niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 21



Wtem drzwi się otworzyły mama z Lizzie na rękach, tego obrazu nie zapomnę do końca życia, o nie. Otworzyła szeroko oczy, poleciała jej łza, miała opuchnięte powieki, pewnie od płaczu.
-Mamo- szepnęłam, więcej nie mogłam z siebie wykrzesać, byłam tak strasznie zmęczona, głodna.
-ANNE!- mama krzyknęła, gdy tylko odłożyła Lizzie na ziemię.
Ciocia przybiegła.
-Co się…, dziewczyny, matko boska…- moje oczy już się zamykały, oparłam się ręką o ścianę, ciocia i mama położyły Carę na schodkach, ja usiadłam i zemdlałam.
Obudziłam się. Na łóżku, na którym leżałam, przykryta byłam  białą pościelą, podejrzewam, że moją, w moim pokoju. Ktoś głaskał mnie po głowie i szyi, delikatne pocałunki w ramiona, sprawiały, że chciało mi się żyć, jednak nie chciałam otwierać oczu, nagle usłyszałam drzwi mojego pokoju (bardzo charakterystycznie skrzypiały :)) 

-Jak ona się czuje- mama, boże moja mama ona też mi się śni.
-Śpi, jak na razie, ale to dobrze, była bardzo zmęczona, lekarz był u Cary?- głos ten sprawiał, że ciepło zaczęło we mnie buchać, na 100% dostałam rumieńców, było mi gorąco, to pragnienie posiadania na własność właściciela tego kojącego głosu, było fantastyczne.
-Tak był, jest po prostu wyczerpana, musi dużo spać.-mama wyszła chciałam ją wołać, ale nie mogłam, Lou, wrócił do wcześniejszych czynności,
Nagle do pokoju wparował Adam z bronią w ręce, skierował w stronę Louisa, ale ja w porę przesunęłam się w pocisk uderzył w klatkę piersiową, poczułam potworny ból w kręgosłupie, nagle nie mogłam się ruszyć, byłam rośliną, zamykam oczy, a ukazuje mi się postać Boga, który zaprasza mnie ręką, podaje mi dłoń, a ja ją dotykam i idę z nim…


                                                                             *~*~*

Zerwałam się i spocona usiadłam na łóżku, była noc, księżyc w pełni, zerkam na łóżko, obok mnie leży Lou, tak smacznie śpi, ma na sobie koszulkę i czerwone spodnie, te które mama mu kupiła, kładę się z powrotem, dotykam jego ust opuszkami palców, jego powieki, policzki, podbródek, przejeżdżam palcami jego brwi, jest idealny, pocałowałam go w nos i przytuliłam najmocniej jak tylko mogłam. Z uśmiechem na twarzy zasnęłam.
*~* Następny dzień *~*
Obudziłam się, czułam, że nadal jestem w mocnym uścisku mojego chłopaka, pocałowałam jego rękę, palce, a opuszkami palców przejechałam po wytatuowanym ptaku. Zaśmiał się, z pewnością już nie spał. Odwróciłam się do niego.
-Dzień dobry, kochanie, jak się czujesz?- szepnął.
-Z tobą świetnie. Jak zresztą zawsze.
-Wiesz, że mówiłaś dzisiaj przez sen.
-Naprawdę? A co mówiłam?
-Że jestem ci potrzebny do życia, jak oddech…- westchnął teatralnie.
-Serio?- zapytałam z nutą sarkazmu, usiadłam po turecku.
-Mówię ci całą prawdę…
-Jasne… - w tym momencie odezwał się przyjaciel brzuch -Jestem głodna.
-No to moja mała księżniczka zaraz coś zje.
Pośpiesznie wstał i przygotował mi ubrania.
-Lou, ale ja mam siłę chodzić. Bez przesady.
-Ty mi tu nie pyskuj, chodź pomogę ci.
-Ale…
-Nawet mnie nie denerwuj, zbyt wiele stresu miałem przez te ostatnie kilka dni.
-Nie rozmawiajmy o tym.
-Dobrze, jak pozwolisz, żebym pomógł ci się ubrać.
-Zgoda.
Ubrał mnie bardzo ładnie, ale co do malowania, to już mu nie pozwoliłam. Moje nogi rzeczywiście były słabe, czasami musiałam opierać się o ścianę.
-Nie no tak nie może być- wziął mnie na barana.
-Uhuu, nikt mnie nosił od 10 lat, fajne doświadczenie.
Zeszliśmy na dół, tam wszyscy jedli już, zapach tostów, gorącej herbaty, sprawił, że na mojej twarzy pojawiły się rumieńce… Matko, ale się najadłam, byłam z siebie dumna, bo pokonałam Erica, on zjadł 7 tostów, a ja… 10, Hahahaha. Uff.
-Lou, możesz pójść ze mną do Cary?
-Oczywiście.- znowu wsiadłam mu na barana – teraz jesteś znacznie cięższa… kurde…
-Ej, ja to słyszę…
-Miałaś słyszeć…
Weszliśmy do salonu, na kanapie przed telewizorem siedział Robin, oglądał mecz. Przywitaliśmy się i pobiegliśmy na górę, zapukałam do drzwi, zeszłam Louisowi z pleców i weszliśmy, Cara leżała na boku, podpierała się ręką i jadła na kanapki, nie ona nie jadła, ona pochłaniała, Harry przyglądał jej się, a Gemma, która siedziała na fotelu, śmiała się, że idzie po kolejny talerz. Moja przyjaciółka bardzo ucieszyła się na mój widok, poklepała ręką miejsce, gdzie miałam usiąść, Lou, usiadł na drugim fotelu, gdy Gemma wyszła po kolejną porcję, Cara powiedziała.
-Chłopaki, możecie nas zostawić na chwilę same, chcę porozmawiać z Cam.
-Oczywiście, ale Carry, wiesz jaka jest umowa.
-Tak, wiem. – po czym Harry podszedł do niej i pocałował w czoło. Wyszli.
-Co to za umowa?
-Obiecałam mu, że będę dużo spać i nie będę się przemęczać…
-Matko, a rozmowa męczy?
-Zależy jaka…
-O czym chciałaś ze mną rozmawiać?
-Na początku, chciałam ci podziękować…
-Ale za co?
-Że mnie uratowałaś.
-Miałam cię zostawić? Przecież to nie wchodzi w rachubę, jak miałabym zostawić najlepszą przyjaciółkę na pastwę losu i to w takim miejscu.
-Wiem, ale i tak ci dziękuję, chyba musiałaś się nieźle zmęczyć, że jak doszłyśmy do domu to zemdlałaś.
-Wcale nie, byłam po prostu wyczerpana. A ty nie jesteś ciężka…
-Chodź tu.- przytuliłyśmy się.
-Wiedziałaś, że chłopaki przyjechali?
-Jacy?
-Czyli tobie też nikt nic nie powiedział.
-O czym?
-Liam, Niall, Zayn- są tutaj.
-Nawet się nie przywitali.
-Na pewno się przywitają, a zaraz potem pożegnają.
-Co?
-Boże, ty o niczym nie wiesz.
-Louis, nic mi nie mówił.
-Więc, chłopaki wyjeżdżają dzisiaj do Londynu, my tu zostajemy, bo niestety musimy, Harry uważa, że nie jesteśmy jeszcze gotowe na samodzielny powrót do domu.
-Przecież damy sobie radę, nie chcę mi się tu siedzieć bezczynnie.
-Mi tak samo.
-To co robimy?
-Musimy coś wymyśleć, żeby ich przekonać. Ja przecież mogę odpoczywać w domu u nas.
Nagle do pokoju weszła Gemma z drugą porcją jedzenia, Carze zaświeciły się oczy, położyła talerz na szafce nocnej.
-O czym tak myślicie dziewczyny?
-Szczerze?- zapytałam.
Przytaknęła głową.
-Chcemy już wrócić do Londynu.
-Ale wiecie, że chłopaki się nie zgodzą.
-No i właśnie tu tkwi problem.- powiedziała Cara przełykając kęs kanapki.
-Myślałyśmy, że wiesz… porozmawiasz z nimi.- uśmiechnęłam się szeroko.
-Wy mnie w to nie mieszajcie.
-Prosimy.- powiedziałyśmy równocześnie.
-No nie wiem.
-Gemmi, no proszę, ja nie mogę tak siedzieć bezczynnie, chcę już wrócić do pracy.
-Przecież urlop, kończy ci się za 5 dni, możesz jeszcze posiedzieć przez ten czas w domu.
-No tak, ale Eric z Kristen wyjeżdżają, chłopaki też, ty, z tego co wiem, też jedziesz, a my mamy leżeć, plackiem? Gemma prosimy.- powiedziałam.
-No dobra, niech stracę.
-Dziękujemy.
Wyszła. Strzeliłyśmy piątkę sobie nawzajem.
-Muszę kupić sobie nowy telefon, kartę sim.
-Ja tak samo. Ale się najadłam, teraz pora na drzemkę.
-To ja idę.
-Gdzie? Leż, pogadamy.
Wyszło na to, że w planach były pogaduszki, a w rzeczywistości, od razu zasnęłyśmy. Obudziłam się pierwsza spojrzałam na zegarek, 14:40. Matko, ale długo spałyśmy. Harry siedział w fotelu i pisał coś na telefonie.
-Nie śpisz?- szepnął, gdy zobaczył, że podnoszę głowę.
-Matko, ale się wyspałam.
-Chyba musimy o czymś porozmawiać.
F**K.
-O co chodzi?
-Która wpadła na pomysł z powrotem do Londynu?
-Obydwie.
-Ale wiecie, że nie możecie jechać, jesteście jeszcze w złym stanie.
-Harry, ja się czuję dobrze, Cara po prostu poleży w domu kilka dni jeszcze. Nudzi nam się, wszyscy wyjeżdżają, a my mamy tu siedzieć bezczynnie.
-Naprawdę nie wolisz, posiedzieć z rodzicami w domu?
-Nie podpuszczaj mnie, chcę wrócić do domu.
-Ale to jest długa droga…
-Harry, damy radę, ty będziesz prowadził samochód, a ja z Carą na tylnich siedzeniach, naprawdę, nie martw się.
-Ale pod jednym warunkiem,  że przez następny tydzień ty nie prowadzisz auta, a Cara ma leżeć, bez względu na wszystko.
-Obiecuję.
-No dobra, to musisz iść się spakować.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się szeroko i powoli wstałam z łóżka.
Zamknęłam drzwi, a z łazienki wyszedł Liam.
-Przywitać to nie łaska?- powiedziałam.
-Przepraszam, ale takie było zamieszanie, że nawet nie było kiedy.
Wyciągnęłam ręce, a Li przytulił mnie.
-Jesteś mokry.- spojrzałam na swoją bluzkę.
-Przed chwilą brałem prysznic.
-To już zdążyłam zauważyć, a gdzie pozostali?
-W salonie.
-Idę do nich.
-Uważaj na schodach.
-Weźcie się już ogarnijcie.
Na kanapie w salonie siedział Niall, pił sok, a Zayn rozmawiał z ciocią Anne w kuchni. Lou siedział na fotelu zamyślony. Zeszłam powoli, trzymając się poręczy. Podbiegł do mnie, gdy tylko zobaczył, że schodzę.
-Mogłaś mnie zawołać?
-Nie jestem kaleką.
Odmówiłam pomocy, podążyłam na kanapę sama, Niall przytulił się do mnie, a ja do niego.
-Ej, bo zrobię się zazdrosny.
-O co? Dawno się nie widzieliśmy.- powiedział blondyn.
-No właśnie, Lou.
Zayn podszedł do mnie i dał całuska w policzek.
-Och, jak ja mam z wami dobrze.-westchnęłam.
-Cam, mogłabyś zostać…
-Lou, wracam dzisiaj z wami do Londynu, koniec kropka. Pójdziesz ze mną do pokoju, chcę się spakować.
-Tak.- wziął mnie na barana.
Weszliśmy do salonu, postawione były walizki.
-O której wyjeżdżamy?
-Wieczorem, na pewno nie teraz.
-To Eric z Kristen. Postaw mnie na ziemi.
Zeszłam z jego karku. Weszłam do pokoju mojego brata, który zapinał ostatnią torbę.
-Oj braciszku, będę mocno za tobą tęsknić…
-Ja za Tobą też, odwiedzaj nas w NY, jak będziesz.
-Dobrze obiecuję, gdzie moja przyszła szwagierka. Mam nadzieję!
-W łazience, pakuje kosmetyczkę.
-Ja też idę się pakować.
-Czyli jednak wracasz?
-Niestety.- powiedział Louis.
-Tak i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Wyszłam z pokoju brata i skierowałam się ku mojej ogromnej walizce, jak ja w ogóle dam sobie z nią radę, włożyłam buty, sukienki, bluzki, spodnie, spodenki, przebrałam się, musiałam usiąść na mojej torbie. Nagle Kris weszła do mojego pokoju.
-Cam, my już jedziemy.
-Zejdziemy z wami na dół.
Nienawidzę pożegnań, zawsze płaczę. Rozmazałam się, będę tęskniła za moim starszym bratem i jego dziewczyną, Kris to fajna dziewczyna, mam nadzieję, że jeszcze się z nią kiedyś zobaczę. Odjechali, wróciłam do pokoju ogarnąć się na twarzy, Lou poszedł do swojego pokoju, spakował się. Przyszedł do mnie, spojrzał na zdjęcie na regale w ramce z serduszek.
-CO TO JEST?!
-Stare dzieje…
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Może więcej tych pikantnych informacji.
-Ojej, no, to było w szkole, Hazza chciał, żebym kupiła mu coś, nie pamiętam co, bo on nie mógł tego nigdzie dostać, no i nagroda, był… całus. XD
-Nigdy więcej.
-Kocham cię, wiesz?
-Wiem. Chodź zrobimy sobie zdjęcie.
-Jakie?
-Wskakuj na barana.
-Będzie cię bolał kark.
-Przeżyję.
Wziął do ręki aparat i strzelił na fotkę.
Mama zawołała nas na obiad, a gdy zjedliśmy Louis zniósł walizki na dół. Pożegnałam się z rodzicami, Lizzie przyniosła ze sobą różowego słonia i powiedziała z łezkami w oczach, że nadała mu imię Lou, zaszkliły mi się oczy, tak bardzo się cieszę, że moja rodzina zaakceptowała mojego chłopaka. Pożegnanie jeszcze z ciocią, Robinem, Gemmą. Wsiadłyśmy z Carą do samochodu. Harry prowadził, Louis siedział z nim z przodu. Niall, Liam, Zayn jechali samochodem blondyna.  Droga przebiegła spokojnie, dużo spałam, budziłam się tylko by się napić. Po kilku godzinach drogi dojechaliśmy. Chłopcy zanieśli nasze walizki na górę, pożegnali się i pojechali do siebie, w końcu w nocy mają samolot do Kopenhagi. Włączyłam sekretarkę w telefonie.
*pip*
-Cześć dziewczyny tu Sam, mam nadzieję, że właśnie odsłuchujecie tę wiadomość, Camille nagranie w Birmingham za 2 tygodnie, a Cara: Heidi Klum przyjedzie osobiście do waszego domu, 11 września- Cara zakrztusiła się jabłkiem, które jadła, spojrzałam na kalendarz: dziewiąty.- Do zobaczenia, jakby co to dzwońcie. Dam wam chwilę wytchnienia. Cam zadzwonię do ciebie, jak będę wiedzieć coś więcej o tych nagraniach. Pa.
*nie ma więcej wiadomości*
-Heidi Klum?
-Będziesz projektowała jej suknię na galę oscarową…
-CO?!
-No, nieźle…
-Boże, poznam Heidi.
-Cara?
-Tak?
-Chcesz coś zjeść, albo się napić?
-Nie dziękuję, muszę się rozpakować.
-Połóż w jednym miejscu ubrania brudne, a ja zrobię pranie.
-Dziękuję ci.
Poszłyśmy na górę, każda do swoich pokoi.  Rozpakowałam walizkę, wielka góra brudnych ubrań ledwo co weszła do pralki, włączyłam, zniosłam buty na dół, a była ich pokaźna ilość.

1 komentarz: