ubrałam się i byłam gotowa do wyjścia. Zamknęłam dom, spakowałam bagaże do auta i ruszyłyśmy ku lotnisku. Wyjęłyśmy piekielnie ciężko walizkę Cary z bagażnika i weszłyśmy do środka. Szłyśmy, kiedy ja usłyszałam czyjeś wołanie: CARA!, CARA!, CARA! ZACZEKAJ!
Stanęłam w miejscu, moja przyjaciółka spojrzała na mnie i też stanęła.
-Cam, co jest?
-Nic, przesłyszałam się.
Poszłyśmy dalej. Ale nawoływanie było coraz głośniejsze. CARA! Cholera czekajcie!
-Ty też to słyszałaś?- zapytała mnie.
-Myślałam, że się przesłyszałam.
Odwróciłyśmy się, Harry przebijał się przez turystów i podróżujących. Gdy podbiegł do nas, uklęknął przed przyjaciółką.
-Cara, proszę cię, nie wyjeżdżaj, ja sobie nie poradzę bez ciebie, zbyt bardzo cię kocham, przepraszam cię za to co zrobiłem, to nigdy więcej się powtórzy, możesz mi nie wybaczać, ale nie wyjeżdżaj stąd, tutaj też możesz być wielką projektantką, zrobię co zechcesz, ale proszę zostań.- chłopak łkał, trochę zrobiło mi się go żal.
-Harry?- zapytałam się loczka.
-Co?
-Ona wyjeżdża tylko na tydzień.
-Jak to?
-No normalnie.- powiedziała Cara- a teraz przepraszam, bo zaraz odlatuje mój samolot.
Loczek wstał z ziemi.
-Naprawdę?
-Nie na niby.- powiedziała.
-Za ile odlatuje ci samolot?
-Za 30 minut.
-Możemy pogadać?
-W sensie tutaj?
-No.
-Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, jak wrócę z NY, to wtedy, może będzie taka możliwość. A teraz przepraszam, ale za chwilę mam samolot.
-Cara, proszę, daj mi 3 minuty.
-Nie Harry, nie mam teraz czasu na twoje wyjaśnienia, trzeba było myśleć zanim…- jej oczy zaszkliły się. Wzięła walizkę, oddała ją do punktu i podążyła ku odprawie. Stanęła i ściągnęła okulary, wytarła oczy i szkła. Harry chciał do niej podbiec, ale przytrzymałam go.
-Nadal ją to boli, nie pogarszaj, musi się skupić na pokazie.
-Ale, ja jej to muszę wyjaśnić…
-…jak wróci…
Harry popatrzył w stronę Cary, która utkwiła wzrok na mnie, odetchnął zrezygnowany i skierował się do wyjścia. Podeszłam do przyjaciółki.
-Chyba pora się żegnać…
-Chyba tak.
Przytuliłyśmy się.
-Uważaj na siebie.
-Dobrze.
Cara weszła do korytarza, pomachałam jej i zniknęła za drzwiami. Wróciłam do samochodu i skierowałam samochód ku autostradzie wiodącej do Holmes Chapel. Jechałam już koło pół godziny, gdy zadzwonił mi telefon. Mama.
-Halo?
-Cześć córciu, gdzie jesteś?- Mama była zdenerwowana, było to słychać w jej głosie.
-Jakieś 100 km za Londynem, a co?
-To dobrze.
-Mamo, co się stało?
-Nic, czemu miało się coś stać?
-Bo cię znam… Więc?
-Opowiem ci, jak przyjedziesz.
-Nie, mów teraz mamo.
-Nie mogę.
-Czemu?
-Bo tak.
-Mamo…
-Nie…
-Proszę…
-Jak przyjedziesz to wszystko ci wyjaśnię.
-Ale mamo…
-Nie, Camille. Zmieniamy temat. Na ile dni przyjeżdżasz?
-Na trzy dni.
-Tak krótko?
-Muszę wspierać Carę w NY.
-Aha. No to córciu jedź ostrożnie i widzimy się za półtorej godziny.
-Pa.
-Pa.
Co się stało, że moja mama nie chciała mi powiedzieć? Była zdenerwowana, a jest osobą niezwykle spokojną, to tata ma burzliwy, jeżeli można to tak nazwać, charakter. Ja i Eric odziedziczyliśmy go po nim.
Po półtorej godziny byłam w rodzinnym mieście zaczął padać deszcz. Wysiadłam z samochodu, wyjęłam torbę z bagażnika i weszłam do domu.
-Cześć! Jestem już.
Tata wstał z fotela, przywitał się i pocałował mnie w czoło. Mama była na górze, po czym zeszła na dół i przywitała się ze mną. Była zdenerwowana i to było widać, ściągnęłam buty, zaniosłam walizkę na górę, zeszłam na dół i usiadłam na kanapie. Mama wzięła do ręki kopertę i podała mi ją.
-Co to jest?- zapytałam.
-Otwórz.- powiedział tata.
Otworzyłam kopertę. Była zaadresowana do mnie z sądu w Cheshire.

Zawiadamiamy, iż dnia 2 listopada br. Odbędzie się sprawa Adama Jenkinson’a poświęcona porwaniu, którego dokonał oskarżony. Obecność pani na Sali sądowej będzie miała charakter świadka. O godzinie 11:30 rozpoczyna się rozprawa, na której pani obecność jest obowiązkowa. 

Popatrzyłam na mamę i tatę. Przeczytałam im treść listu.
-Muszę iść na tę rozprawę.- powiedziałam.
-Wiem córciu.- mama usiadła obok mnie.
-Do Cary nic nie przyszło?
-Nie, tylko to.- powiedział tata.
-Pójdę do cioci Anne i spytam, czy nie dostała listu.
-Dobrze.
Wstałam, ubrałam kalosze, wyszłam na dwór i zapukałam do drzwi. Nikt nie otwierał. Za to na podjazd wjechał samochód. Ciocia wysiadła z niego trzymając torebkę. Zamknęła pojazd i podeszła do drzwi.
-Cześć ciociu.
-O cześć Camille, przyjechałaś do rodziców?
-Tak, na kilka dni. Mam wolne i nie chce mi się siedzieć samej w domu.
Weszłyśmy do środka.
-Nie przeszkadzam ci ciociu? Może jesteś zmęczona po pracy…
-Nie, nie, nie, cieszę się, że z kimś wreszcie pogadam, Robina cały dzień w domu nie ma, Gemma w Londynie, a ja sama w domu siedzę. A tak w ogóle Camille, co cię do mnie sprowadza?
-Chciałam się zapytać, czy nie przyszedł jakiś list do Cary?
-Do Cary? Nie, nic nie było w skrzynce, a coś się stało?
-Wczoraj przyszedł list z sądu do mnie w sprawie Adama.
-Na rozprawę?
-Tak i byłam ciekawa, czy ktoś może przyniósł.
-Nie, a jak się trzyma Cara?- zapytała niepewnie ciocia.
-Na początku było z nią bardzo źle, wpadła pod samochód, ale ona ma silny charakter, od momentu gdy wróciła ze szpitala, wzięła się mocno do roboty, za tydzień w piątek ma pokaz swoich sukni wieczorowych.
-Jak dowiedziała się o zdradzie?- zapytała nalewając do czajnika wodę na herbatę.
-Gdy Harry leżał w szpitalu, usłyszała jak Louis spytał Harry’ego, jak zamierza powiedzieć o tym Carze.
-Boże co mój syn najlepszego zrobił? Jak mógł ją tak skrzywdzić? Zawsze szanowałam jego wybory, ale żeby zdradzić najlepszą dziewczynę jaką kiedykolwiek poznał, to naprawdę jestem zawiedziona.
-On tak mówił?
-Oczywiście, jeszcze przed tym jak przyjechał do nas z Carą, zadzwonił do mnie i powiedział, że poznał dziewczynę swoich snów, mówił, że jest piękna, mądra, utalentowana…
-Ja chciałabym, żeby Cara do niego wróciła i wybaczyła, ale ona jest twarda. Harry bardzo się stara i wysyła jej codziennie kwiaty.
-A tobie jak układa się z Louisem?
-Nie jesteśmy już razem.
-Dlaczego?
-Coś się między nami wypaliło, jak na razie jesteśmy przyjaciółmi.
-Przykro mi.
-Nie ma czego. Jest dobrze tak jak jest.
Wypiłam herbatę i poszłam do domu.


 Ludzie mam mega stres jutro mam koncert ze swoim zespołem i śpiewamy Little Mix-Wings, MASAKRA!!!
A no i co do MOMENTÓW to czasami będą czasami nie... MIŁEGO CZYTANIA !!!!
 

6 komentarzy:

  1. Czadowy rozdział i mega powadzenia jutro xD możę pochwaliłabyś się swoim zespołem jestem naprawdę ciekawa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, musiałabym się spytać Alice i Nicole...

      Usuń
    2. Bardzo bardzo proszę i tak w ogóle to je pozdrów i powiedz powodzenia w jutrzejszym występie.

      Usuń
  2. 0% focha 101% happy. Zajebisty. Zycze powodzenie ;)

    OdpowiedzUsuń