czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 48



3 stycznia, niedziela, 9:00
Obudził mnie dźwięk mojego telefonu, Louis spał obok, więc wyszłam z sypialni uprzednio zamykając drzwi i zeszłam do kuchni. Odebrałam:
-Halo?
-Cześć, tu mówi Eddie.
-Sorry, ale ja nie znam żadnego Eddiego.
-Jak nie znasz, będę twoim menagerem.
-Edward Miller?
-Nie Edward, tylko Eddie. Nie ważne, chciałbym się z Tobą spotkać i obgadać to i tamto. Możesz dzisiaj o 19:00?
-Nie wiem, jak się wyrobię…
-… jeżeli nie dasz rady zadzwoń na ten numer, ale jeśli się wyrobisz, to przyjadę po ciebie na 19:00, zgoda?
-Ok.
-No to do zobaczenia.
-Pa.
Zaparzyłam wodę na kawę i zrobiłam tosty z serem. Cara zeszła na dół i gorąco debatowała z kimś. Zakończyła rozmowę i rzuciła telefon na sofę w salonie.
-Hej.
-Hej. Kto dzwonił?- spytałam.
-Szefowa, powiedziała, że muszę jej dostarczyć projekty kolekcji letniej.
-A masz cokolwiek zrobione?
-Nie…
-Grubo.
-Wiem.
-Pomóc ci?
-Jak możesz…
-Pewnie, spotkanie mam za trzy godziny.
-To chodź.
Wzięłyśmy śniadanie do pracowni i Cara wyjęła wszystkie projekty, które kiedyś narysowała. Wybrałyśmy 10, ale pozostałe i tak musiała namalować (kolejne 15). Dziewczyna myślała, patrzyła na kolejne gazety, a ja wybierałam materiał.


Chłopaki wstali jakieś pół godziny później, ale musieli jechać na próbę, więc długo z nimi nie pogadałyśmy. Po dwóch kolejnych godzinach, ja musiałam jechać na spotkanie. Ubrałam kurtkę i kozaki i wyszłam. Wsiadłam do mojego samochodu i podążyłam drogą do Syco Music. Jakaś dziewczyna już czekała na mnie i zaprowadziła do Simona Cowella.  Ten objaśnił mi wszystko. Przez cały ten miesiąc będę miała próby, rozśpiewanie i ćwiczenie. Musimy wydać pierwszy singiel, który spowoduje, że ludzie będą chcieli chodzić na koncerty i kupować płyty. Facet zaprowadził mnie do studia, gdzie poznałam moich przyszłych muzyków: Patty- keyboard, Nathan- gitara elektryczna, Lucas- gitara basowa, Jimmy- perkusja. Od razu złapałam z nimi kontakt. Zagrali mi pierwszy kawałek, który się nazywa Variation. Podali mi tekst i zaczęłam podśpiewywać, po dwóch godzinach zapoznawania się z utworem śpiewałam go bez problemów. Simon pogratulował mi i powiedział, że jeżeli w takim tempie będziemy pracować to w ciągu miesiąca nagramy całą płytę. Około 17:00 wróciłam do domu. W pewnym sensie byłam szczęśliwa i to jak cholera. Zadzwoniłam do Eddiego i powiedziałam mu, żeby przyjechał jutro na próbę do Syco o 14:00. Następnie odgrzałam sobie obiad i zjadłam u Cary w pracowni, bo dalej tam siedziała. Zaprojektowała kolejne pięć sukienek i była z siebie zadowolona. Włączyłyśmy sobie potem film i popijałyśmy sobie przygotowane przeze mnie drinki. Chłopaki przyszli i byli lekko zdziwieni, że siedzimy, mimo że, każda z nas ma dużo roboty.
-Cam, wiesz co powiedział mi dziś Simon?
-No co?
-Że jesteś bardzo zdolna i że dobrze, że cię mam.
-Oooo…- Cara wydała z siebie dźwięk czułości.
Lou usiadł obok mnie, objął mnie ramieniem i pocałował w ucho. Słitaśne… Hazza oglądał z nami film, ale chyba był zmęczony, bo zasnął. Cara głaskała go po bujnych włosach i przy okazji oglądała. Lou także ledwo co patrzył na oczy, więc poszedł do sypialni. Po skończeniu filmu, Cara szturchnęła Hazzę, żeby wstał i poszedł na górę. Wszyscy się położyliśmy do swoich łóżek i zasnęliśmy.
2 tygodnie później
17 stycznia, niedziela, 15:00
Jestem aktualnie na próbie tanecznej, ćwiczę choreografię do teledysku, przez cały czas myślę także, co kupić Carze na urodziny, w końcu za niecały tydzień skończy dwadzieścia lat. Szykujemy dla niej z Harrym imprezę w klubie. Jeżeli chodzi o Eddiego, to chyba zostaliśmy przyjaciółmi, spotkanie 2 tygodnie temu było świetne.
Do tego dopisała nam pogoda. Chłopak z tego co mi opowiadał pochodzi z Waszyngtonu, ale przyjechał tutaj na studia, nie rozpoczął ich jednak, bo dostał pracę w Syco. Ma 24 lata, dziewczynę Justine. Był menadżerem raczej mało znanych gwiazd, poza tym bardzo zaskoczyła go wiadomość, że będzie teraz menago byłej modelki. Chłopak jest straszną gadułą i żartownisiem, uwielbiam jego poczucie humoru. Jego styl ubierania jest różny, raz nosi lakierkowane buty, a raz vansy za kostkę, raz ubiera się w rurki i koszule, a raz potrafi przyjść w dresach i czapce z daszkiem. Chyba właśnie za to go uwielbiam. 
Około 17:00, Eddie zawiózł mnie do domu. Zaprosiłam go do środka na herbatę. Cara jak zwykle siedziała w pracowni, słysząc męski głos wyjrzała stamtąd i uśmiechnęła się widząc Eddiego.
-Cara! Chodź na chwilę.
-Co się stało?- spytała.
-Chciałam ci przedstawić mojego menagera, a zarazem dobrego przyjaciela Eddiego, a to Eddie jest moja BFF, Cara, poznajcie się.
Podali sobie ręce.
-Chcecie się czegoś napić?- spytałam.
-Ja poproszę szklankę soku.- powiedział Eddie, a Cara mu pokazała sofę, żeby usiadł. Gadaliśmy o wszystkim, jednak mój menago musiał wracać do domu, bo Justine dzwoniła. Chłopak pożegnał się i poszedł.
-Ale ci zazdroszczę…- powiedziała.
-Czego?- zapytałam nalewając sobie do szklanki wodę.
-Mieć takiego seksownego menago, to skarb…
-…pamiętaj, że masz chłopaka…
-… pamiętam, pamiętam.
Za jakieś 15 minut przyjechał Louis, Harry załatwiał sprawy na mieście (pewnie coś z urodzinami). Zadzwonił mój telefon. Odebrałam go.
-Halo?
-Hej Camille, tu Patty.
-No hej, co tam?
-Dzięki, dzwonię, żeby ci przekazać, że jutro próba jest o 10:00, a nie o 14:00, mamy już pozostałe 3 piosenki i musimy je przećwiczyć.
-Nie ma sprawy.
-No to do zobaczenia.
-Na razie.
-Kto dzwonił?- spytał Lou.
-Patty, dziewczyna od keyboardu, jutro mam próbę o 10:00.
-Aha.
Pomagałam jeszcze Carze przy projektach. Harry przyszedł około 21:30. Był uśmiechnięty, wydawało mi się, że załatwił wszystko. Już wiem, co dam mojej przyjaciółce na urodziny, na brystolu A1 powklejam nasze wszystkie zdjęcia z dzieciństwa, aż do teraz, wszystko to oprawię w wielką antyramę. Chyba to jest oryginalny prezent. Około 22:30 poszłam spać.
18 stycznia, poniedziałek, 8:50
Obudziłam się i ubrałam się, zjadłam płatki, zrobiłam sobie kłosa i pomalowałam rzęsy.


Około 9:40 wyjechałam z domu, a punktualnie o 10:00 byłam w wytwórni. Przećwiczyliśmy wszystkie piosenki, a Simon poinformował mnie, że 23 stycznia wyjeżdżam na Malediwy, by nakręcić teledysk do Variation. Zarąbiście. Około 15:00 skończyła się próba i wróciłam do domu, chłopaków znowu nie było, ćwiczą do rozpoczęcia trasy koncertowej. Nudziło mi się, więc pojechałam do nich. Taaa… tyle, że na moich próbach się śpiewa, a na ich? Tańczą, biegają, nawet bawią się w chowanego… Od czasu do czasu ogarną się i zaczną śpiewać, ale i tak któryś z nich zaczyna sobie robić jaja i znowu odbija im szajba… Na tej próbie siedząc na fotelu przysnęłam, ale jakoś wiele mnie nie ominęło…
Około 22:00 byliśmy w domu, a Harry i Lou byli w nadzwyczajnie wspaniałych humorach, oglądali jeszcze mecz, Cara jak zwykle wiadomo gdzie, a ja kończyłam jej prezent urodzinowy, schowałam go pod łóżkiem i wzięłam kąpiel. Postanowiłam, że następnego dnia pojadę na zakupy, kupię sobie sukienkę na urodziny Cary. W każdym razie około 24:00 przyszedł Lou walnął się na łóżko i zasnął, a ja obok niego.
3 dni później…
21 stycznia, czwartek, 10:00
Cara spała jeszcze, a Hazza ze mną przygotowywał 20 babeczek, Louis tej nocy nie spał u mnie tylko u siebie, tłumaczył się, jakimiś pierdołami, które musi załatwić.
Trzymałam babeczki na talerzu. Weszliśmy z loczkiem na górę i po cichu zaczęliśmy śpiewać Happy Birthday. Dziewczyna obudziła się z uśmiechem na twarzy i za jednym zamachem zdmuchnęła wszystkie 20 świeczek, wcześniej pomyślała życzenie. Harry wziął Carę na ręce i zniósł na dół, gdzie wspólnie zrobiliśmy śniadanie dla niej. Pałaszowała gofry z mango, truskawkami, malinami, brzoskwiniami, nawet ananas się znalazł.
-Skąd wy wzięliście te owoce jest przecież zima?
-Zapomniałaś, że w Harrodsie jest wszystko o każdej porze?
-Rzeczywiście.
Dziewczyna zjadła, a ja pobiegłam na górę po prezent dla niej. Była trochę zdezorientowana. Harry wyciągnął z szafki torebkę z prezentem. Weszłam do salonu, Carze szczęka opadła, Hazzie chyba też. Przytuliła mnie i obdarowała całusem w policzek. Zaczęłyśmy oglądać i przypominać sobie niezwykłe historie z dzieciństwa. Wzięła różową torebkę, którą trzymał w rękach Harry. Zajrzała do niej. Było tam czerwone pudełko. Otworzyła je. Była tam złota bransoletka, z napisem Forever. Pocałowała go. Loczek zapiął ją Carze.
-Dzięki, że pamiętaliście.
-Ja moglibyśmy zapomnieć… A tak poza tym Cara to jeszcze nie koniec…- powiedziałam.
-Jak to?- spytała zdziwiona.
-Tak to, że dzisiaj o 19:00 jest twoja impreza urodzinowa.- powiedział chłopak.
-Jaja sobie robicie.
-My? No wiesz, jesteśmy osobami poważnymi…
Dziewczyna podniosła brew.
-Nie zawsze, ale dzisiaj tak.- dodał Harry.
-Ale kogo wy tam zaprosiliście?
-Będziemy my, twoje koleżanki z pracy, Evelin, Natalie, Daniel, Brad, Tom, Gemma i jeszcze kilka innych osób.- powiedziałam.
-Spoko.- powiedziała spokojnie, ale nagle wystraszyła się- O MÓJ BOŻE ! JA NIE MAM SIĘ W CO UBRAĆ!!!
-Myślałam, że coś gorszego. Spokojnie Carry, kupiłam ci sukienkę.
-Uff.- odetchnęła.
-Chcesz ją zobaczyć?
-Jasne.- poszłyśmy razem na górę do mnie.
Pokazałam jej sukienkę.
-Matko, jaka ładna, gdzie ją kupiłaś?
-Moja koleżanka ma siostrę, która jest projektantką – amatorką i poprosiłam ją, żeby uszyła sukienkę.
-Czyli to jest jedyny egzemplarz?
-Tak.
-Zarąbiście.
-Wiesz, co do tego ubierzesz?
-Tak, płaskie Loubutiny- dziewczyna zmarszczyła czoło- czarną kopertówkę ze skóry, czerwony żakiet, ale taki dłuższy i złotą bransoletkę.
-Ty dobrałaś te rzeczy, tak, już?
-No, a co za problem…
-Ty to chyba jesteś projektantką z powołania.
-A jak…- uśmiechnęła się.
-Fryzurka?
-Pofalowane włosy zaczesane na bok.
-Makijaż?
-Podkreślę oczy kredką, nałożę tusz i obowiązkowo czerwona szminka.
-Jesteś niesamowita.- powiedziałam równo z Harrym, który wszedł do pokoju.
Dziewczyna podeszła do chłopaka i mocno go pocałowała. Ja usiadłam na łóżku.
-Też tak chcę.- westchnęłam opierając głowę o dłonie.
-Twój lowelas zaraz przyjdzie…
-Jestem ciekawa, czemu nie mógł wrócić na noc…
-Mówił, że ma jakieś sprawy do załatwienia…
-Kurde, ale mógł mi chociaż powiedzieć, gdzie idzie…
-Nie martw się, zaraz wróci.
Usłyszeliśmy stukanie na dole.
-Halo! Jest tu ktoś?- spytał Louis.
-O wilku mowa.- powiedziała Cara, a Harry objął ją od tyłu.
-Jakoś nie chce mi się do niego schodzić.
-Idź do niego, nie bądź obrażona.
-Niech sam do mnie przyjdzie…- założyłam ręce i spojrzałam w okno.
Padał śnieg, prószył sobie powolutku. Nie ma co, zima w tym roku jest wyjątkowo piękna.
-Tutaj jesteście.- powiedział mój chłopak- czemu tak stoicie w przejściu?
-A jakoś tak.
Lou wszedł do pokoju.
-Co się stało?- spytał nas.
-Powinieneś wiedzieć…- burknęłam pod nosem.
-To my was zostawimy samych.- powiedział loczek i zamknął drzwi.
-Co się stało?- spytał mnie Lou.
-Gdzie byłeś wczoraj i dlaczego nie wróciłeś na noc?
-Simon kazał mi przyjechać do siebie do gabinetu, wyszedłem stamtąd około 23:00…
-…nie spałam jeszcze…
-…ale pojechałem jeszcze po prezent dla Cary i ze sklepu wyjechałem dopiero około 1:00.
-No ale przecież mogłeś przyjechać.
-Wiem, ale już nie chciałem was budzić, więc pojechałem do chłopaków.
-Rozumiem…
-Daj dzióbka…
Pocałowałam go.
-W co ubierasz się na imprezę?
-Jeszcze nie wiem, ale mam plany… Jesteś głodny?
-Trochę, Niall jak zwykle zostawił pustą lodówkę.
Przygotowałam Louisowi tosty i około 13:00 zaczęłyśmy się szykować.

4 komentarze:

  1. Supeerr jak zwykle xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Super *.* czekam na następny.. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skąd ty bierzesz te pomysły! To było niesamowite! Cieszę się że piszesz mniej więcej co ten sam czas i nie czeka się długo na rozdziały.

    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialnie. Chcę już kolejny ! : ))

    OdpowiedzUsuń