12 maja, 12:48
Oczami Camille
Obudziłam się
wypoczęta i szczęśliwa. Louisa nie było, ale w powietrzu unosił się
przepiękny zapach kawy.
Zbiegłam na dół. Przytuliłam go od tyłu i pocałowałam w
szyję. Usiadłam po turecku na blacie.
-Co pichcisz?
-Omleta z pomidorami.
-Mniam.
Upiłam łyk kawy.
-Perfekcyjna, tylko ty umiesz taką robić.
-No ba.
Nałożył na talerze porcje i w ciągu 20 minut talerze były
puste. Byłam strasznie głodna.
-O której mamy samolot?
-O 17:00.
-To ja się pójdę szykować.
Wzięłam kąpiel i ubrałam się.
Spakowałam torbę i kosmetyczkę. Koło 16:00 byłam gotowa. Lou był spakowany
wcześniej. O 16:20 wyjechaliśmy taksówką z domu. Oddaliśmy bagaże i udaliśmy
się ku odprawie. Wsiedliśmy i punktualnie samolot wystartował. Długo czekałam
na te wakacje, bardzo długo. Spędzę czas tylko z Louisem. Tylko ja i on…
Wreszcie.
Po 2,5 godzinach dolecieliśmy na Teneryfę, jednak to nie
był ostatni przystanek. Stamtąd przesiedliśmy się do samolotu na maleńką wyspę
El- Hierro. Ma ona 282 km2 i zamieszkuje na niej tylko 10, 000 osób. Wybraliśmy
takie miejsce, żeby odpocząć. Od ludzi, od paparazzi itd. Po godzinie byliśmy
już na małym lotnisku na wyspie. Taksówka zawiozła nas pod hotel, a właściwie
był to domek na plaży. Facet oprowadził nas, chociaż tak naprawdę nie miał po
czym oprowadzać. Nasze tymczasowe mieszkanko składało się z ślicznej dużej
łazienki, sypialni z łóżkiem dla dwojga i małym pokoikiem (tam położyliśmy
walizki). Podziękowaliśmy mu i
przekazał, że możemy zamawiać sobie posiłki do domku, albo na plażę.
Położyłam walizkę w kącie i usiadłam na fotelu, który był na tarasie. Podkurczyłam
nogi, zamknęłam oczy i oparłam głowę o tył siedzenia. Wiatr delikatnie wiał.
Lou usiadł na drugim fotelu. Powoli się ściemniało, bo słońce zaczęło się
chować za horyzontem. Zadzwonił mój telefon. Wstałam, choć niechętnie, z fotela
i podążyłam ku torebce, która leżała w tymczasowej garderobie(czytaj: mały
pokoik).
-Halo?
-No
cześć, jak tam podróż?
-Dobrze,
a co u was?
-Fajnie,
siedzę z Hazzą w domu i cieszymy się sobą.
-To
cieszcie się ile wlezie…
-Taaa…
-Jedziecie
gdzieś?
-Nie
możemy, bo mam pokaz za dwa tygodnie…
-Cholera.
-No
wiem…
-Dobra,
kochana, nie będę ci przeszkadzać. Baw się dobrze i wypocznij przed trasą.
-Ok.
Papa Cara.
-Pa.
Wyłączyłam telefon i położyłam na szafce.
-Kto dzwonił?
-Cara.
-Aha. Może napijemy się wina?
-Czemu nie.- uśmiechnęłam się szeroko.
Chłopak zadzwonił i zamówił czerwone wino do domku. Za 5
minut było już na miejscu.
Wypiliśmy po kieliszku i ziewnęłam.
-Chyba pójdziemy spać, co?
-Też jestem zmęczony…
-To chodź.
Wzięłam go za rękę i weszliśmy do środka. Lou zamknął
drzwi, wziął prysznic i walnął się na łóżku. Momentalnie zasnął. Ja po umyciu
się zrobiłam identycznie.
-Camille, słonko, budź się.- szeptał mi do ucha, a moja
twarz mimowolnie się uśmiechnęła- przyniosłem ci śniadanie i świeżą kawę.
Otworzyłam jedno oko. Byłam głodna.

-To co teraz, leżing, plażing i smażing?
-Tak.
Umyłam zęby i rozczesałam włosy. Ubrałam się w strój i
walnęłam się na leżak. Louis za to porwał deskę surfingową i szalał w wodzie.
-No chodź do mnie.
-Ale
ja nie umiem.
-Nie denerwuj mnie, chodź.
Wstałam z leżaka i weszłam do wody.
-Wsiadaj.
-Nie umiem.
-To cię nauczę.
Usiadłam na desce okrakiem. Louis wytłumaczył mi
wszystko. Spróbowałam raz, drugi trzeci, piąty i dziesiąty, aż wreszcie
ogarnęłam. Surfowaliśmy razem. Śmiejąc się przy tym do woli. Postanowiliśmy
pójść na miasto, coś zjeść. Ubrałam zwiewną białą sukienkę i włosy rozpuściłam. Louis ubrał krótkie dżinsowe spodenki i białą koszulkę.
Nałożyłam płaskie cieliste sandałki i wyszliśmy z domku. Poszliśmy na kraby do
restauracji na plaży siedzieliśmy tam prawie 3 godziny, karmiąc się nawzajem.
Potem poszliśmy na spacer. Zaczepiało nas wielu ludzi, w pewnym momencie nawet
zebrała się 10- osobowa grupka, rozdawaliśmy autografy i pozowaliśmy do zdjęć.
Ustaliliśmy, że wracamy już do domku.
-Musisz się przyzwyczaić do takiego życia.
-Chyba nigdy się nie przyzwyczaję.
-Mi też było trudno przez pierwszy rok, ale potem było z
górki.
Chłopak objął mnie ramieniem, a ja oparłam głowę o jego
ramię.
-Kocham cię.
-Ja
ciebie też.
Doszliśmy już na naszą plażę. Podeszłam ku wodzie, a
chłopak zrobił mi zdjęcie. Lou pocałował mnie mocno. A mi się to
spodobało… Pogłębiłam całusa. Dotknęłam prawą ręką jego policzka. Otworzył
drzwi od domku, nie przestając się całować, zsunęłam z siebie sukienkę,
pozostając w samej bieliźnie.
Kilka
godzin później
Usłyszałam śmiech, a właściwie rechot. Otworzyłam oczy,
panowała ciemność. Zapaliłam lampkę i zmrużyłam oczy od jej blasku. Spojrzałam
na Louisa. Tak uśmiechniętego jeszcze go nie widziałam. Banan od ucha do ucha.
Już chciałam gasić światło, gdy tak parsknął śmiechem, że aż podskoczyłam.
Zachciało mi się pić. Sięgnęłam po butelkę, która leżała na podłodze. Upiłam
łyka i wstałam z łóżka kierując się na taras. Zegarek na szafce wskazywał
4:51
4:51
Nałożyłam na siebie koszulkę, w której zawsze spałam i
usiadłam na fotelu.
Patrzyłam się na coraz mocniejszy blask na horyzoncie,
wreszcie przebłysk słońca, był tak mocny, że aż przysłoniłam oczy dłońmi.
Posiedziałam chwilkę i wróciłam do Lou. Miał normalną minę i spał. Położyłam
się i zasnęłam. Jednak nie pospałam długo, bo znowu zaczął się śmiać, ale
okazało się, że dochodziła ósma.
Zadzwoniłam i zamówiłam śniadanie. Ubrałam się w spodenki
i luźną białą koszulkę. Włosy upięłam w kucyka. Przywieziono nam śniadanie,
podziękowałam i położyłam talerze z omletami na swoich miejscach. Obok stał
kubek z mrożoną kawą. Nałożyłam okulary przeciwsłoneczne, bo słońce nie źle
dawało. Louis przyszedł w samych bokserkach, zlustrowałam go od góry do dołu,
ale nie było tego widać, szkła okularów mam czarne :)
Jego włosy były całkowicie rozczochrane, każdy w inną
stronę.
-Hej, słonko…- powiedział i dał mi całusa- co jemy?
-Omlety.
-Mniam.
-Lou?
-Tak?
-Co ci się dziś śniło?
-Wiesz, nie pamiętam, a co?
-Rechotałeś się pół nocy.
-Serio?
-Serio.
-I obudziłem cię?
-Trochę.
-Jakoś ci to później wynagrodzę… Obiecuję.- uśmiechnął
się zawadiacko.
Ściągnęłam okulary i odgarnęłam grzywkę z oczu.
-Ślicznie wyglądasz bez makijażu…
-Weź, wyglądam okropnie.
Zasłoniłam oczy dłońmi.
-Nieprawda, jesteś naturalnie piękna, kotku…
-Awww…
-Wiesz, że dzisiaj nurkujemy?
-OMG.
-Dasz radę. Będę cię przez cały czas trzymał za rękę.
-Obiecujesz?
-Słowo harcerza.
-Z ciebie to taki harcerz, jak ze mnie nurek.
Uśmiechnął się.
-Pójdę wziąć prysznic.- powiedziałam i wstałam z miejsca.
Zimny prysznic, nie ma co, perfekcyjny na upał. Rozczesałam
mokre włosy i je rozpuściłam. Ubrałam się w rzeczy, które miałam przed chwilą i
wyszłam z łazienki. Louis gadał z kimś przez telefon. Z kimś, kto był
instruktorem pływania pod wodą… Skończył.
-Zwiąż dobrze włosy, będzie ci się lepiej pływało.
-A jak się utopię…
-Jak będziesz tak gadać, to cię sam utopię… Musimy wziąć
jakieś ręczniki.
-Spakuję je.
Wzięłam
ręczniki i wyszliśmy z domku. Na parkingu, przy głównym hotelu stał zaparkowany
samochód. Wsiedliśmy do niego i zawiózł nas do portu, gdzie czekała na nas
motorówka. Wysiedliśmy z samochodu i wsiedliśmy do motorówki. Facet, który ją prowadził,
wręczył nam kombinezony, a gdy je ubraliśmy zamontował na nas butlę tlenową
maski i inne duperele. Po 10 minutach byliśmy na otwartej wodzie. Wytłumaczył
nam wszystko. Louis wskoczył pierwszy, wynurzył się i machnął do mnie ręką.
Zrobiłam tak samo jak on. Przechyliłam się do tyłu. Byłam w wodzie. Lou złapał
mnie za rękę i lekko pociągnął w dół. Ruszałam płetwami. Ukazała mi się rafa
koralowa. Kolorowa, wokół niej pływały małe rybki, dojrzałam błazenki, jeżowca,
a nawet krewetkę. Potem popłynęliśmy trochę dalej w kierunku skał.
Lou
wyciągnął aparat wodoodporny i zrobił mi zdjęcie. Tsaaa… Chyba nie będę chciała
zobaczyć tego zdjęcia… Przepłynęliśmy jeszcze w stronę jaskini, chciałam tam
wpłynąć, ale Lou pociągnął mnie za rękę i popłynęliśmy w stronę motorówki.
Wynurzyliśmy się, zdjęłam maskę i wyjęłam to coś z ust. Facet czytał gazetę z
wyłożonymi nogami.
-Ale było zarąbiście.- powiedziałam.
-A nie mówiłem?
-Miałeś rację.
Mężczyzna pomógł mi wejść na łódkę. Ściągnęłam z siebie
kombinezon, Lou tak samo. Wytarłam włosy ręcznikiem. Po kilku minutach byliśmy
znowu w porcie. Louis podziękował i zapłacił za usługę. Złapałam go za rękę i
poszliśmy na jedzenie. Było gdzieś koło 16:00. Kupiłam sobie shake’a i
wróciliśmy do domku. Usiadłam na fotelu i rozkoszowałam się smakiem
truskawkowego napoju, w tym czasie Lou poszedł wziąć prysznic, a ją włączyłam
telefon. 4 nieodebrane połączenia od Cara, 10 od Liam, 2 od Harry, 3 od Eddie i
1 od James.
Zadzwoniłam najpierw do Cary, ale ona nie odbierała.
Potem do Liama.
-Halo?
-Hejka
Daddy, dzwoniłeś, ale miałam wyłączony telefon.
-Gadałem
z nią.
-Jakie
rezultaty?
Poprawiłam się na fotelu.
-Nijakie,
musimy to obydwoje jeszcze raz przemyśleć.
-Ale
co ona mówiła?
-Powiedziała,
że nie jest niczego pewna, boi się, że znowu będzie w związku, w którym będzie
zero miłości i zrozumienia.
-Zapewniłeś
ją, że tak nie będzie?
-Z
10 razy…
-Musisz
jej dać czas do namysłu, to jest rzeczywiście ważna sprawa. Musicie być pewni
wszystkiego.
-Masz
rację. A co dziś robiliście?
-Nurkowaliśmy.
-I
jak? Dałaś sobie radę?
-Trochę
się wcześniej bałam, ale Louis pływał przez cały czas ze mną.
-Zazdroszczę…
-Powiem
ci, że masz czego…
-No
dobrze, to ja ci nie będę przeszkadzał. Bawcie się dobrze.
-Pa,
Liam.
-Na
razie.
Napisałam sms-a do Hazzy, Eddiego i Jamesa o treści: Dzwoniłeś, o co chodzi?
Ale nikt w najbliższym czasie nie odpisał. Zaczęła mnie
boleć głowa, wzięłam tabletkę, którą miałam w torbie i popiłam wodą. Lou
wyszedł w ręczniku i wycierał głowę drugim. Chłopak ubrał bieliznę i spodenki.
Walnęłam się na łóżko i położyłam rękę na czole. Louis odpalił komputer i
puścił film. Nawet nie wiem jaki, ale mój chłopak bardzo chciał go obejrzeć.
Położył sobie wyżej poduszkę, tak, aby był bardziej w pozycji siedzącej, a ja
położyłam głowę na jego brzuchu. Komputer leżał na kolanach chłopaka.
Właściwie, gdy pokazał się tytuł. Labirynt. Zasnęłam.
WIELKIE WYDARZENIE ZOSTAŁO OGŁOSZONE NA PREMIERZE FILMU ONE DIRECTION. PERRIE EDWARDS ZARĘCZYŁA SIĘ Z ZAYNEM MALIKIEM. JA OGÓLNIE RZECZ BIORĄC PORYCZAŁAM SIĘ, JAK TO USŁYSZAŁAM.
Jakaś dziewczyna na Facebook'u napisała, że jak wezmą ze sobą ślub, to Mixers będą szwagierkami Directioners...
Awwwww...
Love you all :)
WIELKIE WYDARZENIE ZOSTAŁO OGŁOSZONE NA PREMIERZE FILMU ONE DIRECTION. PERRIE EDWARDS ZARĘCZYŁA SIĘ Z ZAYNEM MALIKIEM. JA OGÓLNIE RZECZ BIORĄC PORYCZAŁAM SIĘ, JAK TO USŁYSZAŁAM.
Jakaś dziewczyna na Facebook'u napisała, że jak wezmą ze sobą ślub, to Mixers będą szwagierkami Directioners...
Awwwww...
Love you all :)
fajny rozdział, ale mogłabyś pisać więcej z punktu widzenia Cary?
OdpowiedzUsuńNie jesteś jedyną, która o to pyta, pozdrawiam Alice...
UsuńPostaram się, ale wiesz czasem tak bywa, że muszę pisać z punktu widzenia Cary, czasami nie, bo akcja kręci się wokół Camille i Louisa. A tak na marginesie, pytasz się o to ze względu na osobę Cary, czy tego, że jest z Hazzą ;)
Postaram się, pożyjemy zobaczymy!
Świetnyyy :)
OdpowiedzUsuńZnalazłam twojego bloga gdzieś na innej stronce. Chciałabym ci powiedzieć że jest mega <3
Mam nadzieje że w kolejnych rozdziałach będzie bardziej rozwinięte wątki z innymi członkami 1D :)