8
października, sobota, 17:58
***Wracamy do perspektywy Camille***
Gdy skończył mi się wywiad, pojechałam od razu do
szpitala, był okropny korek, bo ktoś wpadł pod samochód, czy coś, dwie karetki,
policja. Musiało być nieźle. Nagle zobaczyłam coś co przyprawiło mnie o
drgawki. Na trawniku leżały połamane okulary, takie same jak miała … Cara.
Wysiadłam z samochodu, zostawiając go na pastwę losu. Podeszłam do ratowników,
ci odsunęli mnie, powiedziałam, że to moja przyjaciółka, zapytali jak ma na
imię i nazwisko. Cara Galderman. Uklęknęłam przy noszach, dotknęłam jej
zakrwawionej twarzy, po chwili wstałam, bo podszedł do mnie policjant, żebym
wzięła samochód z ulicy, ja jednak podałam mu kluczyki i rób ta z nim co
chceta. Zanieśli ją do szpitala, tego, w którym był Harry. Zbadali, opatrzyli i
położyli w łóżku szpitalnym. Miała być przez kilka dni w śpiączce, żeby jej
mózg się zregenerował (Cara miała wstrząs mózgu i lekkie potłuczenia, lekarz
powiedział, że z takiego zderzenia z samochodem mogła nawet nie przeżyć…).
Przez ten cały czas siedziałam przy Carze. Louis nie wiedział nawet gdzie
jestem, nie miałam do tego głowy, żeby do niego dzwonić. Przyszedł do sali Cary,
przytulił mnie. Lekarz pytał się mnie, czy ona ma jeszcze jakąś rodzinę.
Zaprzeczyłam, a on zbadał Carę.
Harry po trzech dniach leżenia, mógł wstać choć z wielkim
bólem w klatce piersiowej. Wszedł powoli do Sali gdzie leżała Cara, miał
podkrążone oczy, płakał na 100%. Usiadł z bólem na krześle i szepnął, patrząc
na nią.
-To moja wina…
-Harry, to nieprawda.- powiedziałam.
-Prawda Camille, to wszystko jest moja wina, gdyby tego
nie usłyszała, na pewno by się tak nie stało.
-Ale czego?- spojrzałam na chłopaków zdezorientowana.
-Powiedz jej.- zachęcił go Lou.
-Gdy byliśmy w Stanach, mieliśmy tam spotkanie z
menadżerem Taylor Swift…
Zrobiło mi się gorąco, zaczęło we mnie bulgotać,
nienawidzę tego blond pawiana, bo ja wiem czemu, na samym początku, gdy zaczęła
śpiewać, nie było źle, ale potem coś się stało, że gdy patrzyłam na te 2 kg
tapety i bordowe usta, robiło mi się nie dobrze. Cara też jej nie lubiła, miała
takie samo zdanie o niej.
Harry wiedział dobrze, że jej nie lubię, pomyłka,
nienawidzę, zająknął się, ale zachęcony przez Louisa, zaczął mówić dalej.
-… mieliśmy z nią krótkie spotkanie, gdy ktoś do niej
zadzwonił z zaproszeniem na imprezę, ta osoba powiedziała także, że może
przyprowadzić ze sobą przyjaciół. Zaprosiła naszą piątkę, ale poszła tylko
czwórka, bo Louis’a bolał brzuch, więc został w hotelu, bardzo dużo wypiłem,
okropnie dużo…
-…i…?- zapytałam
-… wylądowałem w łóżku, z nią…
Popatrzyłam na loczka skrzywiając głowę, patrzyłam na
niego z taką żałością, jaką mogłam z siebie wykrzesać, po 5 minutach ciszy,
powiedziałam.
-Nie zrobię ci krzywdy, ponieważ jesteś połamany.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je na całą szerokość,
mówiąc przy tym.
-Sądzę, że Cara nie chciałaby, żebyś siedział w tym
pomieszczeniu.
Wstał i powoli wyszedł. Podeszłam do okna i wpatrywałam
się w niebo. Zwróciłam się do Louisa.
-Wiedziałeś o tym?
-Cam…
-Pytam się, czy wiedziałeś o tym?- warknęłam.
-Tak.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Bo Harry, to mój przyjaciel…
-a Cara to moja przyjaciółka…- wtrąciłam.
-Powinienem wyjść?
-Masz rację, powinieneś, a poza tym nie chce kończyć tego
co zaczęliśmy w ten sposób, ale nie umiem, nie byłeś wobec mnie szczery,
dlatego też, to koniec.
-Koniec?! Jak to koniec!
-Normalnie.
-Czy ty się słyszysz?!
-Tak i jestem w pełni świadoma tego co mówię.
-Mamy zrywać, bo przyrzekłem przyjacielowi, że nic nie
powiem?! Gdybym tobie powiedział, zdradziłbym przyjaciela!

-Ku***, przecież to się kupy nie trzyma. Będziemy ze sobą
zrywać, jak się okłamiemy?!
-Już nie będziemy ze sobą zrywać, nigdy, bo to już
koniec!!! WYJDŹ!!!
Z
trzaskiem drzwi wyszedł. Usiadłam na parapecie i zaczęłam gorzko płakać. Zaczął
padać deszcz, a kropelki powolutku spływały po szybie. Siedziałam tak przez
kilka godzin, aż zdrętwiał mi tyłek, wstałam i rozprostowałam kości. Wszedł
lekarz i powiedział, że badania, które robili wcześniej Carze, są dobre, jej
organizm szybko się regeneruje. Powiedziałam mu, że pojadę na godzinę do domu
przebrać się. Powiedział, że będzie zaglądał do Cary. Sięgnęłam po torebkę,
wytarłam oczy chusteczką. Gdzie jest mój samochód? O cholera! Przecież dałam
kluczyki policjantowi. Nie ważne, wsiadłam w taksówkę, która zawiozła mnie pod
dom, zapłaciłam i wysiadłam. Wzięłam prysznic, przebrałam się, zjadłam coś, nawet nie wiem co. Spojrzałam na
telefon, w tle menu było zdjęcie Louisa… Rozpłakałam się na dobre, zbiłam wazon
i kilka talerzy. Usiadłam w kącie i ryczałam. Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi
do domu. Wstałam, sprawnie ominęłam zbite talerze i wystawiłam głowę z kuchni.
Liam. Co on tu robi? Podbiegł do mnie i przytulił. Znowu płakałam. Usiedliśmy
na kanapie, głaskał mi głowę, a ja kurczowo trzymałam się jego koszuli. Po
jakichś 10 minutach, oderwałam się od niego.
-Przykro mi.- szepnął.
-Mnie też.
-Jak się czujesz?
-Chyba widać to dobrze na mojej twarzy…
-Tak, sorki.
-Nie ma za co.
-Chcesz pogadać?
-Nie wiem, czego chcę, Liam. Nie wiem, czy dobrze
zrobiłam. Niczego nie jestem pewna.
-Dobrze, wiesz, bo ja przyszedłem po rzeczy L…, męskie
rzeczy.
-Dlaczego nie przyszedł sam?
-Nie wiem… Poprosił mnie, więc…
-Rozumiem…
-Pokażesz mi gdzie masz szafę?
-Tak, chodź.
Wyjęłam mu torbę i pokazałam, gdzie leżą rzeczy L…,
znaczy Jego. Przeprosiłam Liama i poszłam ogarnąć twarz, a potem szkło w
salonie. Pół godziny później na dole było czysto, a Liam spakował rzeczy. Ja
też się zbierałam, więc Liam podwiózł mnie do szpitala, kazał dzwonić,
podziękowałam mu i weszłam do środka.
***Kilka dni później***
Cara już się wybudziła, ale mam wrażenie, że tego nie chciała.
Leży cały czas, łzy jej lecą z oczu, patrzy w okno, a gdy ją o coś pytam, mówi
tylko: tak albo nie. Strasznie przeżywa zdradę Hazzy. Czytałam książkę na
fotelu, gdy szepnęła do mnie.
-Cam?
-Tak?
-Czy ty wiedziałaś o tym?
-Nie. –usiadłam na krześle koło łóżka szpitalnego.
-A czy Louis wiedział o tym?
Zamknęłam oczy, poleciała pierwsza łza, przełknęłam gulę
w gardle.
-Tak.- odpowiedziałam łamiącym się głosem.
-A jak ty na to zareagowałaś?
-Zerwałam z nim.
-Z mojego powodu?
-Nie, ty nie byłaś powodem, a kłamstwo.
-Czy możesz mi opowiedzieć, jak to się stało?
-Nie powinnam ci tego teraz mówić, musisz odpoczywać.
-Proszę, Camille, to dla mnie ważne.
Opowiedziałam całą historię, Cara z trudem powstrzymywała
łzy. Ja zresztą też. Potem rozmawiałyśmy, wnet Cara poprosiła mnie, żebym
kupiła jej wodę w sklepie. Wzięłam portfel i poszłam zakupić napój. Minął mnie
lekarz Hazzy. Kupiłam to, co miałam kupić.
Otworzyłam drzwi do Sali Cary, na krześle siedział Harry.
-Co ty tu robisz?
-Camille powiedz mu, żeby wyszedł.
-Harry wyjdź stąd, nie możesz tak sobie wchodzić, ona nie
chce z Tobą rozmawiać.
-Muszę jej to wyjaśnić…
-Ale co wyjaśnić?!- zbulwersowała się Cara- Że przespałeś
się z tym blond pawianem?! Po co mi ostatnio mówiłeś, że nigdy ze mną nie
zerwiesz, że nigdy mnie nie zranisz, no po co?! Szkoda twojego czasu,
zniszczyłeś wszystko to, o co walczyłam. Dałeś mi tyle do myślenia i podjęłam
decyzję w sprawie pracy.
-Jakiej pracy?-
spytał.
-Chcą mnie przenieść do NY.
-Zgodziłaś się?
-Do tej pory byłam niepewna, ale teraz podjęłam decyzję.
-Nie możesz…
-… owszem mogę, a teraz wyjdź.
Wyszedł, podeszłam do Cary, ułożyła sobie łóżko do
pozycji siedzącej. Przytuliła się do mnie, zaczęła płakać, weszła pielęgniarka
i dała jej leki uspokajające. Pomogły. Cara włożyła sobie słuchawki i patrzyła
w sufit. Ja usiadłam w fotelu i zmieniłam zdjęcie w tle menu. Weszłam na
Twittera. Zadzwoniłam do mamy. Chwilę później, dostałam sms-a od Gemmy.
-Czy to prawda, że
Harry zdradził Carę?
Na co ja jej odpisałam.
-Niestety tak.
***Tydzień później***
Cara wraca do domu, wyniki badań są bardzo dobre,
spakowałam ją i około 12:30 wyszłyśmy ze szpitala, wcześniej zadzwoniłam po
kilku ochroniarzy, którzy stali przy wejściu szpitala, zbierali się tam od
wypadku Cary. Wyszłyśmy powoli w okularach słonecznych i taksówką, która była
podstawiona pod szpital, wsiadłyśmy i odjechałyśmy. Dziennikarze krzyczeli: Cara czy to Harry wepchnął cię pod
samochód?; Kiedy ślub? Itp. Taksówka zaparkowała przy naszym domu, tam
czekali kolejni dziennikarze, jednak ze spokojem przeszłyśmy obok i weszłyśmy
do domu.
-Nareszcie w domu…- westchnęła.
-Tęskniłaś ?
-Oj, bardzo…
-Jesteś głodna?
-Nie, ale marzę o gorącej kąpieli.
-Łazienka jest twoja.
-To idę.- weszła na górę.
Wzięłam jej walizkę i położyłam w pokoju. Postanowiłam
trochę posprzątać dom, zrobiłam pranie, poodkurzałam, starłam kurze, ogarnęłam
kuchnię. Cara zeszła w różowym szlafroku, postanowiła, że cały dzień chodzi w
piżamach. Zadzwoniła do szefowej wyjaśnić całą sytuację, jednak ta wiedziała o
wszystkim, bo dzwoniłam do niej. Pytała o przyjęcie pracy, Cara wymigiwała się
od odpowiedzi, myślałam, że podjęła decyzję, ale coś ją tu trzymało, albo ktoś…
Moja przyjaciółka trochę rysowała, w sensie projektowała,
ja oglądałam filmy różnego rodzaju. Tak zleciał cały dzień, bardzo spokojnie
zresztą.
***Następny dzień***
22 października, 10:04
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Krzyknęłam.
-Cara, ktoś dzwoni.
-Słyszę!
-To otwórz!
-Ty otwórz!
-Nie chce mi się!
-Mi też się nie chce!
-Cam, no idź, proszę!
-Cara, to ja cię proszę!
-No weź!
Dzwonek po raz kolejny się odezwał. Cara wyskoczyła z
łóżka i pobiegła na dół. Otworzyła, podziękowała i zamknęła drzwi. Wyszłam z
łóżka, żeby zobaczyć, kto to był. Zeszłam na dół, Cara trzymała w ręce kwiaty,
zresztą, były przepiękne, bukiet kremowych róż, a z boku wisiała mała karteczka
z literą I, a pod spodem PS. Nie
wyrzucaj karteczek.
-Jest podpis?- spytałam.
-Nie ma, tylko litera „I”.
-Jak myślisz od kogo?
-A ty jak myślisz?
-Myślimy tak samo?
-Tak.
-Głodna jestem…
-Ja też…
-Ale nie chcę mi się nic robić…
-Nie wytrzymuje z Tobą…
-Kocham cię- pobiegłam na górę, a Cara poszła robić swoje
super ultra dobre naleśniki.
Ubrałam się i
rozpuściłam włosy, oczy pociągnęłam linerem i rzęsy tuszem. Zeszłam na dół i
weszłam do kuchni. Cara spojrzała na mnie.
-Gdzie ty się wybierasz?
-Idziemy na zakupy.
-O niczym nie wiem.
-Teraz już wiesz. Zamówisz sobie nowe okulary. Kupimy
trochę ciuszków, bucików, szminek, lakierów i…
-Ty się tak nie rozpędzaj, bo zbankrutujesz.
-Bez przesady…
-Dobra, śniadanie gotowe, jedz, a ja pójdę się ubiorę.
-Ty nie jesz?
-Nie jestem głodna.
Zasiadłam do naleśników z syropem klonowym, mniam…
Cara za jakieś pół godziny zeszła gotowa, poganiała mnie. Na dworze słońce
próbowało się przebić przez chmury, wiatr wiał od czasu do czasu, było gdzieś
około 12 stopni. Zimno, nienawidzę jesieni w Londynie. Wyszłyśmy z domu, pojechałyśmy
taksówką (bo mój samochód dalej był pod opieką policji), do centrum handlowego.
Tam pochodziłyśmy sobie, Cara zamówiła nowe okulary, kupiłyśmy frappuccino ze
Starbucksa. Potem pojechałyśmy ku komendzie policji, ale tam powiedzieli, że
nikt nie wziął mojego samochodu, zjechali tylko z ulicy na parking.
-Nie no to jest chyba jakiś żart -powiedziałam.
-Pani auto stoi pod Cromwell Hospital.
Znowu taksówką pod szpital. Przez godzinę szukałyśmy
samochodu, i co? I jajco, nie znalazłyśmy, rozbolała mnie głowa, Carę zaczęło
boleć kolano, a do tego zaczął padać deszcz, grubo, nie? Zadzwoniłam jeszcze
raz do komendy, ale oni nic nie wiedzieli, ja pierdziele wkurzyłam się. Weszłam
do szpitala, spytałam się, czy po wypadku … października, nie został zaprowadzony
gdzieś czarny Qashqai. Pani powiedziała, że zabrała go laweta. Nie no
normalnie, wyprowadzam się z tego kraju, czy tak trudno zaparkować samochód na
parkingu? Pojechałyśmy z Carą do pogotowia drogowego. To co tam usłyszałam
wbiło mnie w ścianę, dosłownie…
I znów MOMENT ! Zgaduje że to louis jej zapiepszył auto. Dawaj szybko next najlepiej już dzisiaj, bo ciekawość mnie zrzera
OdpowiedzUsuńW takim momencie?? Jak mogłaś? Jestem taka ciekawa,że zaraz pęknę. Kiedy next bo aż się nie mogę doczekać następnego xD super rozdział jak zwykle
OdpowiedzUsuńNEXT dawaj, szybko,szybko
OdpowiedzUsuńJak mogłaś przerwać w takim momencie?! Rozdział super, szybko dawaj następny ;)
OdpowiedzUsuńZajebisty *,* dawaj nastepny ;)
OdpowiedzUsuńJak tak można dlaczego przerwałaś w takim momencie szybko dawaj następny bo pęknę zaraz z ciekawości!
OdpowiedzUsuń