21
stycznia, 18:30
Byłyśmy już wymalowane, Cara tak jak mówiła zaczesała swoje
brązowe włosy na bok, a ja wyprostowałam.
Właściwie byłyśmy już gotowe do wyjścia. Chłopcy ubrali się zarazem
elegancko, a zarazem na luzie, bo w garniturze to tak średnio do klubu. Nałożyłyśmy
płaszcze i wsiedliśmy do taksówki. Za jakieś pół godziny staliśmy pod Pachą(czyt. Paczą), jest jeden z najlepszych
klubów w Londynie.
-My dobrze trafiliśmy?
-No tak. Chodź.- powiedział Harry i pociągnął Carę za
rękę do środka.
Było bardzo dużo ludzi.
-Wszyscy byli zaproszeni?
-Tak,
cały klub jest wynajęty na dzisiejszą noc na twoje urodziny…
-Ale ty mówiłaś, że przyjdzie kilka osób, a nie około
150.
-Oj tam, oj tam, mała różnica.- machnęłam ręką.
Odłożyłam płaszcz i poszłam
w stronę tłumu. Cara szła za mną. Ludzie rzucili się na nią z życzeniami i
prezentami. Po prawie godzinnym dziękowaniu wszyscy zaproszeni ruszyli na
parkiet. Po jakiejś godzinie poszłam do toalety by „przypudrować sobie nosek”.
Przy lustrze stała Cara D. poprawiała sobie usta.
Za jakieś kilka minut wyszłyśmy stamtąd by bawić się dalej. Około północy wjechał wielki tort, wszyscy zaśpiewali jej Happy Birthday, dziewczyna zdmuchnęła świeczki i każdy dostał po kawałku. Usiadłam z Carą, Evelin i Natalie przy barze i zamówiłyśmy sobie po niebieskim kamikadze. Chwilkę później Hazza porwał jubilatkę na parkiet, bo DJ zwolnił tempo. Lou szukał mnie, aż znalazł.
-Zawsze znajduje cię w tym
samym miejscu…- podał mi dłoń, a ja położyłam mu moją na jego.
-Nie moja wina, Lou.
Odstawiłam szklankę i
tańczyliśmy. Nagle ochroniarz podszedł do mnie.
-Proszę pani, przed wejściem
czeka jakiś chłopak i on się zarzeka, że był zaproszony, ale nie ma go na
liście, prosił, żeby jubilatka wyszła, ale ja przyszedłem po panią…
-Bardzo dobrze, zaraz
przyjdę…
Dokończyłam taniec,
sięgnęłam po płaszcz i wyszłam, Lou zagrodził mi drogę.
-Gdzie idziesz?
-Przed wejściem jest jakiś
gość, muszę sprawdzić kto to…
-Zaraz wracaj.
-Dobrze.
Pocałowałam go w policzek i
podążyłam ku drzwiom. Stał tam ochroniarz, który dwie minuty wcześniej
przyszedł.
-Gdzie jest ten facet?
Wskazał mi palcem, na
ubranego na biało chłopaka ze skejtówką na głowie. Od razu go poznałam.
Domyślacie się kto to? Ktoś kto CHOLERNIE wkurzył ostatnio moją przyjaciółkę, a
ze mną ma na pieńku, tak właśnie, Justin Bieber…
-Po co tu przyszedłeś?-
powiedziałam tylko, gdy go zobaczyłam.
-Zostałem zaproszony na
urodziny Cary.
-Ciekawe przez kogo?-
uniosłam brew.
-Dostałem zaproszenie
podpisane przez Carę.
Pomyślałam, że Harry, aby ją
uszczęśliwić, wysłał do niego zaproszenie.
-Sądzę, że po tym co
ostatnio powiedziałeś, nie będzie zadowolona z twojej obecności na urodzinach.
-Żartowałem z tamtym…-
powiedział chłopak.
-Ona nie przyjęła tego jako
żarty.
-A jak?
-Wkurzyła się, znienawidziła
cię jako człowieka i jako piosenkarza, mam wymieniać dalej…
-Nie, masz- podał mi złotą
paczuszkę- daj jej to i powiedz, że jeśli zmieni zdanie o mnie to niech
zadzwoni, będę chciał z nią pogadać.
-Dobra.
Chłopak nałożył kaptur i
wsiadł do samochodu. Wróciłam do środka. Cara mnie zatrzymała.
-Gdzie byłaś? Szukałam cię.
-Musimy pogadać.
Złapałam ją za rękę i
wyszłyśmy na zaplecze.
-Co jest?- spytała z
niepokojem.
-Przed chwilą, przed
drzwiami do klubu stał Justin.
-CO?!!! Mam nadzieję, że go
wykurzyłaś.
-Tak, ale dał mi to- podałam
jej paczuszkę- kazał także mi przekazać, że jeśli nie będziesz na niego zła to
masz zadzwonić i z nim pogadać.
Dziewczyna prychnęła.
-JESZCZE CZEGO, OBRAZIŁ MNIE
I MOJEGO CHŁOPAKA, SIĘ ZDZIWI… Dobra, nie przejmujmy się Bimberkiem, idziemy
się bawić.
Od razu zaczęłyśmy tańczyć
na parkiecie razem ze wszystkimi i wypiłyśmy jeszcze kilka drinków. Około 5 nad
ranem ludzie zaczęli się zmywać. Zamówiliśmy 2 taksówki. W jednej jechałam z
Louisem i wzięłam część prezentów, natomiast w drugiej Cara z Hazzą, oni wzięli
pozostałą część.
22
stycznia 14:34
Obudziłam się z lekkim bólem
głowy, Lou spał z lekko otwartymi ustami. Mało nie pęknęłam ze śmiechu… Wstałam
i poszłam wziąć kąpiel z pianą. Umyłam sobie włosy i po godzinie leżenia,
wstałam i ubrałam się w dresy. Odmroziłam sobie zapiekankę i podgrzałam ją w
mikrofali, usłyszałam kroki. Cara weszła do kuchni i usiadła na krześle.
-Zrobisz mi kawy?-
popatrzyła na mnie zamkniętymi oczami.
-Jasne.
Zaparzyłam dwa kubki, pełne
czarnej mocnej, tak na orzeźwienie. Zjadłyśmy po kawałku zapiekanki i popiłyśmy
kawą.
-No to kiedy jedziesz kręcić
teledysk?
-Jutro.
-Fajnie masz, na Malediwach
jest teraz lato.
Kiwnęłam głową.
-Lecicie samolotem?- dodała.
-Tak, ale w Bombaju
przesiadamy się na statek.
-Matko, jak ja ci zazdroszczę.
-Przestań, nie ma czego. 13
godzin samolotem i potem jeszcze tułać się statkiem.
-Nie statkiem, tylko
jachtem, przestań masz fajną ekipę, na pewno zapamiętasz ten wyjazd na długo.
-Zapewne tak. Pomożesz mi
się spakować?
-Pewnie, chodź.
Złapała mnie za rękę i
zaprowadziła do pokoju. Lou spał tak mocno, że nic nie było w stanie go
obudzić. Mówiłyśmy normalnym głosem. Spakowałam chyba wszystkie pary szortów,
spódniczek, sukienek. Do tego przewiewne topy i kurtkę dżinsową tak na wszelki
wypadek.
-To chyba wystarczy…-
odetchnęłam.
-My to jeszcze musimy
zapiąć.
Usiadłyśmy na walizkę, która
z trudem się zapięła.
-Uff.
Louis przewrócił się na
drugi bok i wziął głęboki oddech. Potem cisza.
-Znowu śpi.- powiedziałam.
-Nudzi mi się.
-Idziemy gdzieś?
-Spacer?
-Czemu nie.
Ubrałyśmy się ciepło, na
głowę pozakładałyśmy czapki, a szyję obwiązałyśmy szalikami. Szłyśmy około 20
minut w stronę Tamizy, a potem około 2 godzin wzdłuż. Około 18:00 wróciłyśmy do
domu. Chłopcy już nie spali. Cara zaparzyła dla siebie i dla mnie kubek
herbaty. Usiadłyśmy sobie na kanapie i przykryłyśmy się kocem. Włączyłam
telewizor i do DVD włożyłam płytę z napisem Kac Vegas. Śmiałyśmy się do płaczu.
Około 21:00 zmuliło mnie. Wzięłam prysznic i położyłam się. Lou, też zaraz do
mnie przyszedł.
23
stycznia 7:22
Musiałam wstać wcześnie, bo
o 9:00 mam samolot do Bombaju. Ubrałam się. Zrobiłam dla
wszystkich śniadanie i zaparzyłam po kubku kawy. Załatwiłam poranną toaletę i
lekko się pomalowałam. Zrobiłam sobie wysokiego kucyka. Za jakieś pół godziny
wstał Louis. Zjadł śniadanie i poszedł się ubrać. Gotowy zszedł na dół.
-Musisz lecieć?- objął mnie
w pasie.
-Muszę.
Zrobił podkówkę.
-Będę za Tobą tęskniła.-
przytuliłam go, a on pocałował mnie w czoło.
-Teraz będziemy się widywać
coraz rzadziej…
-Dlaczego?
-22 lutego zaczynamy trasę,
ty będziesz pracowała nad płytą…
-Kotku, będę do ciebie
przyjeżdżać, nie martw się.
-Kiedy wracasz?
-Za tydzień, to chyba będzie
30 stycznia, ale jest możliwość, że przedłuży się o 1 dzień.
-Zdążysz na urodziny Hazzy?
-Nawet jakbym miała lecieć z
Antarktydy to zdążę, w końcu jego urodziny to zawsze impreza wszechczasów…
-Taaa…
Pocałowałam go soczyście.
Posadził mnie na blacie i dobierał się do koszuli.
-Nie dzisiaj. Ale jak
wrócę.- powiedziałam odrywając się od chłopaka.
-Kocham cię, słonko.
Cara weszła do kuchni z
Hazzą i zjedli przygotowany posiłek.
Dochodziła 8:20. Musiałam już jechać. Pożegnałam się z loczkiem i moją
przyjaciółką. Cara powiedziała, że będzie dzwonić codziennie. Lou postanowił
odwieźć mnie na lotnisko. Wziął z góry walizkę.
-Co ty tam masz?- westchnął
zmachany.
-Ciuchy…
-Jak ty sobie dasz radę z
nią w Bombaju.
-Eddie mi poniesie.
Cara uśmiechnęła się. Lou
spakował walizkę do swojego porsche i wsiadłam uprzednio machając Carze. Ruszyliśmy.
-Jak ja bez ciebie
wytrzymam.
-A jak ja?
Uśmiechnął się lekko.
-Musimy się przyzwyczaić do
takiego trybu, od dzisiaj będę zapracowana tak jak ty…
Po 20 minutach byliśmy już
na Heathrow. Cała ekipa stała i czekała na mnie… Przywitałam się ze wszystkimi.
Jimmy odniósł moją walizkę.
-Camille, musimy już iść do
odprawy…
-Zaraz przyjdę…
-Musisz już iść…- powiedział
Louis.
-Muszę…
-Kocham cię, słonko.
-Ja ciebie też kotku.
Przytuliłam go i dałam
mocnego całusa. Szłam w stronę odprawy i pomachałam mu. Za 5 minut siedzieliśmy
w samolocie. Poznałam reżysera teledysku, moją instruktorkę śpiewu i wiele
innych osób. Siedziałam z Eddiem.
-Dobrze ci się układa z
Louisem?
-Jasne, nie było widać?
-Było, dobrze było widać.
Około 22:00 byliśmy w
Bombaju, myślałam, że się zagotuję. W końcu buty emu to buty zimowe. Na
lotnisku wszyscy powyjmowali letnie rzeczy, a zimowe schowali głęboko w
walizkach. Ubrałam się i razem ze wszystkimi pojechaliśmy
dwoma busami do portu. Tam postawiony był ogromny jacht, spokojnie mogło się w
nim zmieścić 25 osób. Dostałam kajutę z Patty, Mary(makijażystka),
Ravivą(fryzjerka). Położyłyśmy swoje walizki pod łóżka, tak aby było więcej
miejsca. W skład całej ekipy wchodzą: Ja, Patty, Jimmy, Nathan, Eddie, Lucas,
Mary, Raviva, scenarzyści, reżyser, tancerki, być może Rick przyjedzie, ale to
nie wiadomo. No i to wszyscy, wydaje się pewnie, że to mało osób, ale uwierzcie
mi, że był nie mały tłoczek… Odpłynęliśmy od brzegu, słońce schowało się już za
horyzontem. Wyszłam z kajuty i usiadłam na dziobie jachtu. Wsłuchałam się w
szum Morza Arabskiego, zamknęłam oczy, czułam wiatr we włosach. Ktoś poklepał
mnie po plecach. Odwróciłam się i zobaczyłam Eddiego, który usiadł obok mnie.
-Matko, ale przyjemnie…
-No… Już dawno marzyłem o
czymś takim…
Uśmiechnęłam się.
-Ile będziemy płynąć?-
spytałam.
-Prawdopodobnie jutro do
19:00, a po jutrze z samego rana zaczynamy kręcić.
-Już się nie mogę doczekać.
-Ja też.
Ziewnęłam.
-Chyba już pójdę się
położyć…- powiedziałam- dobranoc, Eddie.
Poszłam do kajuty. Mary i
Raviva leżały na łóżkach, a Patty rozczesywała włosy, wzięłam koszulkę Louisa i
krótkie spodenki do łazienki, gdzie wzięłam prysznic, a potem założyłam je.
Czułam jego zapach.
-Sexi koszulka…- powiedziała
Patty.
-Dzięki, w końcu mojego
chłopaka.
-Jak to jest chodzić z
Louisem?- spytała Mary.
-Jest kimś, kto wręcz nie
śnił mi się w najpiękniejszych snach.
-A fanki, dokuczają ci?-
dodała Raviva.
-Nie jest, aż tak źle, ale
pod artykułami na np. DailyMail, są
te miłe, ale i niemiłe, wręcz obraźliwe. Ja się tym nie przejmuję, kocham go i
nic nie stanie mi na drodze.
-Masz fajnie, ja właśnie
rozstałam się z chłopakiem…- westchnęła smutno Raviva.
-Przykro mi…-
odpowiedziałam.
-Nie ma czego, był z niego
cham, prostak, debil itp. Itd.
Rozmawiałyśmy, aż w końcu
wszystkie zasnęłyśmy.
24
stycznia, 11:04
Obudził mnie szum morza.
Wstałam i poprawiłam włosy. Żadnej z dziewczyn już nie było… Ubrałam krótkie
spodenki i luźną białą koszulkę. Weszłam po schodkach na górną część pokładu.
-Tu jesteście.-
powiedziałam.
-Jesteś głodna?- spytała
uśmiechnięta Patty.
-Coś bym przegryzła…
Nałożyłam sobie
sałatki i przygryzałam sobie tostem. Niby jacht, ale kuchnia jak w domu.
-Ile jeszcze zostało?- spytałam połykając kęs Tosta.
-Około 8 godzin.- powiedział reżyser.
-No, no to ja zajmuję dziób, będę się opalać.
Wzięłam łyka kawy i pobiegłam do kajuty przebrać się w
strój. Sięgnęłam do walizki po krem, a z torebki wyciągnęłam okulary. Dziób
jachtu był cieplutki od słońca, położyłam się i Zaczęłam grzać moje chude
kości. Po jakiejś godzinie przyszła Mary, zrobiła mi zdjęcie i wstawiła na Twittera
z podpisem: Tak właśnie opala się przyszła gwiazda pop
Płynęliśmy dalej Mary leżała obok mnie i nuciła sobie
piosenki, które leciały w jej w słuchawkach. Jimmy przyszedł do nas z zimnymi
drinkami. Przyjemnie było się napić czegoś takiego. Odwróciłam się tak, aby
opalać plecy. Raviva wraz z Nathanem położyli się na leżakach i co chwilę z
czegoś się śmiali. Ja natomiast chyba sobie przysnęłam…
No to na Eska Music Awards, regaty i KARUZELE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
No to na Eska Music Awards, regaty i KARUZELE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Super *.*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział
OdpowiedzUsuńTo było genialne! Szybko dawaj nexta!
OdpowiedzUsuńA.
Piszesz bombowego bloga i znasz big time rush. Dziewczyno uwielbiam cie i mam pytanie. Może chiałabyś później napisać bloga love story o btr? Ale ten blog jest świetny więc nie przerywaj go i szybko wstaw nexta. Ja po prostu nie widziałam bloga o btr a chciałabym jakiegoś przeczytać. A blog z twojej ręki na pewno będzie rewelką!
OdpowiedzUsuńA.
Wiesz, tak jakby mam plany pisać kolejnego bloga o One Direction, ale dopiero po zakończeniu tego, znam btr i lubię ich, byłam ich fanką przez jakiś miesiąc, ale potem OneDirectionInfection... Dziwnie będzie wracać do starych dziejów, więc przepraszam, ale muszę odmówić.
UsuńMiałam tak samo. Najpierw btr a potem buuum... i OneDirectionInfection.
UsuńWięc spoko. Nie moge doczekać się kolejnego rozdziału.
A.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBłagam wstaw szybko kolejny. Czekam...
OdpowiedzUsuńA.
Super *.*
OdpowiedzUsuń