5
lutego, 9:00
Obudziłam się, bolały mnie kości, a co do kaszlu to w
miarę ustąpił. Napiłam się zimnej herbaty z wczoraj i położyłam głowę. Była
gorąca, sięgnęłam po termometr. 39,1.
Lou wszedł do pokoju po cichu, zobaczył, że nie śpię.
-Jak dziś się czujesz?
-Do dupy. Możesz zadzwonić po jakiegoś lekarza? Mam
wysoką gorączkę i strasznie bolą mnie kości.
Chłopak wyjął z kieszeni telefon, znalazł numer
i zadzwonił. Lekarz miał przyjechać za godzinę. Czułam się, tak jak mówiłam, DO
DUPY!!!
Wypiłam zaparzoną przez Louisa herbatę truskawkową.
Pozostało mi tylko czekać do przyjazdu medyka. Facet przyjechał pół godziny
wcześniej, tłumacząc się wcześniej zakończonym dyżurem w szpitalu. Zbadał mnie
i jednoznacznie powiedział, że to grypa, zwykła grypa, a sprawiała, że zaraz
umrę…
Przepisał mi leki, które Lou zaraz po wyjściu lekarza
pojechał kupić, kazał mi się ściśle trzymać ich zażywania, bo to szybciej
postawi mnie na nogi. Wzięłam garstkę białych i żółtych kuleczek. Popiłam
herbatą. Zaraz zaczęłam się pocić, ale to dobrze… Zasnęłam, jednak za dwie
godziny wzięłam kolejną garstkę kuleczek, które przyniósł Lou. Miałam tak
gorące czoło, że można by było spokojnie upiec na nich kotlety… Zamknęłam oczy,
gdy w pewnym momencie, coś albo prędzej ktoś, położył mi na czole zimny okład.
Zbawienie… Jednak, gdy się ocieplił, ta ukochana osoba położyła kolejny i
kolejny… Zasnęłam tym razem z czołem normalnej temperatury. W ogóle nie
odczuwałam głodu, a nie jadłam już 2 dni, a nie przepraszam, co dwie godziny
żarłam tabletki zbijające gorączkę. Lou przyniósł mi kanapki i położył je na
szafce. Pogłaskał po głowie i zmienił okład. Tak bardzo go kocham, normalnie w
głowie się nie mieści…
Najgorszą rzeczą w tej chorobie był fakt, że niedługo mam
urodziny nie zdążę nic przygotować zorganizować.
Leżałam zmasakrowana. Aż do moich urodzin.
8
lutego, 10:11
Cała moja zgraja z domu pięknie zaśpiewała mi Happy
Birthday, wręczyli mi prezenty, a Lou powiedział, że da mi go później.
-Tak mi głupio, że nie zdążyłam nic zorganizować.-
powiedziałam.
-Przestań, nie przejmuj się tym, chłopcy powiedzieli, że
przyjdą za 3 godziny z prezentami i życzeniami.- powiedział Harry.
-A tak w ogóle jak się czujesz?- spytała Cara.
-Lepiej, chyba opłaciło mi się obżeranie tabletkami.
Lou uśmiechnął się.
-Zrobię ci z Harrym śniadanie. Życzysz sobie naleśniki
a’la Cara?- spytała brunetka, pięknie się przy tym uśmiechając.
-Oczywiście.
Dziewczyna wraz z loczkiem wyszła, Lou usiadł na łóżko.
-Znajdziesz siły, żeby pójść dziś ze mną na kolację?-
uśmiechnął się niepewnie.
-Co to za pytanie, jasne, o każdej porze dnia i nocy…
-Cieszę się.
-O której?
-O 19:00.
-Będę gotowa.
Już chciał mnie pocałować, gdy dotknęłam dłonią jego ust,
zatykając je.
-Jestem po chorobie, kotku, jak wyzdrowieję
całkowicie, wtedy…
-Nie leży mi ta twoja choroba.
-Oj, uwierz, że mi też.
Lou pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju. Wstałam
powoli i zajrzałam do szafy. Hmmm…
Już wiem. Wybrałam ciuchy i
powiesiłam je na wieszaku. Ubrałam się w dresy, nie wypada, żeby witać
chłopaków w koszulce Louisa i koronkowych majtkach… Usiadłam na łóżku i tak jak
ostatnio zaczęłam grać na instrumencie. Wpadłam na pomysł nowej piosenki.
Wzięłam czystą kartkę i tę w pięciolinię. Na czystej pisałam słowa, a na tej
drugiej nuty. Po trzech godzinach Zayn zapukał, a ja odłożyłam keyboard na bok.
Wszyscy zaczęli wyć operowo piosenkę, a ja uśmiałam się naprawdę mocno. Złożyli
mi życzenia, wręczyli prezenty. Spojrzałam do jednej z toreb, ta była chyba od
Liama. W srebrnej torebce była zawinięta w biały papier paczuszka.
-Co mi kupiłeś?- spytałam.
-Chcesz to zobacz.
Odwinęłam papier. Czerwone podłużne pudełeczko,
spojrzałam na Liama, który szeroko się uśmiechał. Otworzyłam je. Nie wierzyłam
własnym oczom. Był to czarny mikrofon, zdobiony kryształkami Swarovskiego, był
tam ułożony napis Rosie.
-Matko, jaki śliczny, dziękuję, ucałowałabym cię, ale
jestem po chorobie, poza tym Lou…
-Wiem, wiem… Cieszę się, że ci się podoba.
Przytuliłam go.
Rozpakowałam jeszcze prezenty od pozostałych.
Poczęstowałam ich tortem, posiedzieli chwilkę i pojechali wraz z Harrym na
próbę. Lou przygotowywał się do kolacji.
Dochodziła 17:00, wzięłam prysznic, umyłam głowę i
nawinęłam je na wałki, tak aby utworzyły się śliczne fale. Wysuszyłam je. Ubrałam
się i pomalowałam usta. Na oczy nałożyła beżowe cienie, podwinęłam tuszem
rzęsy. Rozplątałam włosy. Było świetnie. Korektorem skorygowałam jeszcze wory
pod oczami. Nagle zadzwonił telefon. Mama złożyła mi życzenia, potem zadzwoniła
Kristen z Ericiem, następnie James, potem mama Louisa, było mi bardzo miło, że
pamiętała oraz wszystkie koleżanki z agencji. Sms-ów też dostałam co nie miara.
Cała ekipa teledyskowa, Rick, nawet Simon… Poprawiłam koszulę i żakiet. Zeszłam
na dół. Lou widząc, że idę poprawił marynarkę. Cara patrzyła się na nas z
maślanymi oczami. Mój chłopak pomógł mi założyć płaszcz, owinęłam się szalikiem
i założyłam kozaki. Lou nałożył kurtkę i otworzył mi drzwi do taksówki. Za 30
minut byliśmy na miejscu. Pomógł mi wyjść. Obsługa otworzyła nam drzwi.
Odebrali od nas odzienia i posadzili w rogu Sali, tak, aby nikt nam nie
przeszkadzał, albo, żeby nikt nam nie robił zdjęć. Podali nam jedzenie. Homary.
Przypomniało mi się, co chłopcy robili w NY. Jestem ciekawa, czy ten facet
skapnął się… Potem kelner nalał nam wina, rozmawialiśmy, trzymaliśmy się za
ręce, było tak pięknie i romantycznie. Po około 2,5 godzinie Lou wstał.
-No, to już musimy jechać…
-Ale do domu?
-Nie, muszę ci pokazać prezent ode mnie…
-Nie musisz.
-Chodź, musimy jechać.
-No dobrze.
Podziękowaliśmy, Louis zapłacił, kelner podał nam ubrania
i wyszliśmy do taksówki, która już na nas czekała.
-Gdzie jedziemy?- spytałam, gdy wsiedliśmy.
-Niespodzianka.
-Nie lubię niespodzianek…
-Przeżyjesz.
-Dasz mi jakąś podpowiedź?
-Hmmm… Nie.
-Ale jesteś…
-I tak mnie kochasz…
-Tak, to prawda.
-Muszę ci owinąć oczy chustką.
-Jeśli musisz…
-Muszę i nie podglądaj.
-Dobrze.
Chwilę później kierowca stanął. Lou wyszedł pierwszy.
Otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść.
-Gdzie ty mnie prowadzisz?
-Cicho. Zaraz się dowiesz.
Szliśmy i szliśmy. Prowadził mnie, żebym się nie
przewróciła.
-Już?
-Zaraz, kierowca pojechał trochę za daleko.
Po dwóch minutach.
-Już
jesteśmy.- był uśmiechnięty.
Coś zaskrzypiało.
Odwiązałam chustkę.
-Co to jest za miejsce?- spytałam zdziwiona.
-Nasze nowe mieszkanie, jeśli tylko zechcesz ze mną zamieszkać.
Zatkało
mnie. Wszystko było pomalowane, nawet meble były wstawione.
-To jest nasze mieszkanie?- spytała, gdy tylko odzyskałam
świadomość.
-Tak.
-Louis-
spojrzałam na niego i przytuliłam się- to… to… to… jest najpiękniejszy prezent,
jaki ktokolwiek i kiedykolwiek mi dał… Spojrzałam w jego szczęśliwe oczy i
mocno pocałowałam, chłopak przywarł mnie do ściany. Oderwałam się od niego.
-Jeszcze przed, chcę zobaczyć mieszkanie. Weszłam do
salonu, ogromnego salonu, kominek, jadalnia, śliczna kuchnia.
-Matko, jak pięknie, ja już chcę tu mieszkać.
Zauważyłam, że w rogu salonu stoi biały fortepian,
zaparło mi dech w piersiach. Zagrałam krótką melodię, złapałam Louisa za rękę i
pobiegłam na górę, zajrzałam do sypialni. Oniemiałam dosłownie, była śliczna,
na ścianach kolor… magnolii. Taaa… No to wiem, kto wybierał farby…
Wyszłam i weszłam do pokoju naprzeciwko. Nie był to jakiś
duży pokój, ale był cały pusty. Na wprost drzwi było ogromne okno.
-Co to za pokój?- spytałam.
-Gdybyśmy kiedyś chcieli, no wiesz, mieć dziecko…
Łza zakręciła mi się w oku. Wyobraziłam sobie niebieskie,
albo różowe ściany, po lewej stronie regalik z zabawkami i książkami, a na
środku łóżeczko z baldachimem…
-Na pewno, ale nie teraz.
Uśmiechnął się.
Ogólny opis domu: Na dole, jest taka jakby pralnia, albo
można nazwać rupieciarnia. Salon jest połączony z jadalnią i kuchnią. Na górze
jest 5 pokoi z czego 1. to sypialnia, a 2. To pokój dla dziecka, pozostałe są
gościnne wszystkie zagospodarowane w łóżka regały, fotele. Musiało kosztować
masę pieniędzy. Na dole i na górze jest łazienka z pełnym wyposażeniem. Louis
pomógł mi ściągnąć płaszcz, ja zrzuciłam buty i skoczyłam na łóżko. Mój chłopak
zaniósł rzeczy na dół i przyniósł po kieliszku wina. Leżałam plackiem na
niezwykle wygodnym łóżku. Mój chłopak odłożył kieliszki na półkę, nachylił się
nade mną i pocałował najpierw delikatnie, ale potem walczyłam z guzikami od
jego koszuli, które nie chciały się odpiąć. Wreszcie uporałam się, on dobrał
się do mojej poszło mu to znacznie sprawniej niż mi. Leżeliśmy w samej
bieliźnie. Czułam jego pocałunki chyba w każdej części mojego ciała. Był taki
zachłanny, ale to sprawiało, że pragnęłam go coraz bardziej… Leżał na mnie, ale
chwilkę później to ja przejęłam pałeczkę i zamieniliśmy się rolami. Usiadłam na
nim okrakiem. Uśmiechnął się do mnie zawadiacko. Przygryzłam lekko wargę. Znów
leżał na mnie. No i to tyle z opisów, bo teraz każda wie, co działo się dalej…
9
lutego, 12:44
Obudziłam się w objęciach ukochanego. Spał tak słodko,
musnęłam lekko jego soczyste usta. Wstałam ubrałam jego koszulę i swoje majtki.
Zeszłam na dół, trochę burczało mi w brzuchu. Zajrzałam do lodówki. Była
wypełniona po brzegi jedzeniem. Wyjęłam potrzebne składniki do zrobienia
naleśników. Po 20 minutach były gotowe. Nakładałam właśnie je, gdy ktoś objął
mnie od tyłu i musnął w szyję. Odłożyłam talerz na bok. Odwróciłam się do
niego, pocałował mnie i złapał za pośladki. Gdy już skończył mielić mi usta,
złapał naleśniki i zaniósł je do jadalni. Ja wzięłam dwa kubki kawy i położyłam
je na stole. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Przez cały czas się uśmiechaliśmy
do siebie.
-Wiesz, to były najwspanialsze urodziny, jakie
kiedykolwiek ktokolwiek miał.
-Bardzo mi miło.
Skończyłam jeść i popijałam kawę. Przyglądał mi się przez
cały czas, uśmiechał się tak jak wczoraj… Wstałam z miejsca, umyłam talerz i
kubek w zlewie. Był trochę zawiedziony, myślał, że…
Wyszłam z pomieszczenia i poszłam na górę. Będąc już na
piętrze zawołałam.
-JAK CHCESZ TO MOŻEMY SIĘ RAZEM WYKĄPAĆ!
Usłyszałam tylko, jak szybko się zerwał. Weszłam do
łazienki na piętrze i napuściłam gorącej wody do wanny. Mój chłopak zaraz
znalazł się w łazience.
Za około 2 godziny w ręczniku poszłam się ubrać we
wczorajsze rzeczy, chciałam bowiem pojechać do domu i zabrać choć trochę
manatków do nowego domu. Lou siedział w wodzie. Ubrałam bieliznę i pozostałe
ubrania. Usiadłam na łóżku i odpisałam Carze na sms-a, którego wysłała o 1:00 w
nocy.
Lou wyszedł w ręczniku i też zaczął się ubierać. Po
godzinie byliśmy już w domu Cary. Bo chyba tak musimy teraz nazywać to miejsce…
Weszliśmy do środka.
-No nareszcie.- powiedziała Cara- jak ci się podoba?
Czemu nie odpisałaś na mojego sms-a w nocy?
-Caruś?- zawołał Hazza z kuchni.
-Co?
-Jak myślisz co oni robili w nocy?
-Yyyy… Tak… To jak ci się podoba dom?
-Śliczny, perfekcyjny, piękny. Bardzo ładne kolory ścian,
ciekawe, kto je wybierał…- spojrzałam na nią.
-Skąd wiesz, że wybierałam?
-Biały i magnolia, pamiętasz? Materiały do twoich
sukienek. Dobra z ciebie kłamczucha.
Uśmiechnęła się szeroko.
Zdjęłam płaszcz i powiesiłam go na wieszaku. Lou poszedł
za mną schodami do góry. Weszłam do swojej sypialni. Otworzyłam szafę i
największą walizkę jaką mam. Spakowałam rzeczy i część butów. Włożyłam keyboard
do futerału, chociaż właściwie, nie będzie mi już potrzebny, jednak zabrałam go
ze sobą. Wyjęłam drugą walizkę troszkę mniejszą. Spakowałam już wszystkie
rzeczy z szafy i pozostałą część butów. Spakowałam komputer i jakieś jeszcze
duperele. W sumie dwie wielkie walizki… Louis odrobinkę się załamał, gdy ją
zobaczył, tej większej sam podnieść nie dał rady. Zawołał na pomoc Hazzę. Ten
zakasał rękawy i pomógł przyjacielowi, gdy zeszli na dół usłyszałam tylko
westchnięcie. Drugą Lou dał radę wziąć. Włożył giganta z Hazzą do bagażnika
mojego samochodu, a drugą do środka, bo nie było już miejsca. Chłopak spakował
swoje rzeczy i włożył je do swojego Porsche. Spakowałam keyboard. Pomachałam
Carze, która była w oknie i pojechałam Louis jechał pierwszy. Ja za nim. Przez
cały czas patrzył się w lusterko. Widząc jego uśmiechnięte oczy, popatrzyłam na
niego i lekko przygryzłam wargę. Ściągnęłam szalik i odpięłam sobie płaszcz.
Tak, uwielbiam go rozpalać…
Dojechaliśmy do domu. Wnieśliśmy na górę walizkę-
giganta, potem Lou wziął tę mniejszą, a ja wzięłam keyboarda, położyłam go w
szafie na podłodze. Chłopak przyniósł swoją walizkę i położył ją przy ścianie.
Otworzyłam giganta. Włożyłam rzeczy do szafy, potem otworzyłam mniejszą i
rozłożyłam rzeczy. Troszkę zgłodniałam, więc postanowiłam zrobić makaron z serem.
Wyjęłam potrzebne składniki i zaczęłam pichcić. Louis rozpakowywał się. Po 20
minutach posiłek był gotowy nałożyłam mojemu chłopakowi i sobie.
-Lou, jesteś głodny?
-Trochę.- odkrzyknął z góry.
-To chodź.
Zszedł na dół.
-Makaron z serem, jak ja dawno tego nie jadłem…
-Ja też.
Jedliśmy posiłek, gdy zadzwonił mój telefon. Pobiegłam do
korytarza, gdzie leżała moja torebka.
-Halo?
-Hej
Camille. Tu Eddie, dzwonię, żeby ci powiedzieć, że od przedwczoraj masz 500
tys. Wyświetleń.
-Serio?
-No
i same pozytywne komentarze…
-Bardzo
się cieszę.
-A i przypomniało mi się
pojutrze, masz pierwszy wywiad jako Rosie. Reporter przyjedzie do Syco o 16:00.
-Dobra,
dzięki Eddie, pa.
-Pa.
Wróciłam do Louisa. Zjedliśmy i Lou musiał jechać na
próbę, trochę mi się nudziło, więc wzięłam czystą kartkę w pięciolinię i
położyłam ją na specjalnym stojaczku na moim białym fortepianie. Dotknęłam
palcem pierwszego klawisza i naszła mnie wena na piosenkę. Po głowie chodziły
mi słowa, takie, które opisywały rozstanie, cierpienie… Tak, ta piosenka będzie
właśnie o rozstaniu.
Po godzinie była gotowa, włączyłam sobie telewizor i
położyłam się plackiem na kanapie. Na kanale E! leciał właśnie reportaż o One
Direction. Oglądałam i słuchałam pojedynczych rzeczy, które i tak wiedziałam,
ale potem zaczęli gadać o burzliwych związkach Hazzy, na końcu pokazali zdjęcia
samej Cary, a potem zdjęcie Cary i Harry’ego. Komentarz lektora brzmiał tak: Chłopak, który był rozchwytywany np. przez Caroline
Flack albo samą Taylor Swift, nareszcie próbuje się ustatkować, ze swoją
teraźniejszą dziewczyną jest już prawie 5 miesięcy, Cara Galderman mimo zdrady
Harry’ego wróciła do niego i mają się dobrze. Potem zaczęli obgadywać
kolejne dziewczyny chłopaków najpierw Perrie, potem Danielle, nadmienili coś o
Demi Lovato (Niall się z nią TYLKO przyjaźni), a na końcu o mnie. Komentarz: Pod koniec ostatniego roku w życiu byłej
top modelki Camille Montrose zagrzmiało. Prawdopodobnie w lipcu poznała swojego
teraźniejszego chłopaka, miała nieźle zapowiadającą się karierę, ale zbyt małe
zarobki sprawiły, że nie podpisała kolejnego kontraktu z Elite London NYC.
Kilka dni temu na Youtube pojawił się teledysk Camille do piosenki Variation,
śpiewa tam pod pseudonimem Rosie, nikt nie wie skąd wziął się taki przydomek…
Ja wiem, powiedziałam do siebie.
(…)
Dziewczyna prezentuje tam swoje piękne ciało, pokazali kilka urywków z
teledysku. Co się okazało dostała w darze piękny i melodyjny głos, wiele
specjalistów uważa, że jeżeli będzie dalej tak śpiewała może odnieść sukces na
miarę Mariah Carey, czy Madonny…
Odrobinę mnie to zszokowało.
(…)
Pojawiają się bardzo miłe komentarze pod piosenką dziewczyny. Fanki zespołu One
Direction, gdzie śpiewa Louis Tomlinson, aktualnie partner Rosie, bardzo ciepło
komentują je, ale zdarzają się takie, które najzwyczajniej obrażają ją, np. że
robi karierę, bo Louis ma wtyki itd. Rosie dała z siebie wszystko i pokazała
przez to, że można spaść na sam dół i wzbić się.
Odpaliłam kompa, który leżał
na stole, weszłam na Twittera, rzeczywiście, było tak jak mówili w TV.
Napisałam krótkiego posta z linkiem na Youtube i tylko tyle. Zauważyłam, że Lou
już tego samego dnia, gdy wstawiono teledysk podał linka w poście, jak i
wszyscy chłopcy łącznie z Carą.
A ja lekko jestem spóźniona…
Potem włączyłam sobie
program Ellen DeGeneres. Zadzwonił mój telefon, James. Pogadałam z nim może z
2,5 godziny. Około 19:00 Louis przyszedł zmęczony, więc od razu poszedł spać.
Ja natomiast położyłam się około 22:30.
Miłego czytania kochane!
Miłego czytania kochane!
Interesujący :)
OdpowiedzUsuńŻartuje genialny jest !
Świetny czelam z niecierpliwoscia na nastepny
OdpowiedzUsuń