Minął tydzień od kłótni Cary i Harryego. Nie wiem co mam
zrobić. Jutro wyjeżdżam do Nowego Jorku, bo za 2 dni mam jakieś różne sesje.
Nie wiem jeszcze na ile tam pojadę. Jest końcówka lata, może jakieś krótkie
wakacje w Californii. Zresztą słyszałam, że chłopcy jadą na rozdanie nagród MTV
za tydzień, które odbędzie się w Nowym Jorku. Chciałabym, żeby moja
przyjaciółka pojechała ze mną, ale musi zostać i dopilnować, żeby garnitury
chłopców były gotowe. Może da radę. Cara ani razu nie zamieniła słowa z Harrym,
a Zayn, Niall i Liam byli trochę zdziwieni, nie wtajemniczyliśmy ich, i to może
lepiej. O sprawie wiem ja, Cara, Harry i Lou.
-Dobra spakowałam się.
-Masz wszystko?- powiedziała Cara.
-Chyba tak, czekaj… tak, mam.
-Chodź, coś zjemy.
Była godzina 13:00. Zeszłam na dół i postawiłam na jogurt
i suchą bułkę, musiałam uważać, bo już nie zdążę spalić żarcia na siłowni. Usłyszałam
dźwięk telefonu. Podbiegłam do stolika, na którym leżał, na ekranie pojawił się
napis: LOU :). Odebrałam.
-Co tam?- zapytałam.
-Ja już nie mogę- to z pewnością nie był Louis, a… Harry.
-Po pierwsze czemu dzwonisz nie ze swojego telefonu, a po
drugie, co się stało?
-Cholera, ja chcę się z nią pogodzić, czekaj ona jest w
domu?
-No jest, ale…
-Zaraz będę.- rozłączył się.
Fantastyczny moment wybrał. Chyba nie powinno mnie być
przy tej rozmowie.
-Caruś, ja wyjdę na chwilę muszę coś jeszcze załatwić.
-Kiedy wrócisz?
-Nie wiem, godzina, może półtorej. Jakby coś się stało to
dzwoń, mam przy sobie cały czas telefon.
-Oki.
Padał dzisiaj deszcz, więc założyłam kalosze. Napisałam
sms-a do Louisa.
-Lou,
możesz teraz do Milkshake’a???
Zaraz otrzymałam wiadomość.
-Ale teraz?
-Za
15 minut?
-Będę
za pół godziny, bo aktualnie stoję w korku.
-Ok.
:)
W ciągu 10 minut dojechałam i usiadłam przy stoliku w
rogu sali. Weszłam na Twittera przez telefon i tak zleciało 20 minut. Lou
wbiegł cały mokry, dojrzał mnie przy stoliku i podszedł.
-O co chodzi?
-Ja się o nich martwię.
-Harry pojechał teraz do niej?
-Tak.
Rozmawialiśmy, piliśmy shake’i.
***Oczami Cary***
Camille pojechała załatwić jakieś sprawy, czy coś, a ja
wykończałam garnitur Harry’ego. Był idealnie skrojony, dopasowany, będzie
wyglądał w nim zjawiskowo. STOP! Przestań o nim myśleć, nie jest tego wart. Nie
rozumie.
Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Lało jak z
cebra. Pobiegłam otworzyć, na dworze
stał przemoknięty chłopak, jego niegdyś bujne loki, teraz przy chlapnięte do
czoła, w ręce trzymał piękne bukiet kwiatów, który pod wpływem deszczu wyglądał
bardzo orzeźwiająco. Chłopak patrzył się na mnie wzrokiem przenikliwym, jakby
chciał uzyskać informacje, wreszcie ocknął się i uśmiechnął nieśmiało.
-Mogę wejść?
-Tak.
Wszedł ściągnął buty i podał mi kwiaty, na co
uśmiechnęłam się szeroko.
-Czekaj, przyniosę ci ręcznik.- poleciałam na górę,
wzięłam i z powrotem zeszłam na dół. Harry stał i oglądał swój garnitur.
Uśmiechał się sam do siebie. Odchrząknęłam, na co on odwrócił się gwałtownie i
wziął ode mnie ręcznik, który mu podałam. Podziękował i zaczął rozmowę.
- Chyba wiesz, po co tu przyszedłem.
-Sądzę, że tak.
-Więc tak- wziął głęboki oddech, a jego wyraz twarzy
zmienił się z wesołego, na smutny- ja…, nie wiedziałem, że to coś dla ciebie
znaczyło. Myślałem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale uważam, że…- zaciął
się.
-Że co?
-No, że… jeżeli… ty coś czujesz… no…. Wiesz… do mnie, i
dla… mnie też… no … nie … jesteś… obojętna to… moglibyśmy spróbować… no… wiesz…
jako… no wiesz, choć to może się nie udać, ja to rozumiem, bo jeszcze wielu
rzeczy o sobie nie wiemy, ale to co jest między nami to coś specyficznego…-
podeszłam do niego i położyłam mu swój palec na ustach, powoli przybliżyłam się
do niego i pocałowałam. Co to było za uczucie, gdy to odwzajemnił, szczęście
się we mnie gotowało, dosłownie. Nie chciałam przerywać tej wspaniałej chwili,
jednak KTOŚ musiał ją przerwać.
Boże genialny , Kocham !
OdpowiedzUsuńo tak ! no w końcu :D
OdpowiedzUsuń