czwartek, 17 października 2013

Rozdział 73.



Oczami Cary
Szłam chodnikiem i kopnęłam mały kamyk, usłyszałam ciężkie kroki za mną.
-Cara, Cara proszę cię zaczekaj!
Stanęłam w miejscu popatrzyłam przed siebie i poszłam dalej. Opuściłam głowę i odgarnęłam włosy za ucho. Osoba przyspieszyła kroku i zaraz jego duża ręka spoczęła na moim ramieniu.
-Zostaw mnie.- powiedziałam tłumiąc łzy. Sięgnęłam swoją dłonią i tak jakby strzepnęłam jego rękę.
-Nie możemy pogadać?- spytał.
-Nie, ja nie chcę z tobą gadać.
Szłam dalej.
-Cara, kurde jesteś moją narzeczoną, zatrzymaj się.
-To, że jestem twoją narzeczoną nie oznacza, że jestem twoją własnością, tym bardziej nie masz prawa mnie obrażać, a teraz zostaw mnie.
Poszłam dalej.
Harry szedł przez cały czas koło mnie, ale po jakichś 20 metrach przystanął.
-Nie chciałem tego powiedzieć, ale jestem o ciebie tak chorobliwie zazdrosny…
-Wiesz, tak naprawdę, to ja powinnam być o ciebie zazdrosna, kręcą się koło twojej dupy miliony dziewczyn 1000 razy ładniejszych ode mnie, ale nie jestem zazdrosna, bo ci ufam, mimo, że raz mnie już skrzywdziłeś…
Odwróciłam się i poszłam dalej. Łzy kapały na chodnik, a mój oddech stał się płytki. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam w telefonie piosenkę.
Po jakichś 40 minutach stałam pod domem, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Usiadłam na kanapie i przymknęłam oczy. Poszłam do kuchni i odgrzałam sobie jedzenie.

Kilka dni później…

19 kwietnia, 12:56

Oczami Camille

Lou wraz z chłopakami wyjeżdża dziś na promocję płyty, która trwa prawie miesiąc. Spakował się i był już gotów do drogi.
-Masz wszystko?
-Tak…
Był smutny, jego mina sprawiała, że chciało mi się płakać. Nie chciał wyjeżdżać, szczególnie teraz, gdy mamy Lily.
-Martwisz się czymś?- spytałam.
-Camille, czy ty sobie poradzisz?
-Tak, dlaczego miałabym sobie nie poradzić.
-Wiesz, dotąd byłaś tylko ty i nikt inny, a teraz jesteś ty i Lily… Nie wiem, czy powinienem zostawiać was same…
-Lou dam sobie radę, pojadę do rodziców na kilka dni, być może Eric z Kris i Willem przyjadą, nie martw się, a poza tym Cara jest przez cały czas na miejscu…
-No wiem, ale…
-… żadnego ale, słonko. Jesteśmy z Lily silnymi kobietami…
-To nie ulega wątpliwości.- rozchmurzył się lekko i uśmiechnął.
-O której wylatujecie do Birmingham?
-O 14:00.
-To musimy się powoli zbierać.
-Jedziecie ze mną?
-Tak, musimy pożegnać tatusia.- powiedziałam do Lily, którą Louis trzymał na rękach. Parsknęła śmiechem.
Ubrałam małą w czarne dżinsy i różową bluzeczkę z długim rękawem, na  to nałożyłam jej puszystą bluzę. Na nóżkach miała białe conversy.
Około 13:20 wyjechaliśmy z domu Porsche Louisa, prowadził, a ja siedziałam z tyłu z Lily, która strasznie śliniła się. Wkładała paluszki do buzi i śmiała się. Chłopak zaparkował i wręczył mi kluczyki. Wzięłam nosidełko z córeczką w środku, a Lou nałożył torbę na ramię i weszliśmy do środka. Zakryłam nosidełko chustą, tak, aby nikt nie widział Lily, szczególnie paparazzi, którzy stali niedaleko i pstrykali zdjęcia. Cara stała przytulona do Harry’ego. Za ten incydent Hazza jakiś czas temu przeprosił Carę, a ta jak mogłaby mu nie wybaczyć. Niall podbiegł do mnie i przytulił, tak jak zresztą wszyscy. Harry odsłonił lekko nosidełko i uśmiechnął się do małej. Okazało się, że zasnęła. Nagle usłyszeliśmy głos kobiety, która wywoływała pasażerów do lotu nr… do Birmingham. Lou pocałował mnie soczyście i dał buziaka małej. Na jej nieskazitelnie bladej twarzyczce pojawił się dołeczek na prawym policzku.
-Widzicie, ma coś ze mnie…- powiedział Harry.
Oddali bagaże i poszli w stronę odprawy. Cała piątka pomachała mi i Carze. Zniknęli w tunelu.
-Jak tam idzie praca nad pokazem?
-Bardzo dobrze, jest w przyszłym tygodniu…
-Są jeszcze jakieś miejsca?
-Kilka w pierwszym rzędzie zostało.
-To zabukuj mi jeden to przyjdę.
-Serio? A z kim zostanie mała?
-Mama mojej koleżanki jest nianią, poproszę, żeby przyszła na te trzy godziny.
-Ok.
Wsiadłyśmy do swoich samochodów. Zapięłam nosidełko pasami i ruszyłyśmy. Po 20 minutach byłyśmy w domu. Była śliczna pogoda, świeciło słońce, więc postanowiłam, że pójdę z Lily na spacer. Wlałam mleko do butelki, a tę włożyłam do termosa.
Przełożyłam małą do wózka, przykryłam kocykiem i położyłam z boku grzechotkę. Upięłam włosy w niskiego kucyka. Poszłam osiedlem, aż do parku. Przy okazji kupiłam świeże warzywa i nabiał. Po jakichś 3 godzinach wróciłam do domu. Mała śmiała się do mnie i co chwilę ruszała grzechotką, żeby wydała z siebie szeleszczące dźwięki. Nagle zrobiła podkówkę i zaczęła płakać. Włożyłam jej smoczek od butelki do buzi, ale go wypluła. Wyjęłam ją z wózka, rozebrałam i okryłam kocykiem, okropnie się śliniła, wkładała paluszki do buzi. Co się dzieje?
Gdy się troszeczkę uspokoiła dotknęłam palcem jej dziąseł, były nabrzmiałe i czerwone. Przypomniałam sobie jak mama mi opowiadała, jak ząbkowałam. Identyczne zachowanie. Przygotujmy się, bo Lily, niedługo będzie mieć pierwszego zęba. Znalazłam w szufladzie w jej pokoju gryzaczka, a właściwie różową świnkę… Mała od razu włożyła ją do buźki. Wytarłam jej brodę. Położyłam ją w kołysce i ustawiłam ją w pozycji pół siedzącej. Mała śmiała się i zaraz słyszałam jak świnka chrumka od ugryzień dziąsłami Lily. Odgrzałam sobie miskę kremu z brokułów i włączyłam telewizję. Zjadłam i dałam Lily mleko w butelce. Zjadła i znowu zaczęła się bawić. Tak do końca dnia, potem ją wykąpałam i położyłam, ale nie chciała spać, próbowała podnosić pupę do siadania, ale jej nie wychodziło, chyba się zdenerwowała, bo zmarszczyła brwi, ale zaraz się rozchmurzyła i położyła. Po 5 minutach słyszałam tylko jej cichutki oddech. Otworzyłam szeroko drzwi od jej pokoiku i poszłam wziąć prysznic, drzwi od łazienki także były otwarte. Umyłam włosy, ubrałam piżamę (czyt. Koszulkę Louisa) i czyste majtki. Położyłam się na miejscu mojego chłopaka w łóżku. Przykryłam się kołdrą i wzięłam głęboki oddech. Dalej nim pachniała. Zasnęłam.

25 kwietnia, 8:19
Otworzyłam oczy, Lily parsknęła głośno i usłyszałam pojedynczy pisk. Weszłam do jej pokoiku, spojrzała na mnie i pokazała czerwonawe dziąsełka. Wzięłam ją na ręce i pocałowałam ją w policzek. Zeszłam na dół i zrobiłam jej mleko w butelce. Zjadła. Przebrałam ją w żółte legginsy i zieloną bluzeczkę w kwiatki. Na stopki założyłam jej skarpetki. Posadziłam ją w kołysce i odwróciłam w stronę fortepianu. Postanowiłam odrobinę zagrać. Pojedyncze nuty Variation… Moje myśli skierowały się na Malediwy, gdzie kręciliśmy teledysk. Lily patrzyła na mnie, jak zahipnotyzowana. Miała lekko otwarte usta i trzymała w lewej dłoni pieska od Zayna i Perrie. Zamknęłam klapę fortepianu.
-Na dzisiaj wystarczy.- powiedziałam i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie śniadanie i poranną kawę, Lily bawiła się sama ze sobą.
Nagle zadzwonił mój telefon. Oblizując kciuk od dżemu podeszłam do korytarza i wyciągnęłam telefon z bocznej kieszeni w torebce.
-Halo?- spytałam.
-Cześć córciu, tu mama, kiedy przyjedziecie z Lily do H.CH?
-Nie wiem jeszcze…
-… to pakujcie się i przyjedźcie jeszcze dziś…
-A Eric przyjechał?
-Nie, mają przyjechać jakoś w połowie maja.
-Widziałaś Willa?
-Tak, przecież byłam z ojcem 2 tygodnie temu w NY, duży chłopak z niego.
-No w końcu ma już roczek.
-Tak, szkoda, że nie pojechałaś z Louisem na jego urodziny.
-Mamo, wiesz, jak wyglądała sprawa, on miał próby, a ja zajmowałam się dzieckiem.
-Wiem, wiem… To kiedy przyjedziecie, już nie mogę się doczekać zobaczyć Lily.
-Jeżeli dziś zdążę to zadzwonię, a jak nie, to przyjedziemy jutro, musze jechać do apteki, po jakiś żel schładzający dziąsła.
-Ząbkuje?
-Zaczęła.
-Oj, no to sobie nie pośpisz…
-Wiem, dobra, kończę.
-Ok., to papa.
Zjadłam do końca, wzięłam kołyskę wraz z Lily i poszłam na górę. Wyjęłam małą torbę podróżną i spakowałam tam kilka swoich rzeczy, jakieś 5 bluzek, dwie pary spodni i buty. Małej wzięłam chyba pół szafy. Mega zapas pieluszek, śpioszki, spodenki, bluzeczki, czapeczki i inne. Po jakichś 4 godzinach pakowania, byłam gotowa. Przebrałam Lily i dałam jej jeść. Zadzwoniłam, że przyjedziemy koło 16:00, a była 13:50. Włożyłam małą do nosidełka, a wózek spakowałam do bagażnika mojego samochodu. Samochód Louisa natomiast został zaparkowany w garażu. Wzięłam torebkę i nałożyłam ulubione botki na niskim obcasie. Zamknęłam dom i ruszyłyśmy. Wstąpiłam jeszcze do apteki, kupiłam żel i wyjechałyśmy z Londynu. W H.Ch byłyśmy około godziny 16:20. Małe korki… Zaparkowałam przed domem, a mama wybiegła z drzwi wejściowych uradowana. Wycałowała mnie, a potem Lily. Tata był w pracy, Lizzie wzięła ode mnie torebkę z grzechotkami Lily i zaniosła je do domu. Wyjęłam wózek i wjechałam nim do domu, zostawiłam go w korytarzu. Następnie wyjęłam walizkę i zaniosłam do domu. Zamknęłam samochód i weszłam do środka. Woń pieczonego kurczaka roznosiła się po całym salonie. Mama rozbierała Lily, a ta obserwowała ją badawczo. Potem śmiała się tak jak zawsze. Lily leżała w salonie na kanapie na kocyku, z kolei Lizzie siedziała przy niej i machała nad nią grzechotkami różnego typu, które podostawała od wujków…
Tata przyszedł koło godziny 19:00, nie mógł nacieszyć się wnusią, bo mama przez cały czas ją nosiła. Postanowiłam, że pójdę na wieczorny spacer, wzięłam telefon i wyszłam. Powoli się ściemniało. Było ciepło, różowe kwiatki na drzewach, w końcu jest wiosna. Poszłam lasem i polami, aż do ulubionej skrytki mojej i Harry’ego. Usiadłam w samym miejscu, co 2 lata temu, gdy Louis pierwszy raz mnie pocałował. Spojrzałam do szufladek w starych szafkach. Nasze zdjęcie dalej tam było. Dotknęłam dłonią miejsca, gdzie wtedy siedział. Uśmiechnęłam się do siebie. Słońce zachodziło, a niebo zrobiło się różowe. Usiadłam na końcu domku i zrobiłam zdjęcie. Wysłałam je Louisowi z napisem: Pamiętasz?
Od razu mi odpowiedział: Piękne miejsce na pierwszy pocałunek :)
Zeszłam drabinką na dół popatrzyłam się na domek, uśmiechnęłam się do siebie i wróciłam do domu. Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam na fotelu w salonie, mama gadała coś do Lily, chyba ją kąpała, nie miałam co jej pomagać i tak by mnie wyrzuciła stamtąd. Przypomniałam sobie jak jeszcze kilka lat temu, razem z Ericiem bawiliśmy się tu, jeszcze Liz na świecie nie było. Uśmiechnęłam się i zajrzałam do szafki z albumami. Chwyciłam ten o granatowym grzbiecie i otworzyłam na pierwszej stronie. Było tam zdjęcie moje i Harry’ego, gdy mieliśmy może po 3-4 latka. Zrobiłam zdjęcie telefonem, żeby mu pokazać. Przyjaciele od zawsze…
Eric, jest w wieku Gemmy, więc oni też zaczęli się ze sobą kolegować, a ja z Harrym bawiliśmy się w swatkę. Nadal uważam, że pasowaliby do siebie.
Z transu wyrwał mnie tata.
-Camille, mama położyła Lily…
-Dobrze. Tato?
-Tak?
-Czy nie wiesz, jak się ma… A… A… A… Adam?
Uśmiech zszedł mu z ust.
-Z tego co mi mówili, to nie jest z nim dobrze, miałem ci nie mówić, ale nie nie mogę, bo matka mnie zabije…
-Tato…
-Dobra, on bardzo chciałby się z Tobą zobaczyć…
Zatkało mnie.
-Serio?
Kiwnął głową., po chwili wstałam z kanapy.
-Pójdę już spać.- powiedziałam.
Odłożyłam album do szafki i poszłam do pokoju. Lily rzeczywiście spała. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się koło niej. Momentalnie zasnęłam.

Mamy kolejny rozdział... Chciałam odpowiedzieć na pytanie zadane mi ostatnio... W dalszym ciągu piszę "Smile is a cure for everything"...
Miłego czytania!

3 komentarze:

  1. Kocham to! Ciekawe co chece od Cam Adam, dlaczeg on się po prostu nie odczepi! Szczerze bałom się, że Cara nie wybaczy Hazzie, ale na szczęście mu wybaczyła! Czekam z niecirpliwością na kolejny cudny rozdział twojego autorstwa!
    Marzena ze Śląska

    OdpowiedzUsuń