piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 56


12 maja, 12:48

Oczami Camille
Obudziłam się  wypoczęta i szczęśliwa. Louisa nie było, ale w powietrzu unosił się przepiękny zapach kawy.
Zbiegłam na dół. Przytuliłam go od tyłu i pocałowałam w szyję. Usiadłam po turecku na blacie.
-Co pichcisz?
-Omleta z pomidorami.
-Mniam.
Upiłam łyk kawy.
-Perfekcyjna, tylko ty umiesz taką robić.
-No ba.
Nałożył na talerze porcje i w ciągu 20 minut talerze były puste. Byłam strasznie głodna.
-O której mamy samolot?
-O 17:00.
-To ja się pójdę szykować.
Wzięłam kąpiel i ubrałam się. Spakowałam torbę i kosmetyczkę. Koło 16:00 byłam gotowa. Lou był spakowany wcześniej. O 16:20 wyjechaliśmy taksówką z domu. Oddaliśmy bagaże i udaliśmy się ku odprawie. Wsiedliśmy i punktualnie samolot wystartował. Długo czekałam na te wakacje, bardzo długo. Spędzę czas tylko z Louisem. Tylko ja i on… Wreszcie.
Po 2,5 godzinach dolecieliśmy na Teneryfę, jednak to nie był ostatni przystanek. Stamtąd przesiedliśmy się do samolotu na maleńką wyspę El- Hierro. Ma ona 282 km2 i zamieszkuje na niej tylko 10, 000 osób. Wybraliśmy takie miejsce, żeby odpocząć. Od ludzi, od paparazzi itd. Po godzinie byliśmy już na małym lotnisku na wyspie. Taksówka zawiozła nas pod hotel, a właściwie był to domek na plaży. Facet oprowadził nas, chociaż tak naprawdę nie miał po czym oprowadzać. Nasze tymczasowe mieszkanko składało się z ślicznej dużej łazienki, sypialni z łóżkiem dla dwojga i małym pokoikiem (tam położyliśmy walizki).  Podziękowaliśmy mu i przekazał, że możemy zamawiać sobie posiłki do domku, albo na plażę.
Położyłam walizkę w kącie i usiadłam na  fotelu, który był na tarasie. Podkurczyłam nogi, zamknęłam oczy i oparłam głowę o tył siedzenia. Wiatr delikatnie wiał. Lou usiadł na drugim fotelu. Powoli się ściemniało, bo słońce zaczęło się chować za horyzontem. Zadzwonił mój telefon. Wstałam, choć niechętnie, z fotela i podążyłam ku torebce, która leżała w tymczasowej garderobie(czytaj: mały pokoik).
-Halo?
-No cześć, jak tam podróż?
-Dobrze, a co u was?
-Fajnie, siedzę z Hazzą w domu i cieszymy się sobą.
-To cieszcie się ile wlezie…
-Taaa…
-Jedziecie gdzieś?
-Nie możemy, bo mam pokaz za dwa tygodnie…
-Cholera.
-No wiem…
-Dobra, kochana, nie będę ci przeszkadzać. Baw się dobrze i wypocznij przed trasą.
-Ok. Papa Cara.
-Pa.
Wyłączyłam telefon i położyłam na szafce.
-Kto dzwonił?
-Cara.
-Aha. Może napijemy się wina?
-Czemu nie.- uśmiechnęłam się szeroko.
Chłopak zadzwonił i zamówił czerwone wino do domku. Za 5 minut było już na miejscu.
Wypiliśmy po kieliszku i ziewnęłam.
-Chyba pójdziemy spać, co?
-Też jestem zmęczony…
-To chodź.
Wzięłam go za rękę i weszliśmy do środka. Lou zamknął drzwi, wziął prysznic i walnął się na łóżku. Momentalnie zasnął. Ja po umyciu się zrobiłam identycznie.

13 maja, 9:22

-Camille, słonko, budź się.- szeptał mi do ucha, a moja twarz mimowolnie się uśmiechnęła- przyniosłem ci śniadanie i świeżą kawę.
Otworzyłam jedno oko. Byłam głodna.
-Wiedziałem, że to zawsze działa…
Wstałam z łóżka i odgarnęłam włosy na bok. Rzeczywiście na tarasie na stoliku stały dwa talerze z wypasionymi naleśnikami. Zjadłam je szybko i popiłam kawą.
-To co teraz, leżing, plażing i smażing?
-Tak.
Umyłam zęby i rozczesałam włosy. Ubrałam się w strój i walnęłam się na leżak. Louis za to porwał deskę surfingową i szalał w wodzie.
-No chodź do mnie.
-Ale ja nie umiem.

-Nie denerwuj mnie, chodź.
Wstałam z leżaka i weszłam do wody.
-Wsiadaj.
-Nie umiem.
-To cię nauczę.
Usiadłam na desce okrakiem. Louis wytłumaczył mi wszystko. Spróbowałam raz, drugi trzeci, piąty i dziesiąty, aż wreszcie ogarnęłam. Surfowaliśmy razem. Śmiejąc się przy tym do woli. Postanowiliśmy pójść na miasto, coś zjeść. Ubrałam zwiewną białą sukienkę i włosy rozpuściłam. Louis ubrał krótkie dżinsowe spodenki i białą koszulkę. Nałożyłam płaskie cieliste sandałki i wyszliśmy z domku. Poszliśmy na kraby do restauracji na plaży siedzieliśmy tam prawie 3 godziny, karmiąc się nawzajem. Potem poszliśmy na spacer. Zaczepiało nas wielu ludzi, w pewnym momencie nawet zebrała się 10- osobowa grupka, rozdawaliśmy autografy i pozowaliśmy do zdjęć. Ustaliliśmy, że wracamy już do domku.
-Musisz się przyzwyczaić do takiego życia.
-Chyba nigdy się nie przyzwyczaję.
-Mi też było trudno przez pierwszy rok, ale potem było z górki.
Chłopak objął mnie ramieniem, a ja oparłam głowę o jego ramię.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Doszliśmy już na naszą plażę. Podeszłam ku wodzie, a chłopak zrobił mi zdjęcie.  Lou pocałował mnie mocno. A mi się to spodobało… Pogłębiłam całusa. Dotknęłam prawą ręką jego policzka. Otworzył drzwi od domku, nie przestając się całować, zsunęłam z siebie sukienkę, pozostając w samej bieliźnie. 

Kilka godzin później
Usłyszałam śmiech, a właściwie rechot. Otworzyłam oczy, panowała ciemność. Zapaliłam lampkę i zmrużyłam oczy od jej blasku. Spojrzałam na Louisa. Tak uśmiechniętego jeszcze go nie widziałam. Banan od ucha do ucha. Już chciałam gasić światło, gdy tak parsknął śmiechem, że aż podskoczyłam. Zachciało mi się pić. Sięgnęłam po butelkę, która leżała na podłodze. Upiłam łyka i wstałam z łóżka kierując się na taras. Zegarek na szafce wskazywał 

4:51
Nałożyłam na siebie koszulkę, w której zawsze spałam i usiadłam na fotelu.
Patrzyłam się na coraz mocniejszy blask na horyzoncie, wreszcie przebłysk słońca, był tak mocny, że aż przysłoniłam oczy dłońmi. Posiedziałam chwilkę i wróciłam do Lou. Miał normalną minę i spał. Położyłam się i zasnęłam. Jednak nie pospałam długo, bo znowu zaczął się śmiać, ale okazało się, że dochodziła ósma.
Zadzwoniłam i zamówiłam śniadanie. Ubrałam się w spodenki i luźną białą koszulkę. Włosy upięłam w kucyka. Przywieziono nam śniadanie, podziękowałam i położyłam talerze z omletami na swoich miejscach. Obok stał kubek z mrożoną kawą. Nałożyłam okulary przeciwsłoneczne, bo słońce nie źle dawało. Louis przyszedł w samych bokserkach, zlustrowałam go od góry do dołu, ale nie było tego widać, szkła okularów mam czarne :)
Jego włosy były całkowicie rozczochrane, każdy w inną stronę.
-Hej, słonko…- powiedział i dał mi całusa- co jemy?
-Omlety.
-Mniam.
-Lou?
-Tak?
-Co ci się dziś śniło?
-Wiesz, nie pamiętam, a co?
-Rechotałeś się pół nocy.
-Serio?
-Serio.
-I obudziłem cię?
-Trochę.
-Jakoś ci to później wynagrodzę… Obiecuję.- uśmiechnął się zawadiacko.
Ściągnęłam okulary i odgarnęłam grzywkę z oczu.
-Ślicznie wyglądasz bez makijażu…
-Weź, wyglądam okropnie.
Zasłoniłam oczy dłońmi.
-Nieprawda, jesteś naturalnie piękna, kotku…
-Awww…
-Wiesz, że dzisiaj nurkujemy?
-OMG.
-Dasz radę. Będę cię przez cały czas trzymał za rękę.
-Obiecujesz?
-Słowo harcerza.
-Z ciebie to taki harcerz, jak ze mnie nurek.
Uśmiechnął się.
-Pójdę wziąć prysznic.- powiedziałam i wstałam z miejsca.
Zimny prysznic, nie ma co, perfekcyjny na upał. Rozczesałam mokre włosy i je rozpuściłam. Ubrałam się w rzeczy, które miałam przed chwilą i wyszłam z łazienki. Louis gadał z kimś przez telefon. Z kimś, kto był instruktorem pływania pod wodą… Skończył.
-Zwiąż dobrze włosy, będzie ci się lepiej pływało.
-A jak się utopię…
-Jak będziesz tak gadać, to cię sam utopię… Musimy wziąć jakieś ręczniki.
-Spakuję je.
Wzięłam ręczniki i wyszliśmy z domku. Na parkingu, przy głównym hotelu stał zaparkowany samochód. Wsiedliśmy do niego i zawiózł nas do portu, gdzie czekała na nas motorówka. Wysiedliśmy z samochodu i wsiedliśmy do motorówki. Facet, który ją prowadził, wręczył nam kombinezony, a gdy je ubraliśmy zamontował na nas butlę tlenową maski i inne duperele. Po 10 minutach byliśmy na otwartej wodzie. Wytłumaczył nam wszystko. Louis wskoczył pierwszy, wynurzył się i machnął do mnie ręką. Zrobiłam tak samo jak on. Przechyliłam się do tyłu. Byłam w wodzie. Lou złapał mnie za rękę i lekko pociągnął w dół. Ruszałam płetwami. Ukazała mi się rafa koralowa. Kolorowa, wokół niej pływały małe rybki, dojrzałam błazenki, jeżowca, a nawet krewetkę. Potem popłynęliśmy trochę dalej w kierunku skał.
Lou wyciągnął aparat wodoodporny i zrobił mi zdjęcie. Tsaaa… Chyba nie będę chciała zobaczyć tego zdjęcia… Przepłynęliśmy jeszcze w stronę jaskini, chciałam tam wpłynąć, ale Lou pociągnął mnie za rękę i popłynęliśmy w stronę motorówki. Wynurzyliśmy się, zdjęłam maskę i wyjęłam to coś z ust. Facet czytał gazetę z wyłożonymi nogami.
-Ale było zarąbiście.- powiedziałam.
-A nie mówiłem?
-Miałeś rację.
Mężczyzna pomógł mi wejść na łódkę. Ściągnęłam z siebie kombinezon, Lou tak samo. Wytarłam włosy ręcznikiem. Po kilku minutach byliśmy znowu w porcie. Louis podziękował i zapłacił za usługę. Złapałam go za rękę i poszliśmy na jedzenie. Było gdzieś koło 16:00. Kupiłam sobie shake’a i wróciliśmy do domku. Usiadłam na fotelu i rozkoszowałam się smakiem truskawkowego napoju, w tym czasie Lou poszedł wziąć prysznic, a ją włączyłam telefon. 4 nieodebrane połączenia od Cara, 10 od Liam, 2 od Harry, 3 od Eddie i 1 od James.
Zadzwoniłam najpierw do Cary, ale ona nie odbierała. Potem do Liama.
-Halo?
-Hejka Daddy, dzwoniłeś, ale miałam wyłączony telefon.
-Gadałem z nią.
-Jakie rezultaty?
Poprawiłam się na fotelu.
-Nijakie, musimy to obydwoje jeszcze raz przemyśleć.
-Ale co ona mówiła?
-Powiedziała, że nie jest niczego pewna, boi się, że znowu będzie w związku, w którym będzie zero miłości i zrozumienia.
-Zapewniłeś ją, że tak nie będzie?
-Z 10 razy…
-Musisz jej dać czas do namysłu, to jest rzeczywiście ważna sprawa. Musicie być pewni wszystkiego.
-Masz rację. A co dziś robiliście?
-Nurkowaliśmy.
-I jak? Dałaś sobie radę?
-Trochę się wcześniej bałam, ale Louis pływał przez cały czas ze mną.
-Zazdroszczę…
-Powiem ci, że masz czego…
-No dobrze, to ja ci nie będę przeszkadzał. Bawcie się dobrze.
-Pa, Liam.
-Na razie.
Napisałam sms-a do Hazzy, Eddiego i Jamesa o treści: Dzwoniłeś, o co chodzi?
Ale nikt w najbliższym czasie nie odpisał. Zaczęła mnie boleć głowa, wzięłam tabletkę, którą miałam w torbie i popiłam wodą. Lou wyszedł w ręczniku i wycierał głowę drugim. Chłopak ubrał bieliznę i spodenki. Walnęłam się na łóżko i położyłam rękę na czole. Louis odpalił komputer i puścił film. Nawet nie wiem jaki, ale mój chłopak bardzo chciał go obejrzeć. Położył sobie wyżej poduszkę, tak, aby był bardziej w pozycji siedzącej, a ja położyłam głowę na jego brzuchu. Komputer leżał na kolanach chłopaka. Właściwie, gdy pokazał się tytuł. Labirynt. Zasnęłam.

WIELKIE WYDARZENIE ZOSTAŁO OGŁOSZONE NA PREMIERZE FILMU ONE DIRECTION. PERRIE EDWARDS ZARĘCZYŁA SIĘ Z ZAYNEM MALIKIEM. JA OGÓLNIE RZECZ BIORĄC PORYCZAŁAM SIĘ, JAK TO USŁYSZAŁAM.
Jakaś dziewczyna na Facebook'u napisała, że jak wezmą ze sobą ślub, to Mixers będą szwagierkami Directioners... 
Awwwww... 
Love you all :)

3 komentarze:

  1. fajny rozdział, ale mogłabyś pisać więcej z punktu widzenia Cary?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteś jedyną, która o to pyta, pozdrawiam Alice...
      Postaram się, ale wiesz czasem tak bywa, że muszę pisać z punktu widzenia Cary, czasami nie, bo akcja kręci się wokół Camille i Louisa. A tak na marginesie, pytasz się o to ze względu na osobę Cary, czy tego, że jest z Hazzą ;)
      Postaram się, pożyjemy zobaczymy!

      Usuń
  2. Świetnyyy :)
    Znalazłam twojego bloga gdzieś na innej stronce. Chciałabym ci powiedzieć że jest mega <3
    Mam nadzieje że w kolejnych rozdziałach będzie bardziej rozwinięte wątki z innymi członkami 1D :)

    OdpowiedzUsuń