wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 11



Obudziłyśmy się koło godziny 11:00, ubrałyśmy się lekko, bo słońce prażyło niesamowicie, ja to, a Cara to. Zeszłyśmy na dół i zjadłyśmy śniadanie, wypiłyśmy zimne koktajle owocowe. Postanowiłyśmy się powoli pakować. Zadzwoniłam do Sam, żeby się dowiedzieć co zrobić z samochodem. Dowiedziałam się, że mam go zostawić na parkingu gdzie był, a ona wszystko załatwi. Chwilę później dostałam wiadomość od Louisa.
-Mamy zawieźć was na lotnisko?
-Jeśli możecie, tylko przyjedź moim samochodem.
-Dobrze, o której?
-Bądźcie przed 14:00.
-Dobrze.
Pakowałyśmy się, rozmawiałyśmy. Spojrzałam na zegarek 13:28.
-Caruś musimy schodzić już.
-Idziemy. Bilety, paszporty, portfel masz?
-Tak x3.
-Chodź. Wzięłyśmy walizki i windą zjechałyśmy na dół. Wymeldowałam się z hotelu. Wyszłyśmy na parking, tam mieli czekać chłopcy. Ale gorąco. Zerknęłam na termometr: 34 stopnie. Boże drogi. Minutę później przyjechali we trójkę: Lou, Hazza i Niall. Zayn spotkał się ze swoją dziewczyną, a Liam ma tu kuzyna, a że mają dzień wolny to postanowił się z nim spotkać. Lou wyszedł i spakował nasze walizki. Wsiadłyśmy, panowała grobowa cisza.
-Czemu, nikt nic nie mówi.- rzucił żarłok.
-Ty mówisz.- odezwał się Louis.
-Na ile tam jedziecie?- spytał Hazza.
-Na tydzień, ale to jeszcze może ulec zmianie.
-To dobrze- szepnął Hazza do Louisa.
-Czemu dobrze?
-Aaa, nieważne.- odezwał się Lou.
-Cam?- zapytał loczek.
-Słucham.
-Jak wrócicie do Anglii to jedziecie prosto do Holmes Chapel?- spytał Harry
-Nie wiem, tak chyba będzie najlepiej. Moja mama będzie miała dużo prania. Lizzie ma urodziny za dokładnie 11 dni.
-Co jej kupiłaś?- zapytał Lou.
-Różowe conversy i ogromniastego słonia.
-Ja też kiedyś lubiłem słonie- powiedział Niall, a gdy wszyscy spojrzeli się na niego- ale to dawne czasy.
-Jesteśmy, macie jeszcze dokładnie 45 minut do odlotu.
Wysiedliśmy z samochodu, chłopaki wzięli nam torby za co byłyśmy im wdzięczne. Nadszedł czas pożegnania. Przytuliłam się z każdym, ale gdy przyszła kolej na Louisa, zrobiło mi się gorąco, Cara przyglądała mi się. Chłopak tak mocno mnie ścisnął, że przypomniało mi się śniadanie. Szepnęłam tylko: Już, już, bo mnie dusisz. Przeprosił mnie. Poprosiłam go, żeby dopilnował, aby moje czarne cacko stanęło na parkingu pod Sofitelem. Pomachałyśmy, oddałyśmy bagaże i ruszyłyśmy ku odprawie. O 15 siedziałyśmy na fotelach 1-szej klasy. Rozmawiałyśmy, ja się trochę zdrzemnęłam. Leciałyśmy około 1,5 godziny.
Wreszcie wylądowałyśmy. Odebrałyśmy bagaż i ruszyłyśmy ku postojowi taksówek. Podałam nazwę hotelu, a taksówkarz od razu ruszył. Stanęliśmy za 10 minut pod Marriott. Zameldowałyśmy się i wręczono nam klucze do pokoju. Miałyśmy wspólny taras, z widokiem na ocean. Słońce było jeszcze wysoko, więc postanowiłyśmy się po opalać. Związałam włosy i napisałam Lou, że jesteśmy, zapytałam, czy samochód jest na miejscu, na co on odpisał, że tak. Cara znalazła u siebie w pokoju lodówkę z zimnymi napojami. Opalałyśmy się, gadałyśmy, aż zaszło słońce. Wykąpałam się w zimnej wodzie, a Cara w tym czasie poszła zamówić jedzenie, a właściwe to lody. Normalnie zaskoczyła mnie totalnie, po 7
gałek miała zjeść każda z nas. Ledwo co wepchnęłam w siebie. Bardzo miło spędziłyśmy dzisiejsze po południe. Właściwie prawie do 2 siedziałyśmy na tarasie w krótkich spodenkach i lekkich koszulkach. Postanowiłam, że idę już spać i Cara przytaknęła. Jednak przed zasugerowałam, żeby wcześniej wstać, żeby pójść na plażę, a potem krzyknęłam: DOBRANOC, na co ona: NAWZAJEM. Spałyśmy bowiem przy otwartych drzwiach balkonowych.
***Następny dzień***
Obudził mnie głośny dźwięk, nie był to mój telefon. No przecież, zapomniałam jak do Cara dzwonił Harry to leciało WMYB. Wbiegłam do jej pokoju, chwyciłam za telefon.
-Hej kochaniutka, jak tam San Diego?
-CZŁOWIEKU, O KTÓREJ TY GODZINIE DZWONISZ, JA ŚPIĘ, CARA ŚPI I DO TEGO MUSZĘ ODBIERAĆ JEJ TELEFON, BO ONA NIE SŁYSZY.
-Camille, czy ty wiesz która jest godzina?
-Nie.
-No właśnie jest 12:30.
-CO?! CARA, CARA BUDŹ SIĘ JEST WPÓŁ DO 1, A TY ŚPISZ.-Cara zerwała się i spadła z łóżka.- Hazza ja kończę, ona później do ciebie zadzwoni.
Ubrałyśmy się szybko w stroje i sukienki, zamknęłyśmy pokoje, zjadłyśmy śniadanie i biegiem na plażę. Usadowiłyśmy się na słońcu, mam zamiar się ładnie opalić. Posmarowałyśmy się nawzajem kremem i leżałyśmy, ja, jak zwykle przysnęłam. Cara kupiła mrożoną kawę, a dla mnie herbatę. Od razu lepiej, postanowiłyśmy, że pójdziemy na trochę do wody. Poprosiłyśmy panią, która obserwowała dziecko, żeby zrobiła nam zdjęcie, wyszło pięknie oprawię je w ramkę. Do hotelu wróciłyśmy około 17:30, bo zgłodniałyśmy. Ruszyłyśmy ku pięknej hotelowej jadalni. Tam podano nam makaron z sosem grzybowym. Mniam. Ze względu na to, że zdjęcie miałam na telefonie, wysłałam je chłopakom, całej piątce po kolei. Za chwilę otrzymałam wiadomości:
-Ja też chcę.- Liam
-OMG, ale macie fajnie.-Zayn
-Mają dobre jedzenie?- Niall :)
-Powiedz Carze, że kocham ją najmocniej na świecie.- Hazza
-Wyszłyście ślicznie.- Lou.
Postanowiłyśmy pójść na miasto, oglądnąć okolicę. Bardzo dużo ludzi siedziało na ławkach, w klubach i pubach, zaczynały się imprezy. My kupiłyśmy sobie tylko po jednym mohito, ale bez alkoholu :). Ja na razie miałam go dosyć. Ustaliłyśmy, że jutro zaliczymy fajny klub. W hotelu byłyśmy z powrotem około 22:30. Nie wzięłyśmy telefonów, więc żadna z nas nie wiedziała, która godzina. Straciłyśmy poczucie czasu. Usiadłyśmy na tarasie, Cara zadzwoniła do Hazzy, rozmawiała z nim godzinę, ja leżałam sobie na leżaku z słuchawkami na uszach. Skończyła i szturchnęła mnie.
-Oglądniemy coś?
-Ale żadnych Melo- i nie Melodramatów.
-Komedia. Pamiętasz serię filmów z Asterixem i Obelixem?
-Klasyka. Mój ulubiony to była „Misja Kleopatra”.
-To też chciałam ci zaproponować.
-Masz moją zgodę. Przyniosę komputer.
Odpaliłam neta i włączyłam film. Oglądałyśmy do 1:30, jak nie dłużej. Popłakałam się ze śmiechu. Po skończeniu poszłyśmy wziąć prysznic i spać. Jednak przed położeniem się do łóżka, przyszłam do pokoju Cary i powiedziałam, że wstajemy o 9:00, żeby na spokojnie zjeść śniadanie, ubrać się i wyjść. Nastawiłam budzik.
***Następny dzień***
Wstałam, gdy tylko usłyszałam dźwięk telefonu. Poszłam obudzić Carę, której nie było w łóżku, a brała prysznic, zrobiłam tak samo. Dzisiaj zapowiada się kolejny gorący dzień, po 5 minutach zimnego prysznica, ubrałam się w bokserkę, krótkie spodenki, kapelusz, klapki. Cara zaś
miała na sobie krótką sukienkę i sandałki. Wzięłyśmy „sprzęt” na plażę ze sobą tzn. krem, okulary, aparat, ręczniki. Zjechałyśmy na dół windą, zjadłyśmy śniadanie i popiłyśmy świeżo wyciskanymi sokami z pomarańczy i grejpfruta. Rozłożyłyśmy się na plaży, opalałyśmy się do samego zachodu słońca. Następnie zaniosłyśmy rzeczy do hotelu, zjadłyśmy obiad. Wzięłyśmy prysznic i zaczęłyśmy się przygotowywać do imprezy. Ustaliłyśmy najpierw, że nie upijemy się za mocno. Postawiłam na coś, w czym na co dzień nie chodziłam. Dobrze, że wzięłam te buty. Mocny makijaż, czerwona szminka. Cara postawiła na małą czarną, bardzo lubi sukienki. Z hotelu wyszłyśmy około godziny 21:00. Podążyłyśmy do klubu nad plażą. Grała głośna muzyka. Bawiłyśmy się świetnie wypiłam jedno słabe mohito, a do Cary dowalali się przez cały czas jacyś faceci. Ma dziewczyna powodzenie, DJ powiedział, że teraz reflektor wyszuka osobę, która zaśpiewa karaoke. Nagle oślepiło mnie światło, a DJ podszedł do mnie, chwycił za rękę i zaprowadził na, nazwijmy to, scenę. Kazał wylosować piosenkę, podając numer, więc wybrałam 189. Co się okazało, że jest to Justin Bieber- Boyfriend. Cara zaczęła skakać z radości. Spytano mnie czy potrzebny jest tekst, ja zaprzeczyłam, to jedna z ulubionych piosenek JB. Podkład i zaczęłam śpiewać. Ludzie bawili się, skakali, śpiewali ze mną. Koniec. Uff. Bito mi brawo, ukłoniłam się i wyszłam na dwór, bo zrobiło mi się gorąco. Patrzyłam się w ocean, gdy moje przemyślenia przerwało odchrząknięcie.

-Hej.
-Czy my się znamy?
-Nie, ale zaraz się poznamy. James.- powiedział brunet.
-Camille.- podałam mu dłoń.
-Camille Montrose?
-Tak.
-Ty jesteś modelką?
-No tak. Kojarzysz mnie?
-Pewnie, nasz manager, chciał cię zaprosić do teledysku mojego zespołu.
-Śpiewasz w zespole?  Czekaj… Bez kitu, ty jesteś z BTR. Matko nie poznałam ciebie.
-Ty też powinnaś śpiewać.
-Co?
-No tak, masz fajny głos, jeszcze lepiej by brzmiał w jakimś zespole. Ćwiczyłaś kiedyś?
-Nie, ale umiem grać na fortepianie.
-Sama tu jesteś?
-Nie, z przyjaciółką.
-Bez faceta?
-A to takie dziwne?
-Trochę tak, wszyscy moi koledzy z zespołu, uważają cię za bóstwo.
Zarumieniłam się.
-Dziękuję. Jestem bez faceta, bo jestem wolna.
-Naprawdę?
-Ej, koniec z tymi pytaniami. Ty jesteś sam tutaj?
-Nie, z dwoma kolegami.
Cara wyszła z klubu, chciała wracać do hotelu, bo bolał ją brzuch. Przedstawiłam jej Jamesa.
-No to, miło mi było cię poznać.- podałam mu rękę.
-Ciebie też i do zobaczenia.
-Cześć.
Wzięłyśmy torebki i ruszyłyśmy ku Marriottowi. Okazało się, że gdy wróciłyśmy była 2:57. Cara wzięła prysznic i położyła się spać. Ja zrobiłam tak samo.

2 komentarze: