poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 7



Zeszło nam z Louisem z dobrą godzinę, jednak doszłam do wniosku, że będę się zbierać, zresztą on też chciał już wracać do domu. Przyjechałam pod dom, stał tam samochód Harryego. Cholera jasna. Weszłam po cichu do domu, chyba się nie pozabijali. Ściągnęłam buty i normalnie chyba się przewidziałam. To jest przegięcie. Ja się denerwuję, że oni się znienawidzą, a tu siedzą na kanapie i całują się w najlepsze i nawet mnie nie widzą . No nie wyrobie, Lou powinien to zobaczyć, cyknęłam zdjęcie. Po jakiejś minucie, odchrząknęłam i dopiero teraz zauważyli, że się gapię i śmieję. Odsunęli się od siebie i usiedli.
-Ja wiedziałam, że tak będzie.
-Ale jak?- zapytał Harry.
-Aaa, nie ważne- uśmiechnęła się Cara, a mi puściła oczko.
-No, ale jak?
-Nie ważne- spojrzałam na Carę- widzę, że się dobrze bawicie.
-Jak najbardziej- zamruczał Harry i przyciągnął do siebie Carę.
-O boże, ile można…
-Jak będziesz miała chłopaka, to powiem ci to samo.- powiedziała Cara.
-Jeśli, będę miała.- westchnęłam.
-Nie wiem Cam, ale coś mi się zdaję, że to już niedługo- mówił jak jakaś stara wróżka ze straganu.
Dochodziła 16:00, Hazza musiał jechać, bo dzwonił do niego Liam, że Simon kazał im przyjechać, aby omówić trasę koncertową Take Me Home. Wyszedł. Zostałyśmy z Carą same.
-A ty nie chciałabyś jechać ze mną do NYC?- zapytałam.- pojechałybyśmy gdzieś na krótkie wakacje.
-Wiesz, że bym chciała, ale nie mogę, mam jeszcze do uszycia garnitur dla Nialla. Dużo pracy przede mną.
-Ale dojechałabyś. Proszę.- zrobiłam słodką minkę i zatrzepotałam rzęsami.- mogłabyś nawet przyjechać z chłopakami. Na 100% by cię wzięli.
-No wiem Camille. Zobaczymy. Będę do ciebie codziennie dzwonić.
-No, wiem. Ale jak ci się uda, to dzwoń, czy to noc, czy to dzień. Zamówimy jakieś jedzenie?
-Czemu nie. Wiesz co, znam świetną restaurację, gdzie robią naleśniki ze szpinakiem. Palce lizać. Co ty na to?
-Wiesz, że nienawidzę szpinaku.
-Ja też nie lubiłam, ale przekonałam się do niego, właśnie po tych naleśnikach.
-Dobra, oglądniemy coś?
-Love Actually???- uśmiechnęła się zawadiacko.
-Nie wkurzaj mnie. Mam ochotę, na jakiegoś mocnego thrillera. Wiem, Dziewczyna z Tatuażem.
-Słyszałam, że jest niezły.
-Weź zamów to żarcie, bo ja zaraz umrę z głodu.
-Dobra już.- Cara chwyciła telefon i złożyła zamówienie.
Ja poszłam się wykąpać, umyłam włosy i w moich ślicznych piżamkach zeszłam na dół. Było koło 19:00. Obiado – kolacja już czekała na talerzach, a przy nich 2 kubki gorącego kakao. Usiadłyśmy, zjadłyśmy. Naleśniki, boże niebo w gębie, chciałam jeszcze domówić, ale powstrzymałam się. Oglądałyśmy film, gdy zaczął śpiewać Justin Bieber „As long as you Love me” z telefonu Cary (warto, a właściwie trzeba powiedzieć, że Cara kocha Justina, była nawet 2 razy na koncercie raz w Manchesterze, a raz w Londynie, całkiem niedawno).
-Harry?
-Tak, zrób pauzę.
Cara gadała, śmiała, przez cały czas, mówiła, że tęskni. O matko! I jeszcze wiele innych rzeczy. 20 minut później skończyła rozmowę, mówiąc, że czekam na nią. Hazza chyba chciał się wprosić, ale Cara powiedziała, że mamy babski wieczór. Powiedział coś jeszcze, a moja BFF stwierdziła, że mi przekaże.
-Co masz mi przekazać ?
-Że chłopcy przyjdą na lotnisko się z Tobą pożegnać.
-Oj jak milutko, a teraz siadaj bo zmarnowałyśmy 25 minut, na twoje gadanie.
-Ej!
-Oj przestań. Oglądamy.
Film bardzo ciekawy, poza tym, że grał tam agent 007. Spojrzałam na zegarek, była 22:10. Doszłyśmy do wniosku, że trzeba iść spać, muszę być wypoczęta. O 15:20 mam samolot. Weszłam na górę, umyłam zęby, położyłam się i zasnęłam. Obudziła mnie Cara, mówiąc, że już 12:00. Zerwałam się z łóżka, że aż mi się w głowie zakręciło. Ochłonęłam, a do mojego nosa doleciały zapachy jajecznicy. Szybko się ubrałam w luźne jeansy, szarą koszulkę i zeszłam na dół. W podskokach wbiegłam do kuchni, gdzie stał Harry, a Cara zalewała kubek z herbatą.
-Kiedy przyszedłeś?
-Tak, w ogóle to cześć.-powiedział Hazza.
-Hej.
-Tak gdzieś koło 9:30, zjedliśmy Carą śniadanie, a tobie postanowiliśmy zrobić później.
-Wiecie co?
-Co?- zapytali mnie.
-Kocham Was.
-Wiemy.- odpowiedzieli jednocześnie.
-Hazzuś, odwieziesz nas potem na lotnisko?- zapytała Cara.
-Oczywiście, że tak- odpowiedział i dał jej buziaka.
Zjadłam śniadanie, boże, jak on gotuje, tak dobrej jajecznicy, to nawet moja mama nie robi. Wypiłam herbatę, pogadaliśmy jeszcze chwilę. Spojrzałam na zegarek 14:00, ale zleciało. Nie chce wyjeżdżać, chce zostać tu. Poza tym za 2 tygodnie są urodziny Lizzie i będę jechać do Holmes Chapel. Poszłam po walizkę na górę, ubrałam żakiet i apaszkę. Zeszłam na dół, tam czekali na mnie Cara i Harry. Chłopak wziął ode mnie bagaż i włożył go do bagażnika swojego samochodu. Wsiadłyśmy i ruszyliśmy. Rozmawialiśmy trochę o wszystkim i o niczym. Dojechaliśmy do Heathrow,  była 14:30. Weszliśmy z bagażami, a tam czekali na nas Zayn, Lou, Niall, Liam. Właśnie Lou, chciałam do niego podbiec, ale nie chciałam pokazać, że tak mnie do niego ciągnie. Chłopak sam to uczynił, podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce. Wszyscy się przyglądali zdziwieni, a Louis zarumienił się i postawił na ziemi. Pożegnałam się z wszystkimi, Carze kazałam dzwonić, jak będzie mogła przyjechać, no i powiem szczerze, że ze łzami w oczach podążyłam ku odprawie. Wsiadłam do samolotu, który punktualnie o 15:20 wystartował do Nowego Jorku. Obok mnie siedziało starsze małżeństwo, pani mnie od czasu do czasu zagadywała. W pewnym momencie usnęłam. Obudziła mnie stewardesa, mówiąc, że dolecieliśmy zerwałam się szybko i przeprosiłam. Było koło godziny 20:00. Założyłam okulary, bo miałam podpuchnięte oczy, a poza tym chyba się rozmazałam.
Poszłam odebrać bagaże, kiedy drogę zagrodził mi jakiś fotograf, ominęłam go i podążyłam ku taksówce. Sam napisała mi sms-a, że mam jechać do hotelu Sofitel, jest tam rezerwacja na moje nazwisko, więc podałam adres taksówkarzowi. Jechaliśmy z dobre 15 minut, aż zatrzymaliśmy się, podeszłam do recepcji, jakiś facet wziął mi walizkę, a pani dała kartę do pokoju. Otworzyłam drzwi, mężczyzna wniósł mój bagaż, za co mu podziękowałam, uśmiechając się przy tym. Na stoliku leżała kartka, a właściwie notatnik, na którym miałam wszystko napisane co do dnia. Każda sesja, wywiad, pokaz, było w nim zawarte. Włączyłam telefon i zadzwoniłam do Cary.
-Halo?
-Hejka, mrs. Styles.
-Ooo, pani Tomlinson dzwoni.
-Ej, przestań.
-Dobra. Jak lot?- w tle usłyszałam głos Harryego: Jesteś już gotowa?
-W porządku, a ty gdzie się wybierasz?
-Hazza zaprosił mnie na kolację. Weź ale się cieszę.
Nagle odezwał się Harry.
-Montrose, nie zawracaj mojej dziewczynie głowy, bo się spóźnimy.
-Styles, nie mów do mnie po nazwisku, bo wiem gdzie mieszkasz.- teraz zwróciłam się do Cary- Caruś, pamiętasz co mi obiecałaś.
-Camille, mówiłam ci, że nie wiem czy dam radę, ale postaram się.
-Ale ja za wami tęsknie…, nie czekaj, za Tobą.
-Ej, a za mną nie?- odezwał się Harry.
-No nie wiem, nie wiem. Muszę pomyśleć.
-Dobra, kończcie te pogaduszki, bo my się naprawdę spóźnimy.- powiedział Cara.
-Cara, ale pamiętaj.
-Dobrze będę pamiętać.
-Bo wiesz, jak przyjedziesz do NY, to poderwiemy jakichś super ładnych chłopaków.
-No to się zdziwisz Camille, jak Harry ze mną przyjedzie.
-Upijemy go i będzie z górki.
-JA TO SŁYSZAŁEM.
-Kocham Was. Papa.- powiedziałam.
-Papa.
-Camille ja cię jeszcze dopadnę.- zawołał Harry.
-Wynajmę ochronę.
-Dobra koniec, pa Camille. Do zobaczenia.- przerwała Cara.
-Do zobaczenia.- rozłączyłam się.
Postanowiłam zamówić sobie jedzenie do pokoju, bardzo burczało mi w brzuchu. Sięgnęłam po telefonu, który był w pokoju i wykręciłam numer do hotelowej kuchni. Zapytałam się czy mają naleśniki ze szpinakiem, jednak zaprzeczyli, więc zamówiłam Lasagne ze szparagami, kucharz powiedział, że będzie za 20 minut. Poprosiłam jeszcze o herbatę truskawkową. Podziękowałam i rozłączyłam się. Sięgnęłam po notatnik: Jutro: sesja do amerykańskiego Elle. Będę tu 4 dni, z czego 3 są zawalone sesjami i pokazami. Jeden dzień mam wolny i postanowiłam, że wtedy pójdę na jakąś fajną imprezę. Usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je, a do pokoju wjechał kelner z obiadkiem. Ale zapachniało. Podziękowałam, a facet powiedział, że wszystko jest już opłacone. Nie dość, że nie płacę za hotel, to jeszcze za żarcie. Marzenie. Włączyłam MTV. Uwaga fanki One Direction: Wielka sensacja w Londynie. Louis Tomlinson spotkał się z sekretną blondynką-Zakrztusiłam się- na razie jeszcze nie wiemy z kim. Szukamy tajemniczej piękności.
Za 5 minut zadzwonił mi telefon, kaszląc jeszcze, odebrałam.
-Czy ty to widziałaś?- to był Louis.
-Widziałam i mało mi płuca nie wyleciały, bo zakrztusiłam się jedzeniem.
-Mam dosyć do jasnej cholery tych całych paparazzi. Chamy z nich i tyle. Zero prywatności. Dobrze, że jeszcze cię nie poznali.
-Masakra jakaś.
-Jak tam u ciebie? Ładny masz hotel?
-Ładny? To jest mało powiedziane, mam wielki taras z widokiem na Statuę Wolności.
-Czekaj, jesteś w Sofitelu?
-Tak.
-Dostałaś apartament, w którym mieszkałem kiedyś z Harrym.
- Ale fajnie.
-Jakie masz plany na jutro?
-Sesja do amerykańskiego Elle.
-Nieźle. Nie będę ci zawracał już głowy. Smacznego. Do zobaczenia.
-Dzięki, pozdrów chłopaków.
Louis krzyknął: Chłopaki macie pozdrowienia od Camille.
Na co oni odkrzyknęli: Dzięki powiedz jej, że ją kochamy i życzymy szczęścia na nowej drodze życia.
-Który to powiedział?- krzyknęłam.
-Niall.
-Powiedz mu, że go zabiję.
-Przekaże. Papa Camille.
-Pa Lou.- rozłączyłam się i zjadłam do końca posiłek. Wypiłam herbatę i poszłam wziąć kąpiel. Napuściłam sobie gorącej wody do wanny, siedziałam w niej koło godziny. Owinęłam się ręcznikiem i usłyszałam dźwięk dzwonka telefonu. Na ekranie pojawił się napis: Mamusia. Odebrałam.
-Hej, mamo.
-Camiii?
-Lizzie, ale cię dawno nie słyszałam. Jak tam?
-Dobzie, a ty jesteś w domu?
-Nie słoneczko, jestem w Nowym Jorku.
-Fajnie, mama mówi, zie cie kocha.
-Powiedz jej że ja ją bardziej.
-Wieś, zie niedługo psijedzieś na moje urodzinki?
-Wiem, a wiesz kiedy przyjedzie Eric?
-Tak, on psijedzie za laz, dwa, csy, ctery, pięć dni.
-Ja jeszcze nie wiem, ale jak będę wiedziała to zadzwonię do mamy.
-Do mnie zadzwoń, dobze?
-Dobrze, obiecuję.
-To papa, bo idę spać, jutlo mam występy w pseckolu. Kocham Cię.
-Powodzenia, ja też cię kocham.- rozłączyłam się. Wyjęłam piżamy z walizki i położyłam się spać.

1 komentarz: