24
października, 11:22.
Obudziłam się niesamowicie wypoczęta. Ubrałam się i
zeszłam na dół. Cara gadała przez telefon i przy okazji zakładała buty, była
ubrana elegancko, chyba idzie na spotkanie z szefową. Mam nadzieję, że podjęła
dobrą decyzję. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Kurier z kwiatami, tym razem była
literka S. Zjadłam śniadanie i
włączyłam komputer. 731 wiadomości z pytaniami o mnie i Louisa. Włączyłam TV,
na MTV leciało Little Things. Zaczynało się. Słuchałam i w między czasie
kasowałam wiadomości. Nadeszła kolej Louisa. Przypomniałam sobie, jak nagrywali
ten teledysk, było tak fantastycznie, a potem w deszczu pojechaliśmy na Tower
Bridge, gdzie przyczepiliśmy kłódkę z inicjałami. Koniec piosenki. Reklamy.
Zadzwonił mi telefon. Sam. Powiedziała, że jutro jadę do Hamburga na sesję do
niemieckiego Vogue. Płynę promem, by była możliwość zabrania mojego samochodu.
Poszłam się spakować. Około 14:00 byłam gotowa. Jadę tam na dwa dni. Krótko, bo
krótko, ale lubię tam jeździć. Cara wróciła do domu bardzo smutna podeszłam do
niej, gdy ściągała buty. Westchnęła tylko: Moje biedne stopy.
-Jak poszło?
-Pytała mnie o decyzję.
-I co jej odpowiedziałaś?
-Że zostaję.
-Naprawdę?
-Tak, nie chcę stąd wyjeżdżać. Zbyt mi tu dobrze.
-To dlaczego się nie cieszysz?
-Bo spotkałam Harry’ego.
-Gdzie?
-Nie uwierzysz, ale gdy usiadłam przy gabinecie szefowej,
on właśnie wychodził stamtąd. Był bardzo zakłopotany, nie wiem, czy w ogóle
mnie zauważył.
-Co on mógł tam robić?
-Tego nie wiem.
Cara przebrała się.
-Cam?
-Słucham.
-A gdzie ty w ogóle byłaś wczoraj wieczorem?
-Harry poprosił mnie o spotkanie.
-Czemu poszłaś?
-Bo miał ze mną gadać o Louisie.
-Pytał o mnie?
-Raz, może dwa.
-Po co się chciał się spotkać?
-Próbował mnie przekonać, żeby do niego wróciła.
-Serio?
-Tak.
-I co ty na to?
-Nie wiem, muszę się przygotować do wyjazdu.
-Jakiego?
-Do Hamburga na sesję do Vogue.
-Znowu będę sama siedzieć.
-Przepraszam, ale muszę.
-Nie no przecież się nie gniewam.
***Kolejny
dzień, 25 października***
Wstałam około 9:00, zeszłam na dół, Cara robiła
śniadanie. Po zjedzeniu ubrałam się, pomalowałam, zniosłam walizkę i spakowałam
ją do samochodu. Około 10:00 wyjechałam z Londynu, miałam 2
godziny do odpłynięcia promu z portu w Harwich. Około 11:30 byłam na miejscu do
promu wjeżdżały już samochody towarowe, tiry, a także osobowe. Wjechałam do
środka, podałam bilety i facet zaprowadził mnie do kajuty. Tam położyli mi
walizkę, ponieważ ciężkie bagaże, nie mogły zostać w bagażnikach samochodów. O
12:00 prom wypłynął z portu, a o 16:00 byliśmy w Hamburgu. Wyjechałam
samochodem i pojechałam do Madison Hotel Hamburg. Consierge podał mi kartę do
pokoju i ruszyłam ku niemu. Na ostatnim piętrze, na końcu korytarza. Otworzyłam
go, oniemiałam na jego widok. Na szybach okien pojawiły się krople deszczu.
Wyszłam na balkon, śliczny widok na morze. Rzuciłam się na łóżko, zrzuciłam
buty ze stóp. Zmęczyłam się podróżą, Sam napisała mi sms-a. Jutro na 13:00 jedziesz do studia D’VISION i
tam masz sesję. O 16:00 odpływa prom.
Mi tam pasuje. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i
zadzwoniłam do Cary.
-Jak tam?- spytała.
-Ok.
-Coś więcej?
-Nic ciekawego. Nudzi mi się.
-Ach ty, ty. Zgadnij co dzisiaj rano przyniósł mi kurier.
-Kwiaty?
-No. Dzisiaj była literka O.
-Ciekawa co wyjdzie za wiadomość.-powiedziałam.
-No. Gadałaś z Louisem?
-Nie.
-Ej, zadzwoń do niego.
-Nie to jest bez sensu, bo przecież jestem w
Niemczech, a on w Londynie…
-Skąd wiesz?
-A może tak nie jest?
-Z tego co mówił mi Niall, to mają dzisiaj koncert
charytatywny w Hamburgu, na stadionie.
-Nie no to jest jakiś żart…
-Nie, ponoć bilety nie są jeszcze wyprzedane.
-Mam iść?
-Przydałoby się.
-No nie wiem.
-Kochasz go?
-Tak.
-Tęsknisz za nim?
-Tak.
-No to masz odpowiedź.
-Dobra, muszę się przebrać.
-Dobrze gadasz. Koncert zaczyna się o 17:00.
-Nie zdążę.
-Dasz radę, pa.
-Pa.
Przebrałam się,
pospieszyłam do samochodu. Zaparkowałam obok stadionu, to co się tam działo,
jakaś masakra. Piski, wrzaski, transparenty, flagi niemieckie. Podeszłam do
ochroniarza, który zaprowadził mnie do okienka, wyprzedzając ogromną kolejkę po
bilety. Kupiłam bilet przy samej platformie, gdzie chłopaki będą przenoszeni na
latającym czymś :). Koncert się zaczął, wprowadzili mnie, przeszłam na swoje
miejsce. Dziewczyny śpiewały, a ja z nimi, bawiłam się świetnie. Dziewczyna,
która stała obok mnie, poprosiła mnie, abyśmy się zamieniły miejscami, bo
chciała zrobić zdjęcia. Chłopcy przeszli na platformę i zaczęły się pytania,
odpowiadali na nie bardzo chętnie. Na ekranie pojawiła się prośba jednej z
fanek, o to, aby któryś z chłopców zaśpiewał fragment piosenki [LINK]
Blue Velvet, ale znał ją tylko Louis. Więc Louis zaczął ją śpiewać (oczywiście
NIE tak jak w oryginale). Chłopaki usiedli na platformie i unieśli ręce i
zaczęli nimi kołysać, fani zrobili tak samo. Louis śpiewał to w taki sposób,
jakby opowiadał historię o dziewczynie w niebieskim aksamicie. Zaraz, zaraz…
wsłuchałam się w słowa.
Miała na sobie błękitny aksamit
Błękitniejsza niż aksamit była noc
Miększe niż atłas światło
gwiazd
Miała na sobie błękitny aksamit
Błękitniejsze niż aksamit były oczy jej
Cieplejsze niż maj jej czułe westchnienia
Miłość była w nas
Miłość – trzymałem ją mocno
Czując jak wzrasta uniesienie
Jak płomień płonący jasno
Lecz gdy odeszła
Zniknął blask błękitnego aksamitu.
Ale w moim sercu zawsze będzie
Cennym i ciepłym wspomnieniem
Przez lata.
Wciąż widzę błękitny aksamit
Poprzez łzy
Miała na sobie błękitny aksamit
Błękitniejsza niż aksamit była noc
Miększe niż atłas światło
gwiazd
Miała na sobie błękitny aksamit
Błękitniejsze niż aksamit były oczy jej
Cieplejsze niż maj jej czułe westchnienia
Miłość była w nas
Miłość – trzymałem ją mocno
Czując jak wzrasta uniesienie
Jak płomień płonący jasno
Lecz gdy odeszła
Zniknął blask błękitnego aksamitu.
Ale w moim sercu zawsze będzie
Cennym i ciepłym wspomnieniem
Przez lata.
Wciąż widzę błękitny aksamit
Poprzez łzy
Ta piosenka, jest w pewnym sensie o mnie. Louis skończył,
za co fani długo mu bili brawo. Chłopcy sprawdzili kto napisał pytanie i błysk
reflektora skierował się na mnie. Chłopcy nie poznali mnie, ale jakaś fanka z
tyłu krzyknęła: Patrzcie to Camille Montrose!!!
Dostrzegli mnie, cała piątka. Zayn, Liam i Niall
pomachali do mnie. Harry uśmiechnął, a Louis, właściwie to nie wiem, bo nie
mogłam nic odczytać na jego twarzy, w każdym razie, na stadionie zapanowała
grobowa cisza. Przerwał ją Liam, który powiedział.
-Jak widzicie, piosenka Blue Velvet, pasuje do osoby,
która wysłała pytanie.
Dopiero teraz zauważyłam, że po twarzy Louisa leci łza.
Szybko ją otarł. Mi też poleciała łza, uśmiechnęłam się do niego lekko i
opuściłam swoje miejsce. Każdy patrzył na mnie, chłopaki tak samo, na początku
szłam, ale potem biegłam. Wybiegłam ze stadionu, założyłam okulary. Płakałam,
gorzko płakałam. Teraz żałuję, a moje życie bez Louisa jest totalnie bez sensu.
Biegłam co sił w nogach w stronę auta. Wsiadłam do niego. Wyjechałam z parkingu
i pojechałam do hotelu. Zaparkowałam samochód i weszłam do pokoju.
***Kolejny
dzień, 26 października, 11:02***
Podniosłam lekko głowę z poduszki i odgarnęłam grzywkę z
twarzy. Wstałam, wzięłam prysznic i ubrałam się.
Dojechałam do studia, zdjęcia skończyły się szybko.
Zadzwoniłam do Cary.
-Nie zgadniesz jaka była dzisiaj literka?- zaczęła Cara.
-Cześć Cara, mam się dobrze.
-Hejka. Więc?
-Zgaduję, że nie wiem.
-R, dzisiaj była „r”.
-Fajnie.
-Byłaś na koncercie?
-No byłam.
-I jak? Widzieli cię?
-Tak.
-Nic więcej nie powiesz? Jak Louis zareagował?
-No normalnie.
-Jak normalnie?! Masz mi opowiedzieć wszystko od początku
do końca.
-Jak wrócę, teraz się spieszę.
-Nie, mów teraz.
-Teraz naprawdę nie mogę, będę około 21:00.
-Dopiero?
-O 16:00 mam prom.
-Aha. No to ja poczekam na ciebie do 21:00, a potem mi
wszystko opowiesz. Tak?
-Tak. Możesz mi zrobić coś dobrego do jedzenia.
-Marzysz…
-No proszę…
-Dobra…
-Kocham cię…
-Wiem…
-Pa, pa.
-Pa.
Wsiadłam do samochodu i pojechałam do hotelu. Była 14:50,
poszłam na obiad, w końcu nie jadłam śniadania. Około 15:10 skończyłam. Będąc
już w pokoju zapięłam walizkę i zjechałam na dół. Zapłaciłam za nocleg i
włożyłam torbę do bagażnika. Za jakieś 15 minut byłam w porcie. Wjechałam
samochodem do środka. Usiadłam sobie w bufecie i popijałam kawę. Za 3,5 godziny
byłam w Harwich, potem stamtąd do Londynu. Tak jak przewidywałam, byłam w domu
około 21:00. Widok, który zastałam przed bramą wjazdową załamał mnie. Około 50
dziennikarzy, błyski fleszy, policja próbowała zrobić miejsce, żebym mogła
przejechać. Zaparkowałam samochód na posesji. Wyszłam z niego, wyciągnęłam
torbę. Paparazzi darli się.
JESTEŚ Z LOUISEM?
CZEMU WYBIEGŁAŚ ZE STADIONU
W HAMBURGU?
(…)
Weszłam do domu. Cara stała w oknie i przyglądała się
całej sprawie.
-Cara, co tu się dzieje?
-Też chciałabym wiedzieć…
-Ci dziennikarze, to jakaś banda wariatów.
-No co ty.
-Od dawna już tu stoją?
-Od jakichś 2 godzin, zadzwoniłam po policję.
-Dobrze zrobiłaś.
-Cam?
-Tak?
-Co się stało w tym Hamburgu?
-Nic…
-Tak? To czemu wrzeszczą: Czemu wybiegłaś ze stadionu w Hamburgu?
Usiadłam na sofie, a Cara na fotelu naprzeciwko mnie.
-Więc?- zapytała.
-Na początku koncertu było fajnie, dopóki nie przenieśli
się na platformę, tam zaczęli odpowiadać na pytania z Twittera. Dziewczyna,
która stała obok musiała wysłać pytanie, właściwie prośbę do nich.
-Jaką prośbę?
-Znasz piosenkę Blue Velvet?
-To ta co ją Lana śpiewała w reklamie H&M.
-Właśnie. Poprosiła ich o zaśpiewanie jej. Louis jako jedyny znał słowa. Ja miałam wczoraj na sobie niebieską koszulę… Liam powiedział, że pasuję do kobiety z Blue Velvet, czy coś takiego.
-Właśnie. Poprosiła ich o zaśpiewanie jej. Louis jako jedyny znał słowa. Ja miałam wczoraj na sobie niebieską koszulę… Liam powiedział, że pasuję do kobiety z Blue Velvet, czy coś takiego.
-I co dalej?
-Louisowi poleciała łza…
Znowu się rozkleiłam.
-…ale szybko ją otarł.- dokończyłam- potem uciekłam ze
stadionu.
-Chodź do mnie…- Cara przytuliła mnie- zrobiłam ci
spaghetti i kupiłam lody czekoladowe.
-Ty wiesz co mnie uszczęśliwia.
Zjadłyśmy i oglądałyśmy TV, leciały wiadomości. Mówili o
tym co działo się dzisiaj koło naszego domu. Kilkoro naszych sąsiadów
komentowało to, policja także.
-Cara, a ty kiedy masz swój pokaz?
-Za dwa tygodnie.
-Gdzie on będzie?
-W NY.
-Serio?
-No tak, a co?
-Nie nic, dużo roboty masz jeszcze?
-Nie 15 sukienek poszło już do szycia, a w pozostałych 10
wprowadzam poprawki.
-Dużo ich…
-Wiem, ale to mój pierwszy taki pokaz, więc muszę się
wysilić.
-A kiedy wyjeżdżasz?
-Właściwie, to który jest dzisiaj?
-26.
-Wyjeżdżam w takim razie 30.
-Tak długo będziesz tam siedzieć?
-No, muszę wszystkiego dopilnować.- nagle Cara zerwała
się i pobiegła do pracowni. W rękach trzymała sukienkę, moją sukienkę na jej
pokaz.
-Przymierz.- powiedziała.
Poszłam do łazienki rozebrałam się i założyłam ją. Wyszłam
z pomieszczenia, a Cara zapięła mi zamek. Przeglądnęłam się w lustrze. Świetna.
Idealna. Perfekcyjna.
-Wyglądasz w niej super.- powiedziała.
-Dlaczego?
-Bo to ja ją zaprojektowałam.- strzeliłyśmy sobie
piąteczkę.
Cara poszła po igłę i szpulkę do pracowni, bo puściła
jedna nitka. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi…
No, to miłego czytania baby...
No, to miłego czytania baby...
Super rozdział xD i oczywiście znowu przerwałaś w takim momencie to już chyba będzie tradycja. Kiedy następny? Nie mogę się doczekać
OdpowiedzUsuńJak zawsze boski ^-^ dwaj nastepny i nie trzymaj w niepewnosci... No i dawaj to szybciej i czesciej bo ja nie wytrzymuje. Bo jak nie pojawi sie e ciagu gora 2 dni to FOCHA szczele ;)
OdpowiedzUsuńZnowu cudo :)
OdpowiedzUsuńAa ciekawe kto dzwoni do drzwi bo ja obstawi Harry'ego lub louisa .:)
Czekam na next :*