poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 13



Odłożył ręcznik i położył się obok mnie najpierw gadaliśmy, o wszystkim dosłownie. Pytał o moją rodzinę, ja o jego. Pytał mnie czy miałam kiedyś chłopaka, opowiedziałam mu historię z Adamem. W pewnym momencie usłyszałam pochrapywanie, chyba go zanudziłam, odechciało mi się spać, więc wyszłam na taras. Będąc jeszcze w pokoju nalałam sobie szklankę wody. Obserwowałam jak bawią się ludzie w pobliskich klubach. Księżyc tak ładnie odbijał się od tafli wody. Zamyśliłam się. Chwilę później znowu dostałam ataku senności, odłożyłam szklankę i poszłam spać. W nocy było cholernie gorąco, podejrzewam, że klimatyzacja się zepsuła. Ściągnęłam koszulkę (spokojnie miałam stanik), rzuciłam ją na podłogę i znowu zasnęłam. Obudziły mnie głosy. Cara i Harry stali naprzeciwko naszego łóżka i się śmiali. Nie wiedziałam z czego. Okazało się, że Louisowi też w nocy było gorąco no i ściągnął koszulkę i spodnie, czyli oboje byliśmy w samej bieliźnie. Co najlepsze moja noga była na jego nodze, a głowę trzymałam na jego klatce piersiowej. Zrobiło mi się trochę głupio, że tak go „oplotłam”.
-Ludzie o co wam chodzi?- szepnęłam, bo Lou jeszcze spał.
-Czemu mi nie powiedziałaś?- powiedziała Cara.
-O czym?
-Że jesteś z Louisem.
-CO?!- zerwałam się.
-Kurde leżycie przytuleni w samej bieliźnie, co ja mam myśleć?
-My nie jesteśmy razem, on chciał spać na kanapie, ja go w pewnym sensie wyśmiałam i położyliśmy się razem, poza tym tu się klima zepsuła i było strasznie gorąco.
-Taa jasne.-śmiał się Hazza.
-Styles bo zaraz w gębę dostaniesz.-warknęłam.
-Co tu się dzieje?- otworzył oczy Louis- spojrzał na mnie, na siebie. Przestraszył się.
-Cam, czy my?
-Nie.
-Uff, to dobrze.
-Jestem głodna możemy iść coś zjeść.- spytała Cara.
-Tak.-powiedział Harry- dajmy im chwilę.
-Zabiję cię Styles!- krzyknęliśmy z Louisem oboje.
Ubraliśmy się i w czwórkę poszliśmy na śniadanie. Potem kierunek plaża. Było fantastycznie Postanowiliśmy pójść wieczorem na jakąś imprezę, ale dużo nie pijemy bo rano musimy wstać, o 9:20 mamy samolot do Londynu. Leżałyśmy z Carą na plaży, gdy jeden z naszych towarzyszy, a konkretnie Harry, podszedł do swojej dziewczyny i rozpiął jej stanik od stroju, dziewczyna złapała się za piersi i wbiegła w ocean, chciała sobie tam zapiąć go, ale Harry wbiegł za nią i wyrwał jej go, w tym momencie, Cara była bez stanika, a Hazza szczęśliwy biegał z nim w ręku. Przyjaciółka zawołała mnie, żebym odzyskała jej mienie. Rzuciłam się na Hazzę, wyrwałam mu go i pomogłam zapiąć Carze.  Zjedliśmy homary w przymorskiej restauracji i wróciliśmy do hotelu, była 17:30. Ubrałam się trochę elegancko, trochę na luzie.
Padło na klub karaoke, tam zawsze można się pośmiać. Piłyśmy sobie spokojnie mohito, kiedy podszedł do mnie DJ i zaprosił na scenę, Cara tylko zachęciła mnie do tego. Zostawiłam szklankę i weszłam na podest. Wylosowałam piosenkę nr 25. Coś wolnego i starego. You’re so beautiful. Znałam słowa i poprosiłam wersję profesjonalną. Ludzie dobierali się parami, tańczyli było wspaniale, tak dawno tego nie śpiewałam, nie wiele ludzi wie w ogóle, że umiem śpiewać. Jak byliśmy z Harrym młodsi, kręciliśmy filmiki i wstawialiśmy je na Youtube. Skończyłam, dostałam głośne oklaski, niektórzy krzyczeli bis. Zeszłam i sięgnęłam po moje picie. Lou podszedł do mnie lekko zdziwiony.
-Kobieto ty powinnaś śpiewać.
-Ja jestem modelką, nie piosenkarką…
Naszą rozmowę przerwał mi jakiś mężczyzna.
-Ale mogłabyś nią zostać.
-Słucham?
-Nazywam się Rick Robbin, jestem prezesem Columbia Records, masz niesamowity głos, poczucie rytmu. Tu jest moja wizytówka- podał mi karteczkę- jeśli kiedykolwiek zmierzyłabyś w tym kierunku to zadzwoń.

-Dziękuję, ale jak na razie podoba mi się bycie modelką i nie zrezygnuję z tego.
-Jeśli jednak zmienisz zdanie, dzwoń.
-Dzięki.- poszedł.
-Zazdroszczę ci…- westchnął Lou, popijając drinka.
-Czego?
-Moim marzeniem zawsze było śpiewać w Columbia Records, to jedna z najlepszych firm fonograficznych, Adele, Beyonce, są stamtąd.
-To fajnie, ale ja jestem modelką, napracowałam się na to. Śpiew traktuję jako rozrywkę.
Potańczyliśmy jeszcze trochę i postanowiliśmy iść. Cara z Harrym tańczyli, a gdy zobaczyli, że się zbieramy, wzięli rzeczy i wróciliśmy wszyscy razem. Byłam zmęczona wzięłam szybki prysznic, położyłam się spać, momentalnie zasnęłam. Obudził mnie budzik o 7:00. Wstałam i ubrałam się poszłam do pokoju obok obudzić śpiochy. Siedzieli i śmiali się do siebie. Tak ślicznie razem wyglądali. Zapukałam się i wskazałam na zegarek. Pośpiesznie wstali i zaczęli się ubierać, wróciłam do pokoju. Louis też się już ubierał, więc dałam mu chwilę prywatności. Gdy wszyscy byli gotowi wyszliśmy na śniadanie. Była 7:40. Spakowaliśmy się i o 8:15 gotowi wymeldowaliśmy się z hotelu, taksówką pojechaliśmy na lotnisko. Oddaliśmy bagaże i ruszyliśmy ku odprawie. O 9:00 siedzieliśmy w samolocie, czekał nas 8-godzinny lot do Londynu, a potem samochodem do Holmes Chapel. Dużo spałam w samolocie, pozostała trójka, tylko gadała ze sobą. Prawdopodobnie potem będą zmęczeni i ja będę prowadzić. O 16:30 byliśmy już w Londynie, postanowiliśmy, że w miarę możliwości wyjdziemy osobno, ja, Cara, a Hazza z Louisem. Odebraliśmy bagaże i dwiema taksówkami, my pojechałyśmy do siebie, a chłopcy do siebie. Zjadłyśmy coś i wymieniłyśmy ubrania z walizek, ja wzięłam część do domu, tam wypiorę je. Umówiłyśmy się z chłopakami, że o 17:15, będą u nas. Jedziemy moim samochodem i tak jak podejrzewałam, ja prowadzę. Ekstra. Spakowałam prezent dla Lizzie.
Punktualnie o podanej godzinie, Louis i Harry przybyli. Spakowali nasze walizki do bagażnika. Zamknęłam dom i ruszyliśmy, czekała nas 3,5 godzinna droga. Uprzedziłam mamę, że będziemy mieli jeszcze jednego gościa, w sensie Louis, będzie spał u mnie w domu. Mama Harry’ego powiedziała, że Cara będzie spać u niego. W końcu chcą ją poznać. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, ja nalewałam paliwa, Louis poszedł do toalety, a Cara i Harry poszli kupić coś do picia. Zrobiło się trochę ciemno. Na nasze nieszczęście ktoś zauważył ich i zaczął robić zdjęcia. Kupili to co mieli kupić, ja zapłaciłam, Lou wrócił i pojechaliśmy dalej. Zostało nam około 100 km. Cara przysnęła z Harrym, a ja z Louisem gadaliśmy. Wreszcie pojawiła się tabliczka Welcome In Holmes Chapel.


Nareszcie, tak strasznie dawno nie byłam w domu. Zaparkowałam, moja mama wyleciała jak z procy z drzwi, tak się za nią stęskniłam, Harry witał się ze swoją mamą, tata przytulił mnie, Lizzie przybiegła z wielkim piskiem, prawie oderwała mi głowę. Za chwilę wyszedł Eric ze swoją dziewczyną, zresztą śliczną. Przedstawiła mi się jako Kristen. Tata wziął moją walizkę. Przedstawiłam wszystkim Louisa, czuł się bardzo nieśmiało. Ale kiedy dorwał go mój brat gadali o wszystkim. Ja za to świetnie się dogadywałam z Kristen. Urodziny Lizzie były pojutrze. Usiedliśmy do późnej kolacji, mama zaserwowała swoją popisową pieczeń. Zaczęła się rozmowa.
Eric: A ile wy się czasu znacie?
Lou: Właściwie to od półtora miesiąca.
Cam: Czemu się pytasz?
E:Tak z ciekawości. Mała, a jak tam ci idzie w tym całym modelingu?
C: Człowieku, nie rób mi siary przed gośćmi, nie jestem mała.
E: Dla mnie zawsze będziesz mała.
C: Kristen, a ty jak poznałaś starego.
Kristen się zaśmiała, wiedziała, że chodzi o Erica.
K:Właściwie to na imprezie, moi koledzy poznali mnie z nim, zaczął mnie podrywać, no i wiesz…
C:Nic się nie zmieniłeś.
E:Ej, no przecież nie wyrywam każdej laski na imprezie.
Mama zrobiła facepalma. Zaśmiałam się.
Wszyscy skończyli jeść. Mama poszła położyć Lizzie, Eric poszedł z Kristen do jego starego pokoju, a ja zaprowadziłam Louisa, do jego pokoju, gdy otworzyłam drzwi, wspomnienia z dzieciństwa wróciły moje łóżko ściany całe w obrazach Marilyn Monroe, gdy byłam młodsza była moim wzorem do naśladowania. Wskoczyłam na łóżko, które głośno zaskrzypiało. Jak brakowało mi tego dźwięku. Nagle usłyszałam ciche pukanie, mama. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, wiedziała, jak bardzo kocham ten dom i wspomnienia z nim związane.
-Córciu, a czy ty z tym chłopakiem to jesteście razem?- ostatnie słowo podkreśliła.
-On bardzo mi się podoba, ale ja jestem dla niego tylko przyjaciółką. Szczerze mówiąc, to spróbowałabym z nim być, bardzo chętnie, ale nie chcę być nachalna.
-Ja w stosunku do twojego ojca, byłam nachalna i co? 25 lat małżeństwa.
-Teraz są inne czasy.
-Oj tam, oj tam nie musisz mi wypominać, że jestem taka stara.
-Przecież nie jesteś stara.
-Idź zobacz co u twojego lovelaska, a jutro zabierz go na wycieczkę, w jakieś ładne, romantyczne miejsce.
-A co ty mnie tak próbujesz zeswatać?
-Wygląda… nieźle…
-Bo powiem tacie…
-Sprawia wrażenie miłego, uczynnego i sympatycznego.
Mama poszła spać, a ja rzuciłam kamyczkiem w okno Harryego, w końcu był moim sąsiadem. Cara spojrzała przez okno i je otworzyła.
-Jak pani idzie pani Styles?
-Chyba mnie polubili. Gemma powiedziała, że pamięta mnie jak do ciebie przychodziłam, mama Harry’ego mówiła, że masz jutro przyjść do nich. A jak twoi rodzice?
-Eric zrobił mi siarę przed Louisem…
-Czyli jak zwykle…
-Tak. Gadałam trochę z mamą, doradziła mi w paru sprawach.
-Powiesz mu co do niego czujesz?
-Nie wiem, a skąd ty wiesz, że ja w ogóle coś do niego czuję.
-Bo cię znam.
-Może on zrobi pierwszy krok.
Do pokoju Cary weszła Gemma.
-Nie przeszkadzam?- zapytała.
-Nie, wchodź.
-Z kim rozmawiasz?
-Z Camille.
Gemma weszła na balkon i zwróciła się do mnie.
-CZEMU NIE PRZYSZŁAŚ DO NAS, WIESZ JAK SIĘ ZA TOBĄ STĘSKNIŁAM?!
-Przepraszam, ale wiesz rodzina, stęskniłam się za nimi.
-A za mną?
-To w pierwszej kolejności.
-No, ja mam nadzieję. Dobra idę, muszę pomóc mamie. Cara powiedziałaś jej?
-Tak wszystko wie.
-No to do jutra, dobranoc.
-Pa. Caruś ja idę do niego, posiedzę trochę i pójdę spać.
-No dobra, ja też idę bo mój BOYFRIEND przyjdzie za chwilę. I to w samych bokserkach.
-Nie spóźnij się. Papa.
Usiadłam na łóżku, sprawdziłam godzinę dochodziła 22:00, więc położyłam się.







Ten rozdział dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce :-*

czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 12




Obudziłam się ok. 10:00. Zajrzałam do mojej przyjaciółki, która spała. Ubrałam się i zeszłam na dół, po śniadanie dla niej i dla mnie. Wzięłam po dwa rogaliki dla każdej. Cara nadal spała, więc położyłam jedzenie na stoliku na tarasie. Chwilę później wstała. Miała podkrążone oczy, trzymała się za brzuch, źle się czuła. Usiadła i lekko się do mnie uśmiechnęła.
-Jak się czujesz?
-Fatalnie, nie mogłam spać.
-Trzeba było mnie obudzić.
-To zasnęłabyś na siedząco. Byłabyś tak samo nie wyspana jak ja.
-Chyba posiedzimy dzisiaj tutaj.
-Nie, musimy korzystać z pogody. Nie pójdziemy się kąpać i opalać, ale na spacer?

-Chętnie. Pochodzimy po plaży.
Cara wzięła jeszcze jakieś tabletki, zjadła i wyszłyśmy z hotelu. Szłyśmy z dobre 5 km po plaży, jak nie więcej. Stanęłyśmy przed i zaczęłyśmy rozmawiać. Podszedł do mnie  pies, trzymający w pysku, jakieś zabawki, rzuciłam mu je i postanowiłyśmy wrócić i coś zjeść. Powrót- kolejne 5 km. Usiadłyśmy sobie na leżakach i zamówiłyśmy po szklance coli. Około 19:00 wróciłyśmy do hotelu. Nogi mnie bolały, Cara czuła się już lepiej, ale przez cały czas chciało jej się wymiotować. Posiedziałyśmy na leżakach i wspominałyśmy czasy szkolne. W pewnym momencie Cara zasnęła, więc okryłam ją kocem, żeby nie było jej zimno. Ja wzięłam prysznic, zadzwoniłam do mamy i poszłam spać.


***Następny dzień***
Obudziło mnie pukanie do drzwi, otworzyłam je, a w nich stali dwaj faceci. Louis i Hazza.
-Co wy tu robicie?- spytałam ziewając.
-Myślałem, że rzucisz mi się na szyję, jak mnie zobaczysz.- westchnął teatralnie Louis.
Przytuliłam ich i wpuściłam do swojego pokoju.
-A gdzie moja piękna brunetka?
-Śpi na leżaku, źle się wczoraj czuła.
-A czemu nie w swoim łóżku?
-Bo zasnęła wieczorem i nie chciałam jej budzić, a wy o której przyjechaliście?
-Jesteśmy prosto z lotniska.- szepnął Harry i podszedł do niej i zaczął łaskotać za uchem.
Cara zaczęła się uśmiechać i trochę krzywić. Otworzyła oczy, a Hazza dał jej super-mokrego buziaka. Cieszyła się jak dziecko jak go zobaczyła. Postanowiliśmy zostawić ich samych, zamknęłam drzwi balkonowe.
-Ładne macie pokoje.
-No ładne, a wy gdzie się zatrzymaliście.
-Tu.
-Jak tu? Przecież cały hotel jest zajęty.
-ŻE CO?
-Najwyżej będziecie mieszkali z nami. Zostajemy tu jeszcze 2 dni, a trzeciego wyjeżdżamy.
-Cara będzie z Harrym, a my będziemy…
-Razem.
Konwersację przerwał nam Hazza, który zapukał w szybę. Otworzyłam drzwi.
-Idziemy coś zjeść?
-Daj mi chwilę, chcę się odświeżyć.
-Ja też.- powiedział Lou – jak chcesz to możesz być pierwsza.
-Biegnę- sięgnęłam po czyste ciuchy i ruszyłam ku łazience. Szybki prysznic ubrałam się, po mnie Lou, wyrobił się szybko i we czwórkę zeszliśmy na dół. Zjedliśmy śniadanie i wybraliśmy się na plażę. W jakieś ustronne miejsce, oddalone od ludzi. Żeby chłopcy mieli spokój. Robili nam dużo zdjęć, siedzieliśmy do zachodu słońca, potem poszliśmy na obiad. Byłam tak strasznie głodna, że zjadłam porcję gyrosa, jako pierwsza, a że pozostali byli w połowie, poszłam i nałożyłam sobie jeszcze porcję. Patrzyli na mnie wielkimi oczami, a ja uśmiechnęłam się i pałaszowałam. Skończyłam, matko mój brzuch, i po co mi było tyle jeść? Podziękowaliśmy za obiad i ruszyliśmy ku pokojom. Zaczęłam rozmowę.
-A gdzie pozostali członkowie One Direction?
-Zayn został w Nowym Jorku, bo Perrie jest tam ze swoim zespołem, Liam pojechał z Danielle do jego rodziców, a Niall prawdopodobnie pojechał do Mullingar.
-Aha.
Rzuciłam się na łóżku, głośno jęcząc.
-No i po co tyle jadłaś?- zaśmiał się Lou.
-Bo byłam głodna, a jak jestem głodna, to mogłabym cię obudzić w nocy szukając jedzenia.
-O boże! Trochę jesteś podobna do Nialla?
-Czemu?
-A temu, że facet jak jest głodny, to zrobi wszystko, żeby dostać jedzenie, dosłownie.
-Nie no bez przesady…
-Uwierz mi, ja nie przesadzam. Wiele przeżyłem mieszkając z nim.
-To może ja nie będę pytać.
-Co robimy?
-Nie wiem, nudzi mi się. Nie pytałam, więc jak podróż?
-Szczerze to do kitu, mimo tego, że mieliśmy miejsca w pierwszej klasie to siedziałem koło spoconego grubasa, nie to jest mało powiedziane, monstrum, myślałem, że fotel się pod nim załamie. Hazza się śmiał, bo siedział koło małej dziewczynki i śpiewał z nią nasze piosenki.
-Nieciekawie.
-A gdzie jest Cara i Hazza?
-Nie wiem, zobaczmy u nich w pokoju.
Wyszliśmy na taras, a tam zasłonięte żaluzje i zamknięte drzwi balkonowe, Lou chciał zapukać, ale przytrzymałam jego dłoń.
-Nie przeszkadzajmy im, dadzą sobie radę.
-Masz rację, co powiesz na jakiś film?
-Jaki typ cię interesuje?
-Blondynka, niebieskie oczy, ładny uśmiech…
-Nie o tym mówię, jaki typ filmu?
-Aaa, no to komedia, ALE nie WIESZ CO.
-Rozumiem, co powiesz na… uwaga… uwaga… Straszny Film 5.
-Zgadzam się- powiedział z powagą.
-To dobrze- odpowiedziałam tym samym tonem.
Ruszyliśmy do pokoju, włączyłam komputer i zaczęliśmy oglądać. Boże, jak ja się naśmiałam, niekoniecznie z filmu, ale tego w jaki sposób Louis udawał bohaterów. Ten człowiek mnie dobija. W połowie filmu usłyszeliśmy śmiech, a za dosłownie sekundę, na tarasie pojawiła się Cara.
-Nareszcie skończyliście.- krzyknęłam.
-Co?
-Nie chcę mi się powtarzać- powiedziałam do siebie.
-A co to za randka?- wparował Harry do mojego pokoju- czy my o czymś nie wiemy?- uniósł brwi, jakby czekał na odpowiedź.
Chwila ciszy.
-No tak, bo wiesz, my tu sobie oglądamy taki film, fajny nawet.- zaczął mówić jak pedzio- i w tym momencie nam przeszkadzasz Hazzuś, więc po proszę cię grzecznie o opuszczenie tego lokalu. Do widzenia, żegnam. Parsknęłam śmiechem, dokończyliśmy film. Wyszłam na taras, na drzwiach przyklejona była karteczka: Idziemy się poszwędać gdzieś tam. Pa. Cara.
Lou podszedł do mnie.
-Co tam masz?
-Hazza i Cara „poszli się poszwędać gdzieś tam”.
-Aha, fajnie.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk dzwonka telefonu Louisa, ten pobiegł i odebrał. Gadał z dobrą godzinę, druga Cara. Ja w tym czasie surfowałam po necie, czyli krótko mówiąc Twitter. Dodałam posta: In the Next year San Diego Again! Louis wrócił na taras i odłożył telefon na stolik. Zbliżała się północ, więc jako tako chciało mi się spać.
Ziewnęłam.
-Uuu malutka Camille już chce iść do łóżeczka.- powiedział głosem, jak babcia mówi do swoich wnucząt.
-Nie- skrzyżowałam ręce na piersiach i zrobiłam podkówkę.
-Tak serio, to ja też jestem zmęczony.
-To co idziemy spać?
-Tak, kto pierwszy zajmuje łazienkę, spojrzeliśmy na siebie i ruszyliśmy ku drzwiom. Byłam pierwsza, krzyknęłam tylko: Wygrałam.
Wzięłam prysznic, umyłam głowę i zmazałam makijaż. Ubrana w piżamy, a konkretnie, krótkie spodenki i podkoszulkę, wyszłam z łazienki, Louisa nigdzie nie było, zaczęłam go wołać. Odezwał się z kanapy w rogu pokoju. Rozkładał sobie koc.
-Co ty robisz?
-No rozkładam sobie posłanie.
-Ty chyba śnisz.
-Czemu?
-Ty zamierzasz tam spać?
-Przecież nie mam gdzie.
-Jak nie masz gdzie. A to wielkie dwuosobowe łóżko to co?
-A ty gdzie będziesz spała.?
-LOU to łóżko jest DWUOSOBOWE. Rozumiesz?
-Czyli my będziemy razem spać?
-Tak- westchnęłam ze zrezygnowaniem- możesz iść do łazienki.
-Ok.
Zadzwoniłam jeszcze do mamy i położyłam się do łóżka. Louis wyszedł z mokrymi włosami w czerwonych spodniach i białej koszulce. Przyglądałam się mu, a on zaczął się śmiać.
-Sweet spodenki.
-Wiem, mama mi je kupiła.


wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 11



Obudziłyśmy się koło godziny 11:00, ubrałyśmy się lekko, bo słońce prażyło niesamowicie, ja to, a Cara to. Zeszłyśmy na dół i zjadłyśmy śniadanie, wypiłyśmy zimne koktajle owocowe. Postanowiłyśmy się powoli pakować. Zadzwoniłam do Sam, żeby się dowiedzieć co zrobić z samochodem. Dowiedziałam się, że mam go zostawić na parkingu gdzie był, a ona wszystko załatwi. Chwilę później dostałam wiadomość od Louisa.
-Mamy zawieźć was na lotnisko?
-Jeśli możecie, tylko przyjedź moim samochodem.
-Dobrze, o której?
-Bądźcie przed 14:00.
-Dobrze.
Pakowałyśmy się, rozmawiałyśmy. Spojrzałam na zegarek 13:28.
-Caruś musimy schodzić już.
-Idziemy. Bilety, paszporty, portfel masz?
-Tak x3.
-Chodź. Wzięłyśmy walizki i windą zjechałyśmy na dół. Wymeldowałam się z hotelu. Wyszłyśmy na parking, tam mieli czekać chłopcy. Ale gorąco. Zerknęłam na termometr: 34 stopnie. Boże drogi. Minutę później przyjechali we trójkę: Lou, Hazza i Niall. Zayn spotkał się ze swoją dziewczyną, a Liam ma tu kuzyna, a że mają dzień wolny to postanowił się z nim spotkać. Lou wyszedł i spakował nasze walizki. Wsiadłyśmy, panowała grobowa cisza.
-Czemu, nikt nic nie mówi.- rzucił żarłok.
-Ty mówisz.- odezwał się Louis.
-Na ile tam jedziecie?- spytał Hazza.
-Na tydzień, ale to jeszcze może ulec zmianie.
-To dobrze- szepnął Hazza do Louisa.
-Czemu dobrze?
-Aaa, nieważne.- odezwał się Lou.
-Cam?- zapytał loczek.
-Słucham.
-Jak wrócicie do Anglii to jedziecie prosto do Holmes Chapel?- spytał Harry
-Nie wiem, tak chyba będzie najlepiej. Moja mama będzie miała dużo prania. Lizzie ma urodziny za dokładnie 11 dni.
-Co jej kupiłaś?- zapytał Lou.
-Różowe conversy i ogromniastego słonia.
-Ja też kiedyś lubiłem słonie- powiedział Niall, a gdy wszyscy spojrzeli się na niego- ale to dawne czasy.
-Jesteśmy, macie jeszcze dokładnie 45 minut do odlotu.
Wysiedliśmy z samochodu, chłopaki wzięli nam torby za co byłyśmy im wdzięczne. Nadszedł czas pożegnania. Przytuliłam się z każdym, ale gdy przyszła kolej na Louisa, zrobiło mi się gorąco, Cara przyglądała mi się. Chłopak tak mocno mnie ścisnął, że przypomniało mi się śniadanie. Szepnęłam tylko: Już, już, bo mnie dusisz. Przeprosił mnie. Poprosiłam go, żeby dopilnował, aby moje czarne cacko stanęło na parkingu pod Sofitelem. Pomachałyśmy, oddałyśmy bagaże i ruszyłyśmy ku odprawie. O 15 siedziałyśmy na fotelach 1-szej klasy. Rozmawiałyśmy, ja się trochę zdrzemnęłam. Leciałyśmy około 1,5 godziny.
Wreszcie wylądowałyśmy. Odebrałyśmy bagaż i ruszyłyśmy ku postojowi taksówek. Podałam nazwę hotelu, a taksówkarz od razu ruszył. Stanęliśmy za 10 minut pod Marriott. Zameldowałyśmy się i wręczono nam klucze do pokoju. Miałyśmy wspólny taras, z widokiem na ocean. Słońce było jeszcze wysoko, więc postanowiłyśmy się po opalać. Związałam włosy i napisałam Lou, że jesteśmy, zapytałam, czy samochód jest na miejscu, na co on odpisał, że tak. Cara znalazła u siebie w pokoju lodówkę z zimnymi napojami. Opalałyśmy się, gadałyśmy, aż zaszło słońce. Wykąpałam się w zimnej wodzie, a Cara w tym czasie poszła zamówić jedzenie, a właściwe to lody. Normalnie zaskoczyła mnie totalnie, po 7
gałek miała zjeść każda z nas. Ledwo co wepchnęłam w siebie. Bardzo miło spędziłyśmy dzisiejsze po południe. Właściwie prawie do 2 siedziałyśmy na tarasie w krótkich spodenkach i lekkich koszulkach. Postanowiłam, że idę już spać i Cara przytaknęła. Jednak przed zasugerowałam, żeby wcześniej wstać, żeby pójść na plażę, a potem krzyknęłam: DOBRANOC, na co ona: NAWZAJEM. Spałyśmy bowiem przy otwartych drzwiach balkonowych.
***Następny dzień***
Obudził mnie głośny dźwięk, nie był to mój telefon. No przecież, zapomniałam jak do Cara dzwonił Harry to leciało WMYB. Wbiegłam do jej pokoju, chwyciłam za telefon.
-Hej kochaniutka, jak tam San Diego?
-CZŁOWIEKU, O KTÓREJ TY GODZINIE DZWONISZ, JA ŚPIĘ, CARA ŚPI I DO TEGO MUSZĘ ODBIERAĆ JEJ TELEFON, BO ONA NIE SŁYSZY.
-Camille, czy ty wiesz która jest godzina?
-Nie.
-No właśnie jest 12:30.
-CO?! CARA, CARA BUDŹ SIĘ JEST WPÓŁ DO 1, A TY ŚPISZ.-Cara zerwała się i spadła z łóżka.- Hazza ja kończę, ona później do ciebie zadzwoni.
Ubrałyśmy się szybko w stroje i sukienki, zamknęłyśmy pokoje, zjadłyśmy śniadanie i biegiem na plażę. Usadowiłyśmy się na słońcu, mam zamiar się ładnie opalić. Posmarowałyśmy się nawzajem kremem i leżałyśmy, ja, jak zwykle przysnęłam. Cara kupiła mrożoną kawę, a dla mnie herbatę. Od razu lepiej, postanowiłyśmy, że pójdziemy na trochę do wody. Poprosiłyśmy panią, która obserwowała dziecko, żeby zrobiła nam zdjęcie, wyszło pięknie oprawię je w ramkę. Do hotelu wróciłyśmy około 17:30, bo zgłodniałyśmy. Ruszyłyśmy ku pięknej hotelowej jadalni. Tam podano nam makaron z sosem grzybowym. Mniam. Ze względu na to, że zdjęcie miałam na telefonie, wysłałam je chłopakom, całej piątce po kolei. Za chwilę otrzymałam wiadomości:
-Ja też chcę.- Liam
-OMG, ale macie fajnie.-Zayn
-Mają dobre jedzenie?- Niall :)
-Powiedz Carze, że kocham ją najmocniej na świecie.- Hazza
-Wyszłyście ślicznie.- Lou.
Postanowiłyśmy pójść na miasto, oglądnąć okolicę. Bardzo dużo ludzi siedziało na ławkach, w klubach i pubach, zaczynały się imprezy. My kupiłyśmy sobie tylko po jednym mohito, ale bez alkoholu :). Ja na razie miałam go dosyć. Ustaliłyśmy, że jutro zaliczymy fajny klub. W hotelu byłyśmy z powrotem około 22:30. Nie wzięłyśmy telefonów, więc żadna z nas nie wiedziała, która godzina. Straciłyśmy poczucie czasu. Usiadłyśmy na tarasie, Cara zadzwoniła do Hazzy, rozmawiała z nim godzinę, ja leżałam sobie na leżaku z słuchawkami na uszach. Skończyła i szturchnęła mnie.
-Oglądniemy coś?
-Ale żadnych Melo- i nie Melodramatów.
-Komedia. Pamiętasz serię filmów z Asterixem i Obelixem?
-Klasyka. Mój ulubiony to była „Misja Kleopatra”.
-To też chciałam ci zaproponować.
-Masz moją zgodę. Przyniosę komputer.
Odpaliłam neta i włączyłam film. Oglądałyśmy do 1:30, jak nie dłużej. Popłakałam się ze śmiechu. Po skończeniu poszłyśmy wziąć prysznic i spać. Jednak przed położeniem się do łóżka, przyszłam do pokoju Cary i powiedziałam, że wstajemy o 9:00, żeby na spokojnie zjeść śniadanie, ubrać się i wyjść. Nastawiłam budzik.
***Następny dzień***
Wstałam, gdy tylko usłyszałam dźwięk telefonu. Poszłam obudzić Carę, której nie było w łóżku, a brała prysznic, zrobiłam tak samo. Dzisiaj zapowiada się kolejny gorący dzień, po 5 minutach zimnego prysznica, ubrałam się w bokserkę, krótkie spodenki, kapelusz, klapki. Cara zaś
miała na sobie krótką sukienkę i sandałki. Wzięłyśmy „sprzęt” na plażę ze sobą tzn. krem, okulary, aparat, ręczniki. Zjechałyśmy na dół windą, zjadłyśmy śniadanie i popiłyśmy świeżo wyciskanymi sokami z pomarańczy i grejpfruta. Rozłożyłyśmy się na plaży, opalałyśmy się do samego zachodu słońca. Następnie zaniosłyśmy rzeczy do hotelu, zjadłyśmy obiad. Wzięłyśmy prysznic i zaczęłyśmy się przygotowywać do imprezy. Ustaliłyśmy najpierw, że nie upijemy się za mocno. Postawiłam na coś, w czym na co dzień nie chodziłam. Dobrze, że wzięłam te buty. Mocny makijaż, czerwona szminka. Cara postawiła na małą czarną, bardzo lubi sukienki. Z hotelu wyszłyśmy około godziny 21:00. Podążyłyśmy do klubu nad plażą. Grała głośna muzyka. Bawiłyśmy się świetnie wypiłam jedno słabe mohito, a do Cary dowalali się przez cały czas jacyś faceci. Ma dziewczyna powodzenie, DJ powiedział, że teraz reflektor wyszuka osobę, która zaśpiewa karaoke. Nagle oślepiło mnie światło, a DJ podszedł do mnie, chwycił za rękę i zaprowadził na, nazwijmy to, scenę. Kazał wylosować piosenkę, podając numer, więc wybrałam 189. Co się okazało, że jest to Justin Bieber- Boyfriend. Cara zaczęła skakać z radości. Spytano mnie czy potrzebny jest tekst, ja zaprzeczyłam, to jedna z ulubionych piosenek JB. Podkład i zaczęłam śpiewać. Ludzie bawili się, skakali, śpiewali ze mną. Koniec. Uff. Bito mi brawo, ukłoniłam się i wyszłam na dwór, bo zrobiło mi się gorąco. Patrzyłam się w ocean, gdy moje przemyślenia przerwało odchrząknięcie.

-Hej.
-Czy my się znamy?
-Nie, ale zaraz się poznamy. James.- powiedział brunet.
-Camille.- podałam mu dłoń.
-Camille Montrose?
-Tak.
-Ty jesteś modelką?
-No tak. Kojarzysz mnie?
-Pewnie, nasz manager, chciał cię zaprosić do teledysku mojego zespołu.
-Śpiewasz w zespole?  Czekaj… Bez kitu, ty jesteś z BTR. Matko nie poznałam ciebie.
-Ty też powinnaś śpiewać.
-Co?
-No tak, masz fajny głos, jeszcze lepiej by brzmiał w jakimś zespole. Ćwiczyłaś kiedyś?
-Nie, ale umiem grać na fortepianie.
-Sama tu jesteś?
-Nie, z przyjaciółką.
-Bez faceta?
-A to takie dziwne?
-Trochę tak, wszyscy moi koledzy z zespołu, uważają cię za bóstwo.
Zarumieniłam się.
-Dziękuję. Jestem bez faceta, bo jestem wolna.
-Naprawdę?
-Ej, koniec z tymi pytaniami. Ty jesteś sam tutaj?
-Nie, z dwoma kolegami.
Cara wyszła z klubu, chciała wracać do hotelu, bo bolał ją brzuch. Przedstawiłam jej Jamesa.
-No to, miło mi było cię poznać.- podałam mu rękę.
-Ciebie też i do zobaczenia.
-Cześć.
Wzięłyśmy torebki i ruszyłyśmy ku Marriottowi. Okazało się, że gdy wróciłyśmy była 2:57. Cara wzięła prysznic i położyła się spać. Ja zrobiłam tak samo.