czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 22



*** Tydzień później ***
Ten tydzień przebiegł mi i Carze, dość spokojnie, prawie, bo wizyta Heidi Klum jest niecodzienna. Okazała się bardzo miłą i piękną kobietą. Modelka powiedziała Carze, jaką suknię chciałaby, a moja przyjaciółka w ciągu pięciu minut, miała już namalowany projekt, którym Heidi się zachwyciła. Gala oscarowa miała mieć miejsce w listopadzie, więc Cara miała dużo czasu. Po 3 godzinach, Heidi wyszła. Ja przyglądnęłam się projektowi, dość odważna kreacja, czerwona, odsłonięte plecy, mocne wycięcie na nogę. Ale suknia zrobiła na mnie wrażenie. Chłopaki jeszcze trzy dni są w Danii, wracają na kilka dni do Londynu, a potem jadą do USA, mają tam masę wywiadów.  Ja za tydzień jadę na kilka dni do Birmingham, na nagranie do programu telewizyjnego, a konkretnie będę gościem specjalnym w The Next Top Model. Cara ma jeszcze kilka innych zamówień, na przykład w przyszłym miesiącu jest pokaz Gucci i projektuje mi sukienkę na ten właśnie pokaz.
*** Trzy dni później ***
Rano, zadzwonił nasz fantastyczny dzwonek.
-Cara, ktoś dzwoni!
-No to otwórz!
-Ale mi się nie chce!
-Nie marudź idź otwórz!- krzyknęła moja przyjaciółka, a ja wstałam i zbiegłam na dół.
Ktoś jeszcze raz zadzwonił.
-Kurna pali się czy co?!
Otworzyłam, a tam stał oparty o framugę Hazza, machający do mnie Niall i uśmiechnięty Lou.
-Hej, chłopaki.
-Ej nawet nas nie uściskasz?
-Przepraszam, ale obudziliście mnie.
-Spałyście?
-Takie to dziwne?
-Jest po 12:00.
-To jeszcze noc…
-Możemy wejść, jestem głodny.- powiedział Niall
-Tak, przepraszam.- weszli po kolei. Lou klepnął mnie po tyłku.
-Wyglądasz tak strasznie pociągająco w tych spodenkach, a jeszcze lepiej byś wyglądała bez nich…
-Stęskniłam się…
-Ja za tobą też.- powiedział i zaczął mnie całować.
Harry odchrząknął.
-A gdzie moja księżniczka?
-Zatkajcie uszy.
-Czemu?
-Zatkać uszy.- zrobili to o co prosiłam.
-CARA!!! HAZZA PRZYJECHAŁ!!! Już- powiedziałam do chłopaków. Zaczęłam pokazywać na palcach 1, 2, 3.
-HARRY!!! JESTEŚ WRESZCIE- zbiegła po schodach i wskoczyła na loczka. Całowali się, przytulali.
-Wiecie co? Czuję się niezręcznie.- westchnął Niall.
Podeszłyśmy do niego z Carą i dałyśmy mu buziaczki w policzki.
-Tak lepiej.
-Jedliście coś?- zapytałam.
-Banana.-powiedział Hazza.
-Ja nic nie jadłem od wczoraj- powiedział Niall.
-Biedactwo, chodź zrobię coś.- pociągnęłam go do kuchni.
-Ej, a ja?- krzyknął Louis.
-Głodny jesteś?
-No.
-To chodź pomóż.
Wczorajszego dnia, zrobiłyśmy z Carą zakupy, lodówka była pełna świeżych produktów, postanowiłam, że zrobię bruschettę.
-Co to jest?- skrzywił się Hazza.
-Teraz ja zabłysnę umiejętnościami. Louis będziesz kroił pomidory w kostkę, a reszta wio, nie przeszkadzać mi.
Pokroiłam bagietkę i zaczęłam opiekać ją na patelni, włączyłam radio, śpiewałam sobie, Lou kroił pomidory, szło mu to całkiem sprawnie. Opieczone kawałki bagietki położyłam na talerzu, wyciągnęłam z lodówki jajka, serek śmietankowy i szczypiorek, wrzuciłam wszystko na patelnię i mieszałam, aż zrobiła się z tego masa. Doprawiłam pomidorki i ułożyłam je na bułeczkach, na 5 talerzy położyłam porcję jajecznicy i po trzy bułeczki na każdego. Louis przez cały czas przyglądał mi się.
-Mogłabyś zostać piosenkarką, kucharką, czym jeszcze mnie zaskoczysz?
-Nie wiem, dobra, gotowe.
Wzięłam talerze i podałam każdemu.
-Ale ładnie pachnie, czemu nie robiłaś mi tego wcześniej.
-Bo twoje naleśniki rządzą…
Pałaszowaliśmy, zjadłam jako pierwsza, więc nastawiłam wodę w czajniku.
-Kto kawy?
4 ręce w górze, ja zrobiłam sobie jak zwykle herbatkę. Postawiłam kubki.
-Matko, to było boskie.- powiedziała Cara.
-Mało powiedziane.- powiedział Niall.
-Dobra dziewczyny, zbierajcie się.
-Gdzie?
-Jedziecie z nami do studia.
-Ale po co?
-Macie coś innego do roboty?
-Nie.
-No to wio się ubrać i pomalować. Macie 15 minut.
-Tylko?
-Gorzej niż źle.- załamał się Niall.
Pobiegłyśmy na górę. Wybrałam coś wygodnego, dzisiaj padał deszcz. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Chwilę później byłam gotowa, Cara poprawiała włosy i zeszłyśmy na dół. Wyszliśmy, dojechaliśmy do jakiegoś budynku na obrzeżach miasta. Nadal nie wiedziałyśmy po co chłopaki zabierają nas do studia. Gdy weszliśmy, był tam multum ludzi, kamery, światła. O co tu chodzi? Widać było, że Cara też była zniecierpliwiona.
-Czy któryś z szanownych panów może mi powiedzieć, o co DO JASNEJ CHOLERY tu chodzi?- powiedziała Cara.
-Przyłączam się do pytania.
-Naprawdę musimy mówić?
-No.
-Będziemy nagrywać tu teledysk do Little Things. Każdy z nas chciał, żeby była tu obecna osoba, na której nam bardzo zależy, więc…- powiedział Liam.
-A więc Perrie i Danielle też tu są?
-Tak, siedzą właśnie w garderobie i rozmawiają.
-To my pójdziemy się przywitać.
-Dobrze.- Lou dał mi całusa i zaprowadził nas.
*puk* *puk*
-Proszę.- odezwał się głos mulatki.
Weszłyśmy.
-Cześć.- odezwałam się.
-Perrie, chodź dziewczyny przyszły.
Blondynka wyszła z mokrymi rękoma.
-Nareszcie poznam złodziejki serc Larry’ego Stylinsona. Jestem Perrie.- podała dłoń mi, a potem Carze.
-Ja jestem Danielle.
-Jestem Camille, a to Cara.- odezwałam się.
-Bardzo nam miło, siadajcie, napijecie się czegoś?
-Ja podziękuję.- odpowiedziałam.
Rozmawiałyśmy z dziewczynami, tak bardzo zazdroszczę Perrie, że śpiewa w zespole, ale nie STOP!, ty jesteś modelką, koniec kropka. Nie ważne, blondynka, bardzo zainteresowała się pracą Cary, zawsze chciała zostać projektantką. Opowiadałyśmy sobie śmieszne historie o chłopakach. Śmiałyśmy się niemiłosiernie. Prawie godzina czasu nam zeszła, gdy chłopcy przebrani do nagrania, weszli do garderoby.
-No i jak tam? Słyszę, że nas obgadujecie- powiedział Zayn.
-Nieee…- odpowiedziałyśmy chórem, na co chłopcy zaczęli się śmiać.
-A jednak.- powiedział Harry i wziął Carę na kolana.
-Wszystko jest spoko, zapoznałyśmy się trochę i mam wrażenie, że jak będziemy kiedyś razem na imprezie, to będzie się działo…- zaśmiała się Dan.
-Cam i Cara nigdzie chyba nie pójdą, po wybryku w NY.- zaczął się rechotać Nialler, za co oberwał, od Cary.
-Pójdziemy, nie Cara?
-A jak, w końcu miasto jest nasze.
-Harry ja się boję o nie.- powiedział Lou.
-Oj no weź, jakoś ci to wynagrodzę.- powiedziałam, puszczając do niego oko.
-Zmieniłem zdanie, mogą iść.
Do pomieszczenia wszedł reżyser teledysku i zaprosił wszystkich na plan, chyba tak się to nazywa, wstałyśmy z miejsc, Lou włożył dłoń do kieszeni moich spodni.
-Wsłuchaj się dobrze w moją część.
-Jak najbardziej. – zamruczałam,  przycisnął mnie do ściany i zaczął całować. Namiętnie, coraz namiętniej, było świetnie, szkoda, że przerwało nam czyjeś odchrząknięcie. Oderwaliśmy się od siebie.
-Możecie już skończyć.- westchnął Nialler- Louis, chodź zaczynamy.
Otarłam mu szminkę chusteczką i trzymając mnie za rękę, weszliśmy na plan. Usiadłam na krześle, a Lou puścił do mnie oko. Matko, jaki on jest… ciary mnie przeszły…
Zaczęli. Zayn cały czas patrzył na Perrie, jego wzrok był skupiony tylko na niej, są idealną parą, pasują do siebie „jak dwie dłonie, które zostały stworzone tylko dla ich dwójki”.
Liam, wpatrzony w brązowe oczka mulatki, jej brązowe, wyprostowane włosy, założone za ucho, sprawiają, że Daddy dostaje wypieków, on „będzie kochał ją do końca”
Przełykam głośno ślinę, on bierze oddech i za ułamek sekundy, jego głos rozbrzmiewa, głowa zwrócona do mnie, od czasu do czasu, opuszcza ją, spogląda na mnie, czuję gulę w gardle.

Nie możesz pójść do łóżka bez filiżanki herbaty
I może to dlatego mówisz przez sen
I te wszystkie rozmowy są sekretami, które skrywam
Mimo, że nie mają dla mnie sensu.

Do moich oczu napływają łzy, jedna kapie na spodnie, Pezza, podaje mi chusteczkę i przy okazji sama też ociera gorzkie kropelki, uśmiecham się najpiękniej jak tylko mogę, chcę mu pokazać, jak bardzo kocham, teraz wiem, ja nigdy go nie zostawię…
Harry otula Carę swoim ciepłym, a zarazem zachrypniętym głosem. Dziewczyna patrzy się w niego jak w obraz, on pokazuje dołeczki, Cara dostaje wypieków, ręce trzęsą się, widać, że chce podejść do niego i go pocałować.
Niall, biedny blond żarłok, który nie może sobie znaleźć odpowiedniej dla niego dziewczyny. Trochę mi go szkoda, bo widać, że trochę nam (Liam-Dan; Lou-ja; Harry-Cara; Zayn- Perrie) zazdrości...
Tak mijały kolejne godziny, koniec, chłopcy jutro będą dokańczać nagrywanie, dziś są już bardzo zmęczeni.
Lou podszedł do mnie. Stanął naprzeciwko mnie i wpatrywał się w moje oczy, otarł kciukiem łzę, która jeszcze pozostała w kąciku oka.
-Jak było?- szepnął.
-Kocham cię.-  wstałam i wpiłam się w jego usta, były takie ciepłe i miękkie, pragnęłam wtulić się w jego ciało i nigdy od niego nie odchodzić.
-Ja ciebie też.- powiedział, gdy zabrakło nam powietrza. Chwilę później oderwaliśmy się od siebie i Lou pociągnął mnie za rękę. Nikogo już nie było. Chwycił mój płaszcz i pomógł mi go założyć, on założył kurtkę i wsiedliśmy do taksówki, która stała na pobliskim parkingu.
-Gdzie jedziemy?- spytałam, gdy taksówka ruszyła.
-Musimy coś zrobić.
Po 20 minutach jazdy pojazd zatrzymał się i wysiedliśmy. Podziękowaliśmy, dając kierowcy sowity napiwek, on odkrzyknął tylko: Do usług.
Weszliśmy na Tower Bridge, deszcz padał okropnie, ulewa była straszna. Szliśmy trzymając się za ręce, pogoda nie przeszkadzała nam. Doszliśmy na sam środek. Lou włożył rękę do kieszeni i wyciągnął czarną kłódkę z wygrawerowanymi naszymi inicjałami, wzięłam ją do ręki, spojrzałam na chłopaka, który uśmiechnął się do mnie przepięknie. Z drugiej kieszeni wyciągnął pojedynczy kluczyk. Kłódkę zapieliśmy na moście i wspólnie wyrzuciliśmy kluczyk do Tamizy. Od teraz na zawsze…




Dorwałam się do kompa, tatuś skrócił mi karę, bo zrobiłam 180 brzuszków XD.
A co do rozdziału, to jest na razie moim ulubionym, jaki do tej pory napisałam. Miłego czytania dziewczyny!

 

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 21



Wtem drzwi się otworzyły mama z Lizzie na rękach, tego obrazu nie zapomnę do końca życia, o nie. Otworzyła szeroko oczy, poleciała jej łza, miała opuchnięte powieki, pewnie od płaczu.
-Mamo- szepnęłam, więcej nie mogłam z siebie wykrzesać, byłam tak strasznie zmęczona, głodna.
-ANNE!- mama krzyknęła, gdy tylko odłożyła Lizzie na ziemię.
Ciocia przybiegła.
-Co się…, dziewczyny, matko boska…- moje oczy już się zamykały, oparłam się ręką o ścianę, ciocia i mama położyły Carę na schodkach, ja usiadłam i zemdlałam.
Obudziłam się. Na łóżku, na którym leżałam, przykryta byłam  białą pościelą, podejrzewam, że moją, w moim pokoju. Ktoś głaskał mnie po głowie i szyi, delikatne pocałunki w ramiona, sprawiały, że chciało mi się żyć, jednak nie chciałam otwierać oczu, nagle usłyszałam drzwi mojego pokoju (bardzo charakterystycznie skrzypiały :)) 

-Jak ona się czuje- mama, boże moja mama ona też mi się śni.
-Śpi, jak na razie, ale to dobrze, była bardzo zmęczona, lekarz był u Cary?- głos ten sprawiał, że ciepło zaczęło we mnie buchać, na 100% dostałam rumieńców, było mi gorąco, to pragnienie posiadania na własność właściciela tego kojącego głosu, było fantastyczne.
-Tak był, jest po prostu wyczerpana, musi dużo spać.-mama wyszła chciałam ją wołać, ale nie mogłam, Lou, wrócił do wcześniejszych czynności,
Nagle do pokoju wparował Adam z bronią w ręce, skierował w stronę Louisa, ale ja w porę przesunęłam się w pocisk uderzył w klatkę piersiową, poczułam potworny ból w kręgosłupie, nagle nie mogłam się ruszyć, byłam rośliną, zamykam oczy, a ukazuje mi się postać Boga, który zaprasza mnie ręką, podaje mi dłoń, a ja ją dotykam i idę z nim…


                                                                             *~*~*

Zerwałam się i spocona usiadłam na łóżku, była noc, księżyc w pełni, zerkam na łóżko, obok mnie leży Lou, tak smacznie śpi, ma na sobie koszulkę i czerwone spodnie, te które mama mu kupiła, kładę się z powrotem, dotykam jego ust opuszkami palców, jego powieki, policzki, podbródek, przejeżdżam palcami jego brwi, jest idealny, pocałowałam go w nos i przytuliłam najmocniej jak tylko mogłam. Z uśmiechem na twarzy zasnęłam.
*~* Następny dzień *~*
Obudziłam się, czułam, że nadal jestem w mocnym uścisku mojego chłopaka, pocałowałam jego rękę, palce, a opuszkami palców przejechałam po wytatuowanym ptaku. Zaśmiał się, z pewnością już nie spał. Odwróciłam się do niego.
-Dzień dobry, kochanie, jak się czujesz?- szepnął.
-Z tobą świetnie. Jak zresztą zawsze.
-Wiesz, że mówiłaś dzisiaj przez sen.
-Naprawdę? A co mówiłam?
-Że jestem ci potrzebny do życia, jak oddech…- westchnął teatralnie.
-Serio?- zapytałam z nutą sarkazmu, usiadłam po turecku.
-Mówię ci całą prawdę…
-Jasne… - w tym momencie odezwał się przyjaciel brzuch -Jestem głodna.
-No to moja mała księżniczka zaraz coś zje.
Pośpiesznie wstał i przygotował mi ubrania.
-Lou, ale ja mam siłę chodzić. Bez przesady.
-Ty mi tu nie pyskuj, chodź pomogę ci.
-Ale…
-Nawet mnie nie denerwuj, zbyt wiele stresu miałem przez te ostatnie kilka dni.
-Nie rozmawiajmy o tym.
-Dobrze, jak pozwolisz, żebym pomógł ci się ubrać.
-Zgoda.
Ubrał mnie bardzo ładnie, ale co do malowania, to już mu nie pozwoliłam. Moje nogi rzeczywiście były słabe, czasami musiałam opierać się o ścianę.
-Nie no tak nie może być- wziął mnie na barana.
-Uhuu, nikt mnie nosił od 10 lat, fajne doświadczenie.
Zeszliśmy na dół, tam wszyscy jedli już, zapach tostów, gorącej herbaty, sprawił, że na mojej twarzy pojawiły się rumieńce… Matko, ale się najadłam, byłam z siebie dumna, bo pokonałam Erica, on zjadł 7 tostów, a ja… 10, Hahahaha. Uff.
-Lou, możesz pójść ze mną do Cary?
-Oczywiście.- znowu wsiadłam mu na barana – teraz jesteś znacznie cięższa… kurde…
-Ej, ja to słyszę…
-Miałaś słyszeć…
Weszliśmy do salonu, na kanapie przed telewizorem siedział Robin, oglądał mecz. Przywitaliśmy się i pobiegliśmy na górę, zapukałam do drzwi, zeszłam Louisowi z pleców i weszliśmy, Cara leżała na boku, podpierała się ręką i jadła na kanapki, nie ona nie jadła, ona pochłaniała, Harry przyglądał jej się, a Gemma, która siedziała na fotelu, śmiała się, że idzie po kolejny talerz. Moja przyjaciółka bardzo ucieszyła się na mój widok, poklepała ręką miejsce, gdzie miałam usiąść, Lou, usiadł na drugim fotelu, gdy Gemma wyszła po kolejną porcję, Cara powiedziała.
-Chłopaki, możecie nas zostawić na chwilę same, chcę porozmawiać z Cam.
-Oczywiście, ale Carry, wiesz jaka jest umowa.
-Tak, wiem. – po czym Harry podszedł do niej i pocałował w czoło. Wyszli.
-Co to za umowa?
-Obiecałam mu, że będę dużo spać i nie będę się przemęczać…
-Matko, a rozmowa męczy?
-Zależy jaka…
-O czym chciałaś ze mną rozmawiać?
-Na początku, chciałam ci podziękować…
-Ale za co?
-Że mnie uratowałaś.
-Miałam cię zostawić? Przecież to nie wchodzi w rachubę, jak miałabym zostawić najlepszą przyjaciółkę na pastwę losu i to w takim miejscu.
-Wiem, ale i tak ci dziękuję, chyba musiałaś się nieźle zmęczyć, że jak doszłyśmy do domu to zemdlałaś.
-Wcale nie, byłam po prostu wyczerpana. A ty nie jesteś ciężka…
-Chodź tu.- przytuliłyśmy się.
-Wiedziałaś, że chłopaki przyjechali?
-Jacy?
-Czyli tobie też nikt nic nie powiedział.
-O czym?
-Liam, Niall, Zayn- są tutaj.
-Nawet się nie przywitali.
-Na pewno się przywitają, a zaraz potem pożegnają.
-Co?
-Boże, ty o niczym nie wiesz.
-Louis, nic mi nie mówił.
-Więc, chłopaki wyjeżdżają dzisiaj do Londynu, my tu zostajemy, bo niestety musimy, Harry uważa, że nie jesteśmy jeszcze gotowe na samodzielny powrót do domu.
-Przecież damy sobie radę, nie chcę mi się tu siedzieć bezczynnie.
-Mi tak samo.
-To co robimy?
-Musimy coś wymyśleć, żeby ich przekonać. Ja przecież mogę odpoczywać w domu u nas.
Nagle do pokoju weszła Gemma z drugą porcją jedzenia, Carze zaświeciły się oczy, położyła talerz na szafce nocnej.
-O czym tak myślicie dziewczyny?
-Szczerze?- zapytałam.
Przytaknęła głową.
-Chcemy już wrócić do Londynu.
-Ale wiecie, że chłopaki się nie zgodzą.
-No i właśnie tu tkwi problem.- powiedziała Cara przełykając kęs kanapki.
-Myślałyśmy, że wiesz… porozmawiasz z nimi.- uśmiechnęłam się szeroko.
-Wy mnie w to nie mieszajcie.
-Prosimy.- powiedziałyśmy równocześnie.
-No nie wiem.
-Gemmi, no proszę, ja nie mogę tak siedzieć bezczynnie, chcę już wrócić do pracy.
-Przecież urlop, kończy ci się za 5 dni, możesz jeszcze posiedzieć przez ten czas w domu.
-No tak, ale Eric z Kristen wyjeżdżają, chłopaki też, ty, z tego co wiem, też jedziesz, a my mamy leżeć, plackiem? Gemma prosimy.- powiedziałam.
-No dobra, niech stracę.
-Dziękujemy.
Wyszła. Strzeliłyśmy piątkę sobie nawzajem.
-Muszę kupić sobie nowy telefon, kartę sim.
-Ja tak samo. Ale się najadłam, teraz pora na drzemkę.
-To ja idę.
-Gdzie? Leż, pogadamy.
Wyszło na to, że w planach były pogaduszki, a w rzeczywistości, od razu zasnęłyśmy. Obudziłam się pierwsza spojrzałam na zegarek, 14:40. Matko, ale długo spałyśmy. Harry siedział w fotelu i pisał coś na telefonie.
-Nie śpisz?- szepnął, gdy zobaczył, że podnoszę głowę.
-Matko, ale się wyspałam.
-Chyba musimy o czymś porozmawiać.
F**K.
-O co chodzi?
-Która wpadła na pomysł z powrotem do Londynu?
-Obydwie.
-Ale wiecie, że nie możecie jechać, jesteście jeszcze w złym stanie.
-Harry, ja się czuję dobrze, Cara po prostu poleży w domu kilka dni jeszcze. Nudzi nam się, wszyscy wyjeżdżają, a my mamy tu siedzieć bezczynnie.
-Naprawdę nie wolisz, posiedzieć z rodzicami w domu?
-Nie podpuszczaj mnie, chcę wrócić do domu.
-Ale to jest długa droga…
-Harry, damy radę, ty będziesz prowadził samochód, a ja z Carą na tylnich siedzeniach, naprawdę, nie martw się.
-Ale pod jednym warunkiem,  że przez następny tydzień ty nie prowadzisz auta, a Cara ma leżeć, bez względu na wszystko.
-Obiecuję.
-No dobra, to musisz iść się spakować.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się szeroko i powoli wstałam z łóżka.
Zamknęłam drzwi, a z łazienki wyszedł Liam.
-Przywitać to nie łaska?- powiedziałam.
-Przepraszam, ale takie było zamieszanie, że nawet nie było kiedy.
Wyciągnęłam ręce, a Li przytulił mnie.
-Jesteś mokry.- spojrzałam na swoją bluzkę.
-Przed chwilą brałem prysznic.
-To już zdążyłam zauważyć, a gdzie pozostali?
-W salonie.
-Idę do nich.
-Uważaj na schodach.
-Weźcie się już ogarnijcie.
Na kanapie w salonie siedział Niall, pił sok, a Zayn rozmawiał z ciocią Anne w kuchni. Lou siedział na fotelu zamyślony. Zeszłam powoli, trzymając się poręczy. Podbiegł do mnie, gdy tylko zobaczył, że schodzę.
-Mogłaś mnie zawołać?
-Nie jestem kaleką.
Odmówiłam pomocy, podążyłam na kanapę sama, Niall przytulił się do mnie, a ja do niego.
-Ej, bo zrobię się zazdrosny.
-O co? Dawno się nie widzieliśmy.- powiedział blondyn.
-No właśnie, Lou.
Zayn podszedł do mnie i dał całuska w policzek.
-Och, jak ja mam z wami dobrze.-westchnęłam.
-Cam, mogłabyś zostać…
-Lou, wracam dzisiaj z wami do Londynu, koniec kropka. Pójdziesz ze mną do pokoju, chcę się spakować.
-Tak.- wziął mnie na barana.
Weszliśmy do salonu, postawione były walizki.
-O której wyjeżdżamy?
-Wieczorem, na pewno nie teraz.
-To Eric z Kristen. Postaw mnie na ziemi.
Zeszłam z jego karku. Weszłam do pokoju mojego brata, który zapinał ostatnią torbę.
-Oj braciszku, będę mocno za tobą tęsknić…
-Ja za Tobą też, odwiedzaj nas w NY, jak będziesz.
-Dobrze obiecuję, gdzie moja przyszła szwagierka. Mam nadzieję!
-W łazience, pakuje kosmetyczkę.
-Ja też idę się pakować.
-Czyli jednak wracasz?
-Niestety.- powiedział Louis.
-Tak i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Wyszłam z pokoju brata i skierowałam się ku mojej ogromnej walizce, jak ja w ogóle dam sobie z nią radę, włożyłam buty, sukienki, bluzki, spodnie, spodenki, przebrałam się, musiałam usiąść na mojej torbie. Nagle Kris weszła do mojego pokoju.
-Cam, my już jedziemy.
-Zejdziemy z wami na dół.
Nienawidzę pożegnań, zawsze płaczę. Rozmazałam się, będę tęskniła za moim starszym bratem i jego dziewczyną, Kris to fajna dziewczyna, mam nadzieję, że jeszcze się z nią kiedyś zobaczę. Odjechali, wróciłam do pokoju ogarnąć się na twarzy, Lou poszedł do swojego pokoju, spakował się. Przyszedł do mnie, spojrzał na zdjęcie na regale w ramce z serduszek.
-CO TO JEST?!
-Stare dzieje…
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Może więcej tych pikantnych informacji.
-Ojej, no, to było w szkole, Hazza chciał, żebym kupiła mu coś, nie pamiętam co, bo on nie mógł tego nigdzie dostać, no i nagroda, był… całus. XD
-Nigdy więcej.
-Kocham cię, wiesz?
-Wiem. Chodź zrobimy sobie zdjęcie.
-Jakie?
-Wskakuj na barana.
-Będzie cię bolał kark.
-Przeżyję.
Wziął do ręki aparat i strzelił na fotkę.
Mama zawołała nas na obiad, a gdy zjedliśmy Louis zniósł walizki na dół. Pożegnałam się z rodzicami, Lizzie przyniosła ze sobą różowego słonia i powiedziała z łezkami w oczach, że nadała mu imię Lou, zaszkliły mi się oczy, tak bardzo się cieszę, że moja rodzina zaakceptowała mojego chłopaka. Pożegnanie jeszcze z ciocią, Robinem, Gemmą. Wsiadłyśmy z Carą do samochodu. Harry prowadził, Louis siedział z nim z przodu. Niall, Liam, Zayn jechali samochodem blondyna.  Droga przebiegła spokojnie, dużo spałam, budziłam się tylko by się napić. Po kilku godzinach drogi dojechaliśmy. Chłopcy zanieśli nasze walizki na górę, pożegnali się i pojechali do siebie, w końcu w nocy mają samolot do Kopenhagi. Włączyłam sekretarkę w telefonie.
*pip*
-Cześć dziewczyny tu Sam, mam nadzieję, że właśnie odsłuchujecie tę wiadomość, Camille nagranie w Birmingham za 2 tygodnie, a Cara: Heidi Klum przyjedzie osobiście do waszego domu, 11 września- Cara zakrztusiła się jabłkiem, które jadła, spojrzałam na kalendarz: dziewiąty.- Do zobaczenia, jakby co to dzwońcie. Dam wam chwilę wytchnienia. Cam zadzwonię do ciebie, jak będę wiedzieć coś więcej o tych nagraniach. Pa.
*nie ma więcej wiadomości*
-Heidi Klum?
-Będziesz projektowała jej suknię na galę oscarową…
-CO?!
-No, nieźle…
-Boże, poznam Heidi.
-Cara?
-Tak?
-Chcesz coś zjeść, albo się napić?
-Nie dziękuję, muszę się rozpakować.
-Połóż w jednym miejscu ubrania brudne, a ja zrobię pranie.
-Dziękuję ci.
Poszłyśmy na górę, każda do swoich pokoi.  Rozpakowałam walizkę, wielka góra brudnych ubrań ledwo co weszła do pralki, włączyłam, zniosłam buty na dół, a była ich pokaźna ilość.

piątek, 24 maja 2013

Rozdział 20



(dalej narracja Hazzy)
Chwyciłem go. Na wyświetlaczu pojawił się napis: Liaś.
-Halo?- zapytałem ocierając nos.
-Hej Hazza, gdzie jesteście?
-W Holmes Chapel.
-Jak to?
-Dziewczyny gdzieś zaginęły, po imprezie Camille nie wróciła do domu, a Cara wyszła rano, gdzieś ją szukać, nie odbiera ode mnie telefonu, nie wiem, co się dzieje, Liam, pomóż mi.
-Posłuchaj mnie, zaangażowaliście w to policję?
-Tak, tata Cam, jest policjantem, szukaliśmy je wszędzie całe miasteczko o tym wie.
-Niall! Chodź tu, twój samochód jest sprawny?
-No, a co?
-Pakuj się, jedziemy do H.Ch.
-Po co?
-Wytłumaczę ci po drodze.
Liam zwrócił się do mnie.
-Będziemy u was za kilka godzin muszę jeszcze zadzwonić do Andy’ego, Simona i Zayna.
-Dobrze, wiesz jak dojechać?
-Tak, pamiętam.
-No to do zobaczenia.
***Powrót do Camille***
Zimno mi. Tak bardzo mi zimno. Mój żołądek, burczy co chwilę, nie mam na nic siły.
-Cara?
-Tak?
-Przepraszam.
-Za co?
-Że byłam z takim psycholem i że nie wróciłam z wami do domu.
-Adam, to rzeczywiście psychol, ale to nie twoja wina, że cię tu uwięził, a potem mnie… Opowiedz mi jak to się stało?
-Z tego co pamiętam, to jak wracałam do domu, podjechał do mnie autem i zaczął gadkę, że mam rzucić Louisa- łzy napłynęły mi do oczu- uderzyłam go, a on złapał mnie i wsadził do samochodu.
-Na pewno nas teraz szukają…
-Tylko jak znajdą, to jest pytanie… Głodna jestem.
-Nic nie mów, mój żołądek jest tak pusty, że…
-Chyba zaraz umrę…
-Ja też…
***Znowu perspektywa Hazzy***
        4:00 nad ranem 

Obudziłem się gdy Liam torbę w moim pokoju. Kolejna łza poleciała mi po twarzy, powinien być twardy, ale co poradzę… Przyjaciel przytulił mnie.
-Harry, wszystko będzie dobrze… Poszukamy je dzisiaj. Przebierz się, weź prysznic, zjedz coś, twoja mama robi śniadanie.
-Gdzie są pozostali?
-Niall przysnął w samochodzie, Zayn rozmawia z tatą Cam.
-Dziękuję Wam, że przyjechaliście.
-Nie ma sprawy.
Wziąłem zimny prysznic, ubrałem białą koszulkę i czarne spodnie, mama przytuliła mnie, zjadłem śniadanie. Do kuchni wszedł Lou, miał czerwone oczy, albo nie spał, albo płakał. Postanowiliśmy, że ja, Lou i Liam- jedziemy samochodem, popytać ludzi, sprawdzić w pobliskich restauracjach. Pozostali także zaangażowali się. Ciocia Linda została razem z mamą i Lizzie, była sobota, więc obydwie nie pracowały. Nagle zadzwonił mój telefon: Numer prywatny.
-Halo?
-Czy dodzwoniłam się do Harry’ego Stylesa?
-Tak, a kto mówi?
-Witam, nazywam się Samantha Figglehorr, pracuję z Camille Montrose w agencji modelingowej, mam pytanie, czy ona jest już w Birmingham, bo nie odbiera ode mnie telefonu, Cara, jej przyjaciółka także…
-Nie one nie są teraz w Birmingham, ja… nie wiem gdzie są…
-Jak to nie wiesz?
-Obydwie zniknęły gdzieś…
-Słucham?
-Tak, dobrze słyszysz, przepraszam, ale właśnie jestem w trakcie poszukiwań ich, nie mogę rozmawiać…
-Dobrze, przepraszam, że zawracam ci głowę, jeżeli będziesz coś wiedział, dzwoń pod ten numer.
 -Dobrze.
-No to cześć.
-Hej.
Podałem telefon Louisowi.
-Zapisz mi ten numer jako Sam.
-Dzwoniła do ciebie?
-Znasz ją?
-Nie osobiście, Cam, mi trochę o niej opowiadała.
-Aha.
Zatrzymaliśmy się przed supermarketem. Podszedłem do ochroniarza, żeby zaprowadził mnie do kierownika obiektu. Pogadaliśmy z nim, pozwolił nam zobaczyć nagrania. Czarne audi bardzo często pojawiało się tu, wychodził z niego, zawsze ubrany na czarno chłopak, w okularach słonecznych… dziwne… Tablice rejestracyjne były zamazane, więc nie było sensu robić zdjęcia. Wróciliśmy do domu, znowu chciało mi się płakać.  Podniosłem głowę, ale potem znów ją opuściłem, nie mogłem nic zrobić, a czekanie mnie dobijało. Siedziałem na łóżku i przeglądałem nasze zdjęcia: moje i Cary…
Nagle do pokoju wparował Niall.
-HARRY!!!
Zerwałem się.
-Co się stało?
-Pytałem ludzi trochę po okolicy, o ten samochód…
-..i…?
-Ponoć ma go jakiś miejscowy cham, czekaj… on miał na imię…
-… jak?
-Czekaj myślę…
-Niall!
-Adam- krzyknął.
***Perspektywa Camille***
Moja buzia spuchła, bolała mnie cała, nie mogłam się ruszyć. Co miałyśmy robić, jak stąd uciec. Leżałyśmy, usłyszałam nagle dźwięk motoru, lekko kopnęłam Carę w nogę, leżałyśmy sztywno, wszedł…
-I jak noc? Wygodnie się spało…?
-Zamknij się- warknęłam.
-Oj, lepiej tak nie mów, bo twoja koleżaneczka dostanie jak ty, a to bolało. Przyniosłem wam wodę, kładę przy drzwiach, jak chcecie to chodźcie- skierował się ku drzwiom- a miałem wam powiedzieć, szukają was wszyscy, ale że nie trafili na trop, to jeszcze tu poleżycie, pa, pa.- wyszedł. Tak bardzo chciałyśmy wyjść, Cara leżała bez jakichkolwiek sił do życia, pragnienie sprawiało, że gardło piekło okropnie, a kończyny zostały paraliżowane. Próbowałam wydostać się stamtąd, złapałam za koniec sznurka i po omacku, próbowałam rozwiązać supeł, najgorsze było to, że po wielu próbach odwiązania sznura, zrobił się z tego jeszcze większy supeł. Przez chwilę leżałam zrezygnowana, ale wzięłam się w garść i znowu spróbowałam, jeszcze gorzej. Boże, ale badziewie. Nie no muszę się stąd wydostać, myśl pozytywnie Cam, dasz radę, dla Cary. Nagle moja przyjaciółka coś mruknęła.
-Cara co powiedziałaś?
-L……ust…..eer……kkkkoo.
-Co?
-W k..i..eszen…i- głośno przełknęła ślinę.
Ze względu na to, że ręce miałyśmy związane do tyłu, więc włożyłam rękę do kieszeni, a tam znalazłam lusterko, które Cara miała zawsze przy sobie, z tego co pamiętam, to jest jedyna jakakolwiek pamiątka po jej rodzicach…
Ale jak ja mam przeciąć linę lusterkiem w rameczce? Wpadłam na pomysł, bardzo zły dla mojej dłoni, spróbowałam ściągnąć oprawę, ale lusterko się złamało, chyba na moje szczęście, zaczęłam pocierać kant lusterka o linę, to było bardzo żmudne. W pewnym momencie, weszłam w jakby taki automat, moja dłoń poruszała się sama, poczułam po raz kolejny spływającą krew, która leciała z wewnętrznej części dłoni. Nagle *cyk* poczułam rozluźnienie w linach, próbowałam wstać, ale nie miałam siły, wyswobodziłam się z lin i powoli pomogłam Carze zrobić to samo. Leżała wyczerpana, biedna… Przeczołgałam się w kierunku wody, łyknęłam kilka łyków, siły wróciły momentalnie, podeszłam na klęczaka do Cary i podniosłam lekko jej głowę i lekko nachyliłam, gdy poczuła zapach i smak wody, zaczęła pić tak zachłannie. Jednak można było powiedzieć, że jest tak jakby sparaliżowana, była głodna…
***Hazza***
Jak mogłem, o tym wcześniej nie pomyśleć, ten *****, na 100% to jego sprawa, teraz tylko, gdzie one są. Wybiegłem z pokoju  i poleciałem do Louisa.
-ADAM.
-Co?
-To on.
-O k****, ja go normalnie zabiję…
Zawołałem chłopaków, wszyscy wsiedli do samochodu, podjechaliśmy pod jego dom, samochodu nie było, ale bardzo się ucieszyłem na jego widok, gdy wyjechał zza zakrętu wprost na nas, zatrzymał się i szybko wycofał. Ja wcisnąłem gaz do dechy i ruszyłem ku porywaczowi. Zadzwoniłem do taty Cam, żeby zablokowali drogi wyjazdowe z H.CH. Kręciliśmy się za nim po całym mieście, skierował się ku wylotówce, ale tam czekały na niego radiowozy. Normalnie, jak w filmie. Zatrzymał się, otoczyli go policjanci, wyciągnęli siłą, musiał się poddać, uśmiechał się do nas perfidnie, wysiadłem z samochodu, podbiegłem do niego, ale zatrzymali mnie chłopaki. No i dobrze, pewnie, jakbym go dorwał, to byłby już trupem… Na posterunku, nie chciał powiedzieć, gdzie ukrył dziewczyny, grozili mu dożywociem, ale on był twardy… Cham patentowany… Dopiero teraz poszukiwania, dostały tzw. Kopa, wszyscy z miasteczka zaangażowali się.
***Cam***
Trzeba było jak najszybciej stąd wiać, bo jak Adam, by wrócił, to po nas… Podniosłam ramię Cary i przewiesiłam je nad swoją głową, oparłam drugą rękę o ścianę, Cara próbowała stać na nogach, ale ze zmęczenia i głodu, najzwyczajniej w świecie nie miała siły. Wyszłam ze stodoły, najpierw oglądając się na wszystkie strony, nikogo nie było, poznałam to miejsce dopiero teraz, chodziłam tu na randki z A…, znałam tu skróty do miasteczka, przez las, szłyśmy z Carą, trzymałam ją mocno w biodrach, a ona z całej siły, która potrafiła z siebie wydobyć trzymała się mojej szyi. Idę dalej, po godzinie, która dłużyła się strasznie, doszłyśmy do miasteczka, nikogo nie było na ulicach, jakby wyparowali, zbawienie nagle naszło, mój dom,  przyspieszyłam kroku, stałam przy drzwiach, podniosłam rękę na dzwonek. Dotknęłam go lekko, bałam się w duszy, że nikogo może nie być, wszyscy przecież nas szukają, jeżeli mam wierzyć Adamowi, co będzie to będzie, jeszcze raz, *ding* *dong*.


 Kolejny rozdział dodany. Sorki, że nie dodawałam przez te trzy dni, ale byłam na wycieczce z klasą, straciłam głos i nie miałam dostępu do neta.