czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 12




Obudziłam się ok. 10:00. Zajrzałam do mojej przyjaciółki, która spała. Ubrałam się i zeszłam na dół, po śniadanie dla niej i dla mnie. Wzięłam po dwa rogaliki dla każdej. Cara nadal spała, więc położyłam jedzenie na stoliku na tarasie. Chwilę później wstała. Miała podkrążone oczy, trzymała się za brzuch, źle się czuła. Usiadła i lekko się do mnie uśmiechnęła.
-Jak się czujesz?
-Fatalnie, nie mogłam spać.
-Trzeba było mnie obudzić.
-To zasnęłabyś na siedząco. Byłabyś tak samo nie wyspana jak ja.
-Chyba posiedzimy dzisiaj tutaj.
-Nie, musimy korzystać z pogody. Nie pójdziemy się kąpać i opalać, ale na spacer?

-Chętnie. Pochodzimy po plaży.
Cara wzięła jeszcze jakieś tabletki, zjadła i wyszłyśmy z hotelu. Szłyśmy z dobre 5 km po plaży, jak nie więcej. Stanęłyśmy przed i zaczęłyśmy rozmawiać. Podszedł do mnie  pies, trzymający w pysku, jakieś zabawki, rzuciłam mu je i postanowiłyśmy wrócić i coś zjeść. Powrót- kolejne 5 km. Usiadłyśmy sobie na leżakach i zamówiłyśmy po szklance coli. Około 19:00 wróciłyśmy do hotelu. Nogi mnie bolały, Cara czuła się już lepiej, ale przez cały czas chciało jej się wymiotować. Posiedziałyśmy na leżakach i wspominałyśmy czasy szkolne. W pewnym momencie Cara zasnęła, więc okryłam ją kocem, żeby nie było jej zimno. Ja wzięłam prysznic, zadzwoniłam do mamy i poszłam spać.


***Następny dzień***
Obudziło mnie pukanie do drzwi, otworzyłam je, a w nich stali dwaj faceci. Louis i Hazza.
-Co wy tu robicie?- spytałam ziewając.
-Myślałem, że rzucisz mi się na szyję, jak mnie zobaczysz.- westchnął teatralnie Louis.
Przytuliłam ich i wpuściłam do swojego pokoju.
-A gdzie moja piękna brunetka?
-Śpi na leżaku, źle się wczoraj czuła.
-A czemu nie w swoim łóżku?
-Bo zasnęła wieczorem i nie chciałam jej budzić, a wy o której przyjechaliście?
-Jesteśmy prosto z lotniska.- szepnął Harry i podszedł do niej i zaczął łaskotać za uchem.
Cara zaczęła się uśmiechać i trochę krzywić. Otworzyła oczy, a Hazza dał jej super-mokrego buziaka. Cieszyła się jak dziecko jak go zobaczyła. Postanowiliśmy zostawić ich samych, zamknęłam drzwi balkonowe.
-Ładne macie pokoje.
-No ładne, a wy gdzie się zatrzymaliście.
-Tu.
-Jak tu? Przecież cały hotel jest zajęty.
-ŻE CO?
-Najwyżej będziecie mieszkali z nami. Zostajemy tu jeszcze 2 dni, a trzeciego wyjeżdżamy.
-Cara będzie z Harrym, a my będziemy…
-Razem.
Konwersację przerwał nam Hazza, który zapukał w szybę. Otworzyłam drzwi.
-Idziemy coś zjeść?
-Daj mi chwilę, chcę się odświeżyć.
-Ja też.- powiedział Lou – jak chcesz to możesz być pierwsza.
-Biegnę- sięgnęłam po czyste ciuchy i ruszyłam ku łazience. Szybki prysznic ubrałam się, po mnie Lou, wyrobił się szybko i we czwórkę zeszliśmy na dół. Zjedliśmy śniadanie i wybraliśmy się na plażę. W jakieś ustronne miejsce, oddalone od ludzi. Żeby chłopcy mieli spokój. Robili nam dużo zdjęć, siedzieliśmy do zachodu słońca, potem poszliśmy na obiad. Byłam tak strasznie głodna, że zjadłam porcję gyrosa, jako pierwsza, a że pozostali byli w połowie, poszłam i nałożyłam sobie jeszcze porcję. Patrzyli na mnie wielkimi oczami, a ja uśmiechnęłam się i pałaszowałam. Skończyłam, matko mój brzuch, i po co mi było tyle jeść? Podziękowaliśmy za obiad i ruszyliśmy ku pokojom. Zaczęłam rozmowę.
-A gdzie pozostali członkowie One Direction?
-Zayn został w Nowym Jorku, bo Perrie jest tam ze swoim zespołem, Liam pojechał z Danielle do jego rodziców, a Niall prawdopodobnie pojechał do Mullingar.
-Aha.
Rzuciłam się na łóżku, głośno jęcząc.
-No i po co tyle jadłaś?- zaśmiał się Lou.
-Bo byłam głodna, a jak jestem głodna, to mogłabym cię obudzić w nocy szukając jedzenia.
-O boże! Trochę jesteś podobna do Nialla?
-Czemu?
-A temu, że facet jak jest głodny, to zrobi wszystko, żeby dostać jedzenie, dosłownie.
-Nie no bez przesady…
-Uwierz mi, ja nie przesadzam. Wiele przeżyłem mieszkając z nim.
-To może ja nie będę pytać.
-Co robimy?
-Nie wiem, nudzi mi się. Nie pytałam, więc jak podróż?
-Szczerze to do kitu, mimo tego, że mieliśmy miejsca w pierwszej klasie to siedziałem koło spoconego grubasa, nie to jest mało powiedziane, monstrum, myślałem, że fotel się pod nim załamie. Hazza się śmiał, bo siedział koło małej dziewczynki i śpiewał z nią nasze piosenki.
-Nieciekawie.
-A gdzie jest Cara i Hazza?
-Nie wiem, zobaczmy u nich w pokoju.
Wyszliśmy na taras, a tam zasłonięte żaluzje i zamknięte drzwi balkonowe, Lou chciał zapukać, ale przytrzymałam jego dłoń.
-Nie przeszkadzajmy im, dadzą sobie radę.
-Masz rację, co powiesz na jakiś film?
-Jaki typ cię interesuje?
-Blondynka, niebieskie oczy, ładny uśmiech…
-Nie o tym mówię, jaki typ filmu?
-Aaa, no to komedia, ALE nie WIESZ CO.
-Rozumiem, co powiesz na… uwaga… uwaga… Straszny Film 5.
-Zgadzam się- powiedział z powagą.
-To dobrze- odpowiedziałam tym samym tonem.
Ruszyliśmy do pokoju, włączyłam komputer i zaczęliśmy oglądać. Boże, jak ja się naśmiałam, niekoniecznie z filmu, ale tego w jaki sposób Louis udawał bohaterów. Ten człowiek mnie dobija. W połowie filmu usłyszeliśmy śmiech, a za dosłownie sekundę, na tarasie pojawiła się Cara.
-Nareszcie skończyliście.- krzyknęłam.
-Co?
-Nie chcę mi się powtarzać- powiedziałam do siebie.
-A co to za randka?- wparował Harry do mojego pokoju- czy my o czymś nie wiemy?- uniósł brwi, jakby czekał na odpowiedź.
Chwila ciszy.
-No tak, bo wiesz, my tu sobie oglądamy taki film, fajny nawet.- zaczął mówić jak pedzio- i w tym momencie nam przeszkadzasz Hazzuś, więc po proszę cię grzecznie o opuszczenie tego lokalu. Do widzenia, żegnam. Parsknęłam śmiechem, dokończyliśmy film. Wyszłam na taras, na drzwiach przyklejona była karteczka: Idziemy się poszwędać gdzieś tam. Pa. Cara.
Lou podszedł do mnie.
-Co tam masz?
-Hazza i Cara „poszli się poszwędać gdzieś tam”.
-Aha, fajnie.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk dzwonka telefonu Louisa, ten pobiegł i odebrał. Gadał z dobrą godzinę, druga Cara. Ja w tym czasie surfowałam po necie, czyli krótko mówiąc Twitter. Dodałam posta: In the Next year San Diego Again! Louis wrócił na taras i odłożył telefon na stolik. Zbliżała się północ, więc jako tako chciało mi się spać.
Ziewnęłam.
-Uuu malutka Camille już chce iść do łóżeczka.- powiedział głosem, jak babcia mówi do swoich wnucząt.
-Nie- skrzyżowałam ręce na piersiach i zrobiłam podkówkę.
-Tak serio, to ja też jestem zmęczony.
-To co idziemy spać?
-Tak, kto pierwszy zajmuje łazienkę, spojrzeliśmy na siebie i ruszyliśmy ku drzwiom. Byłam pierwsza, krzyknęłam tylko: Wygrałam.
Wzięłam prysznic, umyłam głowę i zmazałam makijaż. Ubrana w piżamy, a konkretnie, krótkie spodenki i podkoszulkę, wyszłam z łazienki, Louisa nigdzie nie było, zaczęłam go wołać. Odezwał się z kanapy w rogu pokoju. Rozkładał sobie koc.
-Co ty robisz?
-No rozkładam sobie posłanie.
-Ty chyba śnisz.
-Czemu?
-Ty zamierzasz tam spać?
-Przecież nie mam gdzie.
-Jak nie masz gdzie. A to wielkie dwuosobowe łóżko to co?
-A ty gdzie będziesz spała.?
-LOU to łóżko jest DWUOSOBOWE. Rozumiesz?
-Czyli my będziemy razem spać?
-Tak- westchnęłam ze zrezygnowaniem- możesz iść do łazienki.
-Ok.
Zadzwoniłam jeszcze do mamy i położyłam się do łóżka. Louis wyszedł z mokrymi włosami w czerwonych spodniach i białej koszulce. Przyglądałam się mu, a on zaczął się śmiać.
-Sweet spodenki.
-Wiem, mama mi je kupiła.


2 komentarze: