niedziela, 15 września 2013

Rozdział 63



Około godziny 6:00 wylądowałyśmy w Londynie. Cara pojechała do siebie, a ja do siebie. Wzięłam kąpiel i przebrałam się. Na 10:20 miałam umówioną wizytę. Z domu wyszłam tak gdzieś koło 9:45. Wsiadłam do samochodu. Zaparkowałam pod samą kliniką. Obejrzałam się raz niepozornie do tyłu. Lekarz wywołał mnie.
Podałam rękę kobiecie.
-Jest pani u mnie pierwszy raz z ciążą?
-Tak.
Kobieta wyjęła kartę i zaczęła się pytać:
-Który to miesiąc?
-Początek trzeciego, jeżeli dobrze policzyłam.
-Dobrze, kiedy dowiedziała się pani o ciąży?
-Jakiś tydzień temu…
-Naprawdę?
-Tak.
-Nie widziała pani brzucha, ani braku miesiączki?
-Brzucha jakoś nie zauważyłam, a miesiączka stale mi się spóźnia, więc to dla mnie normalne.
-No dobrze.
Kobieta podpisała się i postawiła pieczątkę.
-Proszę się położyć, opuścić lekko spodnie i podnieść do góry sweter, zobaczymy jak się ma dziecko.
Nalała mi żelu na brzuch i ultrasonografem przejechała mi po brzuchu.
-Aha. Widzę. Dziecko jest rozwinięte prawidłowo, puls dziecka również jest dobry, tylko się cieszyć. Proszę spojrzeć.
Wskazała palcem na ekran, maluszek ruszył delikatnie ręką.
-Posłuchamy teraz bicia serduszka…- powiedziała.
Kliknęła na ekran i usłyszałam PUK, PUK, PUK, PUK, PUK, PUK, PUK, PUK, PUK…
Poleciała mi łza, jedna druga, to było takie piękne… Moje dziecko w moim brzuchu… Kobieta wydrukowała mi zdjęcie. Wytarłam brzuch ręcznikiem papierowym.
-Kiedy będzie wiadomo jaka jest płeć dziecka?
-To zależy od ułożenia dziecka, ale wydaje mi się, że za mniej więcej 3 tygodnie będzie wiadomo…
-Dziękuję bardzo.
-Ja również.
Wyszłam trzymając w ręku zdjęcie maluszka. Gdy wsiadłam do samochodu. Wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcie z podpisem Nasz Maluszek. Louis za 10 minut napisał, że się poryczał. Pojechałam do Cary. Dziewczyna debatowała z kimś ostro przez telefon.
Po 15 minutach skończyła.
-Byłaś u lekarza?
-Byłam.
-I co?
-Proszę.- wręczyłam jej zdjęcie.
-Matko jaki słodziak… Też chcę takiego…
-Zrób sobie…
-Hahaha, jasne…
-Jedziemy na zakupy?
-Cam, wiem, że ci obiecywałam, ale nie dam rady muszę uszyć sukienkę na jutro…
-Pomóc ci?
-Nie, dam radę, jakoś, jedź do rodziców Louisa, pochwal się maluszkiem…
-Nie wiem, czy mają czas…
-Zadzwoń i się spytaj, pojedź na jedną noc, potem wrócisz i zrobimy shopping.
-Ok.
Pożegnałam się z Carą i zadzwoniłam do Johanny.
-Jasne, przyjeżdżaj, nie widziałyśmy się z pół roku, dziewczynki nudzą się w domu, ja zresztą też, muszę zobaczyć wnuka, albo wnuczkę…
-No dobrze, to ja spakuję najpotrzebniejsze rzeczy i przyjadę tak gdzieś koło 14:00.
-To do zobaczenia.
-Pa.
Pojechałam do domu. Spakowałam do torby bieliznę na zmianę, dwie bluzki, krótkie spodenki, spódnicę. Nałożyłam płaskie kremowe sandałki. Nie mogę chodzić teraz w szpilkach. Włożyłam torbę do bagażnika, wzięłam torebkę, zamknęłam drzwi, wsiadłam do samochodu i ruszyłam. Tak jak zapowiadałam około 14:00 byłam w Doncaster. Johanna wyszła i przytuliła mnie na powitanie, pomogła mi wziąć torbę. Dziewczynki siedziały na ogródku i chlapały się wodą, a Mark czytał gazetę na tarasie.
-Jesteś głodna, kochanie?
-Jakoś nie.
Przywitałam się z dziewczynami, wyściskałam je wszystkie. Mark też podszedł do mnie, przytulił i uśmiechnął się. Normalnie zaskoczenie!!!
Johanna kazała mi usiąść. Podała mi szklankę wody z plasterkiem cytryny.
-Słyszałam, że wybieracie się na wakacje do moich rodziców…- zaczęłam.
-Tak, twoja mama zaprosiła nas do siebie.
-To dobrze.
-Jak się czujesz?
-Bardzo dobrze…
-Ciąża ci służy… to widać…
-Cieszę się…
-A który to miesiąc?
-Trzeci. Byłam dziś u lekarza, na pierwszym usg.- wyjęłam z torebki zdjęcie.
Kobieta wzięła do ręki i pokazała mężowi.
-To jest nasz wnuk?
-Albo wnuczka.
-Podobny do ciebie…- powiedziała Daisy.
-Albo podobna…- poprawiła siostrę Phoebe.
-Właśnie.- powiedziałam.
Kobieta podała obiad. Zjadłam ze smakiem. Potem grałam z dziewczynkami w piłkę, potem badmintona, a na końcu poszłam z bliźniaczkami na plac zabaw, założyłam okulary przeciwsłoneczne i wygrzewałam twarz w słońcu. Dziewczynki zjeżdżały ze ślizgawek, huśtały się itd. Zadzwonił mój telefon. Louis.
-Halo?
-Hej, kotku, jak się macie?
-Bardzo dobrze…
-Co robisz?
-Siedzę na placu zabaw z twoimi siostrami…
-Jesteś u mnie w domu?
-Tak, przyjechałam na dwa dni, jutro po południu wrócę do Londynu.
-Są grzeczne?
-Bardzo. A ty co robisz?
-Za jakąś godzinę mam koncert i Lou przygotowuje mi włosy.
- No to udanego koncertu wam życzę, pozdrów chłopaków.
-Ok. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Daisy powiedziała, że chce wracać do domu. Więc złapały mnie za ręce i za pół godziny byłyśmy w rodzinnym domu Louisa.
Zbliżała się 22:00, byłam zmęczona, więc wzięłam prysznic i położyłam się w łóżku Louisa. Czułam jego zapach na poduszce. Wtuliłam się w nią i zasnęłam.
9 lipca, 9:29
Obudziłam się, wyciągnęłam się i odsłoniłam rolety w pokoju Louisa. Ubrałam się w spódniczkę i luźną bluzkę. Johanna siedziała na dole i piła kawę. Charlotte jadła płatki, a Daisy kanapki.
-Dzień dobry.- powiedziałam.
-Dzień dobry, Camille, zrobiłam ci śniadanie.
Wskazała mi talerz z tostami, a obok stał kubek ciepłego kakao. Zjadłam ze smakiem.
-A gdzie Fizzy?- spytałam.
-Śpi.- powiedziała Lottie wkładając naczynie do zmywarki.
-Aha.
Daisy podziękowała i powiedziała, że idzie na górę bawić się lalkami. Poszłam z mamą Louisa na teraz  usiadłyśmy na leżakach w cieniu. Zaczęłam jej opowiadać o wszystkim co wydarzyło się przez te całe pół roku…
Tak zleciało do 16:00, musiałam zacząć się zbierać. Spakowałam rzeczy, uczesałam sobie wysokiego koka i wyjechałam z Doncaster. Około 18:00 byłam w domu. Włączyłam sobie telewizję i nastawiłam pranie.  Oglądnęłam Godziny Szczytu i około 20:30 wzięłam prysznic i poszłam spać.
10 lipca, 7:19
Obudziłam się, zjadłam śniadanie i zaczęłam się pakować. Eddie przyjechał po mnie około godziny 10:00. Pojechaliśmy do Toma do pracowni i wybrał mi ciuchy, żeby nie było mi widać brzucha. Około 12:00 udałam się z moim menago na lunch, kupiłam sobie zieloną herbatę z Starbucksie. Około 13:30 wróciliśmy do domu. Eddie wziął moją walizkę i spakował ją do taksówki. Wyjeżdżamy bowiem dziś do Rzymu. Mam tam jeden koncert, a potem do Verony. Następnie kierunek Barcelona i następnego dnia Madryt, dzień wolnego, potem koncert w Berlinie i w Hamburgu. Następnie Kopenhaga, 3 dni wolnego, Sztokholm, Amsterdam, Paryż i to na tyle. Nie będzie to trwało cały miesiąc ale połowę na pewno…
Zamknęłam drzwi od domu i wsiadłam do taksówki. Po 20 minutach byliśmy na Heathrow, Eddie oddał bagaże i podążyliśmy ku odprawie. Po 3 godzinach lotu byliśmy na porcie lotniczym w Rzymie. Była burza. To cud, że w ogóle wylądowaliśmy…
Taksówka zabrała nas do hotelu. Consierge wręczył mi kartę do apartamentu. Szkoda, że będę tu jeden dzień. Obsługa przyniosła mi walizkę i weszłam do pokoju. Widok na stare miasto, łazienka z jacuzzi itd. Od razu poszłam się wykąpać. Przeleżałam tak chyba ze trzy godziny. Potem około 24:00 położyłam się spać. 

Oświadczam wam uroczyście iż ten blog w wersji roboczej ma już 103 rozdziały... Normalnie zaskoczenie, że przez wakacje tyle czasu poświęciłam pisaniu, ale mam nadzieję, że nie na marne... Jak sądzicie?

Miłego czytania dziewczyny! 
 

5 komentarzy:

  1. Uwielbiam to opowiadanie i czekam na next! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham tego bloga i kocham cb jakbym mogla to bym czytała go na okrąglo jesteś wspaniała :* pisz i nie przestawaj :* szykobo nn:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no podoba mi się jak zwykle, ale wiesz na co ja czekam .. Ty dobrze o tym wiesz i już nie mogę się doczekać kiedy wyślesz mi to email i będę mogła znów zapisać to sobie w swoim notatniku w telefonie <333.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak na razie średnio są momenty, które ciebie by interesowały... piszę teraz oczami Camille w rozdziale 105... Cara ma urlop...<3333

      Usuń
    2. Ale jeśli już będą to wiesz co robić <33.

      Usuń