środa, 23 października 2013

Rozdział 75.




30 kwietnia, 7:02
Lily obudziła się wcześniej, płakała, bo dziąsełka ją bolały, masowałam je, nałożyłam żel. Gdy uspokoiła się odrobinę, spakowałam rzeczy. Dziś bowiem wyjeżdżamy z H.Ch. Cara ma wieczorem pokaz. Około 11:00 zadzwoniłam do Debbie, mamy mojej koleżanki, która jest nianią. Pokaz jest o 19:00, więc kobieta przyjedzie o 18:00 i pójdzie, kiedy ja wrócę. Zjadłam śniadanie i nakarmiłam kaszką Lily. Tak właśnie kaszką. Moja mama przestawiła ją na wszelkie papki, byle nie mleko. Zjadła szczęśliwa, że jest cała brudna…
Około 15:00 byłyśmy w domu. Otworzyłam drzwi i położyłam nosidełko z Lily na podłodze w salonie. Poszłam do samochodu, wzięłam walizkę, a następnie wózek. Rozebrałam się, a potem Lily. Wykąpałam ją i posadziłam w kołysce w pozycji praktycznie siedzącej (muszę ją już powoli przygotować na siedzenie). Wzięłam ze sobą kołyskę i zaniosłam do łazienki na górę. Wzięłam prysznic i umyłam głowę. Włosy rozpuściłam, a końcówki zawinęłam na lokówkę. Przeniosłam kołyskę do sypialni, gdzie zaczęłam wybierać ciuchy, gdy byłam już gotowa zrobiłam sobie lekki makijaż, a usta pomalowałam brzoskwiniową szminką. Zjadłam coś, a Lily zrobiłam bananową kaszkę. Punktualnie o 18:00 przyszła Debbie, wytłumaczyłam jej wszystko, dałam buziaczka małej i poszłam. Wsiadłam do taksówki, która zawiozła mnie pod dom mody Gucci. Weszłam na dywan wyłożony przed wejściem, fotografowie robili zdjęcia sławnym osobom. Gdy ja pokazałam się, aparaty i flesze zaczęły pstrykać, że aż mnie oślepiło. Uśmiechałam się najładniej jak tylko mogłam. Po jakichś 2 minutach, zabrałam się stamtąd. Na oparciu mojego krzesła było napisane Camille Montrose. Z kolei po mojej lewej i prawej było napisane Freida Pinto i Rita Ora. Usiadłam, a zaraz obok mnie usiadły blondynka i brunetka. Przywitały się ze mną, szczególnie Rita, którą znam już jakiś czas. Pytała co u Harry’ego, jak tam córka itp.
O 19:00 rozpoczął się pokaz.
Wszystkie modelki uczesane były koki. Tak jak zawsze Cara zaprezentowała zwiewne eleganckie sukienki.

Około 20:00, wszystko się skończyło, Cara wyszła odebrała kwiaty od dyrektora londyńskiego Gucci. Potem zaczął się bankiet. Około 22:00 wróciłam do domu, Debbie oglądała telewizję w salonie, a Lily spała smacznie w łóżeczku. Podziękowałam jej i zapłaciłam. Troszkę zmarzłam, w końcu krótka sukienka jest na lato, a nie na wiosnę, szczególnie wiosenne wieczory… Wzięłam gorący prysznic i położyłam się do łóżka.

10 maja, 8:24
Obudziłam się wyspana, Lou wraz z chłopakami wraca dziś do Londynu. Nareszcie, strasznie się za nim stęskniłam. Zjadłam śniadanie i nakarmiłam Lily. Przebrałam ją, a ja ubrałam się w ulubione dresy i czarną koszulkę. Jest śliczna pogoda, otworzyłam lekko balkon w pokoju, żeby ciepłe powietrze wchodziło do niego. Lily jak zwykle siedziała w kołysce w pozycji pół- leżącej. Wkładała do buzi różową świnkę, która przy każdym ugryzieniu dziąsłami chrumkała. Wzięłam się dziś za sprzątanie. Odkurzyłam dom, umyłam podłogi i okna. Wytarłam kurze i posprzątałam szafki w kuchni. Lily była zajęta sobą. Wreszcie około 16:00 skończyłam dałam Lily do zjedzenia startą marchewkę z jabłkiem. Potem wzięłam się za czytanie jej bajki. Tyle, że ona śmiała się, jak robiłam dziwne odgłosy typu: chrum, miauu, hau, muuu… itp.
Mała przez cały czas patrzyła się albo na mnie, albo śmiała się. Usłyszałam stukanie kluczy w drzwiach. Wzięłam Lily na ręce i schowałyśmy się.
-Haloooo!- krzyknął- dziewczyny, wróciłem!
Wszedł do salonu, a my: BUUUU!!!
Lily zaczęła się rechotać, a Louis lekko się przestraszył. Wziął małą w ramiona i wycałował jej policzki i główkę. Potem ja przytuliłam się do niego, złapał mnie za tyłek, a ja szeroko się uśmiechnęłam.
-Poradziłaś sobie?
-Perfekcyjnie.
Pocałowałam go jeszcze raz.
-Jak było?- spytałam.
-Fajnie, jak zwykle zresztą, dostaliśmy mnóstwo prezentów od fanek. Bardzo spodobała im się nasza nowa płyta.
-Cieszę się.
-Jesteś głodny?- spytałam.
-Odrobinkę.
Lou odłożył Lily do kołyski i mała zaczęła się bawić.
-Zaraz coś zrobię.
-Wolałbym porobić coś innego…- przyłożył usta do mojej szyi i lekko ją musnął.
-Może w nocy…- pocałowałam go w policzek.
Odgrzałam jedzenie i umieściłam 2 porcję na talerzach. Zjedliśmy. Lou rozpakował się, a ja zrobiłam pranie. Potem chłopak zaproponował spacer, ubrałam Lily i włożyłam ją do wózka, sama też się przebrałam. Lou prowadził wózek, a ja szłam obok niego i trzymałam go za lewą rękę. Prawą chłopak trzymał rączkę od wózka. Nie patrzyliśmy na to, że ludzie robią nam zdjęcia. Cieszyliśmy się wspólnie spędzonym czasie na spacerze. Szliśmy w stronę Trafalgar Square. Po drodze kupiłam sobie loda kręconego, Lou nie mógł, musi dbać o gardło, ale i tak kilka razy dałam mu polizać. Lily spała całą drogę. Chłopak opowiadał mi o nowych piosenkach, pochwalił się, że dwie z nich napisał wraz z Harrym i opowiadają one o mnie i o Carze… Awww… :)
Do domu wróciliśmy, gdy zaczęło się ściemniać. Wykąpaliśmy Lily, a gdy mała spała już w łóżeczku, my poszliśmy się kąpać. Byłam zmęczona. Przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Lou dołączył do mnie chwilę później. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, a on pocałował moje wilgotne włosy. Objął mnie ramieniem, a ja prawą ręką złapałam za jego lewe biodro. Zasnęłam.
15 maja, 10:45
Lily ani razu w nocy się nie budziła, albo ja po prostu nie słyszałam. Spojrzałam na zegarek, matko, jak późno, już dawno nie spałam do tej godziny. Jeszcze przed urodzeniem Lily, potrafiłam spać do 13:00, jak nie dłużej. Zsunęłam z siebie kołdrę i zeszłam na dół. Lou wycierał pozostałości po kaszce na twarzy Lily. Dziewczynka bacznie go obserwowała, a gdy on się uśmiechnął, pokazała różowe dziąsełka. Zeszłam po cichu i objęłam go od tyłu.
-Dzień dobry mojej szanownej familii.
-Wyspałaś się?
-Bardzo.
Przeciągnęłam się i usiadłam na blacie. Odgarnęłam moje blond włosy do tyłu. Louis zalał dwa kubki kawy i podał mi jeden.
-Co jemy?- spytałam.
-Jajecznica?
-Na bekonie?
-Na bekonie.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w gołe ramię, miał bowiem tylko spodnie dresowe. Zeszłam z blatu i wzięłam małą na ręce.
-Kto jest małą dziewczynką mamusi? No kto?- mówiłam pieszczotliwie całując w policzek.
Parskałam śmiechem. Odłożyłam ją posadziłam w kołysce. Wyszłam boso na ogródek. Zielona trawa, a wokół płotu wysokie drzewa, tak, abyśmy mieli prywatność. Usiadłam na fotelu w rogu i zaciągnęłam się świeżym, ciepłym powietrzem.
-Camille, chodź śniadanie.
Wstałam z fotela i posłusznie przyszłam do kuchni. Zjadłam swoją porcję i wypiłam kawę. Umyłam naczynia, gdy Lou był w toalecie. Stanęłam przy blacie i osuszyłam ręce białą szmatką. Lily siedziała w kołysce w salonie i bawiła się rozłożonymi zabawkami. Lou podszedł do mnie. Objął mnie w biodrach, a ja wplotłam palce w jego brązowe włosy.
-To co robimy?- zamruczał.
-Zależy na co miałbyś ochotę…
-Propozycja?
-Może…
Pocałował mnie namiętnie, a jego ręce zsunęły się na pośladki.
Dzwonek do drzwi.
-Nie, no to są jakieś jaja…- powiedział wkurzony.
-Pójdę otworzyć.- powiedziałam, dałam mu całusa, zsunęłam niżej koszulkę, tak, aby spokojnie zakrywała pupę.
Niall.
-Hejka blondynie.- przytuliłam się do niego.
-No cześć blondynko.
-Ty nie w Irlandii?
-Jak widać nie.
Lou wyszedł z kuchni i przywitał się z przyjacielem.
-Napijesz herbaty, albo kawy?- spytałam.
-Nie, dziękuję.
-A może coś zjesz?
-Camille, sądzisz, że wyszedłbym głodny z domu?
-Mój błąd.
Poszłam na górę i ubrałam się w dresy i koszulkę. Niall pobawił się jakąś godzinę z Lily i musiał iść. Około 14:00 nakarmiłam małą i zasnęła. Mieliśmy z Louisem godzinę dla siebie. Usiadłam mu kolanach, a on przyciągnął mnie do siebie. Przejechałam dłonią  po jego policzku.
-Wiesz, że z tym zarostem na twarzy wyglądasz bardziej seksownie.- zamruczałam i dałam mu mokrego całusa w prawy kącik ust.
-A ty z kolei bez tej koszulki wyglądałabyś bardziej sexi?
-Serio?
-Mhmm…
Ściągnęłam koszulkę.
-I jak?
-No… teraz mogłabyś się pozbyć spodni.
Ściągnęłam spodnie. Błysk w oczach Louisa przypomniał mi wydarzenia sprzed niecałego roku.
-Co teraz?
-Łóżko?
Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. 

1,5 godziny później…
Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Lily nie spała, bawiła się sama ze sobą, a właściwie wzięła paczkę chusteczek higienicznych i wkładała je do buzi. Lou leżał na łóżku, okryty z lekka kołdrą. Stanęłam przed lustrem bokiem.
-Kurde, myślałam, że jak nie będę jadła słodyczy i tłustych rzeczy, to on zniknie.
-O czym mówisz?- spytał mój chłopak.
-O tym.
Pokazałam na brzuch, na którym zrobiły się dwie fałdki.
-Nie przesadzaj…
-Muszę się ich pozbyć. Zapiszę się na boks do Winstona.
-Camille, przecież nie jesteś gruba, to tylko nadmiar skóry po ciąży.
-I chcę się go pozbyć.
Lou wstał i założył czarne bokserki. Podszedł do lustra i poprawił potargane włosy. Wzięłam Lily na ręce i zeszłam na parter. Słonko na ogródku świeciło, więc wyszłam z małą. Usiadłam na fotelu i posadziłam małą na kolanach. Louis rozmawiał przez telefon.
-(…) Czyli trzeciego… ile koncertów damy w Londynie… Aha, tak jak zwykle… w grudniu… dobra… jakby co jesteśmy w kontakcie, Andy… tak, przekażę jej… na razie…
Chłopak wyszedł na ogródek.
-Masz pozdrowienia od Andy’ego.
-Dzięki.
Lou wziął małą na kolana, ja wstałam z fotela i poszłam po swojego I-Phona. Zadzwoniłam do Winstona i umówiłam się z nim na 17:30.
Dochodziła 17:00, więc poszłam się przebrać. Spakowałam potrzebne rzeczy.
-Kiedy wrócisz?- spytał Lou. Trzymał pilota od TV w ręku i co chwilę zerkał na Lily, która bawiła się grzechotką.
-Jak tylko skończę.
Dałam Lily buziaka w nos, a Louisowi w usta.
Wsiadłam do samochodu. Po jakichś 30 minutach zaparkowałam pod siłownią, gdzie pracuje Winston- trener. Podeszłam do recepcji.
-Dzień dobry, pani na jakie zajęcia?- spytała ruda recepcjonistka.
-Ja do Winstona.
-Aha, proszę za mną.
Zaprowadziła mnie do Sali, gdzie stał mały ring, ćwiczyłam tam jeszcze jak byłam modelką, Winston był moim trenerem. Przywitał mnie serdecznie. 
Po prawie 4 godzinnym wysiłku miałam serdecznie dosyć i czułam, że jutro zakwasy mnie zabiją. Umówiłam się jutro na kolejną sesję ćwiczeń, tyle, że jutro bieżnia i brzuszki. Wróciłam zmasakrowana do domu, wzięłam prysznic i zeszłam na dół coś zjeść. Lily spała w kołysce, a Louis na kanapie. Nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki i posmarowała dwie kanapki dżemem wiśniowym. Usiadłam na fotelu naprzeciwko kanapy. Louis i Lily strasznie podobnie wyglądali jak spali. Zjadłam, wypiłam. Wzięłam Lily na górę. Miała bardzo mocny sen. Przebrałam ją w śpioszki i zmieniłam pieluszkę na noc. Położyłam ją do łóżeczka i przykryłam kocykiem. Lou wszedł po schodach zaspany.
-Jak było?- spytał zaspany.
-Dobrze.
-To dobrze.
Wziął prysznic i położył się do łóżka. Chwilkę później spaliśmy w swoich objęciach.

Zgodnie z obietnicą dłuższy, miłego czytania!!! :)

2 komentarze:

  1. Taaak. Jestem pierwsza! To takie magiczne słowa, nie uważasz? Rozdział jak zwykle niesamowity. Lovciam twojego bloga. Tak sweet się teraz zrobiło. Zastanawia mnie, czemu Cam i Louis się nie zaręczą. Przecierz mają dziecko i się kochają. Nie chcą złożyć sobie przysięgi na całe życie? Mogliby o tym pomyśleć.

    Pozdro xx

    OdpowiedzUsuń