niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 34



(5 listopada, 9:00)
Obudziłam się i ubrałam tym razem postawiłam na coś luźnego, przewiewnego i letniego. Cara wlewała do szklanki świeżo wyciskany sok z grejpfruta. Na stole leżały tosty z serem i szynką. Po zjedzeniu śniadania Cara postanowiła, że pokaże mi miejsce, gdzie będzie jej pokaz. Jechałyśmy taksówką, gdy zobaczyłam wielką różową ścianę. Kazałam kierowcy się zatrzymać i na nas poczekać. Cara zrobiła mi zdjęcie i wstawiła je na Twittera.
Wsiadłyśmy z powrotem do auta i pojechałyśmy dalej. Kierowca stanął przed halą, w której miał się odbywać pokaz. Zapłaciłam taksówkarzowi i weszłyśmy do środka. Hala nie była jakaś strasznie ogromna, ale była duża. Cara powiedziała mi, że dzisiaj, a dokładnie za godzinę odbędzie się casting dla modelek, przy którym mam być obecna (i to nie była prośba). Weszłam na wybieg i przeszłam się po nim dwa razy. Cara oceniała widoczność z różnych miejsc na Sali. Do mojej przyjaciółki podeszła jej pomocnica Casandra, powiedziała, że pierwsze modelki już przyszły. Cara przekazała jej jeszcze jakieś informacje związane z wystrojem Sali. Weszłyśmy z Carą do miejsca, gdzie miał się odbywać casting. Był to pokój o wielkości ok. 40m2. Przyszło bardzo dużo dziewczyn, pokazywały nam swoje portfolia, a tym które spodobały się nam kazałyśmy zaczekać w głównej części hali. Po prawie 5 godzinach skończył się casting wybrałyśmy 20 dziewczyn, które pójdą w pokazie. Dałyśmy im  sukienki, które prawdopodobnie będą prezentować na pokazie. Z hali wyszłyśmy zmęczone i głodne, pojechałyśmy do Nando’s. Stamtąd zadzwoniłam do Kristen, umówiłam się z nią, że jutro przyjadę do niej, napisałam także do Jamesa. Odpisał, że niestety nie ma go teraz w NY, jest w Los Angeles i nie będzie mógł przyjechać. Wracając do domu Cara stanęła przed studiem tatuażu.
-Chodź.- powiedziałam.
-Wiesz, o czym ostatnio myślałam?
-Nie, nie wiem.
-O mnie i o Harrym.
-Nie możesz mi mówić po drodze… Trochę zmarzłam.
-Mogę.
Cara zaczęła gadać o tym, jak to jej brakuje Hazzy, tęskniła za jego dotykiem, pocałunkami, chwilami, które z nim spędzała itd.
Wróciłyśmy do domu. Postanowiłyśmy, że oglądniemy wspólnie jakiś film. Postawiłyśmy na Szkołę Uczuć, Cara płakała okropnie. Przytuliłam ją. Gdy moja przyjaciółka się uspokoiła, powiedziała:
-Zobacz, on tak walczył o nią, pokochał całym sercem, spełnił wszystkie marzenia, a ona umarła... zwyczajnie umarła, zostawiając go samego... Wiesz Cam, wydaje mi się, że ten film dał mi trochę do myślenia, muszę porozmawiać z Harrym.
-Cieszę się, że się na to zdecydowałaś.
-Ja też.
-Chodźmy już spać.
-Dobrze. 
Wzięłam prysznic i położyłam się około 23:00.
 ***Następny dzień***
6 Listopada 11:30
Wstałam i ubrałam się, zeszłam na dół, Cara zmywała naczynia, założyła dzisiaj okulary, trochę się zdziwiłam, bo nie robiła tego już bardzo dawno. Zjadłam ubóstwiane przeze mnie naleśniki a'la Cara. Popiłam sokiem pomarańczowym i około 13:00 pojechałam do Kristen.
***Oczami Cary***
Była dzisiaj taka ładna pogoda, więc postanowiłam na posiedzieć w ogrodzie, nie było dzisiaj jakoś strasznie ciepło, więc ubrałam się w sweter i legginsy. Usiadłam na hamaku i nałożyłam okulary przeciwsłoneczne. Włączyłam komputer i weszłam na Twittera. Z ciekawości weszłam na konto Hazzy. Był tam wpis sprzed godziny.
I CAN'T WAIT TO SHOW THIS FRIDAY ! XX.
(NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ POKAZU W TEN PIĄTEK )
Szczęka mi opadła, że on niby będzie na moim pokazie? OMG
Zeszłam trochę w dół touch-padem. Wpis sprzed trzech godzin.
Beautiful weather in NY XX.
(piękna pogoda w NY) 
Cholera, czyli on rzeczywiście przyjechał, no to fajnie. Ja zalogowałam się i dodałam wpis.
SHOW TIME ON FRIDAY, I CAN'T WAIT FOR THIS !
(CZAS NA SHOW W PIĄTEK, NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ)
Za dosłownie minutę, ktoś podpisał się pod moim postem. Camille. 
Poleżałam sobie, a potem zadzwoniłam do Casandry, spytać się o różne duperele związane z pokazem. Nagle zaczął padać deszcz, nawet nie wiem kiedy na niebie pojawiły się chmury, w każdym razie, uciekłam do domu. Była 15:00 trochę zleciało, ugotowałam makaron i zrobiłam szybki sos pomidorowy do spaghetti, założyłam okulary i usiadłam z talerzem przy telewizorze. Ktoś zadzwonił do drzwi. Podbiegłam do nich wycierając usta chusteczką. Otworzyłam. Serce zaczęło mi bić, tak szybko, że myślałam, że zaraz wyleci. Ręka zaczęła się trząść. Stałam tak około 3 minut, dopóki nie powiedział do mnie: Nie przeszkadzam?
-Nie, przepraszam, zamyśliłam się, wejdziesz do środka?
-Tak, dzięki.
Zdjął buty.
-Chyba przerwałem ci jedzenie.- spojrzał na talerz postawiony na stoliku przy telewizorze.
-Nie, może zjesz ze mną?
-Nie chcę ci zawracać głowy...
-Przestań, Camille nie ma, a zrobiłam także porcję dla niej, więc wiesz...
-No to jeżeli tak to poproszę.- uśmiechnął się do mnie, a ja mało nie zemdlałam, brakowało mi tego uśmiechu, tego szczerego uśmiechu, którym obdarzał mnie jeszcze przed tym jak... Nie ważne nie mówmy o tym, jak na razie mam dobry humor i nie chce go psuć...
Wróciłam do niego z talerzem i sztućcami. Usiadł na fotelu, miałam wrażenie, że nie chce siedzieć obok mnie na kanapie.
-Dobre...- powiedział po przełknięciu pierwszej porcji makaronu.
-Przestań, zrobiłam to w ciągu 20 minut.
-No to masz talent.
-Dzięki. 
Po zjedzeniu. Atmosfera się trochę wyluzowała.
-Jesteś brudna na twarzy.
-Gdzie?
-Przy ustach.
Wytarłam usta.
-Nie tu, z drugiej strony.
Znowu je wytarłam.
-Nie, czekaj.
Wziął chusteczkę i usiadł obok mnie, zapadła cisza. Wycierał mi delikatnie usta, a ja w tym czasie przyglądałam się jego zielonym oczom, w pewnym momencie uśmiechnął się, chyba dlatego, że usłyszał jak głośno bije mi serce. Podniósł wzrok z moich ust na moje oczy. Kosmyk włosów opadł mu na czoło, odgarnęłam go delikatnie przy okazji dotknęłam maleńkiej blizny jaką miał na czole.
-Co to?- szepnęłam.
-Uderzyłem się o kant drzwi.
-Bardzo cię bolało?
-Trochę...
Pocałował go w miejsce blizny.
-Teraz jest lepiej?- spytałam szeptem.
-O wiele lepiej. 
Zdjął mi okulary, a Jego usta zaczęły się zbliżać do moich, czułam jego ciepły oddech na moich wargach, dzielił nas milimetr, jak nie mniej. Gdy do domu wparowała Camille.
-Cara, wiesz kogo spotkałam, nie uwie...
Stanęła na progu salonu, w którym prawie całowałam się z Harrym... Camille po zobaczeniu mojej miny, która ewidentnie pokazywała, żeby zostawić nas samych powiedziała:
-To ja... tego... zadzwonię do Louisa...


He, he, he, miłego czytania !

piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 33



(piątek, dzień rozprawy sądowej)
Zaraz po tym jak wróciłam od cioci Anne, zadzwoniłam do Cary i o wszystkim jej powiedziałam. Trochę się zdenerwowała, ale uspokoiłam ją. Przeniosłam lot do NY na niedzielę po południe. Tata powiedział, że pojedzie ze mną i będzie takim jakby moim ochroniarzem. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i około 8:00 wyjechaliśmy z domu. O 11:00 byliśmy na miejscu. Założyłam okulary przeciwsłoneczne. Wysiadłam z samochodu,  jakichś 10 fotografów robiło mi zdjęcia, ale w miarę możliwości szybko weszłam do środka. Ciekawe skąd wiedzieli, że akurat dzisiaj będę tutaj… W każdym razie o 11:30 rozpoczęła się rozprawa.
Zaczął sędzia.
Otwieram posiedzenie sądu rejonowego w Cheshire w sprawie obecnego tu na Sali Adama Jenkinson’a. Oskarżony dokonał porwania obecnej tu na Sali Camille Montrose i Cary Galderman, która z przyczyn zawodowych nie mogła dotrzeć. Proszę usiąść. 

Adam przepraszał mnie i Carę za to co zrobił, mówił, że był zazdrosny o to, że ponownie ułożyłam sobie życie bez niego, mówił, że dalej mnie kocha i nigdy nie przestanie. Ale moje oskarżenia były na tyle wiarygodne i ważne w rozprawie, żeby posadzili go do więzienia na 3 lata. Był cholernie smutny, patrzył na mnie oczami, z których co chwilę leciały łzy. Na sam koniec rozprawy, w kajdankach podszedł do mnie i spytał: Cam, czy to przeze mnie nie jesteś już z Louisem? Na co ja mu odpowiedziałam, że nie. Westchnął tylko, że to dobrze, że nie przez niego i powiedział, żebym go odwiedzała od czasu do czasu.
Co więzienie robi z człowiekiem?  Adam to jak nie Adam, był miły, spokojny, zero agresji. Zdziwiłam się strasznie, a także zrobiło mi się go żal. Tata postawił mnie do pionu, bo trochę się rozkleiłam. Z jednej strony cieszyłam się, że posadzili go do kicia.  Ale z drugiej, kochałam go kiedyś, przypomniały  mi się wspólne chwile, które z nim spędzałam…
Wyszłam z gmachu sądu i podążyłam do auta, tata szedł za mną. Weszliśmy do pojazdu.
-Wiesz co córcia, ta twoja nowa bryka to nawet fajna jest…
-Dzięki tatku…
-Kiedy wyjeżdżasz?
-A co chcesz się mnie pozbyć?
-No coś ty.
-Dzisiaj wieczorem.
-Już?
-Chcę się przygotować do wyjazdu.
-Jakiego?
-Mama ci nic nie mówiła?
-Nie.
-Więc- westchnęłam- Cara ma swój pierwszy pokaz w NY, jadę ją wspierać.
-Aha.
Potem opowiadałam tacie o jakichś duperelach. Około 17:00 z powrotem byliśmy w domu. Zjadłam obiad i około 20:00 wyjechałam z domu.
W Londynie byłam dopiero około 1:00 nad ranem, dlaczego? Bo były roboty drogowe…
Wzięłam szybki prysznic i poszłam spać. 

***Następny dzień***

(3 listopada)

Wstałam około 11:00, zjadłam płatki i poszłam zrobić pranie. Właśnie włączałam pralkę, gdy zadzwonił mi telefon. Odebrałam go.
-Hej Camille, tu mówi Niall.
-Hejka żarłoku. Co tam?
-Robimy z chłopakami imprezę u nas, może byś przyszła…
-O której godzinie?
-Około 19:00 ludzie będą się powoli zbierać…
-Ok, przyjdę.
-No to do zobaczenia.
-Pa.
Postanowiłam, że ogarnę trochę dom, odkurzyłam, umyłam podłogi, starłam kurze w całym domu i umyłam łazienki. Skończyłam koło 16:00. Uff… Zamówiłam chińskie żarcie, które przyjechało pół godziny później. Zjadłam i poszłam wziąć prysznic. Włączyłam jeszcze na chwilę komputer, tam było zdjęcie Cary w NY.
Posiedziałam jeszcze chwilę na necie, a potem ubrałam się na imprezę do chłopaków , włosy uczesałam w niechlujny kok,  pomalowałam usta czerwoną szminką, oczy zaś pociągnęłam eye-linerem. Założyłam płaszcz.
O 18:45 wyjechałam z domu, jakieś pół godziny później zaparkowałam samochód pod willą chłopaków, matko jak ja dawno tu nie byłam, chyba od mojej sesji przy basenie… Zapukałam do drzwi, ale te same się otworzyły, więc weszłam do środka. Muzyka grała, ludzie bawili się już, Harry gadał z Liamem i od czasu do czasu zaczynał się śmiać. Nialler rozkładał czyste szklanki na stole, Zayn- DJ Malik, a Louis gadał z jakąś dziewczyną, brunetka przytulała się do niego, gdy jednak mój były mnie zobaczył, podbiegł i przywitał się, wziął mój płaszcz i powiesił go na wieszaku. Zlustrował mnie od góry do dołu. Gdy z nim chodziłam ubóstwiałam widok, gdy podobało mu się jak wyglądam. Robił się czerwony, na czole pojawiały się maleńkie krople potu, prawie niewidocznie przygryzał wargę, bardzo sexi. Teraz też tak robi. Za jakieś 4 minuty Niall podbiegł do mnie i szczerze uściskał. Harry z Liamem także dołączyli do blondyna, Zayn pomachał mi. Na imprezie było dużo osób z domówki, którą jakiś czas temu urządzaliśmy. Cara D. także była, bardzo się z tego powodu ucieszyłam. Tańczyliśmy wszyscy razem, trochę wypiłam. Około 3:00 nad ranem Louis poprosił mnie do tańca, też trochę wypił, ale niedużo. Ściągnęłam buty bo moje stopy były na wykończeniu. Piosenka wolna, więc Lou objął mnie w talii, a ja rękoma objęłam jego szyję, nasze usta dzielił jedynie centymetr. Warto zauważyć, że jak nie mam obcasów to jestem od niego niższa o 8 cm. Jestem tą z tych niskich modelek. Mam 168cm. Schylił głowę i zaczął obdarowywać moją szyję delikatnymi pocałunkami, mam tam łaskotki, ale to były fajne łaskotki. Potem zaczął lekko podgryzać moją szyję. Zaśmiałam się, mój BYŁY podniósł swoją twarz i moją ujął w swoje dłonie. Nasze usta zbliżały się do siebie, gdy Harry odepchnął i powiedział: ODBIJANY. Tańczyłam z Hazzą do końca piosenki, a potem szepnął mi do ucha: Wyjdź ze mną na chwilę na dwór. Wzięłam płaszcz i buty i wyszliśmy do altany w ogrodzie. Hazza miał na sobie czarną kurtkę z futerkiem w kapturze.
-O czym chciałeś pogadać?- zapytałam.
-Jak myślisz?
-Aha. Więc?
-Co mam zrobić żeby mi wybaczyła?
Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem.
-Przez cały czas jest teraz w NY, a w piątek ma pokaz, zrób coś czym się zachwyci…
-Ale co?
-Oj Harry, miej troszkę wyobraźni.
-Nie lubię myśleć.
-Gorzej niż źle. To chyba tobie powinno zależeć, żeby ci wybaczyła...
Usiadłam na krześle.
-Zimno mi.
-Mi też. Chodź wracamy do środka.
Chwilę później ściągałam buty, a Harry powiesił mi płaszcz na wieszaku. Około 5:00 nad ranem wszyscy wyszli. Chłopaki pozwolili mi spać u nich. Wzięłam prysznic, zmazałam makijaż, Louis dał mi swoją koszulkę, żebym miała w czym spać. Około 6:00 położyłam się.
***Następny dzień***
(4 listopada)
Wstałam około 13:00, padał deszcz ze śniegiem. O 17:00 mam samolot do NY. Zeszłam na dół i zrobiłam chłopakom śniadanie, zaparzyłam wodę na kawę. O dziwo, nie bolała mnie głowa, ani trochę. Usiadłam przy stole i pałaszowałam kanapki, gdy do kuchni zszedł Lou.
-Hej śpiochu.- powiedziałam.
On uśmiechnął się do mnie.
-Cześć.
Wziął swoją porcję i usiadł naprzeciwko mnie. Coś go gryzło, widziałam to w jego oczach. Zjadłam swoją porcję i trzymając w dłoni kubek z herbatą usiadłam po turecku.
-Lou?
-Tak?
-Co jest?
-Nic.
-Przecież widzę.
-Trochę boli mnie głowa.
Podniosłam brew do góry.
-Naprawdę.- dodał.
-Ta jasne.
-Serio…
-Dobra… Nie chcesz to nie mów…
-Chcę, ale...
-Chcesz mnie o coś zapytać, coś powiedzieć?
-Raczej przeprosić.
-Ale za co?
-Nie wypiłem wczoraj jakoś dużo, więc pamiętam co zrobiłem tańcząc ze sobą.
-Chcesz mnie za to przeprosić?
-Tak. Zachowałem się nie w porządku.
-Bez przesady. Mi to nie przeszkadzało…- upiłam łyk herbaty z kubka patrząc się w bok.
Louis uśmiechnął się.
-Cieszę się…
-Nie robiłeś mi tak, nawet jak byliśmy parą…
Spojrzałam na zegar kuchenny. Była 14:00.
-Cholera jest już późno, muszę jechać do domu.- dodałam.
-Podwieźć cię?
-Nie, przecież przyjechałam samochodem.
Pobiegłam na górę i ubrałam wczorajsze rzeczy. Wzięłam torebkę, ubrałam buty i płaszcz. Louis pożegnał się ze mną i zamknął za mną drzwi. Wsiadłam do samochodu i za pół godziny byłam z powrotem w domu. Przebrałam się, spakowałam i przegryzłam bułkę z jogurtem. Zamówiłam taksówkę i około 16:15 byłam w Heathrow. Równo o 17:00 samolot wystartował, przede mną 8 godzin lotu.
Samolot wylądował w NY około północy. Było ciepło, ale bez przesady, jednak tego dnia, było wyjątkowo upalnie. Dobrze, że wzięłam lżejsze ciuchy. Umówiłam się z Carą, że po mnie przyjedzie. Odebrałam bagaże, gdy ktoś zasłonił mi oczy…
-Zgadnij kto to?- zapytała NIEznana mi osoba…
-Nie wiem, Robert Pattinson, albo nie Daniel Craig.
-Ej, no to przecież ja…- powiedziała Cara, odrywając dłonie od mojej twarzy.
-No wiem…
Przytuliłyśmy się.
-Ale ty tu masz ciepło.
-Bez kitu, jak przyjechałam to połowę rzeczy schowałam głęboko w walizce, obrabowałam chyba połowę sklepów w NY. W ogóle mam ci tyle do opowiedzenia. Słyszałam, że byłaś wczoraj na imprezie u chłopaków.
-Tak? A kto ci zdał sprawozdanie?
-Mmmm… Niall.
-A Harry?
-Nie mówmy o nim.
-Ale Carry, on tego żałuje i to mocno, bardzo mocno.
-Spowiadał ci się?
-Niekoniecznie, ale pytał co może zrobić, żebyś mu wybaczyła.
-Powinien mieć trochę wyobraźni…
-I właśnie tak mu to powiedziałam.
-To dobrze. Jesteś głodna?- spytała mnie, gdy wsiadałyśmy do taksówki.
-Nie. A tak właściwie Cara, to gdzie ty mieszkasz?
-Wynajęli mi na dwa tygodnie dom na obrzeżach NY.
-Duży?
-Jak diabli.
Za jakąś godzinę byłyśmy na miejscu. Chata? Wielka jak diabli. Weszłyśmy do środka Cara zapaliła światło i ściągnęła buty, ja zrobiłam tak samo. Pokazała mi pokój, w którym miałam spać, przez kolejne kilka dni. Właściwie to tydzień. Byłam zmęczona, więc poszłam spać. 


Dzisiejszy dzień, to normalnie jakieś marzenie... Świadectwo, WAKACJE, znalazłam śliczną sukienkę, impreza urodzinowa mojej koleżanki (cholernie ostra pizza i oblewanie się nawzajem sokiem, ja trafiłam na jabłkowy, chłopaki bez koszulek :)) A przede wszystkim wakacje.
Co do filmiku z koncertu...
Alice się nie zgodziła, powiedziała, że ona nie chce, żeby ktokolwiek spoza, że tak powiem, słuchał tego, poza tym tam trochę nas widać, a nie chcemy zdradzać swojego wyglądu, wieku itd. Jednakże możecie spróbować ją nakłonić komentujcie na jej blogu LINK
To chyba na tyle, komentujcie bloga, bo to dla mnie ważne. Pamiętajcie, że możecie mnie pytać o różne rzeczy w zakładce: Ty pytasz ja odpowiadam :)
DO NUSI H: Weź mnie szantażuj... :)
Trochę różnych dzisiaj informacji, życzę miło spędzonego czasu, na czytaniu bloga :)

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 32



26 października, 22:47.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Mało nie zemdlałam. Osoba, która stała przed nimi, chyba też mało zawału nie dostała. Louis stał przestraszony, nic nie mówił, tylko się patrzył.
-Aż tak źle wyglądam?- zapytałam półszeptem.
-Wyglądasz olśniewająco.- powiedział i uśmiechnął się najładniej jak umiał.
Chyba dostanę gorączki.
-Mogę wejść?- dodał.
-Tak, proszę.
-Dzięki.
Cara weszła do salonu.
-… zaraz ci poprawię tę sukie…- nie dokończyła, bo zobaczyła Louisa- sprawdzę czy mnie nie ma w sypialni.- pognała schodami do siebie.
-W jakiej sprawie przyszedłeś?- zapytałam.
-W naszej sprawie.
-To znaczy?
-Chciałem porozmawiać, a właściwie się w czymś upewnić.- wskazałam ręką sofę, na której usiedliśmy.
-Słucham.
-To co się wtedy wydarzyło w szpitalu, przepraszam…
-Ale nie masz mnie za co przepraszać.
-Ale sama mówiłaś…
-Wiem co mówiłam, jednak teraz strasznie tego żałuję. Bez sensu się na ciebie wydarłam, zachowałeś się jak przyjaciel w stosunku do Hazzy, zrobiłabym tak samo. To ja cię przepraszam za moje zachowanie.- odgarnęłam grzywkę z czoła.
-Czyli wnioskuje, że między nami jest zgoda.
-Jak najbardziej.
-To dobrze.
-Lou, na tym koncercie…
-Nie rozmawiajmy o tym…
-Dobrze.
-Camille?
-Tak?
-Ale teraz nie jesteśmy ze sobą, prawda?
-Wiesz Louis, nie wiem, co mam ci odpowiedzieć, to co stało się wtedy w szpitalu, było niedorzeczne, nie wiem jak ci to powiedzieć…
-Dasz radę, najlepiej prosto z mostu.
-Więc ja chciałabym znowu poczuć ten pociąg do ciebie…
-Nic nie mów, rozumiem.
-Dajmy sobie na razie czas.
-Masz rację. Wracamy do rangi przyjaciel.
-Tak, na razie, tak, ale kto wie, co będzie w przyszłości…
-Tego nikt nie wie- Lou wstał- to ja się będę zbierał, nie będę przeszkadzać.
Pożegnał się i wyszedł. Cara zbiegła na dół, mało nie spadła ze schodów.
-I jak?
-Dobrze, cieszę się, że wyjaśniliśmy sobie wszystko.
Cara poprawiła sukienkę i poszłam ją zdjąć. Moja przyjaciółka, schowała sukienkę do folii ochronnej, a ja poszłam wziąć prysznic. Około 1 nad ranem położyłam się.
*** 3 dni później, poniedziałek***
Obudziłam się około 11:00. Jutro Cara wyjeżdża do Nowego Jorku na okrągły tydzień. Teraz to ja będę sama siedzieć w domu. Z chłopakami dogaduję się normalnie, tak jak kiedyś, z wyjątkiem Louisa, który nie jest już moim chłopakiem. Jednak jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Z kwiatów, które KTOŚ przysyłał codziennie Carze, wyszła wiadomość I’M SORRY. Wiadomo chyba kto nadsyłał jej mojej przyjaciółce… Cara jednak nie odzywała się do niego, zero kontaktu, on pisze do niej sms-y, ona je od razu kasuje, nawet ich nie czyta, odpisuje za to pozostałej czwórce. Co zrobić? Szczerze mówiąc chciałabym, aby Cara i Hazza znowu się zeszli, byli najpiękniejszą parą pod słońcem. Żadna z nas, nie mówiła chłopakom, że Cara jednak zdecydowała się zostać w Londynie i jak na razie tak to zostawiamy.
Wstałam i w piżamach zeszłam na dół. Cara spożywała kanapkę i oglądała TV. Zrobiłam sobie płatki i usiadłam obok niej.
-Kiedy do mnie przyjedziesz?- spytała.
-W piątek.
-Dopiero?
-No.
-Czemu?
-Bo mi się nie chce jechać…
-No wiesz?
-Tak serio, to jadę na dwa dni do H.CH. Jak tylko odlecisz do NY, ja wsiadam do samochodu i jadę.
-Masz fajnie.
-Ty też.
-Nieprawda…
-Prawda.
-Jedziemy na zakupy?
-W sensie jedzeniowe czy ciuchowe?
-Te i te.
-Dobra.
Przebrałam się, wyszłyśmy z domu, zaczął padać śnieg. Wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do galerii, tam zrobiłyśmy zakupy- jedzeniowe, a potem poszłyśmy na shopping.
Potem zamówiłyśmy sobie coś w Nandos. Wypiłyśmy colę i około 18:00 byłyśmy w domu. Rozpakowałyśmy zakupy, i te i te. Następnie ruszyłyśmy do pokoi, aby się spakować. Po jakichś 2 godzinach Cara była gotowa, ja spakowałam małą torbę, w końcu jadę do rodziców na dwie noce.
Moja przyjaciółka do osobnej torby spakowała laptopa, swoje projekty i jakieś jeszcze rzeczy. Około 23:00 obydwie położyłyśmy się spać.
***30 października, wtorek, 10:00***
Cara krzątała się już od godziny, brała prysznic, malowała się, przebierała, ubierała, w końcu ja wstałam i poszłam coś zjeść, samolot mojej przyjaciółki wylatuje z Londynu o 12:30, następnie ubrałam się i byłam gotowa do wyjścia. Zamknęłam dom, spakowałam bagaże do auta i ruszyłyśmy ku lotnisku. Wyjęłyśmy piekielnie ciężko walizkę Cary z bagażnika i weszłyśmy do środka. Szłyśmy, kiedy ja usłyszałam czyjeś wołanie: CARA!, CARA!, CARA! ZACZEKAJ!
Stanęłam w miejscu, moja przyjaciółka spojrzała na mnie i też stanęła.
-Cam, co jest?
-Nic, przesłyszałam się.
Poszłyśmy dalej. Ale nawoływanie było coraz głośniejsze. CARA! Cholera czekajcie!
-Ty też to słyszałaś?- zapytała mnie.
-Myślałam, że się przesłyszałam.
Odwróciłyśmy się, Harry przebijał się przez turystów i podróżujących. Gdy podbiegł do nas, uklęknął przed przyjaciółką.
-Cara, proszę cię, nie wyjeżdżaj, ja sobie nie poradzę bez ciebie, zbyt bardzo cię kocham, przepraszam cię za to co zrobiłem, to nigdy więcej się powtórzy, możesz mi nie wybaczać, ale nie wyjeżdżaj stąd, tutaj też możesz być wielką projektantką, zrobię co zechcesz, ale proszę zostań.- chłopak łkał, trochę zrobiło mi się go żal.
-Harry?- zapytałam się loczka.
-Co?
-Ona wyjeżdża tylko na tydzień.
-Jak to?
-No normalnie.- powiedziała Cara- a teraz przepraszam, bo zaraz odlatuje mój samolot.
Loczek wstał z ziemi.
-Naprawdę?
-Nie na niby.- powiedziała.
-Za ile odlatuje ci samolot?
-Za 30 minut.
-Możemy pogadać?
-W sensie tutaj?
-No.
-Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, jak wrócę z NY, to wtedy, może będzie taka możliwość. A teraz przepraszam, ale za chwilę mam samolot.
-Cara, proszę, daj mi 3 minuty.
-Nie Harry, nie mam teraz czasu na twoje wyjaśnienia, trzeba było myśleć zanim…- jej oczy zaszkliły się. Wzięła walizkę, oddała ją do punktu i podążyła ku odprawie. Stanęła i ściągnęła okulary, wytarła oczy i szkła. Harry chciał do niej podbiec, ale przytrzymałam go.
-Nadal ją to boli, nie pogarszaj, musi się skupić na pokazie.
-Ale, ja jej to muszę wyjaśnić…
-…jak wróci…
Harry popatrzył w stronę Cary, która utkwiła wzrok na mnie, odetchnął zrezygnowany i skierował się do wyjścia. Podeszłam do przyjaciółki.
-Chyba pora się żegnać…
-Chyba tak.
Przytuliłyśmy się.
-Uważaj na siebie.
-Dobrze.
Cara weszła do korytarza, pomachałam jej i zniknęła za drzwiami. Wróciłam do samochodu i skierowałam samochód ku autostradzie wiodącej do Holmes Chapel. Jechałam już koło pół godziny, gdy zadzwonił mi telefon. Mama.
-Halo?
-Cześć córciu, gdzie jesteś?- Mama była zdenerwowana, było to słychać w jej głosie.
-Jakieś 100 km za Londynem, a co?
-To dobrze.
-Mamo, co się stało?
-Nic, czemu miało się coś stać?
-Bo cię znam… Więc?
-Opowiem ci, jak przyjedziesz.
-Nie, mów teraz mamo.
-Nie mogę.
-Czemu?
-Bo tak.
-Mamo…
-Nie…
-Proszę…
-Jak przyjedziesz to wszystko ci wyjaśnię.
-Ale mamo…
-Nie, Camille. Zmieniamy temat. Na ile dni przyjeżdżasz?
-Na trzy dni.
-Tak krótko?
-Muszę wspierać Carę w NY.
-Aha. No to córciu jedź ostrożnie i widzimy się za półtorej godziny.
-Pa.
-Pa.
Co się stało, że moja mama nie chciała mi powiedzieć? Była zdenerwowana, a jest osobą niezwykle spokojną, to tata ma burzliwy, jeżeli można to tak nazwać, charakter. Ja i Eric odziedziczyliśmy go po nim.
Po półtorej godziny byłam w rodzinnym mieście zaczął padać deszcz. Wysiadłam z samochodu, wyjęłam torbę z bagażnika i weszłam do domu.
-Cześć! Jestem już.
Tata wstał z fotela, przywitał się i pocałował mnie w czoło. Mama była na górze, po czym zeszła na dół i przywitała się ze mną. Była zdenerwowana i to było widać, ściągnęłam buty, zaniosłam walizkę na górę, zeszłam na dół i usiadłam na kanapie. Mama wzięła do ręki kopertę i podała mi ją.
-Co to jest?- zapytałam.
-Otwórz.- powiedział tata.
Otworzyłam kopertę. Była zaadresowana do mnie z sądu w Cheshire.

Zawiadamiamy, iż dnia 2 listopada br. Odbędzie się sprawa Adama Jenkinson’a poświęcona porwaniu, którego dokonał oskarżony. Obecność pani na Sali sądowej będzie miała charakter świadka. O godzinie 11:30 rozpoczyna się rozprawa, na której pani obecność jest obowiązkowa. 

Popatrzyłam na mamę i tatę. Przeczytałam im treść listu.
-Muszę iść na tę rozprawę.- powiedziałam.
-Wiem córciu.- mama usiadła obok mnie.
-Do Cary nic nie przyszło?
-Nie, tylko to.- powiedział tata.
-Pójdę do cioci Anne i spytam, czy nie dostała listu.
-Dobrze.
Wstałam, ubrałam kalosze, wyszłam na dwór i zapukałam do drzwi. Nikt nie otwierał. Za to na podjazd wjechał samochód. Ciocia wysiadła z niego trzymając torebkę. Zamknęła pojazd i podeszła do drzwi.
-Cześć ciociu.
-O cześć Camille, przyjechałaś do rodziców?
-Tak, na kilka dni. Mam wolne i nie chce mi się siedzieć samej w domu.
Weszłyśmy do środka.
-Nie przeszkadzam ci ciociu? Może jesteś zmęczona po pracy…
-Nie, nie, nie, cieszę się, że z kimś wreszcie pogadam, Robina cały dzień w domu nie ma, Gemma w Londynie, a ja sama w domu siedzę. A tak w ogóle Camille, co cię do mnie sprowadza?
-Chciałam się zapytać, czy nie przyszedł jakiś list do Cary?
-Do Cary? Nie, nic nie było w skrzynce, a coś się stało?
-Wczoraj przyszedł list z sądu do mnie w sprawie Adama.
-Na rozprawę?
-Tak i byłam ciekawa, czy ktoś może przyniósł.
-Nie, a jak się trzyma Cara?- zapytała niepewnie ciocia.
-Na początku było z nią bardzo źle, wpadła pod samochód, ale ona ma silny charakter, od momentu gdy wróciła ze szpitala, wzięła się mocno do roboty, za tydzień w piątek ma pokaz swoich sukni wieczorowych.
-Jak dowiedziała się o zdradzie?- zapytała nalewając do czajnika wodę na herbatę.
-Gdy Harry leżał w szpitalu, usłyszała jak Louis spytał Harry’ego, jak zamierza powiedzieć o tym Carze.
-Boże co mój syn najlepszego zrobił? Jak mógł ją tak skrzywdzić? Zawsze szanowałam jego wybory, ale żeby zdradzić najlepszą dziewczynę jaką kiedykolwiek poznał, to naprawdę jestem zawiedziona.
-On tak mówił?
-Oczywiście, jeszcze przed tym jak przyjechał do nas z Carą, zadzwonił do mnie i powiedział, że poznał dziewczynę swoich snów, mówił, że jest piękna, mądra, utalentowana…
-Ja chciałabym, żeby Cara do niego wróciła i wybaczyła, ale ona jest twarda. Harry bardzo się stara i wysyła jej codziennie kwiaty.
-A tobie jak układa się z Louisem?
-Nie jesteśmy już razem.
-Dlaczego?
-Coś się między nami wypaliło, jak na razie jesteśmy przyjaciółmi.
-Przykro mi.
-Nie ma czego. Jest dobrze tak jak jest.
Wypiłam herbatę i poszłam do domu.


 Ludzie mam mega stres jutro mam koncert ze swoim zespołem i śpiewamy Little Mix-Wings, MASAKRA!!!
A no i co do MOMENTÓW to czasami będą czasami nie... MIŁEGO CZYTANIA !!!!