(dalej
narracja Hazzy)
Chwyciłem go. Na wyświetlaczu pojawił się napis: Liaś.
-Halo?- zapytałem ocierając nos.
-Hej Hazza, gdzie jesteście?
-W Holmes Chapel.
-Jak to?
-Dziewczyny gdzieś zaginęły, po imprezie Camille nie
wróciła do domu, a Cara wyszła rano, gdzieś ją szukać, nie odbiera ode mnie
telefonu, nie wiem, co się dzieje, Liam, pomóż mi.
-Posłuchaj mnie, zaangażowaliście w to policję?
-Tak, tata Cam, jest policjantem, szukaliśmy je wszędzie
całe miasteczko o tym wie.
-Niall! Chodź tu, twój samochód jest sprawny?
-No,
a co?
-Pakuj
się, jedziemy do H.Ch.
-Po
co?
-Wytłumaczę
ci po drodze.
Liam zwrócił się do mnie.
-Będziemy u was za kilka godzin muszę jeszcze zadzwonić
do Andy’ego, Simona i Zayna.
-Dobrze, wiesz jak dojechać?
-Tak, pamiętam.
-No to do zobaczenia.
***Powrót
do Camille***
Zimno mi. Tak bardzo mi zimno. Mój żołądek, burczy co
chwilę, nie mam na nic siły.
-Cara?
-Tak?
-Przepraszam.
-Za co?
-Że byłam z takim psycholem i że nie wróciłam z wami do
domu.
-Adam, to rzeczywiście psychol, ale to nie twoja wina, że
cię tu uwięził, a potem mnie… Opowiedz mi jak to się stało?
-Z tego co pamiętam, to jak wracałam do domu, podjechał
do mnie autem i zaczął gadkę, że mam rzucić Louisa- łzy napłynęły mi do oczu-
uderzyłam go, a on złapał mnie i wsadził do samochodu.
-Na pewno nas teraz szukają…
-Tylko jak znajdą, to jest pytanie… Głodna jestem.
-Nic nie mów, mój żołądek jest tak pusty, że…
-Chyba zaraz umrę…
-Ja też…
***Znowu perspektywa Hazzy***
4:00 nad ranem
Obudziłem się gdy Liam torbę w moim pokoju. Kolejna łza poleciała mi po twarzy, powinien być twardy, ale co poradzę… Przyjaciel przytulił mnie.
Obudziłem się gdy Liam torbę w moim pokoju. Kolejna łza poleciała mi po twarzy, powinien być twardy, ale co poradzę… Przyjaciel przytulił mnie.
-Harry, wszystko będzie dobrze… Poszukamy je dzisiaj.
Przebierz się, weź prysznic, zjedz coś, twoja mama robi śniadanie.
-Gdzie są pozostali?
-Niall przysnął w samochodzie, Zayn rozmawia z tatą Cam.
-Dziękuję Wam, że przyjechaliście.
-Nie ma sprawy.
Wziąłem zimny prysznic, ubrałem białą koszulkę i czarne
spodnie, mama przytuliła mnie, zjadłem śniadanie. Do kuchni wszedł Lou, miał
czerwone oczy, albo nie spał, albo płakał. Postanowiliśmy, że ja, Lou i Liam- jedziemy
samochodem, popytać ludzi, sprawdzić w pobliskich restauracjach. Pozostali
także zaangażowali się. Ciocia Linda została razem z mamą i Lizzie, była
sobota, więc obydwie nie pracowały. Nagle zadzwonił mój telefon: Numer
prywatny.
-Halo?
-Czy dodzwoniłam się do Harry’ego Stylesa?
-Tak, a kto mówi?
-Witam, nazywam się Samantha Figglehorr, pracuję z
Camille Montrose w agencji modelingowej, mam pytanie, czy ona jest już w
Birmingham, bo nie odbiera ode mnie telefonu, Cara, jej przyjaciółka także…
-Nie one nie są teraz w Birmingham, ja… nie wiem gdzie
są…
-Jak to nie wiesz?
-Obydwie zniknęły gdzieś…
-Słucham?
-Tak, dobrze słyszysz, przepraszam, ale właśnie jestem w
trakcie poszukiwań ich, nie mogę rozmawiać…
-Dobrze, przepraszam, że zawracam ci głowę, jeżeli
będziesz coś wiedział, dzwoń pod ten numer.
-Dobrze.
-No to cześć.
-Hej.
Podałem telefon Louisowi.
-Zapisz mi ten numer jako Sam.
-Dzwoniła do ciebie?
-Znasz ją?
-Nie osobiście, Cam, mi trochę o niej opowiadała.
-Aha.
Zatrzymaliśmy się przed supermarketem. Podszedłem do
ochroniarza, żeby zaprowadził mnie do kierownika obiektu. Pogadaliśmy z nim,
pozwolił nam zobaczyć nagrania. Czarne audi bardzo często pojawiało się tu,
wychodził z niego, zawsze ubrany na czarno chłopak, w okularach słonecznych…
dziwne… Tablice rejestracyjne były zamazane, więc nie było sensu robić zdjęcia.
Wróciliśmy do domu, znowu chciało mi się płakać. Podniosłem głowę, ale potem znów ją
opuściłem, nie mogłem nic zrobić, a czekanie mnie dobijało. Siedziałem na łóżku
i przeglądałem nasze zdjęcia: moje i Cary…
Nagle do pokoju wparował Niall.
-HARRY!!!
Zerwałem się.
-Co się stało?
-Pytałem ludzi trochę po okolicy, o ten samochód…
-..i…?
-Ponoć ma go jakiś miejscowy cham, czekaj… on miał na
imię…
-… jak?
-Czekaj myślę…
-Niall!
-Adam- krzyknął.
***Perspektywa Camille***
Moja buzia spuchła, bolała mnie cała, nie mogłam się
ruszyć. Co miałyśmy robić, jak stąd uciec. Leżałyśmy, usłyszałam nagle dźwięk
motoru, lekko kopnęłam Carę w nogę, leżałyśmy sztywno, wszedł…
-I jak noc? Wygodnie się spało…?
-Zamknij się- warknęłam.
-Oj, lepiej tak nie mów, bo twoja koleżaneczka dostanie
jak ty, a to bolało. Przyniosłem wam wodę, kładę przy drzwiach, jak chcecie to
chodźcie- skierował się ku drzwiom- a miałem wam powiedzieć, szukają was
wszyscy, ale że nie trafili na trop, to jeszcze tu poleżycie, pa, pa.- wyszedł.
Tak bardzo chciałyśmy wyjść, Cara leżała bez jakichkolwiek sił do życia,
pragnienie sprawiało, że gardło piekło okropnie, a kończyny zostały
paraliżowane. Próbowałam wydostać się stamtąd, złapałam za koniec sznurka i po
omacku, próbowałam rozwiązać supeł, najgorsze było to, że po wielu próbach
odwiązania sznura, zrobił się z tego jeszcze większy supeł. Przez chwilę
leżałam zrezygnowana, ale wzięłam się w garść i znowu spróbowałam, jeszcze
gorzej. Boże, ale badziewie. Nie no muszę się stąd wydostać, myśl pozytywnie
Cam, dasz radę, dla Cary. Nagle moja przyjaciółka coś mruknęła.
-Cara co powiedziałaś?
-L……ust…..eer……kkkkoo.
-Co?
-W k..i..eszen…i- głośno przełknęła ślinę.
Ze względu na to, że ręce miałyśmy związane do tyłu, więc
włożyłam rękę do kieszeni, a tam znalazłam lusterko, które Cara miała zawsze
przy sobie, z tego co pamiętam, to jest jedyna jakakolwiek pamiątka po jej rodzicach…
Ale jak ja mam przeciąć linę lusterkiem w rameczce?
Wpadłam na pomysł, bardzo zły dla mojej dłoni, spróbowałam ściągnąć oprawę, ale
lusterko się złamało, chyba na moje szczęście, zaczęłam pocierać kant lusterka
o linę, to było bardzo żmudne. W pewnym momencie, weszłam w jakby taki automat,
moja dłoń poruszała się sama, poczułam po raz kolejny spływającą krew, która
leciała z wewnętrznej części dłoni. Nagle *cyk* poczułam rozluźnienie w linach,
próbowałam wstać, ale nie miałam siły, wyswobodziłam się z lin i powoli
pomogłam Carze zrobić to samo. Leżała wyczerpana, biedna… Przeczołgałam się w
kierunku wody, łyknęłam kilka łyków, siły wróciły momentalnie, podeszłam na
klęczaka do Cary i podniosłam lekko jej głowę i lekko nachyliłam, gdy poczuła
zapach i smak wody, zaczęła pić tak zachłannie. Jednak można było powiedzieć,
że jest tak jakby sparaliżowana, była głodna…
***Hazza***
Jak mogłem, o tym wcześniej nie pomyśleć, ten *****, na
100% to jego sprawa, teraz tylko, gdzie one są. Wybiegłem z pokoju i poleciałem do Louisa.
-ADAM.
-Co?
-To on.
-O k****, ja go normalnie zabiję…
Zawołałem chłopaków, wszyscy wsiedli do samochodu,
podjechaliśmy pod jego dom, samochodu nie było, ale bardzo się ucieszyłem na
jego widok, gdy wyjechał zza zakrętu wprost na nas, zatrzymał się i szybko
wycofał. Ja wcisnąłem gaz do dechy i ruszyłem ku porywaczowi. Zadzwoniłem do
taty Cam, żeby zablokowali drogi wyjazdowe z H.CH. Kręciliśmy się za nim po
całym mieście, skierował się ku wylotówce, ale tam czekały na niego radiowozy.
Normalnie, jak w filmie. Zatrzymał się, otoczyli go policjanci, wyciągnęli
siłą, musiał się poddać, uśmiechał się do nas perfidnie, wysiadłem z samochodu,
podbiegłem do niego, ale zatrzymali mnie chłopaki. No i dobrze, pewnie, jakbym
go dorwał, to byłby już trupem… Na posterunku, nie chciał powiedzieć, gdzie
ukrył dziewczyny, grozili mu dożywociem, ale on był twardy… Cham patentowany…
Dopiero teraz poszukiwania, dostały tzw. Kopa, wszyscy z miasteczka
zaangażowali się.
***Cam***
Trzeba było jak najszybciej stąd wiać, bo jak Adam, by
wrócił, to po nas… Podniosłam ramię Cary i przewiesiłam je nad swoją głową,
oparłam drugą rękę o ścianę, Cara próbowała stać na nogach, ale ze zmęczenia i
głodu, najzwyczajniej w świecie nie miała siły. Wyszłam ze stodoły, najpierw
oglądając się na wszystkie strony, nikogo nie było, poznałam to miejsce dopiero
teraz, chodziłam tu na randki z A…, znałam tu skróty do miasteczka, przez las,
szłyśmy z Carą, trzymałam ją mocno w biodrach, a ona z całej siły, która
potrafiła z siebie wydobyć trzymała się mojej szyi. Idę dalej, po godzinie,
która dłużyła się strasznie, doszłyśmy do miasteczka, nikogo nie było na
ulicach, jakby wyparowali, zbawienie nagle naszło, mój dom, przyspieszyłam kroku, stałam przy drzwiach,
podniosłam rękę na dzwonek. Dotknęłam go lekko, bałam się w duszy, że nikogo
może nie być, wszyscy przecież nas szukają, jeżeli mam wierzyć Adamowi, co
będzie to będzie, jeszcze raz, *ding*
*dong*.
Kolejny rozdział dodany. Sorki, że nie dodawałam przez te trzy dni, ale byłam na wycieczce z klasą, straciłam głos i nie miałam dostępu do neta.
Kolejny rozdział dodany. Sorki, że nie dodawałam przez te trzy dni, ale byłam na wycieczce z klasą, straciłam głos i nie miałam dostępu do neta.
Czekam na kolejny. Nie moge się doczekać ! R.
OdpowiedzUsuńPlis dodaj następny bo mnie ciekawość zżera! Uwielbiam twoje opowiadanie!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział nie mogę się już doczekać kolejnego!!!
OdpowiedzUsuń