poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdzial 57



14 maja, 8:50
Lou już nie spał. W każdym razie robił coś na telefonie. Moja głowa była na poduszce, a nogi leżały na nogach chłopaka. Spałam jakoś w poprzek… Chłopak poprawił się i usiadł bardziej pionowo. Otworzyłam oczy. Chłopak to zauważył.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.- uśmiechnęłam się.
Zaburczało mi w brzuchu, ale to tak głośno, jak nigdy.
-Boże.- przeraziłam się.
Chłopak zaśmiał się.
-Głodna jesteś?

-Dobrze słychać.
-Dzwonię po żarcie.
Po zadzwonieniu.
-Co robisz?- spytałam.
-Harry dodał zdjęcie na Twittera.
-Pokaż.
-Oni wyglądają razem genialnie.- powiedziałam.
Przyjechało jedzenie, wystawili nam je na stoliku. Znowu była piękna pogoda. Dzisiaj zamierzam leżeć i tylko leżeć. Louis też powiedział, że ma taki zamiar. Po zjedzeniu przebraliśmy się w stroje kąpielowe i poszliśmy na plażę, która była już trochę załadowana. Położyliśmy sobie kocyk i leżeliśmy obok siebie. Było fajnie. Trwało to do 17:00, ale opaliłam się na murzynka… Wróciliśmy do domu i zamówiliśmy sobie spaghetti do domku. Zjedliśmy ze smakiem, a potem siedzieliśmy sobie na tarasie. Położyłam nogi na stole i odgarnęłam na bok włosy. Rozmawialiśmy trochę o nas i jakoś zaczęliśmy myśleć, kiedy my tak naprawdę zaczęliśmy ze sobą chodzić, doszliśmy do wniosku, że był to 13 września, tak. Dzień przed urodzinami Liz. Koło 23:00 poszliśmy spać, bo byłam zmęczona.
Kolejnego dnia Louis znowu obudził się pierwszy, a co najlepsze na stole leżało już jedzenie. Wypiłam kawę, zjadłam gofry i ubrałam się. Lou wynajął dla nas samochód. Jeździliśmy po całej wyspie. Zawiózł mnie na najwyższy punkt na wyspie. Aż normalnie uszy mi się zatkały. Zbliżał się zachód słońca, była tam mała kafejka. Usiedliśmy na dwuosobowej ławeczce i zamówiłam sobie mohito, a mój chłopak sok pomarańczowy. Posiedzieliśmy tam póki nie zapadł zmierzch.
-Kocham cię.- powiedział, gdy przyglądałam się gwiazdom na niebie.
-Ja ciebie też kocham.- uśmiechnęłam się.
Pocałowałam go w usta. Objął mnie ramieniem.
-Patrz- powiedziałam i wskazałam palcem na jasny punkcik- spadająca gwiazda, musimy pomyśleć życzenie.
-Już.- powiedziałam.
-Już.- powiedział.
-O czym pomyślałaś?- spytał.
-Jak ci powiem, to się nie spełni.
-Oj tam, oj tam.
-Wracamy? Zrobiło się chłodno.
-Pewnie.
Louis zapłacił za napoje i po godzinie byliśmy z powrotem w domku.
Aż mi się wierzyć nie chce, że jutro będzie przedostatni dzień wyjazdu.
18 maja, 10:02
Dziś wracamy do Londynu. Ja nie chcę… To był najlepszy wyjazd w moim życiu i na pewno jeszcze tu przyjadę. Wzięłam prysznic, uczesałam się i spakowałam. Lou zrobił tak samo. O 12:40 mamy samolot na Teneryfę, a stamtąd do Londynu. Wzięliśmy torby i wyszliśmy z domku. Przyjechała po nas taksówka, która zawiozła nas prosto na port lotniczy. Wsiedliśmy do samolotu, a po godzinie przesiedliśmy się do samolot do Londynu.
Po 2,5 godzinie byliśmy na Heathrow. Było dziś zimno, dobrze, że ubrałam długie jeansy. Pojechaliśmy taksówką do domu. Rozpakowaliśmy się, ja zrobiłam pranie, a potem włożyłam je do suszarki. Przebraliśmy się bardziej odpowiednio do pogody i pojechaliśmy do Harry’ego i Cary. Zadzwoniłam dzwonkiem. Roześmiany loczek otworzył nam. Cara leżała na kanapie i śmiała się jak nigdy.
-Hej.- powiedział zdziwiony Louis.
-Z czego się tak śmiejecie?- spytałam.
-A nic, przypomniałam sobie pierwszą dyskotekę w 9 klasie, pamiętasz striptiz Jasona?
-Tego nie da się zapomnieć, sposób w jaki dyrektor wparował był bezcenny…
-Chcecie coś do picia?- spytał się loczek ocierając łzę, która zaczęła mu spływać.
-Masz colę?- spytałam.
-Jest.
-To ja poproszę.
-Opowiadajcie, jak było na El-Hierro?
-Było świetnie. Nauczyłam się pływać na desce surfingowej…
-…a kto był twoim nauczycielem…- przerwał mi Lou
-…ty… nurkowaliśmy… trochę zwiedzaliśmy… leżeliśmy na plaży... Lou zarezerwował nam domek nad samą plażą. Nie był jakiś duży w sam raz dla naszej dwójki…
-Macie jakieś zdjęcia?
-Ja mam.- powiedział.
-Nie pokazuj im, wyszłam okropnie.
-Wyszłaś ślicznie.
Wyjął telefon z kieszeni i pokazał.
-Wyglądasz sexi w tej masce.- powiedziała Cara.
-Dzięki.- odpowiedziałam grzecznie.
Zawibrował mój telefon. MMS od Kristen.


Kliknęłam na ekran. Uśmiechnęłam się do siebie i pokazałam Harry’emu, Louisowi i Carze.
-Jaki słodziak z niego…- powiedziała Cara.
-Ja też chcę takiego.- powiedzieli równocześnie Harry i Louis.
-Jeszcze nie teraz.- powiedziałam, a Cara dodała:
-No właśnie.
Napisałam Kris sms-a: Jakie słodziaki, tęsknię za wami.
Chwilę później przyszła odpowiedź: My za tobą też.
-Przypomniało mi się- powiedziała nagle Cara- miałam ci powiedzieć, że kupiłam sukienkę na ślub mamy Harry’ego.
-Jak mogłaś zapomnieć, pokaż mi ją.- odpowiedziałam.
-Chodź.
Pobiegłyśmy na górę. Dziewczyna wyciągnęła z szafy ni to kremową, ni to brzoskwiniową sukienkę do połowy ud.
-A jakie buty?
-Czarne szpilki.
-Jaki obcas?
-8-9.
-Luz.
-Jak ci się podoba?
-Bardzo ładna
-Najnowsza kolekcja Lagerfelda.
-Uwielbiasz jego ciuchy.
-Co ja poradzę, że są genialne…
-Nic…
-A ty masz już jakąś sukienkę?
-Nie.
-Nawet żadnej na oku?
-Nawet.
-Czekaj. Przyniosę ci mój zeszyt z projektami. Coś byś sobie wybrała.
-Ok.
Brunetka poleciała na dół do pracowni, wzięła zeszyt i po chwili była z powrotem. Przekładałam to kolejne kartki, aż wreszcie znalazłam śliczną o kolorze kawy z mlekiem…
-Coś czułam, że ta ci się spodoba.
-Jest ekstra.
-Możesz do tego wziąć torebkę od Jila Sandera i te czarne szpilki.
-Dobra myśl.
Louis krzyknął z dołu: Camille telefon ci dzwoni…
Zbiegłam na dół.
-Kto?
-Eddie.
Wzięłam telefon z ręki chłopaka.
-Halo?
-Camille, nareszcie- chłopak był mocno podekscytowany- nie uwierzysz, co się stało.
-Mów Eddie, bo mnie ciekawość zżera…
-Przed chwilą dzwonił do mnie facet…
-…i…
-…spytał, czy nie chciałabyś zaśpiewać na pokazie Victoria’s Secret.
-O mój Boże, dzwoń od razu do niego i mów, że na 100% tam zaśpiewam. Kiedy to jest?
-26 maja.
-To już niedługo… Muszę się zacząć przygotowywać.
-Czyli zgadzasz się?
-Tak.
-To dobrze, zaraz zadzwonię i dowiem się wszystkiego.
-Ok.
-Pa.
-Pa.
Rozmowa zakończona.
-Co się stało?- spytał Louis.
-Będę śpiewała na pokazie Victoria’s Secret…- uśmiechnęłam się szeroko.
-Kiedy?- zapytał Harry.
-Dwudziestego szóstego.
-Fajnie, zawsze chciałem tam wystąpić dookoła piękne kobie…- Cara weszła do salonu, a Hazza podniósł na nią wzrok, skrzyżowała ręce.
-Co chciałeś powiedzieć?- spytała.
-Nic, już nie ważne.- zmieszał się.
-Też tak sądzę- powiedziała, a potem zwróciła się do mnie- chodź Cam, muszę zdjąć z ciebie miarę.
Poszła w kierunku pracowni, a ja za nią.  Wyjęła miarę krawiecką i zmierzyła mnie w pasie, w biodrach, w ramionach itd. Wyciągnęła następnie z szafy materiał i zabrała się do roboty.
-Na jutro powinna być…
-CO?
-No mówię, że jutro będziesz miała uszytą sukienkę.
-Serio, dasz radę?
-Spokojnie…
Wnet zadzwonił mój telefon.
-Halo?
-To znowu ja.
Eddie.
-Czego się dowiedziałeś?
-Że jutro wylatujesz do NY na próby… Pojadę z Tobą…
-Ok., a ekipa też jedzie?
-Oni dojadą jakieś 3 dni przed, żeby zrobić próbę dźwiękową, ale tak to możesz śpiewać do podkładu.
-Masz rację, niech odpoczną przed trasą. O której mamy samolot?
-O 13:00.
-No to do zobaczenia.
-Pa.
-Jutro wyjeżdżasz?
-Tak, nie będzie mnie aż do dwudziestego szóstego.
-Spotkasz swoje koleżanki…
-No właśnie z tego najbardziej się cieszę…
Lou wszedł do pracowni.
-Dobrze słyszałem? Jutro wyjeżdżasz?
-Tak.- popatrzyłam na jego smutne oczy- mi też jest trudno rozstawać się z tobą…
Przytuliłam go, a on schylił lekko głowę i pocałował mnie w czoło. Przy okazji szepnął mi do ucha, żebyśmy już szli. Skinęłam lekko głową, sięgnęłam po telefon i oznajmiłam moim przyjaciołom, że już idziemy. Pożegnałam się z Carą i Harrym. Wyszliśmy. Louis wsiadł do samochodu, a ja obok niego. Położył rękę na skrzyni biegów i wyjechał z podjazdu. Ruszył. Po 30 minutach byliśmy w domu. Ściągnęłam z siebie buty i kurtkę. Obróciłam się w stronę mojego chłopaka. Patrzył na mnie dziwnie… Ogień w jego oczach, rumieńce na twarzy, luźna koszulka odsłaniała jego tatuaż It what it is
Oparłam się lekko o ścianę. Na moim czole pojawiła się pierwsza kropelka potu, adrenalina… Zrobił jeden krok w moją stronę, ja przycisnęłam się do ściany jeszcze bardziej. Kolejny znacznie pewniejszy krok… Nasze ciała dotykają się, a pomiędzy ustami jest kilka milimetrów odległości, praktycznie stykają się ze sobą… Robię pierwszy krok, unoszę lekko dłonie i oplatam jego szyję nimi. Patrzę w jego niebieskie oczy, dotykam opuszkami palców jego górną wargę, a potem dolną, sama mam lekko otwarte usta, żeby móc łapać powietrze, Louis bierze głęboki oddech i czuje zapach mięty, jego zapach zmieszany z perfumami doprowadza mnie do szaleństwa, jest blisko mnie, delikatnie muskam jego wargi, jednak on przekształca ten pocałunek, w coś magicznego, jego dłonie wplecione w moje blond włosy, moje w jego brązowe, coraz bardziej mi się to podoba… Pod jego naciskiem siadam na podłodze dalej opierając się o ścianę, on króluje nade mną… Szczęście jakie mnie spotkało będąc z Louisem jest nie do opisania. Powoli chłopak zaczyna dobierać się do mojej bluzki, z łatwością ją ściąga, ja łapię za guzik w jego jeansach, przez cały czas nasze usta złączone są w nieziemsko namiętnych pocałunkach. Teraz jego koszulka ląduje na podłodze, odrywamy się od siebie i obydwoje staramy się jak najszybciej ściągnąć  spodnie. Gdy stoimy przed sobą w samej bieliźnie. Louis znowu mi się przygląda i lekko przygryza wargę, ja kładę rękę na swoim biodrze, a drugą odgarniam na bok włosy. Podnoszę dłoń i ona zaczyna jeździć od mojej szyi do pępka. Chłopak poprawia włosy i uśmiecha się zawadiacko… Znowu delektujemy się pocałunkami, idziemy na górę nie przestając w ogóle. Louis bierze mnie na ręce i rzuca na łóżko…


Ja... po prostu nie wiem co powiedzieć, a właściwie napisać... Nie wiem, jak wam podziękować za 10.000 wyświetleń. To dla mnie bardzo ważne, że ludzie tu wchodzą, czytają moje wypociny i do tego pozytywnie komentują. Bardzo dziękuję! Następny cel: 20.000 wyświetleń.
Kolejny rozdział dla was drogie czytelniczki!
Love you All :)

2 komentarze:

  1. Mogę Cię poprosić o polecenie tej strony http://believe-fanfiction.blogspot.com/ proszę dopiero zaczynam ♥

    OdpowiedzUsuń