wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 17



Obudziło mnie smyranie po kręgosłupie, słońce było już wysoko, sądziłam, że było koło 12. Zaczęłam się śmiać pod nosem.
-Nie śpisz?
-Jak widać.-szepnęłam.
-Cicho tu.
-Wszyscy w robocie, Lizzie w przedszkolu, a mój brat?
-Pojechał do waszej babci, pomóc jej w czymś.
-A Kristen?
-Jest z nim.
Ponownie odezwał się brzuch.
-No weź się zamknij, już idę jeść.- Zeszłam w piżamach na dół. Za mną podążył Lou.
-Jesteś głodny?
-Trochę.
-Hmmm… Omlet?
-Super.
Chwyciłam składniki i zaczęłam smażyć omleta, w ciągu 20 minut był gotowy, zjedliśmy migiem, a gdy mój brzuch zaburczał ponownie.
-To dobrze, że tyle ci wystarczy.
Lou zaczął się śmiać. Spojrzałam na zegarek, 13:30.
-Co robimy?
-Nie wiem, może jakaś impreza wieczorem, Harry mi coś wspominał, że chce iść. To co?
-Bardzo chętnie, wreszcie odwiedzę kluby, w których dorastaliśmy.
-Mam się bać?
-Aż tak źle to nie było… Chyba…
-Dobra zacząłem się bać.
-Nie masz czego kochanie.
Pocałował mnie.
-Mieliśmy coś dokończyć pamiętasz…- szepnął mi do ucha całując mnie po ramieniu
-Chyba musisz mi przypomnieć.
-Naprawdę?- spytał.
-Tak?
-Ale chyba najlepszym miejscem będzie twoje łóżko.- wnet wziął mnie na ręce i wbiegł na górę, krzyczałam, rzucił mnie na łóżko, zamknął drzwi od mojego pokoju, rozebrałam się do bielizny… Chyba każdy wie, co stało się dalej.
***Oczami Cary***
-Harry, o której godzinie wychodzimy na imprezę?
-Co?- krzyknął z balkonu.
-Pytałam, o której wychodzimy.
-O 18:00.
-A kto tam jeszcze będzie?- spytałam.
-Co?
-Boże co ty tam robisz, że mnie nie słyszysz?
-Niektóre dźwięki mnie po prostu zagłuszają…
-O czym ty mówisz?- gdy tylko weszłam na balkon, od razu z niego wyszłam, zaczęłam się śmiać jak głupia, mogli chociaż zamknąć okno, wszystko słychać. Harry wszedł do pokoju, z szerokim uśmiechem.
-Gorąco mi- powiedziałam, gdy już się uspokoiłam. Położyłam się na łóżku, czerwona od śmiechu, Hazza popatrzył na mnie.
-Może ty też byś tak chciała?- uśmiechnął się unosząc brew.
-A co proponujesz mi?
-No pewnie.
-Tylko zamknij okno i drzwi.
-Dla ciebie wszystko- zrobił co mu kazałam i zaczęliśmy wspólną zabawę.

***Powrót do Camille***
Obudziłam się przytulona do Louisa, zaczęłam chuchać w jego klatkę piersiową, zaczął się śmiać.
-Ej, bo się jeszcze przeziębię.
-Nawet jeśli, to się tobą zaopiekuję, że będziesz zdrów jak ryba.
-Kocham cię, wiesz?
-Wiem, ja ciebie też kocham, bardzo mocno.- odpowiedziałam.
-Tak mi z Tobą dobrze.
-Ale chyba musimy wstawać, bo o 18:00 wychodzimy.
-Która jest godzina?
-Nie wiem, zobacz na moim telefonie.
Sięgnął po niego.
-16:50, mamy jeszcze…- nie dokończył bo zerwałam się jak głupia. Ubrałam bieliznę i podbiegłam do szafy, zaczęłam wywalać z niej masę sukienek. Lou podparł głowę ręką i tylko się uśmiechał.
 -Boże, w co ja mam się ubrać, ta nie, za elegancka, ta nie, zbyt normalna, ta nie, trochę zbyt sexi.
-Możesz ją wziąć, jest bardzo ładna.
-A chcesz mieć, mnie tylko dla siebie?
-No.
-Czyli w tej sukience nie powinnam iść.
-Nie rozumiem.
-W tej sukience chodziłam na podryw…
-Masz jeszcze jakieś inne?
Zaśmiałam się.
-Tak Lou, mam.
Poszperałam i znalazłam moją ulubioną sukienkę, dostałam ją od Cary na 17 urodziny, bałam się, że w nią nie wejdę, ale leżała świetnie. Pożyczyłam od mojej mamy torebkę i buty. Trochę się zdziwiłam jak je znalazłam u niej w szafie. Przeglądnęłam się w lustrze, świetnie.
-I jak?
-Wyglądasz bosko.
-Może ty też już byś się zaczął ubierać.
-Już, która jest godzina?
-Właściwie to dochodzi 18:00.
-Nie chcę mi się.
-Nie obchodzi mnie to, jak już się umówiłeś, to dotrzymaj obietnicy…
-Ale…
-… a poza tym ja jestem gotowa i trochę czasu temu poświęciłam, więc raz, dwa, nie ma cię.
-Cam…
-Raz…
-Ej…
-Dwa…
-Proszę…
-Nie pozwalaj mi doliczyć do trzech…
-Dobra…
-No.
Lou wyszedł. Zadzwonił mój telefon.
-Halo?
-Cześć Camille. Tu Sam.
-Aaa cześć, jakie mam nowe zlecenia.
-Wracasz jutro?
-Tak.
-No to za dwa dni, jedziesz do Birmingham na nagranie do Top Model. A i zabierasz ze sobą swoją koleżankę Carę, bo Heidi Klum chce, aby zaprojektowała jej suknie na rozdanie Oscarów.
-Co?!
-Słuchaj, jak będziesz wjeżdżać do Londynu, to zadzwoń do mnie, ja przyjadę do ciebie i omówię wszystko.
-Dobrze.
-No to do zobaczenia.
-Cześć.
Lou wszedł do pokoju już ubrany.
-Z kim gadałaś?
-Nie uwierzysz komu Cara będzie projektować suknie i to na galę oscarową.
-No nie wiem.
-Heidi Klum.
-Serio?
-Matko, jaka ona będzie szczęśliwa.
-Trzeba jej powiedzieć.
-Chodź, która jest godzina?
-18:06.
-No to idziemy.
Wyszłam przed dom, czekali na nas Hazza i Cara.
-Dłużej nie można było.- powiedział Harry.
-To Lou tyle się grzebał, nie moja wina.
-Nie ważne kto, idziemy.
Szliśmy i śmialiśmy się, doszliśmy do klubu, gdzie ludzie powoli się zbierali, zostawiłyśmy z Carą kurtki i usiedliśmy na kanapie. Za dosłownie 10 minut, impreza rozkręcała się, przyszło na nią bardzo dużo naszych starych znajomych. DJ rozpoczął grać, okazało się że jest nim przyjaciel mojego brata Jim. Dziewczyny, gdy tylko zobaczyły chłopaków- Hazzę i Louisa, zaczęły się do nich łasić, głaskać, wyglądało to odrobinę dziwnie. Gdy popijałam sobie drinka z Carą i Evelin, naszą starą koleżanką, podeszli do nas, również kumple Paul i Daniel, gadaliśmy, pierwszy poprosił Carę do tańca (wolnego). Hazza patrzył się na nich trochę wkurzony, ale nie mógł specjalnie się skupić, bo dziewczyny robiły sobie z nim zdjęcia. Po trzecim drinku, ruszyłyśmy we trójkę na podbój parkietu, my rozkręciłyśmy tą imprezę na maxa, obok nas multum chłopaków. Śmiałyśmy się. Harry był już mocno napity, tańczył razem z innymi, Lou też bardzo od niego nie odbiegał. Nie tańczyli z nami, bo chcemy, aby nikt nie dowiedział się o naszych związkach, ktoś mógłby się skapnąć, jak zaczęliby nas całować czy coś. Nagle zakręciło mi się w głowie, ale bawiłam się dalej, zrobiło mi się gorąco, nagle straciłam obraz, nic nie widziałam, stanęłam w miejscu, szukając rękoma jakiejś osoby, natknęłam się na jakiegoś chłopaka, poprosiłam go, żeby wyszedł ze mną na zewnątrz. Usiadłam na ławce, zimne, wieczorne powietrze, sprawiło, że poczułam ulgę, a moja głowa przestała pulsować.
-Dziękuję.- spojrzałam na chłopaka, który pomógł mi.
-Nie ma za co, Cam- odpowiedział mi Daniel.
-Boże nawet się do ciebie nie przytuliłam, chodź tu…
Mocny, PRZYJACIELSKI, Przytulasek. Siedzieliśmy i wspominaliśmy dawne czasy ze szkoły podstawowej.
-Może wracajmy, chcę się jeszcze pobawić- powiedziałam.
-To chodź.
W środku, było bardzo duszno, usiadłam przy barze, zamówiłam blue kamikadze. Lou podszedł do mnie.
-Gdzie byłaś?
-Musiałam wyjść na chwilę na dwór, było mi bardzo duszno.
-Czemu mnie nie zawołałaś?
-Nie wiem, jakoś tak wyszło, ale kolega mi pomógł.
-Kto?
-No Daniel, pamiętasz go.
-Wyszłaś z nim, zamiast ze mną?
-Czy to jest coś złego?
-Nie o to chodzi.
-A o co? Nie mogę rozmawiać z chłopakami, tylko dlatego, że z Tobą chodzę?!
-Nie ważne. Chodź.
-Nie, ja nigdzie nie idę.
Podeszła do nas Cara.
-Wszystko ok.?
-Tak.- odpowiedział Lou.
-Nie.- wtrąciłam.
-Słuchajcie, Harry się pyta czy już idziemy.
-A co nie podoba mu się tu?- powiedziałam.
-Podoba, ale dzisiaj wyjeżdżamy i on będzie prowadził, więc chce jeszcze się przespać trochę.
 -Trochę to do niego niepodobne, ale możecie iść ja jeszcze zostaję, muszę porozmawiać z kilkoma osobami.
-A ty Lou?
-Ja też idę.
-No dobrze, to Camille uważaj na siebie. 




Ostatnio był krótki, więc dzisiaj trochę dłuższy :)



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz