poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 6



Minął tydzień od kłótni Cary i Harryego. Nie wiem co mam zrobić. Jutro wyjeżdżam do Nowego Jorku, bo za 2 dni mam jakieś różne sesje. Nie wiem jeszcze na ile tam pojadę. Jest końcówka lata, może jakieś krótkie wakacje w Californii. Zresztą słyszałam, że chłopcy jadą na rozdanie nagród MTV za tydzień, które odbędzie się w Nowym Jorku. Chciałabym, żeby moja przyjaciółka pojechała ze mną, ale musi zostać i dopilnować, żeby garnitury chłopców były gotowe. Może da radę. Cara ani razu nie zamieniła słowa z Harrym, a Zayn, Niall i Liam byli trochę zdziwieni, nie wtajemniczyliśmy ich, i to może lepiej. O sprawie wiem ja, Cara, Harry i Lou.
-Dobra spakowałam się.
-Masz wszystko?- powiedziała Cara.
-Chyba tak, czekaj… tak, mam.
-Chodź, coś zjemy.
Była godzina 13:00. Zeszłam na dół i postawiłam na jogurt i suchą bułkę, musiałam uważać, bo już nie zdążę spalić żarcia na siłowni. Usłyszałam dźwięk telefonu. Podbiegłam do stolika, na którym leżał, na ekranie pojawił się napis: LOU :). Odebrałam.
-Co tam?- zapytałam.
-Ja już nie mogę- to z pewnością nie był Louis, a… Harry.
-Po pierwsze czemu dzwonisz nie ze swojego telefonu, a po drugie, co się stało?
-Cholera, ja chcę się z nią pogodzić, czekaj ona jest w domu?
-No jest, ale…
-Zaraz będę.- rozłączył się.
Fantastyczny moment wybrał. Chyba nie powinno mnie być przy tej rozmowie.
-Caruś, ja wyjdę na chwilę muszę coś jeszcze załatwić.
-Kiedy wrócisz?
-Nie wiem, godzina, może półtorej. Jakby coś się stało to dzwoń, mam przy sobie cały czas telefon.
-Oki.
Padał dzisiaj deszcz, więc założyłam kalosze. Napisałam sms-a do Louisa.
-Lou, możesz teraz do Milkshake’a???
Zaraz otrzymałam wiadomość.
-Ale teraz?
-Za 15 minut?
-Będę za pół godziny, bo aktualnie stoję w korku.
-Ok. :)
W ciągu 10 minut dojechałam i usiadłam przy stoliku w rogu sali. Weszłam na Twittera przez telefon i tak zleciało 20 minut. Lou wbiegł cały mokry, dojrzał mnie przy stoliku i podszedł.
-O co chodzi?
-Ja się o nich martwię.
-Harry pojechał teraz do niej?
-Tak.
Rozmawialiśmy, piliśmy shake’i.
 ***Oczami Cary***
Camille pojechała załatwić jakieś sprawy, czy coś, a ja wykończałam garnitur Harry’ego. Był idealnie skrojony, dopasowany, będzie wyglądał w nim zjawiskowo. STOP! Przestań o nim myśleć, nie jest tego wart. Nie rozumie.
Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Lało jak z cebra.  Pobiegłam otworzyć, na dworze stał przemoknięty chłopak, jego niegdyś bujne loki, teraz przy chlapnięte do czoła, w ręce trzymał piękne bukiet kwiatów, który pod wpływem deszczu wyglądał bardzo orzeźwiająco. Chłopak patrzył się na mnie wzrokiem przenikliwym, jakby chciał uzyskać informacje, wreszcie ocknął się i uśmiechnął nieśmiało.
-Mogę wejść?
-Tak.
Wszedł ściągnął buty i podał mi kwiaty, na co uśmiechnęłam się szeroko.
-Czekaj, przyniosę ci ręcznik.- poleciałam na górę, wzięłam i z powrotem zeszłam na dół. Harry stał i oglądał swój garnitur. Uśmiechał się sam do siebie. Odchrząknęłam, na co on odwrócił się gwałtownie i wziął ode mnie ręcznik, który mu podałam. Podziękował i zaczął rozmowę.
- Chyba wiesz, po co tu przyszedłem.
-Sądzę, że tak.
-Więc tak- wziął głęboki oddech, a jego wyraz twarzy zmienił się z wesołego, na smutny- ja…, nie wiedziałem, że to coś dla ciebie znaczyło. Myślałem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale uważam, że…- zaciął się.
-Że co?
-No, że… jeżeli… ty coś czujesz… no…. Wiesz… do mnie, i dla… mnie też… no … nie … jesteś… obojętna to… moglibyśmy spróbować… no… wiesz… jako… no wiesz, choć to może się nie udać, ja to rozumiem, bo jeszcze wielu rzeczy o sobie nie wiemy, ale to co jest między nami to coś specyficznego…- podeszłam do niego i położyłam mu swój palec na ustach, powoli przybliżyłam się do niego i pocałowałam. Co to było za uczucie, gdy to odwzajemnił, szczęście się we mnie gotowało, dosłownie. Nie chciałam przerywać tej wspaniałej chwili, jednak KTOŚ musiał ją przerwać.

2 komentarze: