piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 54



Obudziłam się około 9:30, ubrałam się i weszłam do kuchni. Eric był w czarnej luźnej bluzce i dresach. Robił kanapki, wzięłam do ręki kubek mocnej czarnej kawy. Z półki nad lodówką rozbrzmiewała cicha melodia z radia.
-Wyspałaś się?- spytał.
-Tak.
-To dobrze. 
Zapadła krótkotrwała cisza...
-Jak ci się układa z Louisem.
-Ok. Teraz jest w trasie, teraz jedzie do Sheffield, będzie tam dwa dni.
-Ile się już nie widzieliście. 
-Już prawie 3 tygodnie.
-Ja bez Kris bym tyle nie wytrzymał…
Uśmiechnęłam się.
-Ja bez Louisa muszę. Choć umieram…
-A Cara, co u niej?
-No, Cara jest teraz w Kairze na sesji zdjęciowej…
-A ona przypadkiem nie była projektantką?
-Tak, dalej jest, ale zaprosili ją na sesję.
-Fajnie.
Eric położył talerz z kanapkami na stole.
-Smacznego.
Zjadłam trzy kanapki i wypiłam cały kubek kawy.
-Spakowałeś się już?- spytałam.
-Tak, mam wszystko. Chodź pokażę ci szafę Kris, tak abyś zabrała jej rzeczy jak będzie wychodzić.
Weszliśmy do drugiego pokoju, stało tam łóżeczko, przewijak i dużo zabawek na regałach. Otworzył szafkę w rogu i pokazał mi wszystko. Mój brat przebrał się w marynarkę, białą koszulę i czarne gustowne spodnie.
Za 20 minut wyszliśmy z domu, Eric włożył swoją torbę do bagażnika i pojechaliśmy do szpitala.
Małego Willa w Sali nie było, z tego co Kris powiedziała, był na badaniach. Sama wyglądała już lepiej. Znacznie lepiej. Miała już jakąkolwiek siłę do życia…
Po 30 minutach pielęgniarka przyniosła Willa i podała go mamie. Ta uśmiechnęła się szeroko.
-Jak się czujesz?- spytał brat.
-Lepiej, sen to jednak najlepszy lek.
-Tak, mówię to samo.- powiedziałam.
Mój brat potrzymał chwilkę syna i około 12:00 musiał jechać na lotnisko. Pożegnał się z nami, mi wręczył klucze do domu i kluczyki do samochodu, tak, abym miała możliwość przyjechania po Kris.
Ja poszłam od mojej szwagierki około 17:00, wcześniej powiedziała mi, co mam jej przynieść na jutro, bo jutro wychodzi ze szpitala. Wróciłam do mieszkania, ktoś zrobił mi zdjęcie, bo widziałam błysk flesza w szybie drzwi. Nie zwróciłam uwagi i weszłam do środka, otworzyłam drzwi i ściągnęłam buty. Spakowałam do małej torby rzeczy dla Kristen, a także ciuszki dla małego, te o które mnie prosiła. Włączyłam sobie telewizor i oglądałam Kac Vegas w Bangkoku. Jakoś nie przypadł mi do gustu ten film. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Popatrzyłam przez wizjer i otworzyłam drzwi.
Nikogo nie było.  Więcej nie otwieram…
Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam na fotelu, podkurczając nogi. Nikt już nie zadzwonił, za to telefon drygnął.
-Halo?- spytałam.
-No nareszcie, boże kobieto do ciebie się dodzwonić…
-Sorki Cara, ale miałam urwanie głowy.
-Co takiego robiłaś?
-Jestem w NY, będę pomagała Kristen opiekować się Willem.
-Urodziła już?
-No.
-I ma na imię William?
-Tak.
-Ale  ładnie…
-Jak sesja?
-Matko, to był chyba najlepszy dzień w moim życiu, dosłownie…
-To dobrze.
Ziewnęłam.
-Dobra Cam, nie będę ci przeszkadzać. Pa.
-Pa.
Wzięłam prysznic i poszłam spać.
14 kwietnia, 10:11
Obudziłam się, zjadłam bułkę z masłem, ubrałam się, ogarnęłam mieszkanie, zrobiłam zakupy w pobliskim sklepie i około 12:00 pojechałam z torbą do Kristen. Miała za pół godziny dostać wypis. Przebrała się w dresy i ubrała Will’a w niebieskie śpioszki. Nałożyła mu także czarną bluzę z napisem i’m a boy, czapeczkę i luźne szare spodenki.  Lekarz przyniósł kartkę i powiedział, żeby przyszła na wizytę za tydzień. Will spał. Kris włożyła go do nosidełka, które wcześniej przyniósł Eric i wyszłyśmy. Poszłam przodem, żeby otworzyć drzwi samochodu. Dziewczyna wsiadła do tyłu i zapięła nosidełko pasami, sama też się zapięła. Ja usiadłam na miejscu kierowcy i ruszyłyśmy. Po 15 minutach byłyśmy na miejscu. Kris odpięła nosidełko i podała mi je. Wyszła z samochodu i weszłyśmy po schodach na trzecie piętro do mieszkania. Dziewczyna odetchnęła.
-Boże, nareszcie, myślałam, że zwariuję.
-Jesteś głodna, może ci coś zrobię?
-Jeśli możesz to herbaty.
-Ok.
Dziewczyna zaniosła nosidełko wraz z synkiem do pokoiku i tam go rozebrała. Przebrała go w inne śpioszki i położyła do łóżeczka.
Napuściła sobie wody do wanny.
-Pójdę się wykąpać, dobrze? Jeśli możesz to zerkaj na Willa.
-Jasne.
Wzięła dresy i weszła do łazienki. Siedziałam na kanapie w dużym pokoju, gdy Will zaczął płakać, pobiegłam szybko do jego pokoiku, włożyłam mu rękę pod maleńką główkę, a drugą pod pupę i podniosłam. Zaczęłam go lekko kołysać, po chwili się uspokoił, mlaskał co chwilę. Chyba był głodny, swoją rączką zaczął dotykać mojej bluzki, jakby czegoś szukał. Chłopiec zasnął, położyłam go z powrotem do łóżeczka i przykryłam kocykiem. Poszłam do korytarza i wyciągnęłam telefon. Napisałam do Louisa sms-a, że go kocham. Tak po prostu… Ale on mi nie odpisał. Pewnie ma koncert, albo po prostu śpi.
Chwilę później Kris wyszła z łazienki i Will znowu zaczął płakać. Dziewczyna wyjęła go z łóżeczka i nakarmiła, gdy już był najedzony do syta.
-Cam?
-Tak?
-Ja już pójdę spać, ok.?
-Ok.
Dziewczyna zamknęła drzwi. Ja położyłam się koło 22:00.
Tydzień później…
Eric dziś w nocy wrócił do domu, więc ja postanowiłam, że zarezerwuję sobie najbliższy lot do Londynu. Samolot będę miała około 14:00. Wstałam rano i zrobiłam Kris i Ericowi śniadanie, upichciłam naleśniki i zaparzyłam dla siebie i Erica kawę, a dla Kris herbatę. Wyszli po cichu z pokoju i usiedli do stołu.
-Cam, musisz wyjeżdżać?
-Tak, muszę się przygotować do promocji, a poza tym Louis przyjeżdża na dwa dni, więc wiecie…
-Będzie się działo…- westchnął Eric.
-Sugerujesz coś?- spytałam z uśmiechem na twarzy.
-Nie.
-Tak myślałam…
-O której masz samolot?
-O 14:00.
-Niedługo…
-Wiem.
-Zawieźć cię?
-Nie chcę robić problemu…
-Przestań.
-No dobra.
Zjedliśmy śniadanie, ubrałam się i około 13:20 wyjechaliśmy spod kamienicy, gdzie mieszka Eric z Kris i Willem. Dojechaliśmy na lotnisko, pożegnałam się z bratem i wzięłam torbę. Wchodząc do tunelu, pomachałam bratu. Usiadłam w fotelu i włożyłam sobie słuchawki do uszu. Około 21:30 wylądowałam w Heathrow. Odebrałam bagaż i wsiadłam do mojego samochodu, który stał przez cały tydzień tu. Za 20 minuty byłam w domu. Paliło się światło w kuchni i ktoś się tam krzątał. Na samą myśl, że to Lou uśmiechnęłam się szeroko. Zaparkowałam auto na podjeździe i trzymając torbę weszłam do środka. Wszedł do korytarza i uśmiechnął się ślicznie. Ściągnęłam szybko botki i kurtkę. Przytuliłam się do niego.
-Wiesz, jak za tobą tęskniłam…
-A ty wiesz, jak ja za tobą…
-Nie wyjeżdżaj nigdy na tak długo…
-Wiesz, że to niemożliwe…
-Wiem.
Dał mi całusa w policzek, a ja go przytuliłam jeszcze mocniej.
-Udusisz mnie.
Oderwałam się od niego, a chłopak odetchnął.
-Chcesz coś zjeść?
-Nie, nie mam ochoty. Chciałabym się tylko położyć obok ciebie.
Lou zgasił światło w kuchni i w salonie i po schodach trzymając się za ręce weszliśmy do sypialni. Zrzuciłam z siebie bluzkę i spodnie. Ubrałam luźną koszulkę i krótkie spodenki. Lou także się przebrał i położyliśmy się obok siebie. Wtuliłam się w niego.
-Tęskniłam za tym…- szepnęłam i zasnęłam.
22 kwietnia, 9:10
Obudziłam się, wzięłam z szafki ręcznik i poszłam wziąć prysznic. Louis spokojnie spał. Umyłam głowę i zmazałam wczorajszy makijaż i nałożyłam krem nawilżający. Weszłam z powrotem do sypialni, wyjęłam z szafy moje ulubione dresy i bluzkę z napisem: Last Clean T-shirt.
Zeszłam na dół, włączyłam czajnik z wodą. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałam przez wizjer. Listonosz.
-Dzień dobry.- powiedział mężczyzna koło czterdziestki.
-Dzień dobry.
-Mam dla pani list polecony.
Wyciągnął z torby kopertę. Podał mi kartkę, na której podpisałam się. Podał mi list, kiwnął głową i poszedł. Zamknęłam drzwi. Otworzyłam, było tam zaproszenie dla mnie i Louisa na uroczystość zaślubin cioci Anne i Robina. Ma się to odbyć 1 czerwca. Przeczytałam całe i położyłam je na stoliku. Zalałam kubki z kawą wrzątkiem. Dopiero teraz zauważyłam, że nie ma nic w lodówce. Więc wzięłam do ręki portfel, nałożyłam bluzę i wyszłam z domu. Do najbliższego sklepu miałam pięć minut drogi. Chyba nikt mnie nie rozpoznał. Kupiłam bułki i trochę warzyw. Szłam właśnie po ser, gdy ktoś mnie zaczepił.
-Przepraszam, mogę sobie zrobić z Tobą zdjęcie, Rosie?
-Tak, jasne.
Koleżanka dziewczyny dała jej telefon i ładnie się uśmiechnęłyśmy. Potem jej koleżanka stanęła obok i pstryk. Podziękowały i spytały, czy będę miała koncert w Londynie. Odpowiedziałam, że nie wiem kiedy, ale na pewno tu zaśpiewam. Pożegnały się i poszły, kupiłam ser i słoiczek dżemu jagodowego.  Poszłam do kasy i tam zapłaciłam za zakupy. Wróciłam do domu, była ładna pogoda, choć temperatura wcale mnie nie radowała…
Kawusia, jeszcze nie wystygła, zrobiłam kanapki i usiadłam przed komputerem, jedząc i pijąc. Lou zszedł na dół w rozczochranych włosach.
-Hej.- podrapał się po głowie.
-Cześć.
-Kawa, tego mi trzeba.
-Siadaj.
Sięgnął po kubek i wziął do ręki kanapkę z szynką i pomidorem. Zjadł.
-Co dziś robimy?
-Siedzimy w domu, albo siedzimy w domu.
-Siedzimy w domu, tak to chyba będzie dobra opcja.
-Też tak sądzę.
-Ktoś dzwonił do drzwi, czy mi się śniło?
-Listonosz, ciocia Anne przysłała nam zaproszenie na jej ślub z Robinem.
-Bardzo miło z jej strony…
-Yhymm…
-Co ty tam patrzysz?
-Patrz jakie chamy, napisali, że zdradzam cię, bo rozmawiałam z fanem na lotnisku.
-Nie przejmuj się nimi…
-Louis?
-Tak?
-Ile nie będziemy się teraz widzieć?
-2 tygodnie, będę miał więcej niż tydzień wolnego i wtedy pojedziemy gdzieś…
-Aha.
-Słyszałaś, że dzisiaj Topshop ma swój pokaz?
-Coś mi się obiło o uszy…
-Może pójdziemy?
-Czemu nie.
-O której się zaczyna?
-O 17:00.
-No to ja pójdę się powoli przygotować.
Ubrałam się i rozpuściłam włosy, około 16:40 wyszliśmy z domu.
Punktualnie o 17:00 rozpoczął się pokaz. Pokaz był naprawdę świetny, ale najlepiej bawiłam się, gdy Lou przez cały czas komentował stroje szepcząc mi do ucha.
Około 19:00 zakończył się i wróciliśmy do domu. Usiadłam w Salonie. Louis otworzył czerwone wino i popijaliśmy je sobie. Potem Louis pocałował mnie lekko w szyję. Wzdrygnęłam się lekko, bo mam tam łaskotki. Chłopak odłożył nasze kieliszki. Odwróciłam się w jego stronę i pocałowałam go lekko w usta. Chłopak jednak chyba pragnął wiecie czego…
Zrzuciłam ciuchy, tak samo on… Położyłam się na plecach, a on zawisł nade mną. Uśmiechał się, a ja jeszcze szerzej. Objęłam rękoma jego brzuch i przyciągnęłam do siebie… Wpił się w moje usta i przy okazji zaczął odpinać mi stanik, ale coś mu nie wychodziło…
-Oj Lou, musisz nabrać większej wprawy…- powiedziałam między pocałunkami.
Uśmiechnął się zawadiacko. Zrzuciłam stanik na podłogę i chyba każdy wie, co działo się dalej…
23 kwietnia, 10:10
Brrr, zimno mi. Otworzyłam oczy. Chyba wiem, dlaczego mi zimno, spałam na panelach w dodatku nago. Lou leżał na sofie przykryty kocem. Jasne, pewnie… Poszłam na górę i wzięłam gorącą kąpiel. Ubrałam się i zeszłam na dół robić śniadanie. Włączyłam wodę na kawę, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.
Podbiegłam do drzwi.
-Hej.- powiedzieli jednocześnie Cara z Hazzą.
Przyciszyłam ich.
-Louis śpi.
-Przecież nie usłyszy nas na górze.
-Śpi na dole.
-Pokłóciliście się?
-Nie…
-To czemu śpi na dole…
-Nie ważne… Wchodźcie.
Loczek pomógł Carze rozebrać się z kurtki. Weszli do kuchni.
-Zrobisz mi też kawę?- spytał loczek. Przytaknęłam.
-I mi też.- powiedziała Cara.
-Ok.
Cara usiadła na blacie, a Harry przy stole w jadalni.
-Chcecie coś zjeść?
-Tak.
-Mogą być gofry?
-Jasne.
Chyba Lou się obudził. Poszłam do salonu i powiedziałam, że mamy gości. On pomachał Hazzie i Carze i owinięty kocem poszedł na górę. Chwilę później zszedł ubrany, wszedł do kuchni i dał mi całusa. Podałam śniadanie i świeżo zaparzone kawy. Zjedliśmy we czwórkę ze smakiem.
-Jesteś już spakowany?
-Prawie.
-To pakuj się, bo o 12:30 wylatujemy do Paryża.
Uśmiech od razu zszedł mi z twarzy, Cara od razu zaczęła się gapić w jeden punkt, widziałam, że ma zaszklone oczy…
-Dostaliście zaproszenie?- spytała Cara półszeptem.
-Tak, muszę zadzwonić do cioci i potwierdzić nasze przyjście.
Lou poszedł na górę, żeby się spakować. Posiedziałam jeszcze chwilę w jadalni i poszłam na chwilkę do sypialni. Mój chłopak krzątał się i składał rzeczy do walizki. Usiadłam po turecku na łóżku i przyglądałam mu się.
-Nie chcę, żebyś wyjeżdżał.
-Ja też nie chcę, ale to jest moja praca, ty też niedługo będziesz miała trasę…
-Nienawidzę, jak wyjeżdżasz.- powiedziałam przełykając gulę w gardle.
-Słonko, to tylko dwa tygodnie, zleci, poza tym będziesz miała promocję płyty, będziesz zajęta…
Przytulił mnie i pocałował w czoło.
-Ale będę za tobą tęsknić.- powiedziałam przez łzy.
-Ja też.
-Kocham cię.
Objęłam go.
-Ja ciebie też.
Pocałował mnie. Nagle Hazza go zawołał.
-LOUIS MUSIMY IŚĆ!
-JUŻ IDĘ.- odkrzyknął.
-Jedziesz z nami na lotnisko?
-Tak.
Spojrzałam się w lustro, otarłam łzy chusteczką i zeszłam na dół. Obydwie z Carą wyglądałyśmy tak samo. Czerwone oczy, mokre policzki i rozmazany makijaż. Chłopcy spakowali walizki do taksówki i we czwórkę wsiedliśmy. Siedziałam wtulona w Louisa. Od czasu do czasu całował mnie w czoło, rękę położył mi na kolanie. Po 15 minutach byliśmy w Heathrow. Kierowca wyciągnął walizki chłopakom. Weszliśmy do holu lotniska. Wszyscy już czekali. Była Lou, wszyscy instrumentaliści, menager, ochroniarze, Liam, Zayn, Nialler. Przywitali się z nami. Nagle głos z głośników wywołał pasażerów lotu do Paryża. Musieliśmy się żegnać. Przytuliłam się mocno do mojego ukochanego, Cara tak samo. Dałam mu soczystego buziaka i musiał iść ku odprawie, ochroniarze zanieśli bagaże. Gdy zniknęli w tunelu, Cara przytuliła się do mnie i zaczęła płakać, biedna. Obydwie założyłyśmy okulary przeciwsłoneczne. Wsiadłyśmy do taksówki.
-Kiedy masz promocję?
-Jutro z rana moja płyta trafi do sklepów, więc za około tydzień. Po zakończeniu 2-tygodniowej promocji po całej Wlk. Brytanii, odwiedzeniu NY, L.A, San Andreas będę przez dwa tygodnie miała próby taneczne i dźwiękowe. Organizują mi już trasę…
-Ile będzie trwać trasa?
-Około 2 miesięcy, potem będę miała znowu przygotowania do kolejnej płyty. Jak na razie zaplanowali mi grafik do 2015.
-WOW…
-No, nieźle nie?
-Nie wiem jak ty, ale jak wrócimy muszę się napić.
Zaśmiałam się, chyba pierwszy raz dziś…
Gdy wróciłyśmy otworzyłam whisky i polałam po trochu do szklanek. Wypiłyśmy razem całą butelkę. Zrobiłam się głodna, więc zamówiłam pizzę do domu. Odebrałam ją lekko chwiejąc się na nogach. Zjadłam i zasnęłam. Obudziłam się koło 17:00. Napiłam się wody, trochę kręciło mi się w głowie, Cara spała. Usiadłam na fotelu i zasnęłam tak do rana.
24 kwietnia, 11:55
Tak, moja głowa buzuję, śpię na podłodze (drugą noc z rzędu) i w brzuchu mi burczy. Wstałam jęcząc przy tym po cichu. Cara spała na kanapie. Poszłam na górę i wzięłam prysznic. Zbawienie… Zrobiłam kanapki dla mnie i przyjaciółki, oraz po kubku herbaty. Ja zjadłam i wypiłam. Ubrałam się. Spojrzałam na telefon. 4 wiadomości od Louisa.
23 kwietnia, 15:02
Jak tam słonko? Bardzo tęsknisz? Jutro z rana jadę kupić twoją płytkę. Kocham.
23 kwietnia 18:44
Idziemy z chłopakami na imprezę. Kocham XX.
24 kwietnia 4:22
Wróciliśmy, było ekstra, a ty, co robisz?
24 kwietnia 4:49
Chyba śpisz… Jak się obudzisz, to zadzwoń. Kocham XX.
Zadzwoniłam do chłopaka. Pogadałam z nim trochę. Powiedział mi, że przesłuchał już A Little Experience. Pochwalił mnie. Pytał co robiłyśmy. Powiedziałam, że oglądałyśmy filmy…
Musiał kończyć, bo jedzie na próbę dźwiękową.
Ja postanowiłam, że pojadę do galerii handlowej, tak na zakupy, dawno nie byłam.
Napisałam Carze karteczkę, wzięłam torebkę i wsiadłam do samochodu. Zaparkowałam na parkingu i wyszłam. Przechodziłam obok sklepu muzycznego. Panował tam tłok i hałas, na drzwiach wisiał plakat z okładką mojej płyty. Już dzisiaj premiera płyty Rosie A Little Experience, zapraszamy!
Weszłam do Topshopu i kupiłam sobie sukienkę i buty. Podeszła do mnie grupka dziewczyn, nie wiem 14-17 lat. Zrobiłam sobie z nimi zdjęcia i dałam autografy. Jedna z nich pochwaliła się, że jej tata kupił jej bilet na koncert w Londynie. Chodząc po sklepach kilka razy podchodziły do mnie fanki. Jak to ładnie brzmi… Zadzwonił mi telefon.
-Gdzie ty jesteś?- spytała zaspana Cara.
-W centrum handlowym.
-Po co?
-Robię zakupy. Masz zrobione śniadanie na stole.
-Dzięki.
Rozłączyła się.
Po 2 godzinach łażenia po sklepach, wróciłam do domu. Cara siedziała na komputerze i pałaszowała czekoladowe ciasteczka.
-Hej.
-Hej.
-Co robisz?
-Oglądam pokaz.
-Jaki?
-Jimmy’ego Choo.
-Aha.
Zadzwonił mój telefon. Eddie.
-Halo?
-Hejka. Mam sprawę, ważną…
-Dawaj.
-Jutro jedziesz na promocję.
-Ale miałam dopiero za tydzień.
-Wiem, ale Simon doszedł do wniosku, że jeżeli twoja płyta sprzedaje się jak ciepłe bułeczki to zaczniemy wcześniej…
-Boże…
-No wiem.
-O której wyjeżdżamy?
-O ósmej przyjedziemy po ciebie, ok.?
-Ok. Gdzie jedziemy najpierw?
-Więc, Brighton, Birmingham, Sheffield, Manchester, Glasgow, Edynburg, Belfast i Dublin. Potem Paryż, następnie do Rzymu, Kopenhagę, Warszawę i Madryt, Ateny, zaliczamy Berlin wszystko po jednym dniu.
-OMG.
-Zareagowałem identycznie…
-Dobra Eddie, do zobaczenia jutro.
-No pa.
-Pa.
Rozłączyłam się.
-No to muszę się pakować…
-Czemu?
 -Jutro zaczynam promocję…
-Jak to?
-Normalnie, jutro o ósmej przyjeżdża bus i jadę na promocję po całej Wlk. Brytanii i Europie.
-Ale fajnie…
-Jasne…
-Serio…
-Rzeczywiście…
-Weź, zwiedzisz tyle miejsc, nie przesadzaj. Ja muszę siedzieć w Londynie, bo przygotowuję pokaz kolekcji jesienno / zimowej…
-Pomożesz mi się spakować?
-Pewnie.
Wyjęłam walizkę, schowałam dużo letnich rzeczy, sandałki, koturny odkryte itd. Po dwóch godzinach byłam gotowa. Cara włączyła sobie komputer i zalogowała się na Skype. Harry był dostępny. Od razu zadzwoniła.
-Słonko…- powiedział, gdy tylko zobaczył ją na ekranie komputera.
Cara obtarła sobie oko, tak, aby Harry nie zobaczył.
-Hej.- powiedziała po cichu.
-Co tam?- spytał się półgłosem wpatrując się w nią. Na jego twarzy, malował się smutek i tęsknota. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i dotknęła palcem jego twarzy na ekranie komputera. Tak jakby chciała dotknąć jego kości policzkowych. Przejechała palcem po jego kręconych włosach.
-Dobrze, a u was?
-Jakoś leci…
-O której macie koncert?
-O 19:30.
-Aha.
-Dajecie sobie jakoś radę?
-Tak, ale Camille jutro wyjeżdża… Będę sama…
-Przepraszam.
-Ale za co?
Usiadłam sobie przy ścianie i obserwowałam Carę.
-Że nie jestem przy tobie.
-Harry, proszę nie mów tak, bo się rozpłaczę, podejdź do tego tak jak inni. To jest twoja praca, ja mam swoją i muszę na niej skupić, ty też.
-Ale to nie zmienia faktu, że tęsknię za tobą jak cholera…
-Myślisz, że mi jest łatwo, dzień i noc o Tobie myślę.
-Wiem, kotku.
Ktoś wszedł do pokoju loczka i powiedział: Harry, idziemy na próbę dźwiękową.
-Musisz iść.
-Wiem.
Posłała mu buziaka i pomachała.
-Kocham.- powiedział.
-Ja mocniej…
-Pa.
-Pa.
Zniknął z ekranu. Ja siedziałam pod ścianą i łkałam najzwyczajniej w świecie. Podkurczyłam kolana i łkałam. Cara, gdy to zauważyła usiadła przy mnie i też zaczęła płakać. Przytuliłyśmy się. Po jakiejś godzinie Cara spytała mnie, czy może dziś przenocować.
-Nawet bym cię stąd nie wypuściła.
Dałam jej swoją koszulkę, dziewczyna wzięła prysznic i położyła się. Ja zajęłam łazienkę po niej i zasnęłam obok mojej przyjaciółki. 

A dziewczyny, chciałam zachęcić głównie te zauroczone Harrym, ale i te, które kochają i Nialla, Louisa :), Zayna i Liama do przeczytania bloga mojej przyjaciółki: LINK
Dodała dziś nowy rozdział, który jest mega ciekawy. Zerknijcie i swoje doznania opiszcie w komentarzach. Dzięki!
Miłego czytania kochane. Love you All XX.
Nowy rozdział już niedługo!!! 

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Ostatnio akcja troche osłabła. Mam nadzieję że coś będzie się dziać XD

    OdpowiedzUsuń