Jakiś
czas później…
12
kwietnia, 10:45
Obudziłam się w wielkim łóżku, sama. Znowu, codziennie
budzę się z nadzieją, że będzie spał obok, otuli mnie swoim ramieniem i
pocałuje…
Dzisiaj Louis ma koncert w Glasgow, z tego co pamiętam.
Nie widzieliśmy się już 3 tygodnie, dzwonimy do siebie codziennie, piszemy po
kilkanaście razy, ale to nie to samo.
Mamy wiosnę, dzisiaj słonko świeci, ale chmury lekko na
nie nachodzą do wróży deszcz. Carze wiedzie się dobrze, ale jej też jest nudno
bez Hazzy. Praktycznie całe dnie przesiaduje ze mną u mnie w domu. Moja kariera
zaczyna nabierać tempa, drugi singiel z mojej płyty został wydany 2 tygodnie
temu, nazywa się Blind of Feelings,
czyli ślepy na uczucia. Przez okres nieobecności Louisa napisałam chyba siedem
piosenek. Moja płyta, która się nazywa A Little Experience, będzie miała swoją
premierę za 2 tygodnie. Jeżeli dużo ludzi kupi moją płytę, Modest zacznie
organizować mi trasę po Wielkiej Brytanii i Irlandii. Jestem taka szczęśliwa…
Ostatnio do Cary zadzwoniła redaktor naczelna arabskiego
Harper’s Bazaar, zaproponowała jej sesję. Moja przyjaciółka doznała lekkiego
szoku, ponieważ przez cały czas mówiła, że jest nie fotogeniczna, a zaprosili
ją na sesję… Dziś około 13:00 wylatuje do Kairu. Jest taka podekscytowana.
Spakowała się już.
-Na pewno masz wszystko?- spytałam.
-Tak, na pewno…
-Mówiłaś Harry’emu?
-Chyba się cieszył bardziej ode mnie.
Uśmiechnęłam się.
-Zjemy coś jeszcze?
-Jasne.
-A zrobisz bruschettę?- zrobiła podkówkę.
-No dobra.
Zrobiłam jajecznicę i pokroiłam pomidory. Nałożyłam je na
gorący chleb. Usiadłyśmy w salonie na białej kanapie. Zjadłyśmy i około 12:00
wyjechałyśmy z domu. Odwiozłam ją na lotnisko, pożegnałam się z nią. Pojechałam
po zakupy do sklepu. Wróciłam około 15:00 do domu zrobiłam sobie na obiad
potrawkę z kurczaka. Nudziło mi się, tak cholernie mi się nudziło. Pooglądałam
telewizję. Nagle zadzwonił mój telefon. Popatrzyłam na ekran: Eric.
-Hejka
braciszku, co tam?
-Camille,
Kris dostała skurczów, jestem w szpitalu…
Wstałam
z miejsca.
-Czemu
nie wszedłeś z nią do Sali?
-Nie
wpuścili mnie.
-Eric,
ja szybko się spakuję i przylecę najbliższym samolotem, w jakim szpitalu
jesteś?
-NYU
Medical Center.
-Dobra,
to do zobaczenia.
Pobiegłam na górę i przy okazji zadzwoniłam do Eddiego.
-Halo?
-Eddie,
mam pytanie, czy mógłbyś zarezerwować mi bilet na najbliższy lot do NY?
-Po
co ci?
-Moja
przyszła szwagierka rodzi, a mój brat jest zestresowany i siedzi sam w
szpitalu, muszę lecieć go wspierać- odpowiedziałam, wrzucając
rzeczy do walizki.
-Tak,
już dzwonię.
Zapięłam walizkę i za chwilkę zadzwonił Eddie.
-Jedź
na Heathrow, przedstaw się i powiedz, że przed chwilą mój manager dzwonił.
Babka cię wpuści.
-Dzięki
Eddie. Papa.
-Pa.
Zniosłam torbę na dół
i włożyłam ją do bagażnika, zamknęłam dom i z piskiem opon wyjechałam z
podjazdu. Za 20 minut byłam na Heathrow, zostawiłam samochód przed budynkiem
lotniska, wzięłam walizkę, odłożyłam ją na taśmę i szybkim krokiem szłam ku
odprawie.
-Dzień dobry, nazywam się Camille Montrose, mój manager
Edward Miller dzwonił tu przed chwilą, tak proszę.
Otworzyła bramkę i weszłam już spokojna na samolot.
Usiadłam i oparłam głowę o fotel. Obok mnie usiadł jakiś ładny chłopak, ale
taki super ładny… Uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam. Pilot kazał zapiąć
pasy i samolot wystartował. Stewardessa podeszła do nas i spytała, czy życzymy
sobie coś do picia, równocześnie odpowiedzieliśmy, że wodę. Zaśmiał się. Gdy kobieta
odeszła zapytał mnie:
-Jak masz na imię?
-Camille, a ty?
-Jeremy.
-Miło mi.
-Mi również. Mieszkasz w Londynie?
-Tak, a ty?
-Jestem ze Seattle.
-Czemu byłeś w Londynie ?- spytałam.
-Moja babcia tu mieszka. A ty po co jedziesz do NY?
-Moja szwagierka rodzi i muszę wspierać brata.
-Fajnie, będziesz bratanka czy bratanicę?
-Bratanka.
-Ja ciebie chyba skądś znam…- przyglądnął mi się.
-Nie sądzę.
-Może mi się tylko wydaję…
-Chyba tak.
-Jakiej muzyki słuchasz?
-Bardzo zróżnicowanej, ale głównie gustuję w pop- rock.
-Ja też, a ostatnio nawet zacząłem słuchać takiej młodej
wokalistki, jest super śliczna, była kiedyś modelką…
-Czyżby Rosie?- spytałam.
-Tak.
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Tak jakby ją znam…
-No co ty, matko jak ci zazdroszczę.- powiedział.
-Miałam okazję z nią śpiewać.
-Ja pierniczę, umiesz śpiewać?
-Jasne, nawet występowałam z nią do teledysku Variation…
-No nie wyrobię…
-Jest bardzo fajna z charakteru…
-Taaa… Super ładna…
-Gdybyś ją zobaczył bez makijażu załamałbyś się…
-Gdybyś ją zobaczył bez makijażu załamałbyś się…
-E tam, dziewczyny bez makijażu są naturalnie piękne.
-Twoja dziewczyna będzie miała szczęście…
-Tak, rzuciła mnie ostatnio.
-Współczuję.
-Głupia była. A ty masz chłopaka?
-Tak.
-Jak ma na imię?
-Louis.- uśmiechnęłam się.
-Fajnie.
Rozmawialiśmy prawie przez cały lot. Pilot właśnie mówił:
Prosimy zapiąć pasy podchodzimy do
lądowania.
-Camille, dałabyś mi swój numer, zobaczylibyśmy się
kiedyś jak będę w Londynie, czy coś?
-Pewnie.
Podyktowałam mu po kolei cyferki, gdy samolot wylądował
wstaliśmy z miejsc i podążyliśmy ku drzwiom. Odebrałam bagaż i pożegnałam się z
Jeremy’m. Pobiegłam ku postojowi taksówek. Kierowca włożył torbę do bagażnika i
zawiózł mnie do szpitala, gdzie była Kris. Gdy podjechaliśmy pod szpital, facet
zatrzymał się i wyciągnął mi torbę, nałożyłam ją na ramię i zapłaciłam mu.
Weszłam do środka. Spojrzałam na tablicę. Ginekologia i położnictwo na 4
piętrze wsiadłam do windy i po minucie byłam w określonym miejscu. Drzwi się
otworzyły, a moim oczom ukazał się mój braciszek miał głowę odchyloną do tyłu.
-Eric!
-Camille, tak się cieszę, że przyjechałaś.
Odłożyłam torbę na krzesło i przytuliłam brata.
-Jak długo już rodzi?
-Prawie 4 godziny, pielęgniarki, które są tam mówiły mi,
że wszystko jest w porządku, ale dzidziuś nie chce wyjść.
-Może mu tam było dobrze…
-Zapewne.
Posiedzieliśmy jeszcze godzinę, kupiłam dwie kawy w
automacie. Nagle drzwi się otworzyły i wyszła z nich lekarka.
-Gratulacje, ma pan zdrowego syna. Waży 3,5 kg. Śliczny.
-Kiedy będę mógł go zobaczyć?
-Jak pielęgniarki go umyją i przebiorą to zaniosą go do
pani Kristen. Tylko proszę jej nie przemęczać, jest bardzo zmęczona, wasz synek
dał jej popalić.
-A w jakiej Sali jest Kristen?
-107, zaraz powinna zostać przeniesiona.
Kobieta uśmiechnęła się i poszła.
-No, brachu, zostałeś ojcem…
-Aż mi się wierzyć nie chce…
-Musisz uwierzyć, bo to już się stało…
Wywieźli z porodówki Kristen, powiem tak, wyglądała na
bardzo zmęczoną… Weszliśmy do Sali. Pielęgniarka otarła jej głowę chusteczką i
wyszła. Eric usiadł koło niej i złapał delikatnie za dłoń. Zostawiłam ich na
chwilę samych, poszłam zadzwonić do mamy. Wyszłam na dwór i usiadłam na murku.
-Halo?-
spytała.
-Cześć
mamciu.
-Moja
córeczka dzwoni, jak ja ciebie dawno nie słyszałam…
-Trochę
jestem zapracowana…
-Tak
sądzę, widziałam twój teledysk i uważam, że wyszedł świetnie.
-Dzięki.
A mamo mam dla ciebie super wiadomość…
-Tak?
-Kristen
jakieś pół godziny temu urodziła.
-O
mój boże! Dziecko jest zdrowe?
-Jak
ryba. Ma 3,5 kg i jest bardzo podobny do Erica…
Mama
się zaśmiała.
-Jak
tylko go przywiozą, zrobię zdjęcie i ci wyślę.
-Jejku
jak się cieszę, a Kristen, jak ona się czuje?
-Chyba
dobrze, ale teraz śpi, mały nieźle ją wymęczył rodziła prawie 5 godzin.
-Ja
ciebie rodziłam prawie 14… Przypomniało
mi się… wczoraj zadzwoniła do mnie Johanna Tomlinson, mama Louisa.
-I
jak?
-Mało
się nie poryczałam ze szczęścia, jak do mnie zadzwoniła na początku jej nie
poznałam, ale potem zaczęłam kojarzyć. Zaprosiłam ją do nas na wakacje.
-Bardzo
się cieszę.
-Uwierz
mi, ja też…
-Dobra
to ja już będę kończyć, wracam do Erica.
-Dobrze
córciu, pozdrów ich ode mnie i od taty.
-Papa.
-Pa.
Już miałam wchodzić do środka, kiedy na ekranie telefonu
pokazało mi się zdjęcie Louisa.
-Tak?
-Czemu
nie odbierałaś?- spytał trochę zdenerwowany.
-Przepraszam,
kotku, ale leciałam samolotem.
-Gdzie
jesteś?
-W
NY.
-Ale
po co?
-Kristen
urodziła, Eric do mnie zadzwonił i przyleciałam.
-Pogratuluj
im ode mnie i pozdrów.
-Dobrze
misiu, a jak u ciebie?
-Już
po koncercie… Ale było fajnie…
-Cieszę
się.
-Tęsknię
za tobą…
-Ja
też, bardzo.
-Kocham
cię.
-Nie
mów tak, bo się zaraz rozpłaczę.
-No
dobrze, to przestaję, ale i tak cię kocham.
-Ja
ciebie też. Pozdrów chłopaków. Kocham cię.
-Ja
ciebie też. Pa.
-Pa.
Weszłam do środka i pojechałam windą na 4 piętro.
Eric chodził niespokojnie po korytarzu.
-Co jest?- spytałam zaniepokojona.
-Przed chwilą dzwonił do mnie szef i powiedział, że jutro
wyjeżdżam w delegację do Glasgow.
-Jaja sobie robisz…
-No właśnie nie.
-Powiedziałeś mu, że ci się dziecko urodziło?
-Tak i on powiedział, że jeżeli nie pojadę, to on wyśle
kogoś innego, ale ja już do pracy wracać nie muszę.
-Cholera jasna. Co za debil!
-Musisz porozmawiać z Kris.
-Wiem.
Weszliśmy do środka. Dziewczyna trzymała na rękach synka.
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Jak dajecie mu na imię?- spytałam szeptem.
-William.- odezwała się dziewczyna.
Mały zasnął i dziewczyna położyła go do łóżeczka obok.
-Kristen musimy porozmawiać.
-Co się stało?- spytała.
-Muszę wyjechać jutro w delegację, bo inaczej stracę
pracę.
Zmartwiła się.
-Musisz jechać, jak na razie to jest nasze jedyne źródło
utrzymania. Kiedy wyjeżdżasz?
-Jutro.
-A kiedy wracasz?
-Jeszcze nie wiadomo.
Dziewczyna poprawiła głowę na poduszce.
-Kris, a ty będziesz miała kogoś do pomocy?- spytałam.
Zaprzeczyła.
-Więc, ja zostanę w NY, przynajmniej do przyjazdu Erica.
Promocję płyty mam za 2 tygodnie.
-Zostałabyś?- spytał ucieszony braciszek.
-Tak.
-To dobrze.- uśmiechnęła się dziewczyna.
Posiedzieliśmy jeszcze dwie godziny.
-Idźcie już, bo musicie się wyspać- powiedziała- a ty
spakować…
-Przyjadę tu jeszcze przed wyjazdem.
-Dobrze.- pocałował ją w usta i wyszliśmy.
Wsiedliśmy do samochodu Erica, uprzednio mój brat
spakował moją torbę do bagażnika. Ruszyliśmy.
-Zawieziesz mnie pod Grand Hotel?- spytałam.
-Chcesz spać w hotelu? Jeszcze czego, zabieram cię do
siebie.
-Przestań, nie chcę ci robić kłopotu.
-Nawet mnie nie wkurzaj, siostra…
-Dobra, nie będę się z tobą kłócić, i tak nie wygram.
-No właśnie.
Zaparkował przed kamienicą, bardzo ładną odnowioną. Wziął
moją torbę i poszliśmy na 3 piętro. Otworzył drzwi i ukazało mi się śliczne 3-
pokojowe mieszkanie, naprzeciwko drzwi była kuchnia, a obok niej duży pokój.
Eric zaniósł mi torbę do małego pokoiku obok łazienki. Sam spał w salonie.
Wzięłam prysznic, przebrałam się i poszłam spać. Mój brat zrobił tak samo.
Nie ma to jak dwu- i pół godzinny seans Transformersów 3 w łóżku w domu...
Pamiętajcie, że możecie mnie pytać o różne rzeczy przez Aska.
Miłego czytania kochane!
Nie ma to jak dwu- i pół godzinny seans Transformersów 3 w łóżku w domu...
Pamiętajcie, że możecie mnie pytać o różne rzeczy przez Aska.
Miłego czytania kochane!
Świetny, czekam na nexta
OdpowiedzUsuńBardzo fajnyy czekam na nn
OdpowiedzUsuń