Kilka
dni później
29
stycznia, 8:00
Dzisiaj kończy się mój wyjazd teledyskowy. Mimo że, tyle
czasu spędziłam na planie i tyle wysiłku mnie to kosztowało, to jestem z siebie
dumna. W pewnym sensie cieszę się, że już wracam, bo stęskniłam się za Louisem,
Carą i chłopakami. Spakowałam rzeczy, obsługa, tak jak ostatnio włożyła je do
fajnych samochodzików, siedziałam koło Eddiego i myślałam o tej kobiecie, która
była wtedy z Louisem w domu…
-Ej, Camille…- Eddie szturchnął mnie w ramię.
-Co się stało?
-Jesteśmy już przy porcie, chodź.
Wysiadłam i podążyłam za moim menagerem. Znów byłam w
kajucie z dziewczynami i z tego powodu bardzo się cieszyłam. Gdy tylko jacht
odpłynął w głąb oceanu indyjskiego, tak jak ostatnio poszłam usiąść na dziób.
Wzięłam ze sobą telefon i posprawdzałam wiadomości z Twittera. Grałam sobie w
Subway’a i grzałam się w słońcu. Lekki wiatr we włosach i cieplutkie słoneczko.
Marzenie…
Około 15:00 kucharz zrobił posiłek. Zjadłam go i poszłam
w miejsce, gdzie byłam wcześniej. Nagle na ekranie mojego I-Phona pojawiło się
zdjęcie moje i Louisa, uwielbiam, ja się tam uśmiecham, a on całuje mnie w
policzek.
Nie byłam pewna, czy odebrać. Ale właściwie, może wtedy
to była jakaś koleżanka, która na przykład pomagała mu robić sałatkę… Sama się
oszukuję.
Na moim telefonie, zalogowałam się na Skype. Cara była
dostępna… Kliknęłam rozmowa video i na ekranie pojawiła się uśmiechnięta
brunetka.
-Hej, słodziutka!- powiedziała.
-Hejka.
-Jak ci mija rejs?
-Jakoś.- uśmiechnęłam się lekko.
-Jednak mi się wydaję, że coś zaprząta ci głowę…
-Nie, nic.
-Czekaj chwilkę.
Dziewczyna położyła telefon na stoliku w pracowni i
pobiegła do salonu.
-Harry czekaj, masz
tu listę, zrób zakupy. Pa.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwi i Cara znowu siedziała, na
wiszącym czerwonym fotelu.
-Sorki.- dodała.
-Nie ma sprawy.
-No czekam, możesz mi się zwierzyć…
-Trapi mnie fakt sprzed kilku dni…
-Mówiłam ci, że się przesłyszałaś…
-Wiem, że mówiłaś, ale boję się, że on kogoś ma.
-Cami, przecież on wtedy był ze mną i z Hazzą w domu i
żadnej baby tu nie było prócz mnie.
-No dobra.
-Nie martw się, raz cię stracił i bardzo na tym ubolewał,
nie popełniłby tego samego błędu.
-Masz rację. Skończyłaś już szyć?
-Tak, wszystkie letnie projekty są oddane.
-To dobrze, a organizujesz pokaz?
-Jeszcze nie wiem, zobaczę…
-Oki.
Z salonu wydobył się głos Hazzy. Cara jaki to miał być kolor?
Dziewczyna odłożyła telefon na stolik i pobiegła do
salonu.
-Ciszej Harry, gadam z nią, mówiłam ci, magnolia. A i kup
jeszcze białą.
-Dobra, pa.
Usłyszałam cmoknięcie i Cara znowu przybiegła.
-O co chodziło z tym kolorem?
-Potrzebne mi jest materiał do jednej sukienki o kolorze
magnolii i bieli.- odpowiedziała uśmiechając się.
-Aha.
-Pokaż mi widok na ocean.
Skierowałam telefon na wodę.
-Matko, ale ładnie. Ja też tak chcę.
-Wiesz Cara, muszę już kończyć…
-Dobrze, to do zobaczenia.
-Pa.
Rozbolała nie trochę głowa, więc położyłam się w kajucie
i zasnęłam. Gdy się obudziłam było już ciemno. Przebrałam się i znowu
położyłam.
30
stycznia, 11:32
Obudziłam się i ubrałam się, poszłam coś
zjeść, wszyscy leżeli na leżakach i się opalali, bo zjedzeniu posiłku zrobiłam
tak samo, ubrałam się w kostium i poszłam na mój dziób. Tam przeleżałam dużą
część dnia. Zrobiłam sobie tylko przerwę na obiad. Potem znowu wróciłam do
mojej miejscówki i tam przysnęłam sobie. Obudziłam się, gdy zobaczyłam ląd w
oddali. Poszłam do kajuty, gdzie przebrałam się rzeczy z rana. Spakowałam
wszystko do walizki i właściwie byłam gotowa. Po 30 minutach jacht zacumował w
porcie w Bombaju. Busy przewiozły nas na lotnisko i stamtąd polecieliśmy około
13:00 samolotem do Londynu. Biorąc pod uwagę, że byliśmy w rzeczach letnich, a
w Londynie, tak jakby jest środek zimy, no to fajnie. W stolicy Wlk. Brytanii
byliśmy koło 4 nad ranem, każdy z nas po otrzymaniu bagaży poszedł do łazienki
i ubrał kurtki swetry i kozaki. Pożegnaliśmy się ze sobą. Wsiadłam do taksówki
i ta zawiozła mnie pod sam dom. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam, facet
wyciągnął moją walizkę z bagażnika i rzucił tylko: Do widzenia. Podeszłam do drzwi i wyjęłam klucze z torby. Weszłam
do środka. Było tu przyjemnie ciepło, zapaliłam światło na dole i rozebrałam
się z odzieży wierzchniej. Zostawiłam torbę i wyciągnęłam z niej tylko piżamę.
Wzięłam szybki prysznic i poszłam do łóżka. Lou spał, ale lekko się przebudził,
gdy zobaczył, że wróciłam.
-Hej, słonko.- powiedział szeptem i pocałował mnie.
Weszłam pod kołdrę i w ramionach mojego chłopaka zasnęłam.
31
stycznia, 11:59
Louis głaskał mnie po głowie i od czasu do czasu całował
mnie. Aż trudno mi było mi się nie uśmiechać. Wreszcie moja twarz była
silniejsza i ukazała uśmiech. Wtedy Lou dorwał się do mnie i zaczął łaskotać.
Krzyczałam na całe gardło. W końcu przestał i zaczął całować mnie po szyi, a
potem po ramionach. Położyłam się na nim, tak żebym miała blisko do jego ust.
Zbliżyłam swoje do jego i zębami przygryzłam mu dolną wargę. Zmarszczyłam nos,
a chłopakowi zapłonęły oczy… Uniosłam lekko brew i puściłam zębami jego wargę.
Stykaliśmy się nosami. Jego niebieskie oczy miały taką wspaniałą głębię, że
myślałam, że zaraz się rozpłynę… Chwila nieuwagi i Lou leżał na mnie.
-Chyba będzie lepiej, jak pozbędziemy się twojej
koszulki…- zamruczał.
Chłopak złapał dłonią mój kark i podniósł mi głowę.
Pocałował mnie w zagłębienie przy ramieniu, przeszył mnie lekki dreszcz,
chłopak to wyczuł i wyraźnie mu się to spodobało. Pomiędzy kolejnymi
pocałunkami ściągnął mi koszulkę i wzięłam moje długie blond włosy na bok i
zatraciłam się w moim cudownym chłopaku.
16:55
Ubrałam się w dresy i zeszłam na dół, aby coś zjeść,
Louis natomiast brał prysznic. Hazza oglądał jakiś film, a Cara zmywała
naczynia. Zjadłam kanapkę z masłem. Usiadłam ze szklanką soku obok loczka i
oglądałam z nim. Lou zszedł z góry w opiętych rurkach i lekko rozpiętej
koszuli, chyba dostałam rumieńców… Chłopak zaczął się ubierać.
-Gdzie idziesz?- spytałam, widząc, że gdzieś wychodzi.
-Jadę do Zayna, będę za 2 godziny.
-Ok.
Cara wyszła z kuchni, a ja ją porwałam na górę, patrzyła
na mnie jak na walniętą.
Weszłyśmy do jej sypialni.
-Co kupiłaś Harry’emu?- spytałam.
-Autentyczną tablicę z autografami wszystkich członków
The Beatles.
-Wow.
-A ty co kupiłaś?
-Jeszcze nic, ale zamierzam teraz pojechać i coś kupić.
-Jak nie masz pomysłu to kup mu perfumy?
-Jakie?
-Chanel Bleu.
Ubrałam się w jeansy i sweter. Wyszłam z domu i
pojechałam do Galerii Handlowej. Tam zakupiłam prezent dla loczka, zobaczyłam
śliczną czarną koszulę w białe kropki. Przymierzyłam ją i pasowała jak ulał.
Zakupiłam ją i wstąpiłam po frappuccino do Starbucksa. Wróciłam około 18:00,
Cara rozmawiała z Hazzą w kuchni.
-O której jutro się zaczynają?
-O 20:00.
-W Fabric London.
-Dobre miejsce, fajnie tam jest.
Brunetka wyszła z pomieszczenia i usiadła na kanapie.
-Patrz, co kupiłam!- rzuciłam do niej torbę z koszulą.
Cara uśmiechnęła się.
-Idziesz w niej jutro na urodziny?
-Chyba tak, a co?
-Nic, widziałam ją w sklepie, ale jej nie kupiłam.
Louis wszedł do domu.
-Boże, jak zimno.- powiedział.
Ściągnął kurtkę i swoje sztyblety. Podszedł do mnie i
objął od tyłu. Pogłaskałam go po policzku. Cara popatrzyła na Louisa, a ten
lekko kiwnął głową. O co tu chodzi? W każdym razie wzięłam koszulę i poszłam na
górę. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i wysuszyłam je. Ubrałam koszulkę i
obcisłe różowe szorty. Sprawdziłam telefon i odpisałam Jamesowi, który pytał
mnie o to, czy nagrywam. Odpisałam, że wczoraj wróciłam z kręcenia teledysków.
Potem położyłam się spać.
1
lutego, 10:40
Obudziło mnie głośne śpiewanie Happy Birthday dla Hazzy.
Pobiegłam do pokoju obok i dołączyłam się, loczek zdmuchnął świeczki na małym
czekoladowym torciku. Przynieśliśmy mu wszyscy prezenty, podziękował nam i
poszliśmy jeść wszyscy śniadanie. Około 17:00 zaczęłyśmy się z Carą
przygotowywać, brunetka umyła włosy, a ja jej je wysuszyłam. Potem zrobiłam
niechlujnego, wysokiego koka. Potem przyszła kolej na mnie, dziewczyna zrobiła
mi także koka, ale takiego perfecto. Cara ubrała się, a potem ja.
Z domu wyjechaliśmy we czwórkę około 19:30. Podjechaliśmy
pod klub, stała tam cała chmara dziennikarzy, coś krzyczeli, ale jakoś zbytnio
nie zwróciłam na to uwagi. Za pół godziny ludzie powoli zaczynali się zbierać.
Pozanosiłam prezenty dla Hazzy wraz z Carą na zaplecze. Usiadłyśmy przy barze,
zabawa coraz bardziej się rozkręcała, poznałyśmy Nicka Grimshawa, kolegę Hazzy,
rozśmieszał nas do łez. Tańczyliśmy wszyscy trochę, jednak najwięcej czasu
spędziłyśmy w barze. Koleżanki robiły sobie zdjęcia z loczkiem i nie miał tak
jakby czasu dla swojej dziewczyny. Ale i tak cała zabawa, zaczęła się po
północy. Cara poszła właśnie do toalety, gdy do klubu weszła zamówiona przez
kolegów Hazzy striptizerka. Szczęka mi opadła. Miała na sobie tylko bieliznę i
zaczęła tańczyć koło Hazzy.
Było widać, że chłopak szuka Cary. Moja przyjaciółka wyszła z toalety i wskazałam palcem na stolik, gdzie siedział jej chłopak. Dziewczyna wypinała się do loczka i już chciała ściągać stanik, gdy Cara wkroczyła do akcji. Podbiegła do niej, zabijała ją wzrokiem ta jednak nie przejmowała się i tańczyła dalej. Dziewczyna już miała zamiar odpinać biustonosz, gdy Cara powiedziała:
-Po moim trupie.
Złapała ją za włosy i ciągnęła za sobą, kobieta darła się, a Cara oddała ochroniarzowi ją podając włosy jak smycz.
-Zrób coś z nią.- powiedziała.
Ten przerzucił ją sobie przez ramię i wyprowadził z klubu. Cara wróciła na miejsce.
-Który ją zamówił?- spytała chłopaków starając się nie
uśmiechać.
Nick odwrócił głowę w przeciwną stronę.
-Ja ciebie jeszcze dopadnę Grimshaw.
Usiadła Hazzie na kolanach i pocałowała go.
-Tylko ja ci mogę tak tańczyć...
Potem porwała go na parkiet i przetańczyli chyba całą noc. Natomiast ja szalałam z Louisem. Tak się bawiliśmy do 6 nad ranem, niektórzy byli tak pijani, że ochroniarze musieli wsadzać ich do taksówek. Z nami nie było aż tak źle. Zapakowaliśmy wszystkie prezenty i wróciliśmy do domu. Każdy z nas walnął się na łóżko i zasnął tak, jak był ubrany.
Potem porwała go na parkiet i przetańczyli chyba całą noc. Natomiast ja szalałam z Louisem. Tak się bawiliśmy do 6 nad ranem, niektórzy byli tak pijani, że ochroniarze musieli wsadzać ich do taksówek. Z nami nie było aż tak źle. Zapakowaliśmy wszystkie prezenty i wróciliśmy do domu. Każdy z nas walnął się na łóżko i zasnął tak, jak był ubrany.
2
lutego, 14:04
Obudziłam się z bardzo nie fajnym smakiem w ustach.
Umyłam zęby i poszłam zaparzyć sobie kawę. Zalałam do dużego kubka czarną mocną
i z przyjemnością wypiłam ją. Za chwilę wstał Louis, marudził, że boli go
głowa, dałam mu tabletkę, a potem wypił trochę kawy z mojego kubka. Poszedł
wziąć kąpiel. Ja usiadłam przed telewizorem i oglądałam program Ellen DeGeneres,
gościła u siebie Taylor Swift, średnio mnie przekonywała ta postać do
oglądania, ale pilot leżał za daleko…
Lou wyszedł z łazienki, którą potem zajęłam ja. Po godzinie
wyszłam i zajrzałam do lodówki. Były tam tylko pomidory i śmietana…. Nie ma co,
trzeba będzie jechać na zakupy. Ubrałam luźne spodnie i za duży sweter,
założyłam kurtkę i owinęłam się szalikiem, na głowę naciągnęłam czapkę,
sięgnęłam po kluczyki, ale…
Chyba jeszcze nie wytrzeźwiałam, więc musiałam iść na
piechotę. Weszłam do Tesco, które było oddalone od domu o około 2-3 km. Kupiłam
dwie torby żarcia, tak, aby zapełnić lodówkę. Wróciłam za 15 minut. Zrobiłam
jajecznicę, choć właściwie, powinien być obiad, ale pal tam licho. Cara już nie
spała, przygotowywała się do spotkania u szefowej. Natomiast Hazza z okładem na
głowie leżał na kanapie w salonie. Cara zjadła szybko trochę jajecznicy,
poprawiła szminkę i jak z procy wyleciała z domu. Louis pisał coś na telefonie.
Nudziło mi się. Zaczął mnie boleć brzuch. Poszłam na górę, usiadłam na łóżku i
włączyłam laptopa. Zalogowałam się na poczcie elektronicznej. Derreck wysłał mi
wstępną wersję teledysku. Włączyłam ją. Po oglądnięciu doszłam do wniosku, że
opłacało się tyle powtarzać poszczególne sceny, powychodziły bardzo fajnie.
Napisałam do niego sms-a, że jak już zrobią tą oficjalną wersję, to żeby
najpierw mi wysłali. Odpisał mi, że: OK.
Zrobiło mi się niedobrze i pobiegłam do toalety.
Zwymiotowałam śniadanie. Wypłukałam usta i umyłam zęby. Wzięłam tabletkę na ból
brzucha i położyłam się. Obudziłam się około 16:00 poszłam napić się wody,
przebrałam się w piżamy i zasnęłam.
3
lutego, 10:55
Obudziłam się i poszłam coś zjeść, Lou spał jeszcze.
Zrobiłam wszystkim kanapki i zaparzyłam świeżą kawę. Przez cały czas było mi
niedobrze… Mdliło mnie. Ugryzłam kęs kanapki i jak z procy wyleciałam z kuchni
wprost do łazienki. Zwymiotowałam. Znowu. Wypłukałam usta i napiłam się wody.
Usiadłam na fotelu i patrzyłam na rośliny na ogródku. Owinęłam się kocem, bo
było mi bardzo zimno. Harry zszedł na dół i przywitał mnie uśmiechem.
-O, śniadanko!- powiedział ucieszony.
-Tak. Smacznego!- powiedziałam, dmuchając nos.
Chwilkę potem zeszła Cara i widząc moją bladą twarz, podeszła
do mnie, kucnęła i położyła dłoń na kolanie.
-Co jest?- spytała.
-Nic, źle się czuję.
-Brałaś jakieś proszki?
-Nie. Chyba się czymś zatrułam, albo przedawkowałam
alkohol…
-Wytrzeźwiałabyś już.
Brunetka dotknęła mojego czoła.
-Masz gorączkę, czekaj przyniosę ci termometr.- dodała.
Dziewczyna przyniosła różowy, podłużny przedmiot.
Włożyłam go do buzi i czekałam, aż zacznie piszczeć. Po 3 minutach, wydał cichy
dźwięk. Cara spojrzała i złapała się za głowę.
-38, 9.
Odchyliłam głowę do tyłu.
-Cholera, a ja mam niedługo urodziny.
-Idź się połóż, zaparzę ci gorącej herbaty i pojadę do
apteki po jakieś leki.
-Dziękuję ci, jesteś kochana.
Dziewczyna poszła do kuchni, a ja podążyłam ku mojej
sypialni. Louis ubierał się.
-Cześć słonko!- powiedział.
-Hej.
Przeszedł mnie dreszcz. Zdjęłam z siebie koc i wskoczyłam
pod kołdrę.
-Co jest?
-Jestem chora.- powiedziałam, przykrywając się pod samą
szyję.
-Potrzebujesz czegoś? Może pojadę kupić leki…
-Cara już mi kupi, ale dziękuję. Możesz mi podać
komputer, leży na stole.
Chłopak wziął do ręki różowy komputer marki Apple. Cara
weszła do pokoju dużym czarnym kubkiem herbaty.
-Zaraz pojadę po leki. Jedziesz ze mną, Lou?
-Tak.
Lou pocałował mnie w czoło i wyszedł za Carą. Komputer
położyłam na szafce nocnej. Wyciągnęłam z szuflady słuchawki, podłączyłam je do
telefonu i puściłam sobie Birdy- Skinny Love Wkrótce jednak zasnęłam. Mówią,
że sen na chorobę to jak lekarstwo. Obudziło mnie szturchanie, otworzyłam lekko
oczy i zobaczyłam Louisa, który trzymał w rękach tabletki.
-Weź jedną.- szepnął.
Wyjęłam z pudełka i popiłam ciepłą herbatą, którą
wcześniej zrobiła mi Cara. Chłopak odstawił je na szafkę.
-Jak się czujesz?
-Chyba się nigdy gorzej nie czułam…- powiedziałam
zamykając oczy.
-Ja muszę iść na próbę z Harrym, ale Cara jest na dole,
wystarczy, że ją zawołasz.
-Dobrze.
-To ja idę. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Zasnęłam znowu. Gdy po kilku godzinach snu obudziłam się,
byłam cała mokra, od potu, to przez te tabletki. Już nie było mi tak niedobrze
jak rano, więc poprosiłam Carę, żeby zrobiła mi dwie kanapki z masłem. Zjadłam
je z apetytem. Dopiłam herbatę i ponownie włączyłam muzykę na telefonie. Leżałam
sobie, trzęsło mnie przez cały czas. Schowałam głowę pod kołdrą, ale zrobiłam
małą dziurkę, żebym miała dopływ powietrza. Jakiś czas później Cara przyszła i
dała mi tabletkę. Zasnęłam. Gdy się obudziłam było już dość ciemno, wyszłam
spod kołdry i wzdrygnęłam się. Poszłam do toalety. Wzięłam gorącą kąpiel i
załatwiłam potrzeby, potem ubrałam się w piżamy i poszłam spać. Usłyszałam
rozmowę Cary z Hazzą.
-Dokończyliście wszystko?
-Wszyściutko.
-Na pewno?
-Na pewno.
-Harry…
-No co…
-Na pewno?
-Tak, słonko. Wszystko jest załatwione i skończone na
Tip- Top.
-To dobrze, na pewno je się spodoba.
Zakręciło mi się w głowie i oparłam się o ścianę. Potem
poszłam do łóżka.
4
lutego 9:49
Obudziłam się, czułam się okropnie, strasznie bolało mnie
gardło, bo w ciągu nocy dopadł mnie kaszel tak ostry, że pół nocy nie spałam.
Zeszłam na dół poszukać syropu, albo tabletek na kaszel. Znalazłam i od razu
nalałam sobie gęstej substancji na łyżkę. Skrzywiłam się. Zrobiłam sobie
herbaty z miodem i cytryną. Wzięłam kubek na górę i położyłam go na szafce
nocnej. Okryłam się kołdrą i położyłam sobie na kolanach komputer. Sprawdziłam
pocztę. Było tam nagranie. Oglądnęłam je całe i odpisałam Derreck’owi, że jest
świetne i mogą dodać go na YouTube. Po chwili wysłał mi: Szybkiego powrotu do
zdrowia. Na co ja mu wysłałam uśmiechniętą minkę. Louis wszedł do pokoju i
usiadł na kancie łóżka.
-Jak się dzisiaj czujesz?
-Okropnie, ale wczoraj było gorzej. Jak próba?
-Dobrze. Chłopaki cię pozdrawiają. Brałaś tabletkę?
-Nie.
Chłopak sięgnął i wyciągnął z pudełeczka białą pastylkę.
Popiłam herbatą ją i pokazałam mojemu chłopakowi teledysk.
-Fajna piosenka. Jesteś zdolna.
-Dziękuję.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się i spojrzałam w
ekran komputera. Chłopak ubrał się w rurki i sweter.
-Jesteś głodna?
-Nie.
Wyszedł. Włączyłam notatnik i zaczęłam pisać pojedyncze
zdania. O wszystkim, o mnie, o nim, o życiu, o miłości… Po dwudziestu minutach,
przeczytałam to wszystko i doszłam do wniosku, że gdyby dograć melodię,
wyszłaby z tego śliczna piosenka. Odłożyłam na chwilę komputer i wyjęłam z
szafy mój keyboard, był zakurzony, zwilżyłam szmatkę i powycierałam go.
Ostatnio grałam na nim mając 14 lat. Zamknęłam drzwi, żeby nikogo nie obudzić.
Dotknęłam palcem jednego z klawiszy, wydobył się z niego słodki dźwięk. Tak
bardzo mi tego brakowało. Przełknęłam lekko ślinę, nogi ułożyłam po turecku i
zaczęłam grać tak dla rozluźnienia, a nie do piosenki. (http://www.youtube.com/watch?v=Llni1Dn-f4U)
Poruszałam delikatnie palcami, wręcz muskałam tylko
opuszkami klawisze. Muzyka, którą grał instrument była piękna. Sięgnęłam po
kartkę i zaczęłam pisać nuty. Poszczególne odgrywałam sobie i powoli je do
siebie dodawałam. Skomponowałam melodię do pierwszej zwrotki i refrenu, pozostała
mi przygrywka, druga zwrotka, końcowa melodia. Zeszłam na dół po syrop, bo
znowu zaczęło mnie drapać w gardle.
Cara patrzyła się na mnie dziwnie, Harry zalewał kubek,
ale Louis zachowywał się normalnie.
-Coś się stało?- spytałam.
-Tak.- powiedziała z niedowierzaniem Cara- Grałaś…
-No i co? Przecież wiedziałaś, że umiem grać.
-Ale nigdy nie słyszałam…
-Chciałaś posłuchać, trzeba było do mnie przyjść…
-Ty napisałaś tę piosenkę?
-Tak, przed chwilą…
Wzięłam jabłko z talerza i poszłam z powrotem na górę.
Usiadłam na łóżku, przykryłam nogi i brzuch kołdrą. Zaczęłam znów grać.
Ołówkiem zakreślałam kolejne nuty. Po dwóch godzinach piosenka była gotowa.
Zagrałam ją od początku do końca cicho podśpiewując. Włożyłam zeszyt pod
poduszkę, odłożyłam keyboard na ziemię i położyłam się. Nie wiem czemu, ale od
razu czułam się lepiej. Powrót do grania to jak lekarstwo, na wszystko…
Miłego czytania kochane!
Miłego czytania kochane!
Słodkie *.*
OdpowiedzUsuńSuuper :)
OdpowiedzUsuńSuper czekam na nn
OdpowiedzUsuńSuper! Czekam na nn. Zapraszam do mnie: alice-and-onedirection.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJessica